Tym razem zdjęć wyjątkowo mało, gdyż ile razy można
pokazywać twarz tego samego modela? Swoją drogą modela szczególnego, gdyż sowy,
które reprezentuje poniższy puszczyk, od zawsze cieszyły się, nie do końca pożądaną przez nie, sławą.
Praktycznie zawsze i wszędzie sowy miały parszywą opinię. Od
starożytnego Egiptu poprzez Indie, aż po cesarską Japonię, ptaki te kojarzone były przede wszystkim ze
śmiercią. Tak - między nami - nie lubili ich także Majowie, Arabowie, Chińczycy i Sumerowie.
Sympatią sowy cieszyły się tylko w starożytnej
Grecji i Rzymie. W tej pierwszej, bohaterka tego postu, była symbolem
mądrości, nic więc dziwnego, że stała się wierną towarzyszką Ateny, która na Olimpie odpowiadała
właśnie za ten resort. Nad Tybrem odpowiednikiem Ateny - była Minerwa, która, jak
można się łatwo domyśleć, również nie rozstawała się z ptakiem, tzn. sową.
Naprawdę trudno jest dziś dociec, co sprawiło, że
ludzie, poza wspomnianymi Starożytnymi (ale czy można ufać ludziom, którzy pili wodę z ołowianych rur?) nie lubili i nie lubią sów. Prawdopodobnie diabeł (do którego jeszcze wrócimy), jak
zawsze, tkwi w szczegółach. Sowy to, w zdecydowanej większości, ptaki nocy,
czyli mamy pierwszy, potencjalny minus, gdyż po zapadnięciu zmroku każde, porządne
stworzenie powinno spać, a nie szlajać się po okolicy. Kolejna kwestia, to głos.
Nie oszukujmy się. Sowy skowronkami raczej nie są i ich pohukiwanie (szczególnie w
sąsiedztwie kurhanów, wisielczych krzewów, nawiedzonych chlewików, itp.) można było odbierać,
jako coś ekstremalnie nieprzyjemnego.
No i wreszcie sowi lot. Ponieważ pióra tych ptaków mają nieco inną budowę, aniżeli ma to miejsce w przypadku pozostałych gatunków – latają całkowicie bezgłośnie. Mogło zatem się zdarzyć (i zapewne wielokrotnie zdarzyło), że komuś wędrującemu wśród ciemności, coś nagle mignęło przed oczami i nie wydając żadnego dźwięku zniknęło w mroku, fundując wędrującemu, atak paniki lub rozległy zawał.
No i wreszcie sowi lot. Ponieważ pióra tych ptaków mają nieco inną budowę, aniżeli ma to miejsce w przypadku pozostałych gatunków – latają całkowicie bezgłośnie. Mogło zatem się zdarzyć (i zapewne wielokrotnie zdarzyło), że komuś wędrującemu wśród ciemności, coś nagle mignęło przed oczami i nie wydając żadnego dźwięku zniknęło w mroku, fundując wędrującemu, atak paniki lub rozległy zawał.
Majowie, Chińczycy, Sumerowie …, wszyscy oni szczerze nienawidzili
sów. A jak to wyglądało w przypadku łagodnych dzieci Krainy o Wysokim Wskaźniku Lesistości, czyli Słowian? No cóż.
Nie da się ukryć, że w tej akurat materii, jednomyślnie popieraliśmy i popieramy stanowisko
wyżej wspomnianych, starożytnych kultur., tzn. Kultur.
Penetrując kazamaty bibliotek cyfrowych,
natrafiłem na opracowanie z 1899 roku pt. „Sowa
w mowie i pojęciach ludu naszego” autorstwa Erazma Majewskiego. Szacowny ów
archeolog, biolog, pisarz, skateboardowiec, socjolog etc.,
zadał sobie trud przekopania się przez dziesiątki krajowych źródeł archiwalnych
i zebrawszy wszystko to, co o sowach napisano, stwierdził, że dobrze nie jest.
Zacznijmy zatem od tego (czego z resztą można było się
domyślać od początku) że „sowa jest pół-djabłem, a
pół ptakiem”, „puszczyk jest w blizkich stosunkach z diabłem, i służy mu”, a na dodatek "powiadają, że puchacz to szatan". Jakby było tego mało, sowy
zakumplowały się także z wiedźmami, gdyż jak pisze kol. Majewski „sowa rdzawa (chodzi chyba o puszczyka odmiany właśnie rdzawej)
śmieje się po lasach, wśród nocy, z tych psot, jakie ludziom wyrabiają
czarownice, zbierające wówczas zioła” oraz "towarzyszy złym duchom".
Z lektury wspomnianego opracowania dowiadujmy się także, że "dusze zmarłych bez chrztu przybierają postać puszczyka", "puchacz powstał z człowieka, którego Pan Bóg przemienił za karę w puchacza za to, że jadł mięso w dzień postny", "puszczyk wyszydza swym śmiechem i sprowadza śmierć", zaś "sowa płomykówka, wyjada świece".
Sprytni Słowianie zauważyli również, że sowy podejrzanie często interesują się tym, co dzieje
się wśród ludzi. Dlatego też, kiedy przebywacie w zabudowaniach gospodarskich,
musicie być szczególnie czujni, gdyż „w stodole
sowa siada i słucha, co kto gada”. Tę, sowią przypadłość można jednak wykorzystać
do własnych, niecnych, nierządnych i ... po prostu celów celów, gdyż „aby
dowiedzieć się, co myśli dziewica, należy przyłożyć do boku śpiącej serce sowie”.
Ktoś może oczywiście uznać, że to tylko bajdurzenia zamroczonych gorzałą kmieci, ale moim zdaniem są to fakty. Dlatego też, jeżeli jakiś nawiedzony ornitolog będzie próbował udowodnić mi, że sowy są
miłe, nie atakują zwierząt domowych i nie dopuszczają do nadmiernego
rozrośnięcia się populacji części gryzoni, ja i tak wiem swoje. Sowa jest pół-djabłem i tyle!
PS. Zdjęcia puszczyka powstały dzięki Pawłowi Figlantowi, który w tym celu zaaranżował wiejski paraliż komunikacyjny i gŁosiowi, która w sytuacji krytycznej, emitowała odgłosy myszy wielkości kuca.
PS.2. Za ostatnią fotkę dziękuję Olenie i Kamilowi z Kwaśnego Drzewa https://www.facebook.com/search/top/?q=kwa%C5%9Bne%20drzewo%20sauerbaum
PS.2. Za ostatnią fotkę dziękuję Olenie i Kamilowi z Kwaśnego Drzewa https://www.facebook.com/search/top/?q=kwa%C5%9Bne%20drzewo%20sauerbaum
Najbardziej spostrzegawczy spośród Was, zauważyli zapewne, że poniższa doksowa nie jest puszczykiem. I słusznie.