Poniżej znajduje się kilka fotek
przedstawiających ptaki i ssaki. To jednak tylko statyści, gdyż tak naprawdę w
tym poście chodzi wyłącznie o jedno zwierzę.
W tekście o kuliku wielkim
wspomniałem, że figuruje on w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt jako VU,
czyli jest gatunkiem wysokiego ryzyka. Bohater tego postu klasyfikowany jest
oczko niżej, czyli w kategorii NT (gatunki niższego ryzyka, ale bliskie
zagrożenie). Zapewne wzruszacie teraz ramionami i pomyślicie sobie, że jutro weekend,
a ja Wam głowę zawracam jakimś marnym Entkiem. Tylko co powiecie na to, że do
tej samej kategorii należą również wilk, niedźwiedź, ryś, puchacz i tchórz
stepowy? No właśnie. Tyle, że tymi ostatnimi przejmują się wszyscy, a tego Entka
wszyscy mają w głębokim poważaniu (oczywiście mam na myśli tylko tych nielicznych, którzy w
ogóle wiedzą, że taki zwierz istnieje!). Sami przecież - o ile śledzicie media - widzicie
to samo, co ja! Gdzieś postrzelono wilka i wszystkie gazety, stacje i portale
natychmiast wrzucają to na pierwszą stronę! Leśnicy znajdują niedźwiadka-sierotkę
pod Cisną i już mkną tam wozy transmisyjne (a za nimi właściciele loterii
nieposiadający maszyn losujących). Wystarczy, że gdzieś pojawi się puchacz i
natychmiast jego stanowisko lęgowe ochrania się, jak nie przymierzając, stadion narodowy!
A Entek?! Czy ktoś przejmuje się
faktem, że Entek oraz jego bracia i siostry są w odwrocie? Że jeszcze w
połowie XX w., występował powszechnie, a teraz znalazł się na ekologicznej
równi pochyłej? Że w czasach świetności dostarczał nie tylko białka, ale również ... światła (wysuszony palił
się – brzmi to nieco makabrycznie - lepiej od wosku)? Mało tego! Entek oprócz dożywiania i doświetlania, służył również
jako naturalny barometr, gdyż w czytelny sposób, reaguje na zmiany ciśnienia
atmosferycznego. Taki sobie multiEntek.
Potem zaszły zmiany w środowisku
i mimo, że to twardziel nad twardziele, Entek zaczął powoli opuszczać swoje
domostwa. Nie jest oczywiście tak, że z Entkiem jest bardzo bardzo źle, ale przypominam, że to samo
mówiono kiedyś w przypadku gatunków, których w Polsce już nie ma.
Dlatego proszę! Jeżeli kiedykolwiek
natkniecie się na Entka lub kogoś z jego rodziny, zostawcie ich w spokoju. Niech
sobie żyją szczęśliwie i powiększają swoją liczebność.
Ponieważ wiem, że nie każdy przykłada wagę do tzw. ekologii (cokolwiek by to miało znaczyć), mam jeszcze argument postapokaliptyczny. Codziennie dowiadujemy się o tym, że świat stoi na krawędzi i nikt nie wie, jak to się wszystko skończy. Może zatem warto pomyśleć zawczasu o tym, że gdy już zejdziemy do jaskiń, przyda nam się taki pożywny świeco-barometr.
PS. Jeżeli jesteście ciekawi, jak naprawdę nazywa się Entek, zajrzyjcie pod ostatnie zdjęcie.
Dwa pokolenia dzików
Kszyk w deszczu.
Takiż piskliwiec.
Kormoran.
Żurawie.
A teraz już do końca czapla biała.
Entek, to ... oczywiście Entoni. No dobrze, to głupi żart, ale i tak proponuję, żebyście sami odgadli, kim jest bohater tego postu (podpowiedź na jednym ze zdjęć).
Zgaduję rybkę złowioną przez czaplę na ósemce. Zaczyna się na p, kończy na z. No co, niech i inni trochę pogłówkują.
OdpowiedzUsuńHmm, jak ona mierzy ciśnienie, to jestem zainteresowana ;-)
Zgadłaś, a w zasadzie pewnie wiedziałaś:) Niestety to coś nie mierzy, a jedynie wskazuje, więc jako precyzyjna aparatura medyczna raczej się nie sprawdzi:)
UsuńZa panią Ewą ,co do przewidywania pogody to ryba ta sygnalizuje zmianę ciśnienia podpływając do powierzchni wody. Odrobiliśmy lekcję,może jakaś nagroda ?
OdpowiedzUsuńCo za czasy! Wszyscy chcą nagród! A satysfakcja? A zaimponowanie dziewczynom w Raju? To już się nie liczy? PS. Piwo może być?
UsuńSatysfakcja jest i to wielka :))) Piwko jak najbardziej :)))
UsuńMówisz i masz!
UsuńMały dziczek jest świetny, a gdzie była locha?
OdpowiedzUsuńObok, więc fotografowałem krótko:)
UsuńWspaniałe ptaki! Nie tylko czaple i żurawie, ale też te mniejsze 'wynalazki', o których pewnie nawet nie słyszałem. Takich ptaków to zazdroszczę, u mnie tylko miejska drobnica w pobliżu. Za to, wbrew pozorom, dziki w Łodzi są. Pasiasty dziczek ładnie złapany, widać że jakiś indywidualista. A entek to eeeeeee... rzadka mucha siedząca po drugiej stronie pnia na ostatnim zdjęciu :-)
OdpowiedzUsuńPewnie, jakbyś poszukał, to w okolicach Łodzi coś by się znalazło. Co do Entka, to zgadłeś! Tzn. prawie. Tzn. byłeś bardzo blisko, czyli ... nie!
