Gdy myślimy o łosiach, najczęściej w głowie wyświetla nam się Dolina Biebrzy lub ewentualnie, Puszcza Kampinoska. Tymczasem, jeszcze nie tak całkiem dawno, łosiową ojczyzną były ... Prusy Wschodnie.
W praczasach łosie występowały praktycznie w całej Europie, ale już na początku XX wieku, jak wynika z obszernego opracowania Bronisława Gustawicza pt. „Geograficzny zasięg łosia ongiś i dzisiaj” (1901), „krajami na stałym lądzie europejskim, gdzie dzisiaj łoś żyje są Prusy Wschodnie, Skandynawia i Rosya”. Zostawmy Skandynawię i Rosyę i skupmy się na Prusach. W Krainie tej, łosie występowały zawsze i, w pewnych okresach, wyjątkowo licznie. Jak pisze Gustawicz: „co do Prus Wschodnich wspomina łosie dokument dotyczący lokacyi wsi Ełku. (…) Według listu biskupa pomezańskiego (…) do wielkiego mistrza krzyżackiego z r. 1488 wystosowanego, znajdowały się wówczas łosie w obrębie tegoż biskupstwa w dosyć wielkiej liczbie”. Ta liczba faktycznie musiała być wielka, skoro „w wieku XVI (…) wysyłano łosie często z Prus jako drogocenne podarunki książętom i innym obcym dworom panującym”. Niestety wzmiankowane, nieprzemyślane darowizny, a także liczne polowania spowodowały, że na przestrzeni wieków, liczebność pruskich łosi zaczęła zmniejszać się w zastraszającym tempie i w roku 1874 skurczyła się do zaledwie 76 osobników.
Tak mała liczba, pospolitych do niedawna, zwierząt spowodowała, że Prusacy zaczęli działać. Efekt? „Przez sprowadzenie łosia ze Skandynawii i Rosyi przyczyniono się do szybkiego jego rozmnożenia się, tak że w r. 1895 liczono w Prusach Wschodnich 272 szt. (…). Jeżeli tylko ustawę je ochraniającą przestrzegano, to do tej pory w Prusiech Wschodnich dość pokaźna liczba łosiów musi się znajdować.”
Ustawy - jak to w Prusach - przestrzegano, więc nawet w wojenno-powojennym - 1945 roku, liczebność łosi na tych terenach szacowano na około 1500 osobników, z których część zasiliła naszą, odbudowującą się po latach, populację. No dobrze, ale właściwie dlaczego o tym wszystkim piszę? Na pewno nie z powodu pruskich erytrocytów panoszących się butnie w krwiobiegu biebrzańskich łosi. Zdecydowanie ciekawsze jest to, że w Prusach Wschodnich ... stawiano łosiom pomniki.
Do tej pory natrafiłem na ślad dwóch takich monumentów. Pierwszy z nich ufundowano w 1911 roku w Gumbinnen (obecnie Gusiew w Obwodzie Kaliningradzkim). Autorem projektu i wykonawcą był rzeźbiarz Ludwig Vordermayer (swoją drogą dosyć tajemnicza postać). Pomnik o dziwo przetrwał wojnę i zajęcie miasta przez Rosjan, jednak w 1953 roku (historycznie ciekawy zbieg okoliczności) zadecydowano, że doczesne miejsce łosia, to kaliningradzki ogród zoologiczny.
Drugi z pomników (autorstwa tego samego, tajemniczego Artysty) stanął w 1928 roku w Tilsit, czyli w obecnym Sowiecku (również Obwód Kaliningradzki) i od razu stał się ulubieńcem mieszkańców. Niestety biedny łopatacz miał nieco mniej szczęścia, niż łoś z Gumbinnen, gdyż sekundę po zakończeniu działań wojennych, jego miejsce zajął czołg T-34. Być może pośpiech nowych gospodarzy miasta wynikał z faktu, że łoś stał w miejscu, które przez pewien czas nosiło nazwę Adolf-Hitler-Platz. Nie mam zielonego pojęcia, czy tak rzeczywiście było (generalnie w przypadku obu pomników natrafiłem na dużo sprzecznych ze sobą informacji). Najważniejsze jednak, że nikt nie wpadł na pomysł wysłania zwierzaka do huty i w rezultacie łoś skończył (tak jak poprzednik, ale wcześniej!) w kaliningradzkim Zoo.
