Za nami pierwszowarmiński, zimowy zwiad
terenowy (zdjęcia już wkrótce). Na razie trzaskaliśmy głównie widoczki, choć dziki i przydrożne jelenie też się już przytrafiły. Niestety ten, jakże upragniony śnieg, to także pewien kłopot. Dlaczego? Ano dlatego, że chrzęści to - jak nie przymierzając - żwirek dla kota w Muzeum Ciszy, więc nasze leśne spacerowanie przypominało trochę konkurs jedzenia cornfleksów na czas, w rodzinnej
krypcie nocą. Innymi słowy, ani to przyjemne, ani - tym bardziej - praktyczne. Nie o tym jednak jest ten post. Ten post jest mianowicie o nowych parkach narodowych, a w zasadzie o braku takowych.
Ostatnio przeczytałem, że utworzono Turnicki Park Narodowy https://www.facebook.com/turnickiparknarodowyprojektowany/?fref=ts. Teoretycznie powinno mnie to ucieszyć, zwłaszcza że czas temu jakiś, recenzowałem kilka rozdziałów Planu Ochrony TuPN. Problem jednak w tym, że ten Park, to Park ... w 100% wirtualny.
W Polsce funkcjonują 23 parki narodowe. Ktoś może powiedzieć, że to dużo, ale trzeba pamiętać, że w sumie zajmują one zaledwie około 1% powierzchni kraju. Od lat trwają starania o utworzenie kilku kolejnych, z których teoretycznie największe szanse mają trzy, czyli wspomniany Turnicki, Jurajski i nasz, czyli Mazurski. To, że mają największe szanse nie oznacza jednak, że kiedykolwiek powstaną. Dobrym przykładem jest projektowany Mazurski PN. Pomysł jego utworzenia narodził się już w latach `60 ub. wieku. Niestety, przez ten cały czas trwała i trwa nadal, zajadła batalia zwolenników i przeciwników stworzenia nowej formy ochrony przyrody na Mazurach. Za, byli i są przede wszystkim wszelakiej maści przyrodnicy, przeciw zaś - część mieszkańców, samorządy lokalne, Lasy Państwowe (mniej lub bardziej oficjalnie), myśliwi i przedsiębiorcy. Sytuacja nie jest prosta (właściwie należałoby stwierdzić, że jest skrajnie skomplikowana), gdyż i jedni i drudzy mają solidne argumenty i trudno jest jednoznacznie wyrokować, po czyjej stronie jest racja.
Jedno jest pewne. Przyroda może nie doczekać korzystnych dla niej zmian. Ostatni park narodowy (Ujścia Warty) powołano w 2001 roku, czyli jakby nie liczyć, przeszło 15 lat temu. Od tamtej pory nie zrobiono już praktycznie niczego, poza wprowadzeniem do Polski unijnej sieci Natura 2000, która jednak rządzi się nieco innymi prawami. W moim przekonaniu, żeby przezwyciężyć tę - patową dla wszystkich - sytuację, konieczne są zmiany w prawie. Obowiązująca ustawa o ochronie przyrody nie odróżnia miejscowych od przyjezdnych i daje im dokładnie takie same prawa, czyli w rzeczywistości - ograniczenia. Trudno więc się dziwić, że społeczności lokalne reagują na park, jak karp na święta, czyli nie najlepiej. Czy nam się to podoba, czy nie, jest to poważny problem i warto się nad tym chwilę zastanowić, chyba że chcemy chronić przyrodę, tak jak ostatnio, czyli ... wirtualnie.
P.S. Polubcie profil Turnickiego Parku Narodowego. Może ten mały gest w jakiś sposób pomoże ludziom, którym nieobojętna jest ochrona tego niezwykłego obszaru.
P.S.2. Tych, których interesuje, jakie parki (mają tam trochę inny system)funkcjonują w USA i jak się je promuje w najprostszy z prostych sposobów, odsyłam tu: https://www.youtube.com/watch?v=JhYYoTeJJls
Ostatnio przeczytałem, że utworzono Turnicki Park Narodowy https://www.facebook.com/turnickiparknarodowyprojektowany/?fref=ts. Teoretycznie powinno mnie to ucieszyć, zwłaszcza że czas temu jakiś, recenzowałem kilka rozdziałów Planu Ochrony TuPN. Problem jednak w tym, że ten Park, to Park ... w 100% wirtualny.
