O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

sobota, 31 grudnia 2016

2016.

       Poniżej niepublikowane resztki z tegorocznego stołu Pani Przyrody. Pierwotnie fotkom miał towarzyszyć przeobszerny tekst, ale niestety nic z tego nie wyszło. Szkoda, gdyż miał to być tekst roku! Tam roku! To miał być tekst Dekady!! Gęsty od merytorycznych faktów, ale też skrzący humorem jak, nie przymierzając, grudniowa gnojowica o brzasku. Poważny i filuterny zarazem. Skłaniający do skupienia, ale i wywołujący uśmiech. Polityczny i stroniący od polityki. Grzeczny, ale i po części wulgarny. Taki to miał być właśnie ten tekst nad teksty! Co jednak można zrobić, gdy człowiek utknął na Podlasiu wśród sylwestrowych łosi? Otóż można zrobić niewiele. Dlatego też życzę Wam zatem Dobrego Kolejnego Roku i tyle!

Styczeń.






Luty




Marzec




Kwiecień




Maj 




Czerwiec




Lipiec




Sierpień




Wrzesień




Październik




Listopad 




       Grudnia nie ma, gdyż ciągle jeszcze trwa. Co prawda zostało z niego niespełna sześć godzin, ale to przecież kupa czasu, więc kto wie, co się jeszcze wydarzy?

piątek, 23 grudnia 2016

Święta.

I znowu, jak co roku, nadeszły Święta. Ponieważ nie umiem składać życzeń, a poza tym jestem mocno zajęty w kuchni, pozwólcie że wyręczę się Artystą.

https://www.youtube.com/watch?v=f91EaqWRrJQ

Mam nadzieję, że ww. w swoim - po części ornitologicznym (od 1:39 do 1:56) - życzsongu, wyraża to wszystko, co wyraziłbym i ja sam
     
Osobiście, czy za pośrednictwem - nieważne. Tak, czy siak, życzę Wam 

Najfajniejszych Świąt na Świecie!



poniedziałek, 19 grudnia 2016

Siedem akapitów o niemocy blogowej.

       Mam, proszę ja Was, kłopot z tym postem. Oj mam! Po pierwsze, to nic mi nie przychodzi do głowy, a po drugie, jak już i przyjdzie, to i tak muszę z tego zrezygnować. Z resztą, co się będę rozpisywał, jak Kraszewski jakiś, jak mogę dać przykład. W tym poście miałem zadebiutować, jako dramaturg. I co? I ... i figa z makiem! Wyraz twarzy gŁosia, która jako pierwsza przeczytała moją sztukę, przekonał mnie, że Świat nie dojrzał jeszcze do, tak wyrafinowanej, twórczości.
       Skoro zatem nie literatura wysokich lotów, to co w zamian? Może coś na temat ponurej działalności MNdP, czyli Ministerstwa Nienawiści do Przyrody? Temat gorący, chwytliwy i perspektywiczny, tyle tylko, że Święta za pasem, więc nie chciałbym zatruwać Wam ich Magii, czy jak to COŚ nazywają w telewizyjnych pasmach reklamowych.
       Zatem może o nowościach na przyrodniczych rynkach wydawniczych? Byłobyż to wyjście idealne, gdyby nie fakt, że od dawna nie ukazało się nic takiego, co mógłbym Wam polecić, zachowując jednocześnie czystość sumienia. To samo tyczy się sytuacji na odcinku kinematografii przyrodniczej i okołotejże. Tu również nie pojawiło się nic wartościowego, chyba, że chcecie ponownie obejrzeć, jak się lwy ..., po prostu ... jak się lwy ...
       Już wiem! Opiszę, jak powstają moje zdjęcia! O to to to! To jest dopiero temat na post nad posty! Tam na post! Na jędrne, rumiane i postne pościsko w sam raz do publicznego odczytania, przez Nestora Rodu, przy wiilijnym stole! A więc, "Pewnego śnieżnego, przedświątecznego poranka ..." nie, to jednak bez sensu. No bo, co ja w takim poście napiszę? Że poszedłem, pstryknąłem i przyszedłem z powrotem? Przecież to jest jasne i bez wypocin. Są zdjęcia, więc znakiem tego musiałem te trzy czynności wykonać, zwłaszcza że już się na tyle na mnie w tym internecie poznali, że pozakładali te głupie blokady na foty.
       To może post o tym, jak pozyskać choinkę bez wydawania pieniędzy? Patencik na pozyskanie darmowego chojaczka!?! Sposoby na przytulenie drzewka z państwowego lasu i skuteczne ominięcie policyjnych łapanek!?! Wiem, że właśnie w tej chwili poczuliście chutliwy oddech daru od losu, ale ... nic z tego! Ja już tam swoje godziny społeczne odpracowałem!  
       A może tak o ... Wiecie co? Dam chyba sobie z tym spokój. Już dawno nie zdarzyła mi się sytuacja, w której nie wiedziałbym, co napisać. Zabijcie, wyfiletujcie, ale nie wiem z czego to wynika? Być może jest to winą tego, że część (i to znaczna) mojego mózgu zajęta jest tegoroczną edycją śledziowych i warzywno-majonezowych kombinacji? A może też dlatego, że aktualna aura jest taka, jaka jest, choć jako taka winna być natychmiast oprotestowana?
       Nie mam zielonego, a w zasadzie szaro-białego, pojęcia dlaczego tak się dzieje. Mam tylko nadzieję, że przejdzie mi ta tytułowa niemoc i, że nie zajmie to dłużej, niż kilka dni. Tymczasem zdjęcia tegorocznej zimy, z którymi - przyznaję - trochę zabarłożyłem













Poniższa dokfotka znalazła się tu tylko dlatego, żeby pokazać, że nie tylko samymi dzikami i łaniami, lasy podolsztyńskie żyją. 


wtorek, 13 grudnia 2016

Maczeta.

