O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

czwartek, 31 lipca 2014

Lipiec nad Biebrzą.



A jednak. Mimo składanych sobie wcześniej obietnic, wybrałem się nad letnią Biebrzę. I co? I było dobrze! Dolina zaskoczyła mnie przyjemnie pod wszystkimi względami. Było upalnie, ale była i rzeka, która latem jest znacznie płytsza i dzięki temu oferuje liczne kąpieliska. I to jakie kąpieliska! Wiem, że narażę się warmińskim patriotom lokalnym, ale pływanie w Biebrzy, czy leniwe polegiwanie na płyciznach, to zdecydowanie inna kategoria zabawy „we wodzie”, niż taplanie się w naszych jeziorach. 
Z racji pogody nie zabrakło oczywiście insektów, ale nie był to jakiś zmasowany atak. Na otwartych przestrzeniach dokuczały na przeciętnym, olsztyńskim poziomie.
Największym zaskoczeniem były jednak ptaki. Przede wszystkim jest teraz znacznie więcej czapli obojga kolorów, aniżeli wiosną. Dodatkowo są teraz bardziej dostępne, gdyż bagna wyschły i, chcąc nie chcąc, muszą trzymać się rzeki. Są czarne bociany, które w niedużych, rodzinnych grupach koczują w pobliżu starorzeczy. Są stadka młodych gęgaw. Wprawdzie wyklute w tym roku ptaki nie są tak atrakcyjne wizualnie, jak dorosłe osobniki, ale nie są też tak płochliwe. Są bieliki i błotniaki. Są kszyki i są wreszcie, kolaborujące z krowami, szpaki. Te ostatnie połączyły się już w duże stada, które o zachodzie słońca dają niezwykłe przedstawienie z gatunku „światło i dźwięk”.
I wreszcie najważniejsze. Letnia Biebrza jest prawie pusta. W porównaniu do wiosny, pomijając wędkarzy i przelotnych kajakarzy, nie ma ludzi. I oby tak zostało.



 
 
 
 

 
 
 
 
 




środa, 23 lipca 2014

Lato.



Już po szlifowaniu wielkomiejskich bruków. Przyrodniczego nic nie było, pomijając młode kopciuszki w Berlinie, czarnego bociana w czeskich górach i kanię rudą nad Odrą.
Tymczasem lato w pełni. Już niejednokrotnie wspominałem, że to dla mnie najgorsza pora roku, zwłaszcza gdy jest tak upalnie, jak teraz. Ptasio dzieje się niewiele, ssaczo również. Temperatura i insekty sprawiają, że czatownie zamieniają się w piec, w którym leczono Rozalkę z nowelki Prusa, a las – w punkt honorowego krwiodawstwa. Na szczęście za tydzień będzie już sierpień i rozpocznie się czas migracji. Z informacji uzyskanych od Igora Iwaszko, wynika że poważnie przygotowują się do niej nadbiebrzańskie bociany. Mam zatem nadzieję, że w tym roku uda mi się wreszcie trafić w nieuchwytny punkt, czyli w bociani sejmik. Odkąd wróciłem do fotografii ta sztuka nie udała mi się ani razu. Mimo, że próbowałem co roku, zawsze przyjeżdżałem nad Biebrzę za wcześnie lub za późno. Dlatego tego lata spróbuję znowu, gdyż jest to nie byle jakie widowisko. Kto widział dziesiątki ptaków wirujących w powietrznych kominach, wie o czym mówię.
Na razie zamiast bocianów, błotniak stawowy nad zbożem. Co prawda wolałbym zdjęcia błotniaka zbożowego nad stawem, ale na lipcowym bezrybiu i stawowy – ryba.



 
 
 
 


sobota, 12 lipca 2014

Warmińskie czaple.




Siwe i białe. Pełne gracji i koloru. Takie właśnie są. Czaple.



PS. W ciągu następnych 10 dni nie pojadę w teren, tylko będę szlifował wielkomiejskie bruki. Jeżeli wypatrzę na nich coś co jest, przynajmniej w części, przyrodą, spróbuję to pokazać, jeżeli nie, zrobię sobie blogową przerwę wakacyjną.


