To już ostatni
odcinek mikroserialu pt. „Rykowisko”. Nie poświęciliśmy mu (temu rykowisku, znaczy
się) zbyt wiele czasu, gdyż natrafiliśmy na kilka innych, interesujących
zjawisk przyrodniczych, a internet i tak jest zawalony jeleniami. Poza tym
skupianie całej uwagi na jednym, jedynym gatunku, jest zwyczajnie nudne.
Tak, czy siak było nieźle, żeby nie napisać, że było super fajosko (Tu zagadka: Kto i w
jakim … (nie, to byłoby za łatwe), używał tego ..., nazwijmy
to, sformułowania?).
Swoją drogą,
tegoroczne randkowanie jeleniowatych, uświadomiło nam, że co, jak co, ale w tej
zabawie, wabienie ma jednak kolosalną przyszłość. Być może, emitowanie
odzwierzęcych onomatopei, nie zbawi tego Świata, ale paru płowych wyciągnie z
krzaków, zdecydowaną większość solidnie skonfunduje, a nam znowu uda się coś
tam pstryknąć. Przyznaję, że na razie jesteśmy w wabieniowym żłobku, ale uczymy
się pilnie i nawet czasem coś tam nam wyjdzie w - przenośnym i dosłownym - tego
słowa znaczeniu. Co prawda, w przeszłości niepotrzebnie obiecałem, że postaram
się nie hańbić nazwiska, publiczną wokalizą, ale z drugiej strony, kto mnie tam
w lesie słyszy.
Nie o tym jednak jest
ten post. Tradycyjnie nie mam zamiaru opisywać naszych przygód, nawet tych rykowiskowych. Jeżeli jesteście ich ciekawi, zajrzyjcie do Iwony (glosbagien.blogspot.com).
Ponieważ spędziliśmy ostatnio kilka dni na podchodzeniu tych, co skaczą, zjadają las i ryczą, zacząłem zastanawiać się nad tym, co daje i co odbiera, fotografowanie w tandemie.
Swoim starym, prapodlaskim zwyczajem, zacznę od narzekania, czyli od wypunktowania minusów takiego podejścia do fotografii przyrodniczej. A zatem:
A. Fotografowanie w duecie, to często manie prawie takich samych zdjęć. Oczywiście może to być również pozytyw, zwłaszcza w przypadku, gdy jednej osobie zdjęcia nie wyszły lub w tajemniczy sposób zniknęły z dysków (na szczęście do tej pory nie mieliśmy tego typu sytuacji).
B. Dwie osoby w terenie, to konieczność dzielenia się. Miejscem, z którego lepiej widać zwierzaka, sprzętem, "Pasztetem Babuni" (swoją drogą, współczuję wnusiowi tej staruszki) itp. To także niekończące się kłótnio-dyskusje na temat wyboru miejsca i pory fotografowania, obiektu, sposobu poruszania się po terenie, umiejscowienia czatowni, kondycji polskiego kina, ligowej piłki itp.
C. Trzeba pamiętać, że dwie osoby, to podwojona kubatura (choć akurat w naszym przypadku, raczej popółtorniona). Oznacza to, że zwierzaki mają dużo większą szansę na wizualne wyłowienie nas z mgły, zaś budowane przez nas czatownie, z konieczności, miewają metraż zbliżony do domku jednorodzinnego.
D. Wysypianie się w weekendy. Tego w fotograficznym tandemie nigdy nie uświadczysz. Zawsze ktoś jest wypoczęty, ma ochotę jechać w teren, więc tak długo marudzi, że ochota na sen mija bezpowrotnie (w odróżnieniu od ochoty na zabójstwo w afekcie).
A teraz tandemowe plusy:
A. W fotograficznym duecie nie słyszy się tekstów typu: "No i gdzie znowu wstajesz, tłuczesz się po nocy i światło wypalasz? Znowu na te głupie ptaszki jedziesz? Mamusia jednak miała rację!". Nie, tego nie ma. I to nie, że raczej. Po prostu, nie ma!
B. Duet, to zdwojone ja, czyli zdublowana liczba oczu, uszu, nozdrzy i porów w linii bocznej, a więc dwa razy większa szansa na wypatrzenie, wysłuchanie, wywęszenie i wyczucie czegoś ciekawego do pstryknięcia.
C. Czasem zdarza się, że w trudniejszym terenie coś pójdzie nie tak. Mam np. na myśli sytuację, gdy siedzi się wygodnie po pas w błocie trzymając nad głową aparat, a dookoła nie ma niczego, czego można by się złapać. Oczywiście można poczekać do świtu, gdy w pobliżu pojawi się pierwszy kłusownik, ale równie dobrze można poprosić o podanie monopodu.
D. Każdy, kto kiedykolwiek budował czatownię wie, że dwie najważniejsze kwestie, to czas i precyzja. Krótko mówiąc, trzeba to robić szybko i - jednocześnie - dokładnie. Indywidualne konstruowanie bud jest oczywiście w 100% wykonalne (przykładem na to są chociażby zdjęcia Grażyny Ciechanowskiej - http://warmiapieknajaksen.blogspot.com/ i Pawła Figlanta na FB). Kiedy jednak będziecie to robić na noclegowisku żurawi w deszcz (nie wiem dlaczego, ale zawsze stawiamy budy w słotę), dysponując czasem w wymiarze zaledwie kilku pacierzy (podpowiedź do zagadki), docenicie dodatkową parę chwytnych odnóży górnych.
Gdy jesteśmy w terenie, równie często zdarza nam się spotykać samotników, jak i duety. Ba! Zdarza nam się obserwować fotograficzne tercety, a nawet septety i oktety. Ja akurat wiem, co jest dla mnie najlepsze, ale Wy tę kwestię rozsądźcie sami.