       Choć podróżnik ze mnie żaden, dawno, dawno temu spędziłem trzy tygodnie w Wenezueli. Kraj to przepiękny, choć teraz skrajnie znękany panującym tam systemem polityczno-gospodarczym. Wtedy nie było jednak, aż tak źle, a dzięki wspaniałym ludziom, których tam spotkałem, zobaczyłem Andy i Morze Karaibskie i kawał dżungli i dziewicze (powiedzmy) rzeki, a nawet nie zapaliłem papierosa u podnóża najwyższego wodospadu Świata (to ostatnie wynikało z prozaicznego faktu utopienia jedynej zapalniczki, a nie z zachwytu nad przyrodniczym misterium). Było fantastycznie, ale jedna rzecz zwróciła moją uwagę w sposób szczególny. Chodzi mi mianowicie o ... MACZETĘ.
       Jeżdżąc po Wenezueli widywałem ludzi pracujących na polach, w lasach, na farmach i w przydomowych ogródkach i wszyscy oni, bez wyjątku, używali maczet. Gdy któregoś dnia pojechaliśmy do wenezuelskiego GS-u w wersji hiper, w dziale z przedmiotami do cięcia, rąbania, koszenia i fechtunku nie było, tak jak u nas, siekier, kos i toporków, gdyż były tam wyłącznie ... maczety. Ludzie Kochani! Ile tam było maczet! Całe regały i całe ściany w maczetach. Do wyboru, do koloru i do udźwigu. Ciężkie i solidne dla macho-mężczyzn, lżejsze i misterniej wykonane - dla dam i te małe, fikuśne - dla (jak podejrzewam) dzieci i wenezuelskich hipsterów. Jednym słowem sceneria, jak z - proszę mi wybaczyć skojarzenie - erotycznego snu miłośnika piłki nożnej.
       Całe to rozpasane maczetarium zafascynowało mnie do tego stopnia, że zacząłem temat drążyć. I bardzo szybko dowiedziałem się, że na podobieństwo koła, maczeta okazała się być narzędziem doskonałym, a przynajmniej tak było i tak jest w Ameryce Pd. Pomyślcie sami. Czym zetniecie hektary trzciny cukrowej? Siekierą? A czym przebijecie się przez zwartą ścianę egzotycznych pnączy? Toporkiem? I w jednym i w drugim przypadku, czeka Was jedynie porażka, wstyd lub śmierć. Dlatego właśnie, jeżeli chcecie poporcjować tapira na święta, wystrzyc trawnik, zaostrzyć patyczek lub wyjaśnić z sąsiadem, która z Waszych żon trudni się nieamatorsko nierządem - używajcie wyłącznie maczety! 
        No dobrze, ale co zrobić, gdy na Waszej drodze staje drzewo? Duże, solidne i wiekowe DRZEWO z gatunku tych, pamiętających czasy Amerigo Vespucciego, czy nawet Alexandra von Humboldt`a? Do tego, proszę ja Was, to jest piła łańcuchowa, gdyż takim kolosom nie da rady, ani maczeta, ani siekiera, ani nawet 25 tysięcy polskich bobrów, którym karę śmierci Miłościwy Minister zamieni na przymusowe zesłanie w tropiki.
       Kiedy rok temu, mój brat zapytał nas, co chcielibyśmy dostać pod tzw. choinkę, bez wahania odpowiedzieliśmy, że ... maczetę. Chłop się trochę zdziwił, ale że już trochę nas zna, to maczetę nabył. Uwierzcie mi, że od tego czasu fotografowanie przyrodnicze stało się sielanką. Przygotowywanie materiału na czatownie, wycinanie przejść w trzcinowiskach, czyszczenie przedpola, to teraz taka radość, że aż się pieśń dziękczynna na usta rwie. Dzięki maczecie jest to tak niewiarygodnie przyjemne, że gdyby nie ograniczenia czasowe, pokrylibyśmy czatowniami cały kraj; od bursztynowego brzegu Bałtyku począwszy, a na setnym metrze za mostem granicznym w Cieszynie skończywszy.
       Zostało jeszcze trochę czasu do Świąt, więc rozważcie ten post właśnie pod kątem prezentów. Skarpetki, książki, samochody, karnety do SPA i wódki gatunkowe już pewnie posiadacie. Jeżeli zatem najbliżsi zapytają Was, co chcielibyście dostać w tym roku, bez wahania odpowiadajcie - CHCEMY MACZETĘ! Jeżeli wierzycie jeszcze w Mikołaja/Gwiazdora/Dziadka Mroza - napiszcie mu o tym w liście, a jeżeli z pisaniem u Was nietęgo - po prostu ją narysujcie. Zapewniam, że będziecie mi wdzięczni do końca życia, nawet jeżeli nie po drodze Wam z fotografią przyrodniczą.

PS. Poniżej miały być tegozimowe zdjęcia dzików i jeleni (i nawet przez chwilę były), ale z przyczyn niekoniecznie obiektywnych, odnajdą się w następnym poście. Mam nadzieję, że poniższe surogaty ucieszą przynajmniej tych, dla których, tak jak dla pewnego entomologa z miasta Łodzi http://botaniklodz.pl/, zima nie jest tą, jedyną wymarzoną porą roku.













Poniżej, unikatowe zdjęcie taty kruka czuwającego nad pożywiającymi się kruczętami.