Ten
post (ale z innym tekstem) miał ukazać się wczoraj, choć tak naprawdę miał się
ukazać w środę, ale nie mam już siły na szukanie usprawiedliwień. Problem w tym, że na przeszkodzie stanęła okoliczność natury subiektywnej o
staropodlaskim imieniu Iwona. Kiedy bowiem poprosiłem rzeczoną okoliczność o recenzję tragihistorii nieszczęsnego, podlaskiego sierotka, ta stwierdziła autorytatywnie,
że jest ona wyjątkowo ponura i absolutnie nie nadaje się do bloga o tematyce -
było, nie było - radośnie przyrodniczej, a tak w ogóle, to idzie spać.
I
tak oto zostałem sam na sam z owym rzekomo ponurym tekstem i prawdę mówiąc nie
bardzo wiedziałem, co począć. Pora była zbyt późna, by zaczynać wszystko od
nowa, a na dodatek wredna szuja z telewizora przypomniała mi, że
następnego dnia jest poniedziałek. W odruchu ostatecznej rozpaczy usiłowałem znaleźć
zrozumienie u kota, ale ten, albo nie dorósł do mojej tzw. twórczości, albo - co
jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne - już dawno ją przerósł. Postanowiłem zatem odłożyć kwestię postu do rana mając nadzieję, że przyśni mi się coś, co będę mógł gracko przerobić na nową opowieść.
Poniedziałkowy
świt przywitał mnie kompletną amnezją w przypadku snów, całkowitym brakiem wszystkiego, co może kojarzyć się z tą porą dnia oraz tajemniczą karteczką wetkniętą za samochodową
wycieraczką. W pierwszej chwili pomyślałem, że to liścik od rozkochanej w naszym aucie fanki czeskiej motoryzacji lub przejaw agresywnego marketingu lokalnej budy z zapiekankami. Byłem jednak
w błędzie, gdyż karteluszek okazał się być zaproszeniem do siedziby Straży
Miejskiej na spotkanie poświęcone zieleni w tkance miasta. Przyznaję, że
ucieszyła mnie niezmiernie ta niespodziewana i intrygująca, pod względem sposobu dostarczenia,
informacja. Z uwagi na lokalowe zamieszanie od ponad dwóch tygodni praktycznie
nie miałem styczności z przyrodą, a tu proszę! Zaproszenie na interesującą konferencję, być może okazja do wygłoszenia porywającego wykładu, a już na pewno opcja darmowego obiadu w postaci szwedzkiego stołu po staropolsku. Cofnąłem się zatem do
mieszkania po musznik i pojechałem.
Dotarłem na miejsce nieco po dziesiątej i pierwsze co zauważyłem, to brak rozentuzjazmowanych tłumów, które zwykle towarzyszą tego typu mitingom. Pomyślałem jednak - jako że przybyłem nieco spóźniony - że funkcjonariusze SM, uczeni i złakniona wiedzy gawiedź zapewne
siedzą już w sali konferencyjnej. Przy
wejściu podałem zaproszenie recepcjoniście i zapytałem grzecznie, gdzie odbywa
się rzeczony kongres?
Obiecywałem
to solennie i wielokrotnie, ale tym razem wytatuuję to chyba sobie
na twarzy czcionką Arial o rozmiarze 64! Od dziś mogę wyjść z domu bez butów i bez
bielizny, ale nigdy już nie zapomnę o tych cholernych okularach.
Generalnie bowiem większość informacji na karteczce się zgadzała. To znaczy zgadzała się, jeżeli chodzi o Straż Miejską i zieleń, gdyż reszta to już niekoniecznie. Gdybym miał wspomniane szkła, zapewne bez trudu przeczytałbym, że zaproszono mnie nie na sympozjum, a do uiszczenia mandatu za zdewastowanie zieleni miejskiej, co uczyniłem nieświadomie wjeżdżając jednym kołem na coś, co w zamierzchłych czasach PRL, nazywane było jeszcze trawnikiem. Jednym słowem, gdybym miał okulary, nie musiałbym robić z siebie idioty, paradując po mieście w muszniku, jak jakiś - nie przymierzając - Stuhr w "Wodzireju". I to tylko po to, żeby się najeść.