W Polsce funkcjonują 23 parki narodowe. Ktoś może powiedzieć, że to dużo, ale trzeba pamiętać, że w sumie zajmują one zaledwie około 1% powierzchni kraju. Od lat trwają starania o utworzenie kilku kolejnych, z których teoretycznie największe szanse mają trzy, czyli wspomniany Turnicki, Jurajski i nasz, czyli Mazurski. To, że mają największe szanse nie oznacza jednak, że kiedykolwiek powstaną. Dobrym przykładem jest projektowany Mazurski PN. Pomysł jego utworzenia narodził się już w latach `60 ub. wieku. Niestety, przez ten cały czas trwała i trwa nadal, zajadła batalia zwolenników i przeciwników stworzenia nowej formy ochrony przyrody na Mazurach. Za, byli i są przede wszystkim wszelakiej maści przyrodnicy, przeciw zaś - część mieszkańców, samorządy lokalne, Lasy Państwowe (mniej lub bardziej oficjalnie), myśliwi i przedsiębiorcy. Sytuacja nie jest prosta (właściwie należałoby stwierdzić, że jest skrajnie skomplikowana), gdyż i jedni i drudzy mają solidne argumenty i trudno jest jednoznacznie wyrokować, po czyjej stronie jest racja.
Jedno jest pewne. Przyroda może nie doczekać korzystnych dla niej zmian. Ostatni park narodowy (Ujścia Warty) powołano w 2001 roku, czyli jakby nie liczyć, przeszło 15 lat temu. Od tamtej pory nie zrobiono już praktycznie niczego, poza wprowadzeniem do Polski unijnej sieci Natura 2000, która jednak rządzi się nieco innymi prawami. W moim przekonaniu, żeby przezwyciężyć tę - patową dla wszystkich - sytuację, konieczne są zmiany w prawie. Obowiązująca ustawa o ochronie przyrody nie odróżnia miejscowych od przyjezdnych i daje im dokładnie takie same prawa, czyli w rzeczywistości - ograniczenia. Trudno więc się dziwić, że społeczności lokalne reagują na park, jak karp na święta, czyli nie najlepiej. Czy nam się to podoba, czy nie, jest to poważny problem i warto się nad tym chwilę zastanowić, chyba że chcemy chronić przyrodę, tak jak ostatnio, czyli ... wirtualnie.
P.S. Polubcie profil Turnickiego Parku Narodowego. Może ten mały gest w jakiś sposób pomoże ludziom, którym nieobojętna jest ochrona tego niezwykłego obszaru.
P.S.2. Tych, których interesuje, jakie parki (mają tam trochę inny system)funkcjonują w USA i jak się je promuje w najprostszy z prostych sposobów, odsyłam tu: https://www.youtube.com/watch?v=JhYYoTeJJls
P.S.3. Tym razem resztki z tegorocznego rykowiska.
Poniżej kilka fotek pokazujących, jak Cervus E., czyli Jeleń Sz. (niezaliczający się przecież do kategorii mikrofauny) potrafi skutecznie wtopić się w otoczenie. W takiej sytuacji samo podejście zwierzaka jest być może satysfakcjonujące, ale o dobrych zdjęciach, mowy nie ma. Tzn. mowa jest, ale jedynie w przypadku, gdy kolekcjonujemy obrazki dokumentujące frywolne sceny z życia flory leśnej.
Piękne widoki,a wyjątkowy król lasu w tle cudownie.Takie wspaniałe zdjęcia można oglądać bez końca.
OdpowiedzUsuńDzięki Modraszko:) Polecam Ci przyszłoroczne rykowisko. Nawet jeżeli niczego nie sfotografujesz, to jest to jedno z najlepszych przyrodniczych doświadczeń.
UsuńPiękne i klimatyczne fotki. Możliwość samego słuchania rykowiska to naprawdę wyjątkowa rzecz, a co dopiero obserwowanie jeleni w tym czasie.