Do tej pory natrafiłem na ślad dwóch takich monumentów. Pierwszy z nich ufundowano w 1911 roku w Gumbinnen (obecnie Gusiew w Obwodzie Kaliningradzkim). Autorem projektu i wykonawcą był rzeźbiarz Ludwig Vordermayer (swoją drogą dosyć tajemnicza postać). Pomnik o dziwo przetrwał wojnę i zajęcie miasta przez Rosjan, jednak w 1953 roku (historycznie ciekawy zbieg okoliczności) zadecydowano, że doczesne miejsce łosia, to kaliningradzki ogród zoologiczny.
Cała ta historia pomnikowych łosi, mogła zakończyć się różnie, ale - koniec końców - zakończyła się szczęśliwe. Dzięki staraniom władz oraz mieszkańców Gusiewa i Sowiecka, pruskie brązozwierzaki powróciły po kilkudziesięciu latach do domu i zajęły (prawie) należne im miejsca.
PS. A może by tak pomyśleć o podobnym uhonorowaniu łosia także u nas? Co prawda w Siedlcach taka rzeźba już jest, ale najwyższy czas pomyśleć o Biebrzy. Myślę, że taki pomnik powinien stanąć na skwerze w centrum Goniądza. W końcu to m.in. dzięki łosiom, dziesiątki turystów pojawiają się w tym mieście i jego okolicach. Może ktoś chciałby zająć się zbiórką na ww.?
PS.2. Zainteresowanych popowyższym tematem, ale jednocześnie niezainteresowanych wycieczką do Obwodu, zachęcam do spaceru po Lesie Warmińskim, gdzie między innymi znajduje się taki, tajemniczy obelisk.
Ostatni łoś.
PS.3. A poniżej kilka fotek przedstawiających domniemywany, pruski wkład w biebrzańską faunę.
Tak na marginesie. Kiedy łosiom znudzą się otwarte przestrzenie, wyruszają w podróż ku ciemnym, dolinowym lasom, do których wiodą je - znane tylko zwierzętom - tajemne przejścia. My, żeby je odnaleźć, zwykle prosimy o pomoc podlaskie demony. Te jednak, jak powszechnie wiadomo, bywają kapryśne. Czasem są skłonne do współpracy, a czasem nie. W tym drugim przypadku, jedynym wyjściem jest zażycie specjalnego, łosiowego eliksiru. Odpowiednio dobrana dawka tego specyfiku, pozwala nam przez moment popatrzeć na świat zwierzęcymi oczyma. Widzimy wtedy to, co jest niedostrzegalne dla innych ludzi, w tym owe, ukryte korytarze.
I przeszły.
No po prostu nie wierzę i zazdroszczę!!!
OdpowiedzUsuńPomniki lub raczej figury żubrów widywałam, natomiast łosia wcale, a uważam, że zasługują, jak najbardziej :-) W zeszłym roku chadzaliśmy po mysłowickich lasach i tam równie urokliwe szpalery iglaków widywaliśmy , a pomiędzy ślady jeleni i danieli, a sarny przemykały gdzieś w oddali...
Bo u nas jest tylko jeden, a i to ufundowany przez myśliwych. Tak, jak napisałem taki postument powinien stanąć w Dolinie Biebrzy i mam nadzieję, że ktoś miejscowy podejmie to wyzwanie. PS. Jak widać nawet sztuczne nasadzenie mogą mieć swój urok:)))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńTaki pomnik to dla wielu jedyna okazja, by popodziwiać łosia z bliska, więc jestem jak najbardziej "za" :)
A przecinki dzięki oświetleniu skojarzyły mi się z gotyckimi ostrołukami.
My czasami wędrujemy śladami łosia do wodopoju - bardzo wąskie i niewygodne są takie ścieżki :)
Pozdrawiam :)
Dla wielu na pewno, ale akurat w Twoim przypadku, to tylko krótka wycieczka, a już na 100% krótsza, niż do Obwodu:) PS. Dokładnie to samo pomyślałem, gdy zobaczyłem te przejścia i dlatego chciałem je sfotografować. Szkoda tylko, że było już ciemnawo, a ja nie miałem statywu.