Generalnie bowiem większość informacji na karteczce się zgadzała. To znaczy zgadzała się, jeżeli chodzi o Straż Miejską i zieleń, gdyż reszta to już niekoniecznie. Gdybym miał wspomniane szkła, zapewne bez trudu przeczytałbym, że zaproszono mnie nie na sympozjum, a do uiszczenia mandatu za zdewastowanie zieleni miejskiej, co uczyniłem nieświadomie wjeżdżając jednym kołem na coś, co w zamierzchłych czasach PRL, nazywane było jeszcze trawnikiem. Jednym słowem, gdybym miał okulary, nie musiałbym robić z siebie idioty, paradując po mieście w muszniku, jak jakiś - nie przymierzając - Stuhr w "Wodzireju". I to tylko po to, żeby się najeść.
Oczywiście
przesadzam z tym tatuowaniem, ale faktem jest, że bez okularów bywa coraz ciężej.
Poniższe zdjęcia łosi i niełosi obejrzałem dopiero kilkadziesiąt godzin po ich
zrobieniu, gdyż oczywiście okulary zostawiłem w domu, a bez nich widzę tylko tyle, że jakieś tam fotki w aparacie są. Przez chwilę zastanawiałem się nawet nad zakupem kilkudziesięciu par jednorazówek, które mógłbym poukrywać wszędzie tam, gdzie planuję przebywać (stale lub czasowo) w trakcie następnej dekady, ale po namyśle stwierdziłem, że szkoda pieniędzy, gdyż i tak pewnie bym ich nie znalazł bo ... nie wziąłbym okularów.
Tak, czy siak mam nadzieję, że blogowa absencja niedługo odejdzie w niepamięć, świty zaczną świecić, a kot zejdzie na ziemię i zacznie czytać moje posty.
Tak, czy siak mam nadzieję, że blogowa absencja niedługo odejdzie w niepamięć, świty zaczną świecić, a kot zejdzie na ziemię i zacznie czytać moje posty.
Jeżeli chodzi o takowe zaproszenia, to jak wiadomo miejscowa młodzież jest dość niefrasobliwa i nie wiedzieć czemu karteczkami bardzo się interesuje, i je używa nie wiadomo do czego - dość, że rzeczone znikają bez śladu i nawet okulary nie pomogą, bo czego nie ma tego nie widać, i do panów strażników wtedy nie ma jak się udać, bo z czym????
OdpowiedzUsuńJak na takiego "ślepowrona" to zdjęcia całkiem, całkiem! Ja mam wszędzie okulary i ciągle szukam, ale przynajmniej wiem, że są. Gdybym wiedział, że nie ma, to bym przecież nie szukał! Tak? :D :D :D
Oooo!!! Pierwszy!!! :D :D :D
UsuńNasza, osiedlowa młodzież karteczek nie rusza. Co innego napoje wyskokowe, gdyby ktoś takowe zostawił bez nadzoru (ale na naszym osiedlu takich głupich raczej nie uświadczysz:)) Ja jestem ślepowronem jedynie z bliska. Z daleka bliżej mi do orłana:)))) PS. Też wiem, że są, ale gdzie? Zabij, a nie powiem:))
UsuńNasza młodzież też żadnych kartek nie tyka - pan strażnik o tym nie musi wiedzieć - kartka frunie z wiatrem i mamy problem z głowy. :D :D :D Jakby co można zwalić winę na psotne kuny miejskie. :D :D :D
UsuńNiestety nie można:( W siedzibie SM pokazano mi cały fotoreportaż z zajścia. Chyba nigdy wcześniej nasze auto nie miało takiej sesji fotograficznej, jak ta:)))
UsuńHa ha ha - dotyczy SM, okularów i kota ;-)
OdpowiedzUsuńAch i och - dotyczy zdjęć!
