Kolejny mix, niepokazywanych dotąd, zdjęć z naszych wyjść
w teren. Co prawda w tym miejscu miały być zdjęcia najpiękniejszych polskich
ptaków, czyli żołn, ale ich nie ma i nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek będą. Oczywiście nie dlatego, że ten temat nagle przestał nas interesować, ale dlatego, że jedyna znana nam kolonia tych ptaków na północnym wschodzie
kraju, praktycznie przestała już istnieć.
O podlaskich żołnach dowiedzieliśmy
się przed dwoma laty (choć kolonia jest nieco starsza), gdy na FB zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia,
a właściwie dziesiątki zdjęć wrzucanych przez … chyba wszystkich. Naturalnie
mógłbym teraz napisać, że akurat my nie chcieliśmy tam jechać, bo
postanowiliśmy poczekać, aż liczebność ptaków w kolonii osiągnie stabilny poziom, ale nie będę się wygłupiał i udawał ultraekologa. Prawda jest taka, że w dwa lata temu nie pojechaliśmy,
gdyż za bardzo nie wiedzieliśmy, gdzie szukać ptaków, a w ubiegłym roku zajęliśmy się czymś
innym i, gdy przypomnieliśmy sobie o żołnach, było już za późno.
Dlatego właśnie ten rok miał być wreszcie żołnowy. Pierwszy raz zajrzeliśmy do tych ptaków w pierwszej połowie czerwca. Nie mieliśmy zamiaru fotografować, gdyż nie było na to czasu. Korzystając jednak z pobytu na Podlasiu, chcieliśmy przynajmniej przyjrzeć się temu miejscu. Kolonia zlokalizowana w czynnej (niestety) żwirowni wyglądała zachęcająco, więc postanowiliśmy, że wrócimy tam w fazie karmienia, a więc w okresie, gdy
ryzyko porzucenia lęgów jest najmniejsze.
Po powrocie do Olsztyna, co jakiś czas, próbowaliśmy dowiadywać się, co słychać w kolonii, choć nie było to takie proste. Informacje były, albo bardzo skąpe, albo nie było ich wcale, gdyż nasz najlepszy informator (jeszcze raz dzięki Michale!) był w tym czasie mocno zajęty. Wreszcie nadszedł czas, gdy musieliśmy podjąć ostateczną decyzje - jedziemy, albo dajemy sobie spokój. Ponieważ jednak na Podlasie jest kawał drogi, a oprócz żołn na nic innego nie liczyliśmy z powodu suszy, postanowiliśmy jeszcze raz podpytać miejscowych fotografów. Odpowiedziało nam dwoje z nich i niestety okazało się, że jest bardzo źle. Jeszcze w ubiegłym roku kolonia składała się z 11 par, a w tym tylko z dwóch, z których ostatecznie została jedna!
Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim, jak już wspomniałem, żołny założyły kolonię w czynnej żwirowni. W ten sposób w 2012 r. i niestety również w tym, koparki zniszczyły część, wykopanych przez ptaki, nor. Drugi powód zniknięcia kolonii (w przyszłym roku żołn w tym miejscu raczej już nie będzie), to ... fotografowie. Ptaki założyły gniazda tuż przy szutrowej drodze, więc dostęp do nich był wyjątkowo łatwy i niestety korzystało z tego bardzo dużo osób.
I tu właśnie dochodzę do sedna tego postu. Z roku na rok przybywa fotografujących przyrodę. I bardzo dobrze, bo to fajne hobby lub wręcz sposób na życie. Tyle tylko, że czasem w pogoni za wymarzonym ujęciem zapominamy o tym, że łąka, las, czy nawet taka żwirownia, to nie ogród zoologiczny. W dzisiejszych czasach dzikie zwierzęta są co prawda bardziej przyzwyczajone do naszej obecności, niż to miało miejsce przed wiekami, nie oznacza to jednak, że zatraciły swoją dzikość, a wraz z nią strach przed człowiekiem. Dlatego prawie zawsze, gdy poczują się zagrożone - odchodzą i w wielu wypadkach nigdy nie wracają. Warto o tym pamiętać, gdy na blogach, forach itp. odsądzamy od czci i wiary innych, w tym zwłaszcza myśliwych. Bo akurat tych ostatnich w żwirowni nikt jakoś nie spotykał, a żołny mimo to zniknęły.
