To, że w listopadzie na Podlasiu
może być trochę inaczej, niż na Warmii, akurat wiedziałem. Na to, że będzie
całkiem zimowo – przyznaję – nie wpadłem. Dlatego też, w wigilię rocznicy odzyskania niepodległości, wyruszyliśmy na wschód, na letnich oponach, z połowicznie sprawnymi
amortyzatorami, wyposażenie w jedną czapkę i półtorej pary rękawiczek na dwoje,
czyli jednym słowem … jak zwykle.
Dolina przywitała nas
śniegiem, mrozem i mgłami, czyli wszystkim tym, co najlepsze i co od dawna można
było zobaczyć jedynie w reklamach przereklamowanych napojów gazowanych. Zwierzyna
dopisała w stopniu średnim, ale tylko w kontekście fotograficznym. Generalnie
zwierzaków było mnóstwo i gdyby zezwierzęcenie tego obszaru oceniać tylko
liczbą i gęstością tropów, to można byłoby dojść do wniosku, że ktoś prowadzi
tam intensywny chów jeleniowatych i wilkowatych, gdyż część łąk przypominała
XVIII–wieczną prerię po przejściu bizonowego tsunami. Ta, ponadnormatywna
aktywność miała jednak miejsce, prawie i wyłącznie pod osłoną nocy. O świcie
było już raczej pustawo, a my zachodziliśmy w głowę, gdzie podziało się to całe,
stepujące inaczej, towarzystwo?
Nie zawsze jednak najważniejsza jest przyroda i fotografowanie. Ważni są również ludzie,
których tam poznaliśmy i z którymi utrzymujemy stały kontakt, czy też – po prostu
– przyjaźnimy się.
Jako lokalni patrioci zawsze
namawiamy Was na wyjazd nad Biebrzę i zawsze deklarujemy wszelką pomoc.
Ponieważ jednak jesteśmy niesłowni, konfabulujemy ponad miarę i tak naprawdę w
życiu tam nie byliśmy (wolimy plaże Karwi i Sopotu, albo Krupówki wieczorową
porą), doradzamy skorzystanie z pomocy naszych przyjaciół i znajomych.
Jeżeli zatem szukacie
noclegów w typowej, podlaskiej wsi w przepięknym domu i jednocześnie łakniecie
magicznej, śląsko–podlasko-kresowej (albo kresowo-podlasko–śląskiej) kuchni, jedźcie do
Kapic. Przywita Was tam Majka Iwaszko, czyli kapicka Czarownica, pieśniarka,
gawędziarka, plastyczka i diabli wiedzą, co jeszcze. Ta propozycja ma znacznie szerszy i bogatszy charakter, gdyż wraz z Majką przywita
Was Igor (co ciekawe, również Iwaszko) http://iwaszko.fotopozytywy.pl/index.php?a=subpages&id_subpage=2. Z wykształcenia fotograf i psycholog (zapewniam,
że to drugie też może przydać się na bagnach), a także licencjonowany
przewodnik podlaski, specjalista od fotografii pejzażowej (i nie tylko
pejzażowej) oraz wytrawny eksplorator, miłośnik i znawca historii regionu.
Tym, których kusi bagienna
przyroda, ale nie ufają do końca swoim umiejętnościom i wiedzy, polecam usługi
profesjonalnych przewodników – przyrodników, czyli Ani i Andrzeja. To zawodowcy
pełną twarzą i wykształceniem. Poza ciąganiem turystów po dolinnych bezdrożach,
Ania i Andrzej Mydlińscy prowadzą również Centrum Edukacji Przyrodniczej „Wilcze
Wrota” http://www.wilczewrota.pl/(wilcze warsztaty, wilcze szkolenia, muzeum wilka i wiele, wiele innych
wilczych i … niewilczych też).
Jeżeli zaczadziło Was
ptasiarstwo, koniecznie skontaktujcie się z Michałem Polakowskim https://es-la.facebook.com/przewodnik.przyrodnik/. Michał jest
licencjonowanym przewodnikiem, ale przede wszystkim jest zawodowym ornitologiem
i przednim naukowcem, który o podlaskich (i nie tylko o podlaskich) pierzastych
wie wszystko (podkreślam WSZYSTKO), czyli zdecydowanie więcej, niż one same.
Wszyscy wymienieni, to – jak
napisałem – profesjonaliści, których polecam z najczystszym z czystych sumień.
Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że to po prostu przefajni ludzie.
P.S. Nad Biebrzą było
doskonale, ale weekend się skończył i trzeba było wracać. Pożegnaliśmy
przyjaciół, oskrobaliśmy pobieżnie auto i ruszyliśmy do Olsztyna. Niestety z
każdym kilometrem zimy było coraz mniej, a gdy dotarliśmy na Warmię, przywitał
nas klasyczny, wredny i przygnębiający listopad.
Witaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńU nas też hulaszczo-podróżniczy listopad.