Dzięki:) Dotyczy całokształtu:))
UsuńJa bez okularów nawet do restauracji nie chodzę...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że sroki lubią błyskotki, ale żeby tak na gapę, na czyimś grzbiecie ?
Ostatni portret ze wzrokiem trochę rubasznym, a i lisek z pierwszego jakiś uśmiechnięty :-)
Ostatnio byłem na pizzy z córką i okulary przezornie zabrałem. Problem w tym, że szkła były Iwony (jak kobiety mogą wybrać czarne oprawki?!!), więc jak zawsze musiałem posiłkować się oczyma dzieciaka:)) PS. Przyznaję Jotko, że coś takiego widziałem pierwszy raz w życiu i raczej chodziło o lunch, aniżeli o błyskotki:))
UsuńO tym, że zieleń ma tkanki wiem, ale o zieleni w tkance miasta nie słyszałam, bo nie wiedziałam, że miasto ma tkanki. Nieważne. Każdą tkankę rozpoznaje się pod mikroskopem, a nie miałeś nawet okularów, no to jak miałeś rozpoznać? Nie mogłeś. Znasz powiedzenie, że "czego głuchy nie dosłyszy, to zmyśli"?
OdpowiedzUsuńPozdrów łosie i łosze.
Bo mieszkasz szczęśliwie na wsi i tkanki z żelbetonu i pustaka mogą Cię nie obchodzić. My ludzie z miast wojewódzkich, to co innego! PS. Zapamiętam, gdyż mi się repertuar krętactw i ściemniana na wszelakich komendach powoli wyczerpuje:))) Pozdrowię je od Ciebie w tzw. Sylwestra. Tylko, czy będą potem coś pamiętać? :))
UsuńZ tego wniosek, że musznik w żadnym wypadku nie jest odpowiednikiem okularów.:-)
OdpowiedzUsuńTekścik MIODZIO!!!
A zdjęcia jak zwykle - takie sobie:-)))
Nie jest! Szkoda tylko, że nauczyłem się tego na własnym błędzie. Dziękuję za rzetelną i szczerą krytykę. Uważam, że tylko taka jest coś warta, choć nie ukrywam, że od dziś zacznę lać kota mówiąc mu, że to Ty mi kazałaś:)))
UsuńWszystkie przypominające Pannę Migotkę uwielbiam, bo mam okulary stale na nosie:). Jednak zdjęcie biebrzańskich rozległości mglistych dech mi zaparło. Więc Kolego jesteś odpowiedzialny za kłopoty z oddychaniem oprócz niszczenia tkanek miejskich zielonych:))
OdpowiedzUsuńTeż mam (najczęściej), ale w domu. Co prawda wrzuciłem zapasową parę do auta, ale złe duchy ukryły je nad wyraz skutecznie:)) Biorę i ten ciężar na swoje wątłe barki, choć w sądzie zwaliłbym to raczej na efajki:)))
UsuńCzyli jednak moja wina:)))))))
UsuńZ niewysłowionym wprost bólem muszę przyznać, że i owszem:(
UsuńNo cóż zawsze można w kieszeni spodni lupkę nosić ;))))
OdpowiedzUsuńDziekuję:))) ostatnio mam nieustający splot niespodziewanych i wyczerpujacych zdarzeń i jak kania dżdżu wygladałam Twojego tekstu, by się troche naładować :))))
W sumie na kota to nigdy nie mozna liczyć, zawsze zrobi coś odwrotnego do tego co ocekujemy :)))
Zapragnęłam posiadać gęsi i łosia w brzezinach...zresztą łosie w brzezinach nieustanie przywodzą mi mysli, że te brzeziny to dla łosi są stworzone....
Pięknie tu...