PS. Żeby było jasne. Nie mam zamiaru rzucać żadnymi kamieniami, a już na pewno nie pierwszy.
Po powrocie do Olsztyna, co jakiś czas, próbowaliśmy dowiadywać się, co słychać w kolonii, choć nie było to takie proste. Informacje były, albo bardzo skąpe, albo nie było ich wcale, gdyż nasz najlepszy informator (jeszcze raz dzięki Michale!) był w tym czasie mocno zajęty. Wreszcie nadszedł czas, gdy musieliśmy podjąć ostateczną decyzje - jedziemy, albo dajemy sobie spokój. Ponieważ jednak na Podlasie jest kawał drogi, a oprócz żołn na nic innego nie liczyliśmy z powodu suszy, postanowiliśmy jeszcze raz podpytać miejscowych fotografów. Odpowiedziało nam dwoje z nich i niestety okazało się, że jest bardzo źle. Jeszcze w ubiegłym roku kolonia składała się z 11 par, a w tym tylko z dwóch, z których ostatecznie została jedna!
Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim, jak już wspomniałem, żołny założyły kolonię w czynnej żwirowni. W ten sposób w 2012 r. i niestety również w tym, koparki zniszczyły część, wykopanych przez ptaki, nor. Drugi powód zniknięcia kolonii (w przyszłym roku żołn w tym miejscu raczej już nie będzie), to ... fotografowie. Ptaki założyły gniazda tuż przy szutrowej drodze, więc dostęp do nich był wyjątkowo łatwy i niestety korzystało z tego bardzo dużo osób.
I tu właśnie dochodzę do sedna tego postu. Z roku na rok przybywa fotografujących przyrodę. I bardzo dobrze, bo to fajne hobby lub wręcz sposób na życie. Tyle tylko, że czasem w pogoni za wymarzonym ujęciem zapominamy o tym, że łąka, las, czy nawet taka żwirownia, to nie ogród zoologiczny. W dzisiejszych czasach dzikie zwierzęta są co prawda bardziej przyzwyczajone do naszej obecności, niż to miało miejsce przed wiekami, nie oznacza to jednak, że zatraciły swoją dzikość, a wraz z nią strach przed człowiekiem. Dlatego prawie zawsze, gdy poczują się zagrożone - odchodzą i w wielu wypadkach nigdy nie wracają. Warto o tym pamiętać, gdy na blogach, forach itp. odsądzamy od czci i wiary innych, w tym zwłaszcza myśliwych. Bo akurat tych ostatnich w żwirowni nikt jakoś nie spotykał, a żołny mimo to zniknęły.
PS. Żeby było jasne. Nie mam zamiaru rzucać żadnymi kamieniami, a już na pewno nie pierwszy.
Te Twoje zwierzaki jak żywe,zając świetnie pozował,no i pięknie uchwyciłeś w locie kukułkę,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki:) Może dlatego, że ... były żywe (przynajmniej, gdy je fotografowałem)? :)
UsuńCzasami lepiej ciekawe miejscówki zachować w tajemnicy. Tym bardziej takich rzadkich ptaków jak żołny.
OdpowiedzUsuńZ fotek najbardziej podoba się ostatnia :)
Masz 100% racji, ale chyba czasem się nie da, co pokazuje przykład tych nieszczęsnych żołn. Podobno w szczycie parkowało tam kilkanaście samochodów (5 m od nor). Miejscowi ornitolodzy usiłowali z tym walczyć i tylko narobili sobie wrogów.
UsuńBardzo przykra wieść z tymi żołnami. I znowu w Płocku w zoo tylko będę mogła sobie je pooglądać:( A powiedz mi co z młodymi sowami?? Udało się je sfotografować? Trochę na nie czekam i w międzyczasie podziwiam Twoje kolejne pasiaki (np. pierwsze zdjęcie) i tego zająca w owsie i oczywiście łosie, bo łosie podziwiam zawsze, tak jak żurawie
OdpowiedzUsuńBardzo przykra, ale co poradzisz, jak ktoś się uprze na fotkę. Sami czekaliśmy na wyklucie się piskląt (na wszelki wypadek wszystko konsultowaliśmy z miejscowym, zawodowym ornitologiem) i figa z makiem. PS. Zając w owsie zawsze fajny, ale w buraczkach - najfajniejszy:)
UsuńBaa, ale w zielonym owsie to mniej tuczący jest
UsuńI to widzisz jest argument, nie do odrzucenia!
