O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

niedziela, 26 października 2014

Szponiaste.

Rozlewisko, to nie tylko brodźce, gęsi, kormorany, kaczki, czaple i takie tam. Rozlewisko, to także miejsce bytowania dwóch gatunków pierzastych drapieżników – bielika i błotniaka stawowego.
Wspomniane drapole lubię z dwóch powodów. Pierwszy jest najbardziej oczywisty. Są po prostu atrakcyjne wizualnie. Co prawda nie udało mi się jeszcze sfotografować ich z bliska, ale pocieszam się, że mam na to jeszcze czas.
Druga kwestia to efekt ich pojawiania się nad wodą. O tej porze roku na rozlewisku nie pozostało już zbyt wiele ptaków. Większość z nich siedzi z dala od czatowni i jest praktycznie niedostępna, co powoduje, że siedzenie w budzie zaczyna być nudne. I wtedy na szczęście pojawiają się bieliki i błotniaki. Tylko one powodują, że całe to zgnuśniałe, ptasie towarzystwo wykonuje coś, co ożywia senną atmosferę jesiennego czatowania. Najczęściej jest to oczywiście totalna panika. Interesujące jest jednak to, że przybiera ona różną postać w zależności od tego, który z drapoli aktualnie penetruje teren. Już dawno przekonałem się, że siedzące na wodzie ptaki doskonale rozróżniają poszczególne gatunki. Pojawienie się błotniaka powoduje panikę, ale wyłącznie wśród łysek i mniejszych gatunków kaczek. Swoją drogą, kiedy obserwuję manewry błotniaka nad stadem tych pierwszych, odnoszę wrażenie, że wzniecanie wśród nich popłochu chyba go bawi. Niby szuka potencjalnej ofiary, a tak naprawdę ma dużo uciechy widząc, jak przerażone łyski podrywają się nad wodę, wydając przy tym dźwięk startującego F16.
Wizyta bielika to już trochę inna skala zamieszania. W tym przypadku prawie nie ma już odważnych. W powietrze podrywa się solidarnie prawie cała ptasia czereda. Zostają jedynie łabędzie, jakby wiedziały, że ze względu na swoje gabaryty pozostają poza zasięgiem szponiastego.
Szkoda tylko, że w tym roku nie przylatuje już rybołów. Ten gatunek jest poważnie, żeby nie powiedzieć skrajnie zagrożony. O ile bowiem bielik po prawie wymarciu na początku XX w. zwiększył swoją liczebność do około 1000–1400 par, o tyle populacja rybołowa wyraźnie się kurczy i obecnie wynosi około 30 par. Co gorsze, tak dzieje się tylko u nas. Stabilne populacje tych ptaków występują w krajach sąsiadujących. W samych tylko Niemczech doliczono się prawie 600 par, nie wspominając o Szwecji (graniczymy przez Bałtyk), gdzie żyje ich ok. 3500 par. Smutnym jest, że rybołowy nie znikają z powodu braku siedlisk czy pokarmu. Są po prostu mordowane w pobliżu jezior i przede wszystkim stawów hodowlanych. W takim przypadku nie pomogą działania podejmowane przez przyrodników, budowanie platform i wyznaczanie stref ochronnych. Tu trzeba zmienić ludzką świadomość. Tylko jak?


















niedziela, 19 października 2014

Czarny ląd.

           Jest sucho i będzie jeszcze suszej. To ciekawe, ale właśnie w Dolinie Biebrzy dotarło do mnie, że efekt cieplarniany naprawdę jest faktem.
Jak wynika z analizy prognozowanych zmian klimatu, przeprowadzonych w ramach projektu HABIT-CHANGE, pogoda w Dolinie zacznie się zmieniać. Wzrost temperatury spowoduje, że zimą zamiast śniegu coraz częściej będą padały deszcze. Brak pokrywy śnieżnej będzie skutkował zmniejszoną skalą wiosennych rozlewisk, co z kolei wpłynie niekorzystnie na inne procesy przyrodnicze. Ucierpią na tym ptaki, dla których Dolina stanowi ważny punkt na trasie ich wiosennych migracji i ryby, takie jak szczupak, dla których ciepła woda rozlewisk stanowi wymarzone miejsce na tarło. Odczują to także ssaki, których naturalnym siedliskiem są mokradła.
Wysoka, średnia temperatura zmieni także lato. Charakterystyczne dla tej pory roku będą długotrwałe susze, przerywane intensywnymi opadami.
Zamiana Doliny Biebrzy w Afrykę Centralną nie napawa optymizmem. Jedynym pocieszeniem dla mnie jest fakt, że będę wtedy zbyt stary, aby wyruszać w teren z aparatem. Przedstawiona powyżej, ponura wizja ma się bowiem ziścić w 2100 roku.














niedziela, 12 października 2014

Białe.