UsuńI w Dolinie Noteci też ostatnio pogoda nie rozpieszcza, ale po Twoich zdjęciach widać, że mimo to warto ruszyć w teren :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki, sam wiesz, że teren zawsze warto!
UsuńKolega kiedyś "pozyskał" całkiem sporego Entka, ale ze względu na posiadanie męskiej ozdoby pyszczka podobnie jak m....s i nawet s.m, wydał mi się niejadalny. Białe pięknie przyłapane.
OdpowiedzUsuńSam też nigdy nie jadłem. W ciekach wokół mojej miejscowości Entków jakoś nie spotykaliśmy. Były za to m...s-y i s.m-y:)PS. Swoją drogą fajny szyfr:))
UsuńEntek, czyli ten co się wije i druga stroną oddycha? I czemu czapla nie została poinformowana że to Entek? Biała na dodatek. I choć biała to fotogeniczna jest potwora. Ale naj, naj to te kszyko-pisklaki w deszczu.
OdpowiedzUsuńI jeszcze pochwalę za konkurs. Lepszy od letnich konkursów Lata Z radiem
UsuńDokładnie tak. Nie chciałem pisać o tym oddychaniu, bo może ktoś czyta te posty w trakcie jedzenia:) No cóż. Biała, jak to Biała. Jest żarcie, to co ją jakaś książka (nawet czerwona) obchodzi. PS. Jak tak, to może jeszcze pociągnę tę zagadkową serię:)
UsuńPociągnij serią:))
UsuńJawohl!
UsuńA ja nie wiedziałam i bardzo się cieszę, że jestem mądrzejsza o kolejny przyrodniczy fakt. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJa również. Właśnie po to jest ten blog:)
UsuńNo tak Ewa najpierwsza rzucił na sieć że to pi...z, a ja głupi już miałem pisać jaki to ten entek nieładny że ikrę wyjada innym gatunkom i że w ogóle to w sumie sztucznie przywleczony - ale się w porę do wuja (czasami mam ochotę ich pisać przez "ch")Googla drapnąłem i sprawdziłem że przepastna a mętne wody mojego umysłu pomyliły entka z ... jazgarzem... chyba o skojarzenia dźwiękowe poszło ;-)
OdpowiedzUsuńI tak o mały włos, nieszczęsny Entek oberwałby za cudze grzechy:) Chociaż pewnie do końca takim niewiniątkiem nie jest!
Usuńnie widziałam i się dowiedziałam kim jest Entek :) Fajny Kszyk w deszczu
OdpowiedzUsuńTo bardzo się cieszę:) PS. Jak tak dalej pójdzie, to większość zdjęć będzie w deszczu. Przynajmniej tu na Warmii:)
UsuńZ tą rybką lata temu miałem drobny epizodzik "rybacki". Jeden z sąsiadów przy okazji melioracji przekopał kanalik do pogłębianego rowu, żeby wyłapać żyjące w nim ryby. Co tam pływało grubszego, to zabrał, ale zostało tam jeszcze trochę dziwacznego drobiazgu, który wił się prawie na powierzchni płytkiej wody nad błotem.Jeden był w malejącej strużce wody do rowu i razem z koleżka żeśmy go złowili do jakiejś puszki po farbie, czy coś w tym rodzaju - nie pamiętam dokładnie. To był rodzaj małego "węgorzyka", bardzo obślizgłego i puszczającego bąbelki powietrza z lekkim popiskiwaniem. Od rodziców dowiedziałem się, że to jadalne, ale trzeba ich mieć dużo żeby cokolwiek z nich zrobić. Dużo, łatwo powiedzieć, jak tam błoto było po pas!!! Małe Dreptaki bywają jednak pomysłowe! Taki piskorz nie wyglądał na dobrego pływaka, więc lekko pogłębiliśmy kanalik, tak żeby przepływającego piskorzyka prąd porwał, a na jego końcu (kanaliku, nie piskorza, gdzie utworzył się mały wodospadzik, podstawiliśmy durszlak. Co prawda nie zaobserwowaliśmy skuteczności naszego ustrojstwa, jednak stwierdziłem że co prawda w dzień nie działa, ale w nocy one na pewno wędrują. I rzeczywiście, rano był pełen durszlak piskorzy!!! Miały po 20 - 30 cm długości.
OdpowiedzUsuńI tu pojawił się problem, bo nie można ich było sprawić - były niezwykle żywotne!!! Za to już z patelni dość smaczne, chociaż z błotnistym posmakiem. Nigdy więcej na nie nie trafiłem.
Swoim komentarzem przywołałeś mi setki najlepszych wspomnień z czasów, gdy jeszcze mieszkałem na głębokiej, podlaskiej prowincji. Co prawda piskorzy nigdy nie łapałem, ale inne stworzenia i owszem. Do dziś pamiętam nocne wyprawy na raki, miętusy, węgorze czy zwykłe, dzienne rybaczenia na Biebrzy, Jegrzni i Ełku. A teraz? Raków nie jadłem od lat, ryb w jeziorach (przynajmniej na Warmii) już prawie nie ma, a jeżeli gdzieś są, to na łowiskach specjalnych (takie chlewnie dla wędkarzy). Najciekawsze jest jednak to, że rodzice pozwalali nam eksplorować nawet najdalsze tereny i jakoś nie obawiali się, że coś/ktoś nas zabij, albo się potopimy:)
Usuń