Były już warmiński pasiaki, to teraz
czas na biebrzańskie paczłorki.
środa, 29 kwietnia 2015
niedziela, 26 kwietnia 2015
Aviarium.
Ostatnio postanowiłem nieco zadbać o swoje, podupadające
zdrowie, więc udałem się do apteki. Niestety konsumpcja fabrycznych
farmaceutyków nie przynosiła żadnych, pozytywnych efektów. I tak cierpiałbym
zapewne do dzisiaj, gdybym nie ślepy traf, który włożył w moje ręce książkę pt.
„Aviarium staropolskie”1. Publikacja ta, to wybór tekstów z XVI-wiecznych
zielników autorstwa Stefana Familirza, Hieronima Spiczyńskiego i Marcina
Siennika, dotyczących ptaków i ich zastosowania w medycynie. Ponieważ tonący
brzytwy się chwyta, porzuciłem głupie piguły i zacząłem korzystać z zawartych w
Aviarium porad.
Do czytania i pisania muszę używać okularów, postanowiłem
więc zacząć od wzroku. W tym celu Leśny Kumpel, dostarczył mi okazałego orła2,
gdyż jak wyczytałem we wspomnianej książce, „żółć orłowa (…) oczom pomaga”,
z drugiej zaś strony, „mózg orłowy z
miodem jarzącym zmieszany, jasność wzroku przywraca”. W dalszej kolejności
postarałem się też o sowę, jako że „popiół
z oczu jej spalonych, gdyby z białkiem zmieszawszy w oczy wpuścił, tedy wzrok
naprawia” I co? I jedna dioptria w dół! Zachwycony skutecznością starożytnych
metod, poszedłem za ciosem i, nie zważając na koszta zaimportowałem sępa, wierząc,
że „krew jego z sokiem szanty na oczy puszczając,
wzrok naprawia”. Efekt? Ten post to, pierwszy od lat, tekst napisany bez
używania okularów.
Ok. - pomyślałem sobie. Skoro z oczami poszło
tak łatwo, to dlaczego nie wyzbyć się innych dolegliwości?
Postanowiłem podejść do
sprawy metodycznie. I tak:
Trąd (nie pytajcie skąd miałem) wyleczyłem
pogryzając między posiłkami „gnój
drozdowy, co by telko ryż jadł, z octem roztarłwszy” (przy okazji pozbyłem
się też piegów).
Sprawę bolących bioder załatwiłem - że tak
powiem - przy okazji, zastosowawszy „nogi
orłowe z udów wyrwane”, które przywiązałem na jedną i drugą „biodrę”, dziękując sobie w duchu, że nie
pozbyłem się resztek, które zostały mi po kuracji okulistycznej.
Chroniczne bóle głowy zniknęły, jak ręką
odjął, dzięki lelkowi, gdyż „mózg jego z
winem warzony (…) na bolenie głowy barzo pomaga” oraz dudkowi, z racji na
to, że ”pierze jego włożone na głowę (…)
oddala sodę, to jest bolenie głowy”.
Poradziłem sobie nawet z przesileniem wiosennym,
przywożąc z Podlasia pępek bociani, gdyż wyczytałem, że „pijąc ji z winem, na rozmaite niemocy jest lekarstwo”. Ponieważ
bocianie pępki są towarem trudno dostępnym, czytelnikom tego bloga, polecam w
zastępstwie „popiół z gnoju wróblowego”,
który „naprzeciwko wielkiej niemocy jest
pomoc”.
PS. Siedzę sobie teraz zdrowy jak rydz, spoglądam przez okno na siedzącego na gnieździe gawrona i nie mogę pozbyć się uporczywej
myśli, że choć sam gawron - „ninacz
pożyteczny nie jest”, to jednak … „dzieci
jego niezłe ku jedzeniu, zwłaszcza oberwawszy je ze skóry”. A musicie wiedzieć, że opisane kuracje przywróciły mi nie tylko zdrowie, ale też i ... apetyt :).
1 Aviarium Staropolskie, (oprac.)
Justyna Ratajczyk, Wyd. Oficyna Wydawnicza ATUT – Wrocławskie Wydawnictwo
Oświatowe, Wrocław 2014
2 Dobrze, to akurat zmyśliłem. środa, 22 kwietnia 2015
Migawki z terenu V.
Kolejna porcja porcja zdjęć pstrykniętych przy tzw. okazji. Wszystkie, za wyjątkiem dwóch ostatnich, zrobiłem podczas ostatnich dwóch pobytów w Dolinie Biebrzy, w czasie kiedy określenie "ptasi raj" nie do końca odpowiadało rzeczywistości. Obawiam się, że ten rok w ogóle będzie dziwny, a to za przyczyną wielokrotnie przeze mnie opisywanej suszy. Woda niby jest i pewnie nawet zrobi jakieś tam wrażenie na osobach, które pojawą się nad Biebrzą po raz pierwszy. Ci jednak, którzy znają to miejsce od dawna czują się zapewne nieco rozczarowani. Ale co tam. Dolina, to jednak zawsze Dolina i nie ma co się na nią obrażać z byle powodu.