UsuńCałkiem przystojny ten "pruski wkład" i śliczną mordkę ma. Ten przystojniaczek ze zdjęcia trzeciego od dołu skradł moje serce ;))))
OdpowiedzUsuńMordka, to rozumiem. Nie żaden ryj, jak poniżej! Jeżeli pozwolisz, to za miesiąc zapytam przystojniaczka, czy da Ci nr telefonu :))))
UsuńZapytaj koniecznie ;) lubię takich łosi ;)))
UsuńMasz to u mnie, jak w Banku Spółdzielczym :))
UsuńNie ma piękniejszego widoku, niż łoś w brzezinie, ech... :-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100%:) Szkoda tylko, że zimą trudno je dopaść w brzezinach, gdyż zdecydowanie preferują sosnę. PS. Myślcie pozytywnie o wiosennych rozlewiskach:)
UsuńJak na łosie z pruską krwi domieszką, to te biebrzańskie mają słabo zaznaczoną, na ryju i w ogólnym pokroju, pruską butę i dryl. Widocznie tej krwi to mało popiły lub zdecydowanie z Rossyi więcej wzięły. Tak, zdecydowanie słowiańskie łosie są w swym wyrazie ogólnym. Słowiański musi być również łosiowy eliksir, bo to co zobaczyłeś po jego zażyciu mocne jest. Takiego specyfiku to i ja bym popróbowała:)))
OdpowiedzUsuńBo to, jak słusznie zauważyłaś, takie zesłowiańszczone prusaki, czyli nasze, swojskie łosiochłopy:) Eliksir jest jak najbardziej słowiański i nawet mogę Ci małpkę odlać, żebyś sama mogła poszaleć w młodnikach:))) RYJU ?!? Jak mogłaś!
UsuńNo proszę Cię! A co miałam napisać - twarzoczaszka?
UsuńJeszcze lepiej! To już wolałem ten ryj! Morda! Można zawsze użyć uniwersalnej mordy! :))))
UsuńCiekawy temat i fajny research. Warto pokusić się o inne gatunki. :)
OdpowiedzUsuńDzięki Szczepan:) Jak wiesz lubię szperać w starych tekstach, a czasem także w sieci. mam jeszcze coś w zanadrzu, ale muszę poczekać na odpowiednie zdjęcia:)
UsuńCzekam więc z niecierpliwością :)
UsuńMam nadzieję, że wyjdzie. Przyroda jest słabo przewidywalna :)
UsuńNiesamowite zdjęcia, jestem pod wrażeniem! Ładne opracowanie historii pruskich łosi, podobają mi się pomniki.
OdpowiedzUsuńPS. Wojciech, już od długiego czasu marzy mi się wiosenna wycieczka nad Biebrzę na ptactwo. I zastanawiam się, czy samemu ułożyć sobie wypad, czy lepiej wybrać się na coś zorganizowanego (Biuro podróży Horyzonty). Co byś polecił? :)
Dzięki Patrycja:) Zajrzałem na stronę tego Biura i wygląda to bardzo słabo, przynajmniej dla mnie. Myślę, że nie ma sensu płacić takim firmom, gdyż ich oferta skierowana jest do kompletnych laików. Napisz, co konkretnie Cię interesuje (obserwacja, fotografowanie), jaki masz sprzęt i jakie możliwości poruszania się po okolicy. Postaramy się pokierować Cię tak, żebyś zobaczyła jak najwięcej, choć oczywiście wszystko zależy od tego, jaka będzie ta wiosna:)
UsuńNajbardziej ze wszystkiego to interesuje mnie obserwacja ptaków, ze wskazaniem oczywiście na te biebrzańskie specjały - wodniczki, drapole, siewkowe... Sprzęt to tylko lornetka 12x, ale z drugiej strony mam też aparat z większym zoomem. Co do możliwości poruszania się po okolicy to szczerze nie wiem, jak to będzie, bo generalnie nie mam ustalonego miejsca wyjazdu, ani nawet terminu. Ale jakbym się zaparła, to pewnie nawet gdzieś dalej udałoby się dotrzeć samochodem. Tylko właśnie ten problem, że nie znam Biebrzy, jedynie te najpopularniejsze miejscówki.
UsuńSamochód jest niestety niezbędny, jeżeli chcesz zobaczyć to wszystko, o czym napisałaś. Wodniczkę najłatwiej spotkać na Bagnie Ławki, ale siewkowców tam raczej nie ma, więc trzeba jechać na Biały Grąd, a to ponad 30 km. Gdybym teraz miał coś doradzić, to proponuję skupić się na jednej stronie rzeki, właśnie tej z Białym. Dobry termin, to czas od połowy kwietnia do początków maja. Ciekawe rozlewiska z ptakami znajdziesz na odcinku od Brzostowa do Mścichów (w tej wsi zaczyna się grobla na Biały). W zależności od stanu wody, spotkasz tu prawie wszystko. Bataliony, rycyki, śniade, krwawodziobe itp. W kwietniu powinno być bardzo dużo kaczek i gęsi, a tam gdzie są kaczki, pojawia się i bielik. Gorzej jest z łosiami, ale w okresie kwitnienia kaczyńców, można je zobaczyć, jak żerują wśród kwiatów. My z gŁosiem ruszamy, tradycyjnie już, na przełomie lutego i marca i będziemy nad Biebrzę zaglądać dosyć (mam nadzieję:)) regularnie, więc zawsze będziemy mogli podpowiedzieć coś konkretniejszego:)
Usuń1 - płynne i harmonijne połączenie treści krajoznawczych i przyrodniczych - brawo Ty
OdpowiedzUsuń2 - zdaje mnie się że pomnik łosia i w norweskim Trondheim widziałem... No tyle że to nie Prusy ;)
3 - nie obelisk (bo tenże ma ściśle zdefiniowany kształt) ale głaz pamiątkowy ... Import że Szwecji zresztą.