Nawet chciałem sobie kupić taką lupkę-karteczkę, ale jakoś do rzeczonej transakcji nie doszło:)) Kot, w ogóle ostatnio zrobił się łajzowaty i poza żarciem i mordowaniem yod z Lidla nic go nie interesuje. Wratisko, obiecuję, że gdy tylko uporam się z przeprowadzkami, łośki wyślę:) PS. Miło mi, że się naładowałaś. Też by mi się to przydało:)
UsuńHa ha ha... Pan Hilary :) a ja mówiłam że nie mogę się przyzwyczaić !!! Nie uważasz, że oprawki powinny wrzeszczeć "WEŹ MNIE ZE SOBĄ"
OdpowiedzUsuńOwszem, ale wyłącznie w przypadku czytania. W dal jestem idealny:)) PS. Wrzeszczeć, migotać jak MO, a tak w ogóle, to powinny być na stałe przyszyte do nosa:)
UsuńI już mi lepiej - bo ja myślałam, ze jestem jakimś oszołomem jestem i nie pamiętam o tych magicznych szkiełkach. Jestem na etapie dostosowywania bryli do uszu. Myślałam że takie problemy są tylko na początku noszenia. A tu niespodzianka :))) hi hi hi
UsuńTakie problemy będą zawsze, chyba że jesteś ciałem i duchem zdyscyplinowaną Prusaczką :)) Do uszu?!? Myślałem raczej, że oksy (tak mawia się w Olsztynie) dopasowuje się raczej do nosa, a w przypadku kobiet do kreacji :))
UsuńJa taka trochę mało kobieca jestem bo kreacja mi koło pióra lata - ma być wygodna i czysta więc z okularami jest tak samo(u nas się bryle mówi bo i u nas na pole się wychodzi) Wygodne mają być i nie maźglać się bo źle widać!! Acha i do zdyscyplinowanej mi jeszcze dalej niż do Prusaczki
UsuńCzyli jest z Ciebie tzw. Zuch! Moja żona z bagien jest dokładnie taka sama:) PS. W życiu na pole nie wyszłem, ale za to na podwórze/podwórko wychodziłem nie raz i nie razy dwanaście! :)))
UsuńHa ha ha... nie mówi się WYSZŁEM tylko wyszedłem :)))) a wiesz dlaczego się u nas mówi NA POLE ??na pole bo mieszkali w dworach i jak z niego wychodzili to wychodzili na pole . A jak mieszkali w ziemiankach i jak gdzieś już wychodzili z tej ziemianki to przeważnie do swojego pana do dworu .
Usuńe tam, to nie dlatego, że mieszkali po dworach, ale mieli tak maleńkie gospodarstwa, że z domu prosto na pole wychodzili :)))
Usuńw sumie to ekonomiczne, pustych przebiegów nie było :)))
Jago! Na pole zawsze wyszłem i nieważne, jak bardzo pokręcona jest Wasza krakowsko-rasistowsko-społecznorolnicza ideologia :))
UsuńWratisko! Szacun i podziękowanie za nizinne wsparcie :))))
Jaga - masz u mnie piwo!!!!!
UsuńTak właśnie zaczęła się Wojna Secesyjna :)))
Usuńdo szabel!!!!
UsuńProponuję - do kufli :)
UsuńNo nie, jak można wjechać na trawnik i słuchać się krytyków? Prawdziwa cnota sztuki się nie boi, wręcz przeciwnie. Chcę poproszę smutną opowieść o sierotku.
OdpowiedzUsuńTrzecie zdjęcie jest takie, jakbym to ja zapomniała okularów. :)) Listek prześliczny, mgły mgliste i powiewne, łosie wdzięczne, czyli ogólnie bardzo pięknie.
Po części zachwycającej mojego komentarza (zachwycającej się oczywiście), pragnę przejść do merytorycznej. Duża ilość jednorazowych okularów się nie sprawdza, albowiem okulary, jako łosie stadne, gromadzą się w stado, przy czym stado przebywa zawsze tam, gdzie Cię akurat nie ma. Należy się pocieszyć, mogłoby być gorzej, mógłbyś zapomnieć aparatu i wtedy my, liczni wielbiciele Twojego bloga, bylibyśmy bardzo poszkodowani.