OdpowiedzUsuńZwykle zaczyna się od słuchania, a potem zaczyna kusić fotografowanie. Wbrew pozorom nie jest to takie trudne, jeżeli ma się choć odrobinę doświadczenia ze zwierzakami. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam:)
UsuńMożesz mi wyjaśnić o co chodzi z tym traktowaniem przyjezdnych tak jak miejscowych przez prawo parkowe? Poczekam na odpowiedź oglądając tego jelenia, który za brzozami schroniony udaje że go nie ma. Cudo fota
OdpowiedzUsuńChodzi o to, żeby w parkach miejscowi mogli trochę więcej, niż pozamiejscowi. Dotyczy to np. zbierania runa, wędkowania, poruszania się w terenie itp. Moim zdaniem pozwoli to na uniknięcie wielu konfliktów, choć na 100% nie wszystkich. Trudno się dziwić, że ludzie nie chcą parku. To trochę tak, jakby na Twoim podwórku ustanowiono obszar chroniony i oznajmiono Ci, że od teraz koty mają być trzymane wyłącznie na łańcuchach:)
UsuńNo trochę to przerażająco brzmi, szczególnie te łańcuchy:)). Znając jednak nasze nastawienie do przerostów zatrudnienia w służbach wszelakich,nie miałby kto oceniać kto przyjezdny jest i co wyczynia w parku
UsuńBrzmi, brzmi. Znajoma zapłaciła mandat za psa, który wybrał się na krótki spacer. Nie stać jej na ogrodzenie, ale pies jest kompletnie nieszkodliwy, o czym wszyscy wiedzą. Co do oceny, to przecież wystarczy poprosić o jakikolwiek dokument i po sprawie. Poza tym w takich parkach ludzie w większości się znają:)
UsuńSpodobał mi się ten dziwadełek na 4:)) Szkoda, że nigdzie nie jest jasno i klarownie pokazane o co chodzi przeciwnikom parków. Namnożyło się nagle biznesmenów którzy chcą tu u nas robić pieniądze na produkcji różnych różności, a przecież Warmia i Mazury aż się proszą, by żyć z turystyki i własnego piękna.
OdpowiedzUsuńGrażyna, kiedyś rozmawiałem z wójtami wszystkich gmin z terenu projektowanego Mazurskiego PN i wszyscy byli przeciwni. To nie jest do końca tak, że protestują wyłącznie jacyś wielcy biznesmeni. Park nie podoba się także zwykłym ludziom, gdyż boją się towarzyszącym mu ograniczeniom. Nie przekonasz ich, że przez trzy miesiące sezonu turystycznego zarobią kasę, która wystarczy im na cały rok. To może się udać właścicielom pensjonatów (bo wesela, stypy, chrzciny itp.), a nie komuś, kto wynajmuje trzy pokoje. Park powinien powstać, ale równolegle trzeba stworzyć program dofinansowania gmin z tego terenu.
UsuńMyślałam raczej o pracy jaką mogliby podjąć ludzie z okolicy przy utrzymaniu takiego parku. Może mam mało informacji, ale myślę, że to jest też tak jak jeden leśniczy nie chce stref ochronnych, kamerek w lesie bo będzie widać też jego interesy, a gmina nie chce rządowych organizacji parkowych bo jak z nimi interesy robić. Myśliwi nie chcą bo też będą pod lupą i tak to interesy decydentów są ponad przyrodą. Naoglądałam się filmów o parkach Kanady i Stanów i w głowie mi się poprzewracało. A może przesadzam, może to pogipsowy stres.
UsuńTo niestety mrzonki. Parki są niedofinansowane, więc i zatrudnienie jest na poziomie minimum. LP nie są zainteresowane, gdyż stracą możliwość wyrębu (leśniczowie też stracą, gdyż automatycznie przejdą na garnuszek parku, czyli pensja poszybuje w dół i to ostro), a myśliwi - wiadomo. Miejscowi nie są zainteresowani, gdyż wielu z nich pracuje w firmach związanych z pozyskaniem drewna, albo w hotelach i pensjonatach. Do tego dochodzi aktywność ww. przedsiębiorców, którzy (tak wynika np. z recenzowanych przeze mnie rozdziałów PO TuPN) dbają o to, by ludzie mieli o parkach, jak najgorsze zdanie. PS. W Stanach też nie jest różowo. Przeczytaj "Piknik z niedźwiedziami".