Warmińskie zaległości.
Etykiety:
Bagna Biebrzańskie,
Biebrzański Park Narodowy,
Canon,
Dolina Biebrzy,
fotografia przyrodnicza,
gęgawa,
kszyk,
Sigma.,
Warmia i Mazury,
żuraw
niedziela, 19 kwietnia 2015
Czeski błąd.
„Cestovat jit do bažin
řekli, uvidite losu, řekl”1.
Niestety uczestnicy czeskiej wycieczki, którzy pojawili się w tym roku nad
Biebrzą, łosi nie zobaczyli i rozgoryczeni wrócili do domu. Dlaczego tak się
stało? Wydaje mi się, że przyczyny niepowodzenia mogły być trzy2:
1.
Nie
znali terenu i nie pomyśleli o wynajęciu przewodnika.
2.
Wynajęli
przewodnika, który co prawda skończył jakieś tam kursy, ale o Biebrzy guzik wie
i łosia nie znajdzie, chyba że się zwierzak ulituje i wylezie mu centralnie
przed maskę samochodu.
3.
Wynajęli
przewodnika, ale sami nie byli przygotowani do wyprawy na bagna.
Najbardziej
prawdopodobnym jest powód ostatni. Żeby było jasne! Nie piszę tego po to, by
pokazać, jakim to ja jestem znawcą Biebrzy, bo ciągle nim nie jestem. Chodzi mi
o to, że jeżeli wybieramy się na wycieczkę/wakacje/rajd itp. powinniśmy
posiadać, choć szczątkową, wiedzę na temat miejsca, do którego jedziemy i
odpowiednio się do takiej wyprawy przygotować. I tak, jeżeli ruszamy w
góry, zabieramy dobre buty, polar, coś przeciwdeszczowego, naładowany telefon
itd. Jedziemy na weekend do Niemiec? Zabieramy krótkie skórzane spodenki, białe
podkolanówki, kapelusik i musztardę. Wybierając się do Czech pakujemy do
plecaka poezję Jan Žižki, sztuczną blond brodę i takiż piwny brzuch. Pchamy się
na bagna - zabierzmy gumowce!
Wydawać by się mogło,
że to, co napisałem wyżej, to stek banałów doprawiony solidną porcją truizmu.
Niby tak, ale moje tegoroczne obserwacje, dowodzą, że może jednak
niekoniecznie. Na dziesięć spotkanych przeze mnie grup, osiem kończyło wyprawę
na Biały Grąd, dwa kilometry przed celem. Dlaczego? Bo uczestnicy tych wycieczek
nie mieli ... gumowców. Zabrali lornetki, lunety, aparaty, statywy i stroje
maskujące. Wszystko zabrali, ale głupich kaloszy już nie! Kiedy przyglądałem się kolejnej ekipie bagiennych eksploratorów uczulonych na wyroby
z soku kauczukowca, zacząłem się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi?
Przecież na stronach przewodników biebrzańskich, oprócz programu wyprawy,
zamieszczone są informacje o tym, co trzeba zabrać ze sobą w teren i rzeczone
gumiaki są tam wymienione na jednym z pierwszych miejsc. Poza tym, planując
wyjazd na Bagna Biebrzańskie, można założyć, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że
będę tam … bagna.
Trochę szkoda mi tych
ludzi, bo przejechali szmat drogi w nadziei na przyrodnicze fajerwerki, a tu
figa z makiem. Z drugiej jednak strony, im mniejszy tłum nad Biebrzą, tym lepiej dla
mnie. Ponieważ jednak jestem z natury dobrym człowiekiem, apeluję do
wszystkich, wybierających się w Dolinę. Zawsze, ale to zawsze zabierajcie gumowce!
Może się Wam nie przydadzą, ale może też zdarzyć się sytuacja, że bez nich
zwiedzicie co najwyżej siedzibę Parku, a i to tylko podczas wyjątkowo suchego
roku :)
No dobrze, a Czesi? A kto ich tam wie! Jedno jest pewne. Może nie umieją podchodzić łosi, ale za to mają najlepsze piwo na świecie!
_______________________________________________________
2 Opcja czwarta, czyli
- nie było łosi, raczej nie wchodzi w grę, chyba że Czesi, jak to Czesi,
pomylili Grzędy w Dolinie Biebrzy, z wsią Grzęda na Warmii.
czwartek, 16 kwietnia 2015
Migawki z terenu IV.
Już kiedyś pisałem, że niespecjalnie cenię sarny,
jako obiekty fotograficzne, a to z tej przyczyny, że spotykam je zbyt często i prawie
wszędzie. Dla mnie ten gatunek, to ta sama półka, na
której przesiadują wróble, szpaki, sroki i cała reszta przydomowego ptactwa.
Czasem
jednak okoliczności przyrody sprawiają, że jednak je fotografuję. I tak właśnie
było w przypadku tego, rodzinnego rudelka spotkanego na wzgórzach okalających
stawy w Kondradowie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)