No ale że nie dali nawet szwedzkiego stołu. Trzeba było zabrać muszkę, nie musznik. :))
Pozdrawiam!
Jaka tam ze mnie cnota, chociaż ...:))) Opowieść rzeczywiście istnieje (nie została zmyślona na potrzeby postu), ale kończy się wyjątkowo ponuro i pewnie dlatego gŁoś odradził mi publikowanie. Co zaś tyczy fotek, to sam jestem zdziwiony, że pomimo paskudnego listopada, coś tam wyszło. Dolina, to jednak Dolina i nawet taki malkontent, jak ja nie jest w stanie odebrać jej uroku:) PS. Teoretycznie masz rację, ale statystyka podpowiada, że zarzucając kraj tysiącami okularów drastycznie zwiększa się poziom prawdopodobieństwa znalezieni choć jednaj pary:) PS.2. Aparatu nie zapominam nigdy, choć zdarzało mi się zapomnieć karty pamięci lub akumulatorków. Dziękuję:) PS. Ale, żeby ją zjeść?
Usuń"Coś tam" jakie ma błękity i brzozy. :))
UsuńPrawdopodobieństwo się może i zwiększa na potrzeby statystyk, ale nasze potrzeby stada okularów mają w ogromnym nieposzanowaniu. :))
No widzisz, czyli priorytet masz ustalony. Zresztą to chyba przyjemnie cykać niezobowiązująco brzozy, a potem w domu znaleźć lisy i łosie? ;))
PS. Żeby na nią wziąć. No ale to, faktycznie, mało pokojowe domaganie się i kongresu, i stołu, i wiedzy. :))
Masz rację! Już nigdy nie narzeknę na Dolinę i dodatkowo postaram się zainteresować Dziekana sfinansowaniem badań nad behawiorem stadnego życia okularów:)) PS. Oczywiście w brzozach!
UsuńByło być krótkimwidzem jak ja, to byś od razu widział ze nie widzisz i okulary caly czas na sobie lub w bliskiej okolicy siebia trzymał. A tak to męka poszukiwań.
OdpowiedzUsuńZebyś chociaż wierzący był, to byś mógł się do św Antoniego pomodlić (nie wiem czy pomaga,ale na pewno mniej frustruje niż rzucanie klatwami na własne roztargnienie).
Też kiedyś jakiś strasznik mieński chciał mi wcisnąć mandat za parkowanie na trawniku, ale zmiękł gdy zacząłem robić zdjęcia dokumentujące klepiskowatość owego domniemanego "zieleńca" i uraczył mnie jedynie upomnieniem... Na to już przystałem bo nie idzie za tym konieczność rozstania się z określoną ilością środków płatniczych.
Łoś na poerwszym zdjęciu śliczny, choć faktycznie małołosi...i bez okularów może się wydawać nawet podobny nieco do lisa.