UsuńKwestia nieco innych praw ludności miejscowej jest myślę bardzo ważna, bo te wszystkie cudowne zakątki to są ich zasługą często. Od jakiegoś czasu obserwuje prywatne lasy, gdzie nie do pomyślenia są wyręby przemysłowe, takie jak w lasach państwowych. Niby widać wyrąb i nowe pniaki po wyciętych drzewach, ale przecież to nie są hektary zmasakrowanego drzewostanu. Widać, że ktoś dba, żeby i miało co rosnąć, i żeby wycinać jedynie to co potrzebne. W prywatnych lasach nie ma tez tego stresu, że zza krzaków nagle wyłoni się jakiś strażnik i będzie patrzył jak na złoczyńcę.
OdpowiedzUsuńMiejscowi zawsze zbierali grzyby, jagody i chrust. Zawsze łowili ryby i polowali (albo kłusowali). A jednak zawsze był zdrowy las i zwierzyna, i ryby, i ptactwo. To nie presja miejscowych dokonała dewastacji, To tłumy miastowych i presja uprzemysłowienia. Natomiast ograniczenia doprowadziły np. do zaniku hal w górach, czy jak nad Biebrzą, do zaniku łąk i terenów lęgowych. Zakaz koszenia okazał się być zbrodniczą głupotą i teraz jest problem, tego typu, że za pieniądze nie ma chętnych do koszenia trawy!
W czasach kiedy byłem nastolatkiem, mieliśmy miejsca grzybowe, gdzie się jechało "po grzyby". Kiedyś pojechaliśmy i nie mogliśmy lasu poznać! Wszystko zryte, niczym po stadzie dzików! Wszystko poprzewracane! Żadnych grzybów! Nawet muchomory poprzewracane i skopane! Żaden listek na swoim miejscu!!!
Okazało się, że to był najazd kilku autokarów grzybiarzy z Warszawy - to bydło zniszczyło kilka hektarów delikatnego ekosystemu, czego nie dokonali miejscowi przez lata! Miejscowych opanowała zgroza! Grzybów tam przez wiele lat już nie było.
Podobno w ostatnich latach się pojawiły? Ale przecież od tamtego czasu minęło ponad 30 lat!!!
Ja poza innymi prawami, dołożyłbym jeszcze miejscowym uprawnienia strażników przyrody, przynajmniej części, po przeszkoleniu i stwierdzeniu niekaralności
Jest dokładnie, tak jak napisałeś. Nad Biebrzą zawsze łowiono ryby: sieciami, kłomlą, ościeniami itp., ale ryby były i to bardzo dużo, bo łowiono z głową. Potem pojawili się ludzie z agregatami prądotwórczymi i duże sztuki zaczęły znikać. Miejscowi doskonale to wiedzą i nie radziłbym proądomaniakom spotkać ich na swojej drodze, gdyż są zdecydowanie skuteczniejsi od strażników i policji:) Jeżeli chodzi o strażników, to problemem jest (jak napisałem wyżej) bardzo mały budżet przeznaczany na ochronę przyrody. Pensje w parkach plasują się na poziomie dyskontów spożywczych, więc trudno oczekiwać, że skuszą kogokolwiek poza przyrodniczymi maniakami. Kompletnie tego nie rozumiem. Państwo szasta kasą na lewo i prawo, a nie ma środków na utrzymanie tego, co mamy najcenniejsze, zwłaszcza że na tle innych wydatków, parki narodowe, to jakieś nędzne grosze.
UsuńNie ma sensu pisać z osobna. Z Dreptakiem zgadzam się w 125%, z Tobą także. Za Turnickim optowałem bardzo energicznie, bo to tereny gdzie onegdaj na trekkingi wyjeżdżałem i doprawdy trudno się w tamtejszym krajobrazie nie zakochać.
UsuńŻyjemy w czasach w których pod pozorem "równości wobec prawa" nadaje się nienależne przywileje wielu ludziom i grupom - owi warszawscy grzybiarze... Nie dbali o miejsce, nie ponosili żadnych kosztów utrzymania (nie chodzi o finansowe ale np o życiowe) a pozyskali pewne dobra jednocześnie skutecznie niszcząc teren. Tymczasem miejscowa ludność umiała zadbać i pozyskiwała tylko tyle i w taki sposób by teren i jego walory były zachowane.