 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


poniedziałek, 7 lipca 2014

Fotoporady.



Pisałem już o tym, jak rozpoznawać ptaki i jak przetrwać w Dolinie Biebrzy. Tym razem pozwoliłem sobie przygotować krótki leksykon poświęcony fotografii.

Cz. I. Gadżety

Akumulatorki. Warto mieć i dobrze, jeżeli są naładowane. Co prawda psychiatrzy radzą by czasem dać upust narastającemu w nas stresowi i wykrzyczeć swoje frustracje, jednak niekoniecznie należy to robić w pięknych okolicznościach przyrody, gdy okazuje się, że cholerny akumulator padł.
Aparat fotograficzny. Na Podlasiu powiadają, że to nie aparat robi zdjęcia. Niby prawda, ale z drugiej strony spróbujcie zrobić dobre zdjęcie bez aparatu. Albo bez obiektywu.
Duży plecak fotograficzny. W terenie mało przydatny. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie takiego kloca tachał po krzakach. Co innego wernisaże fotografii przyrodniczej, imprezy okolicznościowe w Biebrzańskim PN i tego typu wydarzenia. W takich okolicznościach jest to przedmiot obowiązkowy, podobnie jak wskazujące na profesjonalistę ciuchy maskujące i broda.
Karta pamięci. Już sama nazwa wskazuje, że jest to element wyposażenia, o którym najczęściej zapominamy wychodząc w plener. Oczywiście samo robienie „pstryk” pustym sprzętem daje dużo radości, jednak uniemożliwia podzielenie się naszymi obserwacjami z tymi, którzy nie zdążyli dać nogi z domu przed naszym powrotem z terenu.
Monopod/statyw. Rzeczy absolutnie niezbędne! Ten pierwszy jest niezastąpiony gdy usiłujemy wymacać grunt na bagnach lub opadną nas wiejskie psy. Ten drugi doskonale nadaje się do zawieszania kociołka z zupą nad ogniskiem.
Pasek od aparatu. Służy głównie do złośliwego zahaczania o uchwyt hamulca ręcznego, gdy chcemy szybko zrobić zdjęcie z okna samochodu.
Pokrętełko. Każda lustrzanka wyposażona jest w pokrętełko. Z grubsza służy ono do tego, by coś tam na nim ustawić, z czego i tak najczęściej wybieramy AUTO lub literkę P. Zdarza się jednak, że w czasie podróży pokrętełko przestawia się samoczynnie (lub zostaje przestawione przez naszego kolegę – kawalarza) na inną pozycję. Oczywiście aparat dalej będzie robił „pstryk”, ale dobrych zdjęć już nie.
Przenośna czatownia. Jak sama nazwa wskazuje służy głównie do przenoszenia jej z miejsca na miejsce, gdyż fotografować z niej się nie da.
Samochód. Niezbędny do przewożenia fotograficznych gadżetów oraz zapewniania zarobku lokalnym traktorzystom.
Ubranie maskujące. Absolutnie niezbędne! Co prawda na otwartym terenie jesteśmy w nim tak samo widoczni, jak w stroju, w którym brylujemy na dancingach, ale przynajmniej nikt nas nie weźmie za jakiegoś, pożal się Boże, amatora. 
Wodery. Jedyne obuwie, w którym możemy się bez wstydu pokazać nad Biebrzą. Tłumaczenie, że jest susza, wody brakuje nawet w rzece, a w woderach jest nam straszliwie gorąco i niewygodnie, jest po prostu śmieszne i trąci amatorszczyzną.

         To oczywiście zaledwie ułamek tego, co powinniśmy wiedzieć i posiadać, by stać się profesjonalnym fotografem przyrody lub - i to jest tak naprawdę najważniejsze - przynajmniej na takiego wyglądać. O samej sztuce skutecznego fotografowania przyrody napiszę w II części leksykonu.