Chyba jednak wolę tę moją przypadłość. Kupię sobie po prostu sznureczek i choć będę wyglądał, jak własna babcia, kłopoty miną i to bez zawracania głowy świętym:)) Co zaś tyczy strażników, to nie mam do nich pretensji. Do tej pory umorzyli mi już dwa przestępstwa, a na dodatek pojawili się na miejscu zbrodni nie z własnej woli, tylko na skutek donosu któregoś z życzliwych sąsiadów:) Żałowali nawet, że się wyprowadzam, gdyż ich zdaniem, jestem jednym z najsympatyczniejszych zbrodniarzy-zwyrodnialców na jakich przyszło im polować :)))) PS. To są skutki zgubnego palenia papierosów w łosim dzieciństwie:)
Usuńbuhahaha Toż ja się prawie popłakałam ze śmiechu. Dawno żaden tekst mnie tak nie rozbawił. Nic tylko za to podziękować. Myślę, że to wspomnienie będzie latami Was śmieszyło. Lubię Twoje podejście do życia, takie z uśmiechem. Coś czuję, że i ja zapominałabym o okularach... Jak zawsze super piękne zdjęcia. Fantastyczne!!! <3
OdpowiedzUsuńDzięki Agnieszko:) Takie komentarze, jak Twoje i innych blogowych przyjaciół, sprawiają, że chce mi się dalej prowadzić tego bloga, choć czasem mam go serdecznie dość. Myślę, że łatwiej jest funkcjonować z uśmiechem, niż z uporem maniaka szukać dziury w całym i okularów w mieszkaniu:)))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńMoje okulary zawodowe też są w ohydnych, grubych, czarnych oprawkach i należą do rynsztunku bojowego, związanego z pewnymi technikami socjo-manimulacyjnymi:)
A abstrahując od okularów, chociaż - niezupełnie - kiedy jeszcze wykonywałam pewien cudowny, bezstresowy zawód, miałam okazję natknąć się w pracy na wyrażenie "w sierotku" i nie wiem, czy to włożenie rzeczonych rozjaśniło sytuację, czy raczej zamiłowanie do łamigłówek, grunt, że odgadłam, "co autor miał na myśli":)
Fotografii z listeczkiem leszczynowym (mam nadzieję, że to on) dałabym tytuł "Wbrew grawitacji":)
Pozdrawiam:)
Czarny wcale nie jest ohydny, tyle tylko, że te Iwonine są prawie identyczne, choć w przypadku szkieł całkowicie różne:) Ja pewnie miałbym zagwozdkę, czy oznacza to "wewnątrz", czy też "w sierocińcu"? W moim przypadku sierotek, to rodzaj męski stworzony na potrzeby tej opowieści:)) Swoją drogą ten listek (a jakże, leszczynowy), to także taki sierotek, gdyż innych w okolicy nie było:)
UsuńUwierz, że w zestawieniu "grube" + "oprawki" + "czarne" = "ohydne". Przynajmniej - na moim nosie:)
UsuńTak, trudno odgadnąć bez kontekstu, więc: "bochater w sierotku akcji":)
Żeby nie było, że jestem okrutna, dodam, że "tfurca" nie miał żadnych dysfunkcji.
Pozdrawiam:)
W sierotku innych, pozaprzyrodniczych działań, znajduję czas, by się nie zgodzić nt. "grube + itd.":)
UsuńZdjęcia jak zwykle urzekają, a tekst dowcipny i pełen refleksyjnych przemyśleń. Okulary będą się trzymały osoby, jeśli nosi się je na sznureczku, żeby nie uciekały i nie gubiły się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Ultro:) O sznureczku myślę już od dawna i chyba wreszcie go nabędę, zwłaszcza do wyjść w teren. Co prawda nie do końca wierzę w jego zbawienne działanie, ale spróbować zawsze warto:)
UsuńGdzie w tym wszystkim Bóg? Gdzie skromność, gdzie pokora? Komu i za ile srebrników sprzedaliście świętą wiarę w Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego dla Waszego i mojego odkupienia? Po to, abyśmy mogli żyć i dostać się przed tron Boga Żywego? Co po śmierci? Co dasz Bogu, co Mu ofiarujesz? Co z duszą? Ratuj siebie i swoją rodzinę, Spowiedź, Komunia Święta, modlitwa, to wielkie źródła łask.
OdpowiedzUsuńO w mordę! Ale szok!
UsuńAd.1. Nie wiem. Ad.2. Myślałem, że we mnie, ale .. no dobra nie wiem. Ad.3. Nie mogę powiedzieć komu, ale chyba za 30 sr. Ad.4. Prawdopodobnie!? Ad.5. Znowu nie wiem, chociaż do dyspozycji mamy przecież pochówek tradycyjny, kremację, mumifikację itp. Ad.6. Mogę dać zdjęcie:) Ad.7. Nie jestem pewien, ale postaram się dowiedzieć. Ad.8. Tak właśnie zrobię, choć pewnie przy pomocy innych metod!