Żeby nie było iż jestem ślepo wpatrzony w "miejscowych" - oni z kolei mają zwyczaj urządzania sobie dzikich wysypisk śmieci w paryjach i lasach.
Jako kliniczny przykład niech posłuży TPN i choć założono go na terenach z definicji praktycznie bezludnych to tarcia z miejscowymi są do dziś, a każdorazowy dyrektor musi dbać o popularność niczym J Krupa o figurę, bo "go zjedzą".
Istotnie, PN'y dysponują śmiesznie małymi pieniędzmi, za które muszą jeszcze przecież budować i naprawiać infrastrukturę (Parkingi, punkty widokowe, stoliczki, wiatki... kosze na śmieci itp.) dlatego zaleca im się pozyskiwanie funduszy zewnętrznych - czyli skubanie turystów, ale żeby skutecznie oskubać turystę to nie może on być wcześniej oskubany przez "miejscowego" i mamy nowe pole do konfliktu.
W Tatrach np. naopowiadano Góralom że "bydo żyć jak pony z turystów co to prtzyjado i dutki zostawio" i owszem z dudków się turystów strzyże jako wcześniej z łowiecek, a dyć że łowiecek już nikomu się trzymać nie chce, to trzeba było jaki chory "wypas kulturowy" wprowadzić, żeby turyst zdjencia robić mogli i coby hale do imentu nie zarosły... i tym sposobem gospodarkę na łopatki wyłożono, podobnie z rękodziełem.
Można by tak w nieskończoność - bo za i przeciw zależy od wielu czynników, a pewnych rzeczy po prostu ująć w przepisy prawne się nie daje - ot choćby etykiety na szlaku, czegoś takiego że śmieci się tam nie zostawia, nawet w kubłach, że jak zrobię "grubszą robotę" to po sobie posprzątam tak że nawet tropiciel z plemienia Szujonów tego nie znajdzie ;-), że po moim przejściu wszystko ma pozostać nienaruszone.
Z drugiej strony wychowanie takiej "kasty" baców - gospodarzy lokalnych, którzy będą dbali o swój teren, wydaje się sensownym pomysłem, ale na to potrzeba wielu lat, choć może właśnie na zasadzie - "wy możecie więcej bo jesteście miejscowi ale i więcej się od was oczekuje" (notabene podobną zasadę wprowadził już Cesarz Józef II i... do dziś w Galicji wielu powie że "stolicę to ja mam w Wiedniu, a teraz jesteśmy pod zaborem warszawskim").
ps. wiem piszę z punktu widzenia turysty bardziej niż przyrodnika, ale o to chodzi by pisać to co się wie z doświadczenia, a nie dyrdymały zaczerpnięte z takiej czy innej publikacji.
Jeden z Kneziowiczan (PnLiJ) jest strażnikiem rybackim - ochotniczo i społecznie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby chętnych miejscowych również w takim charakterze zatrudnić. Miejscowi potrafią się doskonale zorganizować. Potrafią się też porozumieć i zadbać o okolicę, tylko im motywacji i odrobinę sensownego szkolenia potrzeba. Najlepszym tego przykładem są Ochotnicze Straże Pożarne. Ich poziom jest na ogół całkiem dobry i chętnych raczej nie brakuje.
UsuńNa śmieci też najlepszą metodą są miejscowi - nikt tak nie przypilnuje jak sąsiad!!! :D :D :D
Do posłuchania - Pawlak - szczególności ostatnia zwrotka! :)
Makro, ja niczego nie czerpię z publikacji, a raczej sam o tym pisałem publikacje:))) Urodziłem się w Dolinie Biebrzy, mieszkałem tam 17 lat i bywam tam średnio kilkanaście razy do roku (prywatnie i służbowo). Znam też inne parki i wszędzie jest podobnie. Tatrzański (podobnie jak niektóre inne górskie i nadmorskie) to trochę inna bajka, gdyż turystyka zaczęła się tam na długo przed tym, gdy pierwsi turyści pojawili się w innych regionach kraju. Faktycznie jest tam źle. Ostatni raz byłem w Tatrach w latach `90 i poprzysiągłem sobie, że już tam nie wrócę. W poście chodziło mi bardziej o to, że aby utworzyć nowe parki, trzeba przekonać do tego miejscowych, bo inaczej po prostu się nie da. Często wystarczy dobra akcja informacyjna, a czasem trzeba dać im coś w zamian i niekoniecznie musi to być cepeliada. PS. Co do śmiecenia masz 100% racji. Syfią i jedni i drudzy, co łatwo rozpoznać po "jakości" śmieci. Tyle tylko, że tak jest na całym świecie z Niemcami włącznie (brudzą, jak każdy, tyle tylko, że mają skuteczne służby oczyszczające).