UsuńNo właśnie zdrowy umiar i rozsądek trzeba zachować we wszystkim,w szczególności przy fotografowaniu rzadkich płochliwych ptaków. Ale do tego że tak powiem trzeba dorosnąć. Często takie błędy popełniają młodzi adepci tego hobby w pogoni za super ujęciem,aczkolwiek i starzy wyjadacze mają je na sumieniu. Łosiek we mgle naj,naj z całej serii :)
OdpowiedzUsuńPaweł, tam byli głównie wyjadacze i to z całego regionu! I dzięki nim prawdopodobnie kolonię szlag trafił, bo żołny raczej w to miejsce nie powrócą. Na szczęście powstała nowa kolonia na Suwalszczyźnie, więc jest jakaś szansa na przyszły rok.
UsuńZnając życie wieść szybko się rozejdzie i nie daj boże ta kolonia też tak może skończyć jak opisywana :(((
UsuńObyś się mylił!!
UsuńWszystkie zdjęcia fantastyczne, ale mnie najbardziej ujęło to robione znad powierzchni wody. Ma taki amazoński klimat :-) Żołny są śliczne. Miałem okazję widzieć wielką kolonię w Rumunii, dziesiątki kolorowych ptaków, jak w Afryce co najmniej. W ogóle Rumunia jest rewelacyjna pod względem przyrodniczym. Co do inwazji fotografów - na Forum Entomologicznym jest taka zasada, że jak ktoś spotka jakiś rzadki gatunek, to absolutnie nie podaje dokładnej lokalizacji. To forum czytają różni "łowcy trofeów" i inni nawiedzeni i po chwili po rzadkim gatunku nie zostałoby nic.
OdpowiedzUsuńDzięki Grzegorz:) Bo to jest taka nasza Amazonka, czyli Łyna przed miastem. Świetne miejsce, choć trochę zdewastowane ostatnimi burzami. Co do zatajania miejsc - sami tak robimy. Nigdy nie piszemy na naszych blogach, gdzie dokładnie zrobiliśmy jakieś zdjęcie, ale ... znajomym zawsze podpowiemy:)PS. Kiedyś się tam wybiorę:)
UsuńHm, ciekawa historia z tymi żołnami. Zawsze mi się wydawało, że jakieś ptaki mogą wyginąć przez zatrucie środowiska a tu okazuje się że też przez fotografów. Toż to szkodliwa pasja jest. Ja chyba jednak pozostanę przy moich drutach, chociaż przyroda przeze mnie nie ucierpi. Zamglony łoś cudny :)
OdpowiedzUsuńCiekawa, ale i smutna. Głównie przez to, że kolonia zniknęła dzięki tzw. "przyrodnikom". A co drutów, to nie byłbym taki pewien, czy dziewiarki faktycznie są takie niewinne. Przeprowadzę śledztwo i dam znać:)
UsuńZamiast ptaków mam coś takiego jak poniżej, myślę, że również może Cię zainteresować:
OdpowiedzUsuńPLAKAT DO POBRANIA
Zdjęcia fajne, szczególnie to ze Stylusa (mam rację, że znów ten aparacik miał swój udział?) oraz łosiowate :-).
Dzięki! Zwłaszcza gŁoś się ucieszy, bo to maniaczka jeleni:) (w niedzielę pokażemy podobnego). Co do aparaciku - oczywiście masz rację. Muszę jednak przyznać, że srodze się na nim zawodzę. To zdjęcie, to jedyna fotka z całego dnia spędzonego w wodzie. A może to ja zawodzę? :)
UsuńSzkoda żołn i dlatego lubię chaszcze, bo niedzielnym łowcom nie chce się tam włazić. Oczywiście, że to nie rozwiązuje problemu, ale zawsze coś. A najbardziej, poranna kaczka, kukuła i żurawi start.