UsuńGdzie Bóg? Na każdym zdjęciu. Toż On to wszystko stworzył!
UsuńŚwięte słowa!
UsuńTaki sam teksćik wpisał niejaki b. i pod jednym z moich tekstów.
UsuńWięc "odetchłam" bo widzę że nie tylko mnie sie trafił.
A więc spoko i luzik :-)))
No cóż. Ludzie błądzą, pytają, więc odmówić odpowiedzi nie wypad :)) PS. Jest już nas takich troje, więc może coś tam byśmy założyli? :))
UsuńJak troje to tylko trójkąt :-)
UsuńCo prawda myślałem o jakiejś fundacji, ale ok :)))
UsuńZadarłeś z Toruniem czy co?
UsuńGdybym zadarł, odarł, przydarł itp., to pewnie doprowadziłbym ostatnie, opisywane wydarzenia do końca :))
UsuńTwój tekst i ten komentarz na samym końcu rozbiły mnie doszczętnie!
OdpowiedzUsuńPrzysięgam, że komentarz - nie mój!
UsuńPierwsze zdjęcie pozamiatało wszystko. :) I ten listek. To moje fejworyt pikczers. :) Super jak zwykle, Wojtku. Pozdrawiam ciepło choć wokół zimno :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Jak już wcześniej napisałem, Dolina potrafi darzyć nawet w listopadzie:)
UsuńNa szczęście, ja jeszcze bez okularów czytam - musi być dobre światło i nie dam rady drobnego druku, ale normalnie napisane jest ok. :-)
OdpowiedzUsuńA Łosie wyglądają na takie nieśmiałe...
Szczęściarz:) Wytrzymaj, jak najdłużej, bo gdy już raz założysz, to już nie zdejmiesz:) PS. Bo takie właśnie zazwyczaj są, choć gdybyś zobaczył atak klępy na Iwonę, to być może trochę zmieniłby zdanie:))
UsuńBez okularów siedzę i nie wiem czy dlatego nie wszystko widzę wyraźnie, czy tak ma być. A kot nie wie co traci.
OdpowiedzUsuńTak ma być, bo mgliście było okrutnie:) PS. Przekażę (nie)zainteresowanemu:))
UsuńWojtek, a nie mogłeś tak konferencji zorganizować w asyście dziennikarzy i prawników?
OdpowiedzUsuńMoże byś coś i ugrał?
A, i świat usłyszałby o niesprawiedliwości świata:)
Fotki jak zawsze
MEGA
Pozdrawiam
ZOLZA73.BLOGSPOT.COM
W sumie propozycja kusząca, jak weekend w bagnie :) Brata wykształciłem na prawnika, gŁoś ostatnio robi w dziennikarce, więc ... No dobrze. Rozmarzyłem się:) Dziękuję:)
UsuńSuper tekst - uśmiałam się;) A zdjęcia ech, piękne jak zawsze!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy:)
UsuńNie wiadomo czy śmiać się czy płakać, to ja się raczej pośmieję :)). I raczej zdjęcia popodziwiam, bo biurokratyczno-urzędniczej prozy życia na co dzień mam dosyć. A foty cudne są jak zwykle! Tak sobie czasem myślę, co taki łoś, obiektywnie z wyglądu dość nieforemny raczej chyba, ma w sobie takiego, że się człowiek gapi z przyjemnością i uśmiecha sam do siebie? W sumie to nie wiem, ale się gapię i uśmiecham :)))
OdpowiedzUsuńTylko i wyłącznie się śmiać, więc masz 100% racji:)) Dziękuję w imieniu łosi. To niezwykłe zwierzaki i wbrew pozorom całkiem foremne:)
OdpowiedzUsuń