UsuńDreptak Zenon: Najprostsze rozwiązania przychodzą w tym zacnym kraju, najpóźniej. Przypomina mi się artykuł z jakiejś gazety, w którym opisano holenderskiego rolnika, który gospodaruje w Polsce. Jacyś ludzie z zawiści spalili mu część zabudowań. Policja oczywiście umorzyła, ale jego pracownicy (Polacy!) już niekoniecznie. Ogłosili w okolicy, że jeżeli Holendra spotka jeszcze jakieś nieszczęście, to sami zajmą się szukaniem sprawcy i na 100% go znajdą, nawet jeżeli będzie to piorun. I co? I kłopoty się skończyły!
Pawlak - zacny!
UsuńWojciechu - dyć jam to samo pisał! Przyrodnikiem nie jestem, dlatego właśnie w ostatnim akapicie napisałem że koncentruję się na punkcie widzenia turysty a nie miejscowego ani przyrodnika, bo te ja musiał bym poznawać z publikacji, a nie ma to jak własna wiedza.
Usuń125% racji - trzeba pewne rzeczy wyjaśnić bez straszenia, obiecywanek i bajeru. a to nie łatwe - tłumacza albo urzędnicy (z definicji pozbawieni polotu i wyobraźni), albo politycy - (z definicji nawykli do kłamstwa i czczej gadaniny). Wtórują w tym szaleństwie media.
Myślę Makro, że jednak jesteś przyrodnikiem i to zdecydowanie lepszym od dużej części tzw. "zawodowców". Co do parków, to już mi się nawet nie chce o tym więcej pisać. Jest źle i raczej lepiej nie będzie.
Usuńzarumieniłem się ;-)
UsuńA nie powinieneś :)
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńPonieważ to jest tak, że ktoś, kto nie ma na co dzień styczności z przyrodą, zazwyczaj zupełnie nie rozumie, o co w tym chodzi, a system edukacyjny też się nie spisuje pod tym względem :(
Trzecie zdjęcie od końca - majstersztyk kamuflażu :)
Długość trasy do bobrowego miejsca to droga od Was do mnie (O. - S.) + dwadzieścia kilometrów :)
Pozdrawiam :)
Czasem jest tak, jak piszesz, a czasem ludzie doskonale wiedzą, o co chodzi, tyle tylko, że nie chcą żadnych zmian. Problem z systemem edukacyjnym jest taki, że w przypadku środowiska - praktycznie nie istnieje. Coś niestety o tym wiem:) PS. Przypomnisz, co oznacza S? :)
UsuńWitaj, Wojtku.
UsuńSuwałki :)
Pozdrawiam :)
No tak:) Trochę daleko od Olsztyna. Namawiam gŁosia do wyjazdu na Suwalszczyznę, gdyż nigdy tam nie była (tak na marginesie, ostatnio stała się fanką Wierusza Kowalskiego), a dla mnie to tereny piękniejsze od Warmii. Samo miasto też bardzo się zmieniło od czasów, gdy jeździłem tak z rodzicami:) Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzę głazowiska i zjem kartacze w Jeleniewskim Jelonku:)))
UsuńOglądając Twoje fotki znowu poczułem ten niepowtarzalny klimat rykowiska. Szkoda że trzeba czekać na ponowny aż dziesięć miesięcy.
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedział! Na szczęście po drodze są wąsatki, wydry, a potem ptasie przyloty, zlotowisko żurawi i wiele innych. Damy radę!
Usuń