Na ósmym zdjęciu sarna wygląda jak z karuzeli w wesołym miasteczku, a łosie we mgle jak z indiańskich opowieści :) A najbardziej podoba mi się ten błękitny ogród - bardzo inspirujący :)
Pozdrawiam :)
Cieszę się, że też to zauważyłaś:)) Wszystkie sarny w skoku tak wyglądają. Brakuje tylko kijka i wesołej muzyczki:)) PS. Ogród jest bardzo poranny (jeszcze przedświtowy) i stąd taka barwa. Dolina to bardzo magiczne miejsce:)
UsuńEh piękną zimę pokazałeś,może kiedyś u mnie w Raju taka będzie :) Szkoda że tam nie mieszkam na stałe,z tego co piszesz przy takiej ilości zwierząt miałbym istne pole do popisu.
OdpowiedzUsuńBędzie! W końcu to Raj :)). Zwierzaków (sądząc po tropach) jest mnóstwo. Wracamy nad Biebrzę w sylwestra, więc jest nadzieja na coś więcej:)
UsuńPowodzenia życzę :)
UsuńI wzajemnie:)
UsuńPiękne białe faktury w łosim tle, a wokół ostatniego łosia, fotografowanego pod światło jakby aureolka. Gratuluję zdjęć i pozdrawiam. Igor
OdpowiedzUsuńDzięki Igor. To Twoja zasługa, bo spotkaliśmy je zaraz po wyjściu z brzeziny, którą nam pokazałeś. To był świetny wyjazd!
UsuńAż trudno uwierzyć, że to tegoroczne zdjęcia. Inny, bajkowy świat! :-)
OdpowiedzUsuńA mnie ciągle los rzuca kłody pod nogi i nijak na to Podlasie wybrać się nie mogę... Ale w końcu się wybiorę!
Nam też trudno:) W niedzielę pokażemy jeszcze widoczki i też powinno być ładnie:))) Wybierz się, wybierz, bo warto! Jak przyjdzie zima, to łosie wlezą w sosny i będzie łatwiej je dopaść. Przynajmniej mma taką nadzieję:)
UsuńNo to przynajmniej trochę zimy zasmakowaliście i chociaż tęsknię za wiosną to trochę zazdroszczę, bo u nas jak widzisz nie zanosi się:)) Piękne, szczególnie łosie grasujące na polach owocującej bawełny.
OdpowiedzUsuńOj żebyś wiedziała! Było fajnie:) Mam nadzieję, że do nas też jakaś zima dotrze i pozwoli jakoś doczłapać do wiosny. Owocująca bawełna? Jak się domyśliłaś, że dorabiamy na plantacji? :))
UsuńBardzo miła niespodzianka z tym śniegiem, dla takich przeżyć i zdjęć warto było trochę zmarznąć!
OdpowiedzUsuńTo był prawdziwy dar. Szkoda tylko, że trwało to tak krótko:) PS. Osobiście bardzo lubię marznąć:)
UsuńPiękne śniegowo- szronowo- mgławicowe dni na Podlasiu już za nami, znowu zrobiło się buro i jeszcze można śmigać na letnich oponach;)
OdpowiedzUsuńWiem, że narażę się Podlasiakom, ale ... trochę mnie to cieszy. Trudno byłoby mi wytrzymać w Olsztynie wiedząc, że tam ciągle jest tak pięknie:) Na szczęście wracamy zaraz po świętach:)
UsuńI pomyśleć, że u mnie ani jeden płatek śniegu nie spadł i ani jeden łoś nie zawitał.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że piszesz, fotografujesz i mogę to wszystko sobie pooglądać.
Dziękuję, jesteś wielki, bo ciągle uczysz nas i promujesz ciekawych ludzi.
Serdeczności
Dokładnie to samo mogę napisać o Tobie:) PS. Mam nadzieję, że zima jeszcze zawita na Podlasie, a my wraz z nią:)
UsuńŁosie absolutnie piękne w każdym otoczeniu, ale w śniegu są jeszcze bardziej. Najpiekniej jednak otoczenie tego lisa na tle chaszczorków wyjszło.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. Pewnie dlatego, że łosi nafotografowałem się już w swoim życiu sporo, a z lisami bywało różnie. Swoją drogą znowu jakoś mniej ich (tych lisów znaczy się) widać, podobnie zresztą, jak zajęcy.
UsuńZ zającami to prawda smutna jest. Ja również nie spotykam ich już na drodze w oczekiwaniu na przebieżkę przed samochodem.
UsuńCzyli pojawiło się coś nowego. Myśliwi nie polują na szaraki od dawna, lisów ubywa, więc, albo jakaś choroba, albo jeszcze jakieś inne licho.
UsuńZacnych ludzi przywołujesz! Ukłony dla profesjonalnych, licencjonowanych i obytych bagnołazów!
OdpowiedzUsuńPrzekażę w sylwestra:)
UsuńFajna zima, tu gdzie jestem raz spadł śnieg i po 2 godzinach się roztopił...
OdpowiedzUsuńSzczepan, tak było tylko na Podlasiu, a i to tylko dwa dni:)
UsuńPiękny ten łoś niebiański (niebieski).
OdpowiedzUsuńA linki się kiedyś przydadzą, na pewno :)
A tak mu się jakoś zaniebieszczyło nieborakowi:) Polecam! Pojedziesz, odpoczniesz i, co najważniejsze, wrócisz)
UsuńPięknie tu :)
OdpowiedzUsuń