4 - socjalizm ma to do siebie że łosie żją kosztem dojenia jeleni, więc pomnik łosia na Adolf Hitler Platz jak najbardziej uzasadniony.
5 - te przecinki w plantacjach drzew jawią się na twoich zdjęciach magicznie.
Dzięki Makro, w końcu uczę się od najlepszych:) Między Oslo, a Trondheim faktycznie stoi łoś i to podobno największy na świecie, a już na 100% większy od tego z AH Platz`u:))) PS. Faktycznie, kamulec nijak obelisku nie przypomina, ale składam to na karb mojego turystycznego dyletanctwa :)
UsuńHmmm między Oslo a Trondheim ... To bardzo precyzyjna lokalizacja ;)
UsuńNo fakt, prawie 500 km :) W takim razie, niech będzie, że w połowie odległości między Oslo i Trondheim :)
UsuńKiedyś Wojtku ludzie szanowali przyrodę i oznaką tego są wspomniane pomniki. Teraz to tylko "mamona" rządzi,najlepiej wyciąć,wykarczować i wybić wszystko żeby nie daj boże coś nie przyniosło strat w dochodach. A łosiowe korytarze wyglądają zajefajnie :)))
OdpowiedzUsuńSzanowali, bo od zwierzaków zależało, czy przeżyją. Polowanie (pomijając bogaczy) nie było sportem, tylko koniecznością i tyle. PS. Tak, jak napisałem wyżej, żałuję, że nie miałem statywu, gdyż większość fotek jest kompletnie nieostra. Ale ja tam jeszcze wrócę!
UsuńDomniemywany pruski wkład porusza się z taka gracją :))) i ten wyraz pyska spośród brzezin, niby uśmiech...
OdpowiedzUsuńW ogóle brzeziny cudne a przecinki tez mi sie z gotyckimi sklepieniami skojarzyły :) Może one sie tam przeciskają, żeby badyle zgubić, albo ukrywaja się po ich utracie :)
Co do pomników zwierząt, to łosia nie widziałam, a szkoda.... kozicę, niedźwiedzie tak, a ostatnio białego jelenia przed hotelem w Olsztynie ;))))
Z pytań technicznych, do tego głazu z Olsztyna to można od Dorotowa dojechać, czy trzeba koniecznie drogą na Zazdrość pojechać? Oczywiście w okresie znacznie cieplejszym i suchszym :)))
No i na całe szczęśćie Letzter Elch nie okazał sie taki Letzter :))))
UsuńŁosie to wszakże najgracniejsze ze zwierząt:))) W celu przekonania się o tym fakcie, niestety musisz jechać nad Biebrzę. Teoretycznie populacja na Warmii i Mazurach jest liczebnie zbliżona do tej, podlaskiej, ale sam łosia widziałem tu tylko dwa razy (a białego jelenia - nigdy!). PS. Z Dorotowa możesz pojechać kawałek w stronę Olsztynka i skręcić w stronę Łańska/Gągławek. Ta malownicza droga doprowadzi Cię do szoski Olsztyn-Butryny. Tamże skręć w lewo i po jakimś czasie, po prawej stronie, zobaczysz leśniczówkę Zazdrość:)
UsuńO dzięki :))) Trasa Olsztynek Olsztyn bywa przeze mnie dość często użytkowana, droga na Butryny, nie. Google maps nie zawsze mówi prawdę, wiem, bo patrzę czasami na coś co jest zaznaczone jako droga, ale trzeba mieć konia, porządny rower, prawdziwą terenówkę lub ruski czołg, żeby tamtędy przejechać :)))
UsuńŁosie spotykałam w Szwecji i raz u nas dawno, dawno temu, na szosie miedzy Różanem a Makowem Mazowieckim i to był największy łoś na świecie :))))
A tak przyglądam się zdjęciom tych pomników i mam wrażenie, że łoś na każdym ma inny typ poroża, ale może to tylko wrażenie
Ale biebrzańskich nie widziałam :) więc czas to nadrobić :)))
UsuńWiem coś na ten temat. Kiedyś w Dolinie droga zmieniła się w szutr, szutr zmienił się w koleiny, koleiny zakończyły się w bagnie, ale moja nawigacja upierała się, że to w dalszym ciągu droga powiatowa:))) PS. To prawda. Łosie z Różana są największe na świecie, co potwierdzają rozliczne badania naukowe:))) PS.2. I tu i tam jest łopatacz. Forma rzadziej spotykana, chyba że szuka się nad kominkami we willach:)) PS.3. Najwyższy czas!