OdpowiedzUsuńNad Biebrzą wlezą wszędzie. Chaszcze, nie chaszcze, bagno, nie bagno. Mam cichą nadzieję, że jednak może żołny wrócą, bo to niezwykłe ptaki. Dzięki:)
UsuńSuper zdjęcia, gratulację:)
OdpowiedzUsuńDzięki Kolego:)
UsuńZając na drodze podoba mi się najbardziej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Igor, mi również:)
UsuńPoruszyłeś niezwykle ważny problem. Prawdę mówiąc, nawet w tym roku mogłem zrobić kilka fajnych fotografii, ale nawet nie wziąłem aparatu do ręki - za duże ryzyko porzucenia gniazd było - trafienie na gniazdo przypadkiem i nawet wystraszenia ptaka to jeszcze nie katastrofa, ale już celowanie w niego obiektywem nie jest dobrym pomysłem! One maja dużo lepszy wzrok niż my i widzą, że się na nie kieruje nieznany przedmiot. Jak dobry maja wzrok? Kiedyś obserwowałem koguta, który nerwowo reagował na krążącego w prądach wznoszących bociana. Dla mnie bocian zniknął już dawno (a wzrok miałem świetny!), a kogut dalej zerkał w górę i pogdakiwał nerwowo. Gdy byłem dzieckiem, ojciec mi różne rzeczy pokazywał, legowiska, gniazda, ptaki, zwierzęta - zawsze jednak w okolicy ptaków na gnieździe kładł mi rękę na ramieniu, żebym się zbyt gwałtownie nie ruszał i patrzyliśmy z daleka - wycofywaliśmy się ostrożnie i powoli. Nie wracaliśmy już w takie miejsca, żeby nie ryzykować porzucenia gniazda.
OdpowiedzUsuńW tym roku prawie "wykosiłem" kaczkę siedzącą na jajach - na szczęście wystraszona wróciła. :)
Do gniazda sikorki, w dziupli starej czereśni, nawet nie zajrzałem - sikorki są niesamowicie delikatne pod tym względem!
Dziennikarze powinni przypominać, tv upominać, blogerzy nagłaśniać, by ludzie nie zachowywali się bezmyślnie. Przybywa fotografujących, wrzucanie do sieci stało się modne, a zachowanie fotografujących pozostawia wiele do życzenia. Nie ma wiedzy i tyle.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam.
Ultra, tylko kto tego posłucha? Może gdyby w szkołach zwracano więcej uwagi na te kwestie, a mniej na budowę komórki, ludzie byliby bardziej świadomi. A tak, to nawet szkoda gadać!
UsuńDlatego uważam, że fotografia przyrodnicza nie jest dla każdego. Potrzebna jest gruntowna wiedza przyrodnicza i, nie ma się co oszukiwać, sprzęt. Dzięki tej pierwszej wiemy np. jaki jest dystans ucieczki danego gatunku, co go niepokoi i jak się zabrać do fotografowania (podchód, czatownia itp.). Dobry sprzęt z kolei pozwala na robienie zdjęć z większej odległości (nie trzeba wkładać obiektywu do gniazda), więc ryzyko spłoszenia jest znikome. PS. Są jeszcze dwie, ważne kwestie, czyli ... zdrowy rozsądek i poszanowanie przyrody.
OdpowiedzUsuńTę samą kwestię poruszyłem kiedyś pisząc tekst na temat podglądania przyrody, na łamach naszego branżowego miesięcznika promującego akcję "odpowiedzialność i troska" w ramach którego to programu, odbywają się coroczne konkursy na fotografie przyrodniczą i krajobrazową. Gdy zaczęły wygrywać te na których fotografujący "wlazł" na kozice, lub do gniazda - szczerze się zniechęciłem...
OdpowiedzUsuńDokładnie o to mi chodziło. Co prawda nie widziałem zdjęć i trudno mi ocenić z jakiej odległości były zrobione, ale mogę się domyślać:)
UsuńOd kozicy dzieliło fotografa jakieś kilkanaście metrów - przyłapał ją na półce skalnej, podejrzewam iż sporo zszedł ze szlaku. W gnieździe że tak powiem był osobiście - bo z zewnątrz niczego by nie zobaczył gdyż mieściło się w murze ceglanym.
UsuńZ gniazdem, to rzeczywiście przegięcie i to solidne. Z kozicą nie wiem, gdyż mam wrażenie, że przy takiej liczbie turystów, tatrzańskie zwierzaki prawie się oswoiły. W praczasach, gdy jeździłem jeszcze w Tatry, czymś normalnym były lisy i orzechówki żebrzące o żarcie przy schroniskach:)
Usuń