Wiem, że pokazywałem je już wcześniej i to wielokrotnie. Tym razem postanowiłem jednak poświęcić im osobny post. Dlaczego? Ano dlatego, że mają w sobie to coś, co przyciąga mnie jak magnes. Zrobiłem im już dziesiątki zdjęć i w zasadzie mógłbym dać im już spokój, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Nie mogę powstrzymać się od naciskania migawki, ilekroć pojawiają się przed obiektywem. Nieważne czy jest światło, czy go nie ma. Czy są blisko, czy zbyt daleko na dobre zdjęcie. Czy są aktywne, czy tylko tkwią nieruchomo w wodzie. Robię im zdjęcia, bo po prostu są.
I pomyśleć, że tak niewiele wystarczyło, aby białe czaple zniknęłyby z powierzchni ziemi. A wszystko to z powodu zwykłej, ludzkiej próżności. Na przełomie XIX i XX wieku w Stanach Zjednoczonych, ale także i w Europie, zaczęła się moda na ozdabianie damskich kapeluszy egretami, czyli właśnie piórami białych czapli. Niektóre źródła podają, że tylko w 1892 roku do Nowego Jorku dostarczono w tym celu 130 tysięcy martwych ptaków. Jak cebulki tulipanów w XVII-wiecznej Holandii, tak pióra stały się towarem, od którego zależały obroty ówczesnych giełd i gospodarki niektórych krajów. Tak na marginesie, kiedy Titanic wyruszał w swój pierwszy i zarazem ostatni rejs, jego najcenniejszym ładunkiem były … pióra.
Gdy rzeź ptaków zaczęła osiągać swoje apogeum, przyszło opamiętanie. Masowe protesty, powstanie pierwszych organizacji zajmujących się ochroną przyrody, spowodowały, że zaprzestano tego bezsensownego procederu.


PS. Zainteresowanym tą historią, polecam film z 1958 roku pt. „Wiatr nad Everglades”.


















niedziela, 5 października 2014

Jesień?



Lecą i lecą. Całą noc. Ale dokąd? I po co? A jak już lecą, może by tak poleciały nad rozlewisko? Ale nie! One lecą całkiem gdzie indziej. Na zimowiska? Chyba nie. Jeszcze na to za wcześnie. Więc dokąd?
Na rozlewisku zrobiło się pustawo. Jest inaczej, niż w ubiegłym roku o tej porze. Pierwsze dały dyla żurawie. Niby były, niby krzyczały, niby żerowały. Rano i wieczorem. A teraz co? Nie ma ich. Nie krzyczą. Nie żerują. A brodźce? Były i też żerowały! Jak żurawie. I co? I nic! Nie ma! Odleciały!
Białe i siwe czaple? Tych też ubywa! Było ich ze dwie setki, a zostało może z trzydzieści. Albo i mniej. Jakby je coś zjadało. Ale co? Dla bielika za duże. I dla lisa też za wielkie.
Albo taki zimorodek. Znalazł sobie, kanalia, inny patyk i już nie zalatuje. Nie żebym go nie widywał. Widuję. Przylatuje na suchą wierzbę, która uschła, jak dla mnie, za daleko, złapie rybkę i ucieka. No i oczywiście wodnik? Ten też jest! Ten jeszcze nie odleciał. Tylko co z tego, jak już nie chce pozować nawet przez minutę. Przeleci pędem przez błoto i tyle!
No dobrze. Są jeszcze kaczki i gęsi. Tych drugich chyba nawet przybywa. Tylko co z tego? Siedzą na środku rozlewiska i gęgają. Ale nie podpłyną. Boją się. Jak to gęsi!
I jak tu nie wierzyć w przepowiednie Podlasiaków, Kurpiów i innych Górali. Wszyscy mówili, że jesień będzie dziwna. I co? I jest!





 










Poniżej ewidentny dowód na kończącą się jesień. 
Zziębnięte czajki na tle pierwszej, w tym roku, warmińskiej góry lodowej.