UsuńIntrygujące historie opowiadasz. Bardzo zaciekawił mnie dzisiejszy wpis, nigdy nie słyszałem o pomnikach łosi. Przy okazji widać też, że nie wszystko było bezmyślnie niszczone w wojennych okolicznościach. I ten monument w lesie... No i "tunelowe" zdjęcia... Świetna robota!
OdpowiedzUsuńDzięki Grzegorzu:) Przyznaję, że mnie też zdziwił fakt łosiowego przetrwania. Widocznie wśród, wyżej postawionych, czerwonoarmistów trafił się myśliwy lub przyrodnik:) PS. Tunelowe, niestety zmarnowałem.
Usuńwyjątkowo przyjazne zwierzęta, może kiedyś uda mi się je zobaczyć w naturze...
OdpowiedzUsuńJedź nad Biebrzę, a powinno się udać:) Uważaj jednak, gdyż ta wyjątkowa przyjazność bywa złudna, zwłaszcza w przypadku łoszy prowadzących młode.
UsuńOsobiście łosia na żywo nigdy nie widziałam... Ciekawy artykuł, może kiedyś nad Biebrzą stanie pomnik łosia?
OdpowiedzUsuńFotografie jak zawsze zjawiskowe i piękne! :) Łosie między brzozami powalają.
Nie widziałaś, więc będę powtarzał, jak mantrę. Czas jechać nad Biebrzę!!! PS. Dziękuję, ale pomyśl, że zawsze możesz zrobić lepsze:)
OdpowiedzUsuńRany, nie wiedziałam kompletnie nic o pomnikach łosi, ale na szczęście tutaj trafiłam. :) Co więcej, nigdy nie widziałam łosia na żywo i podejrzewam, że raczej nieprędko się to zmieni.. Taki ze mnie leniuch, ale z drugiej strony kto wie..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, M.
Ja głosi podlaskie porzekadło: "Każdy musi przynajmniej raz w życiu zobaczyć łosia, tak, jak łoś musi zobaczyć każdego przynajmniej raz w życiu", albo ... jakoś tak:))) W każdym bądź razie bądź pewna, że łosia zobaczysz:)) PS. Chyba za dużo czasu spędzam na odludziu:)
UsuńCudowny łoś ... jako model , piękne zdjęcia - gratuluję . :) Nigdy nie widziałam łosia w realu , ale może jeszcze będzie mi dane - kto to wie :)
OdpowiedzUsuńFakt, łosie mają s sobie to coś. Obserwuję je przez całe życie i ciągle mam na to chęć:)) PS. Zapraszam nad Biebrzę!
OdpowiedzUsuńPanie Wojciechu.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny artykuł - gratuluję.
Jakie jest źródło informacji o populacji łosia w Prusach w 1945?
1500 szt to bardzo duża populacja zważywszy na to, że w okrojonej (bez kresów wschodnich) Polsce była ich wtedy garstka - 18 szt w Nadleśnictwie Rajgród (za: Dzięciołowski R. 1975, Łoś, PWRiL, Warszawa)..
Będę wdzięczny za odpowiedź
_______________
Adam Juźwiak
adamjuzwiak[a]gmail.com
Dziękuję:) Miło mi to czytać. Informacje o łosiach w dawnych PW znalazłem w tym opracowaniu https://www.mos.gov.pl/g2/big/2011_12/444005e17f779c0cabb12bfe3296fcc3.pdf. Co zaś tyczy ich powojennej liczebności na terenie Polski, to informacje są sprzeczne. Niektórzy (np. W. Szafer) twierdzili, że było ich zaledwie 5, inni, że 10, zaś np. wspomniani przez Pana, Dięciołowski i Pilowski - 18.
OdpowiedzUsuńwarto zobaczyć,
OdpowiedzUsuńszale z wełny,
chusta jedwabna