Jak
widać na poniższych fotkach w Dolinie ponownie pojawiły się łosie. Stwierdzenie „pojawiły się” nie
oznacza oczywiście, że wcześniej ich tam nie było. Oznacza to tylko
tyle, że pochowały się gdzieś skutecznie na czas świąt i sylwestra, a gdy na mokradła
powrócił spokój, wytchnęły ze swoich tajemnych ostoi.
Pisałem już o tym, że świąteczny czas
był wyjątkowo marny pod względem obserwacji przyrodniczych, a zamieszczone w blogu fotki zrobiliśmy z dala od naszych ulubionych miejsc. Oczywiście w jakimś
stopniu przyczyniła się do tego tegoroczna zima-niezima, ale znacznie większe
znaczenie miało zupełnie coś innego, czyli ... ludzie. Od jakiegoś czasu Biebrza
staje się bowiem coraz bardziej popularną i to nie tylko wiosną, gdy nadchodzi czas ptaków,
ale także zimą. Łosiowe lasy, które kiedyś w grudniu, czy w styczniu odwiedzane
były tylko przez miejscowych lub nielicznych przyjezdnych, zaroiły się nagle od turystów. Czy trafili
tam sami? Otóż w większości przypadków nie! I o tym właśnie jest ten post.
Jak świat, światem w miejscach atrakcyjnych
turystycznie funkcjonowali i funkcjonują przewodnicy i tak też jest w Dolinie Biebrzy. Z punktu widzenia ochrony przyrody jest to bardzo korzystne, gdyż większość osób
parających się tego typu działalnością, to fachowcy, którzy wiedzą,
jak poruszać się po terenie w sposób, jak najmniej uciążliwy dla jego natywnych mieszkańców. Niestety, tak jak w każdej, innej grupie zawodowej, także wśród przewodników znajdują
się ludzie, którzy przewodnikami być nie powinni. Pomijam tu totalnych amatorów, dla których każdy lecący ptak większy od modraszki, to batalion (swoją drogą nie mam pojęcia, jak ktoś bez wykształcenia przyrodniczego w ogóle może oferować swoje usługi w tej materii i w tym miejscu?). Mam na
myśli „przewodników”, dla których liczy się tylko kasa i nic więcej. Klientela
płaci, ale i wymaga, więc tacy zrobią wszystko, by wygrzebać im tego łosia spod
murszu. Nie ma zwierzaka w zasięgu wzroku? Nie ma problem, jak mawia pewna nasza, podlaska znajoma! Pojeździmy cały dzień po
lesie i znajdziemy gnoja. Wychodzą o świcie na oziminy, ale daleko?
Nie ma problem! Napęd 4x4 i hajda po polu, żeby turysta mógł zobaczyć z bliska. Nie chcą bobry wychodzić z nor? Nie ma problem! Wsypie się worek jabłek do bajorka i łajzy wylezą.
I właśnie dlatego nie było łosi na przełomie
roku. Kłopot jednak nie w tym, że nie zrobiliśmy zdjęć (bo zrobimy je w innym czasie, albo nie zrobimy w ogóle), tylko w tym, że
taki zmasowany antropoatak zagraża samym zwierzętom. Duża grupa ludzi powoduje u nich
zwiększone wydzielanie kortyzolu (czyli hormonu stresu), co w skrajnych
przypadkach może mieć negatywny wpływ na kondycję fizyczną zwierzęcia i jego
możliwości reprodukcyjne. Pokazują to np. wyniki badań przeprowadzonych na kozicach w Tatrzańskim PN, które wykazały wyraźną, dodatnią korelację pomiędzy poziomem stresu u zwierząt, a
natężeniem ruchu turystycznego. W przypadku wzmiankowanych kozic apogeum nerwowości przypadało - jak można się było domyślać - na miesiące wakacyjne, choć przecież turyści w
Tatrach są przez cały, okrągły rok.
Co prawda łosie, to nie kozice, świstaki i całą reszta przewrażliwionego, kosodrzewinowego mainstreamu, ale i one nie pozostaną obojętne wobec, krążącego wokół nich, samochodu terenowego wyładowanego po brzegi „miłośnikami przyrody” z tzw. przewodnikiem za kierownicą.
Co prawda łosie, to nie kozice, świstaki i całą reszta przewrażliwionego, kosodrzewinowego mainstreamu, ale i one nie pozostaną obojętne wobec, krążącego wokół nich, samochodu terenowego wyładowanego po brzegi „miłośnikami przyrody” z tzw. przewodnikiem za kierownicą.
Ostatnimi czasy wylano w mediach hektolitry hejtu
na myśliwych, czyli najgorsze zło, jakie panoszy się po naszych polach i lasach
(nie chcę jednak teraz o tym pisać, choć uważam, że wrzucanie do jednego wora
wszystkich polujących, to skrajna głupota). Mało kto pokusił się jednak o stwierdzenie,
że równie groźni są niedouczeni pseudoprzyrodnicy (w tym także ci z aparatami
fotograficznymi!!) oraz - a może przede wszystkim - opisani wyżej „przewodnicy”.
PS. Poniżej dokfotki tego, co spotkaliśmy w Dolinie, gdy turyści wyjechali do swoich miast, a łosie wróciły do swoich lasów.
Tak na marginesie, Dolina, to nie tylko łosie, ale także ... te.
spoko
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńZachowania turystów też często przerażają. Byłabym za zamknięciem szlaków górskich w pewnych okresach, jak robią to na Słowacji...
OdpowiedzUsuńW sobotę jechaliśmy do Poznania i pierwszy raz widziałam całe pole pasących się na oziminach dzikich gęsi, szkoda, że trasa szybkiego ruchu i nie mogliśmy się zatrzymać by zrobić zdjęcie, a kawałek dalej sarny i dwa drapieżniki przyczajone na ogrodzeniu.
Piękne te żurawie:-)
Tak się czasem dzieje i u nas, ale niestety po naszemu. W Biebrzańskim PN okresowo zamyka się pewien szlak, ale nie dla ... autokarów. Gdzie jest w tym wszystkim logika? Nie mam pojęcia! PS. To jeszcze nie migracja, a gęsi, które postawiły przezimować w Polsce, gdyż wykombinowały sobie, że lepiej pokłusować na bezśnieżnych oziminach, niż gnać tysiące kilometrów:)) PS. Dziękuję:)
UsuńTemat znany nie od dziś, niestety. Swoją drogą ta kaczka jest majestatyczna!
OdpowiedzUsuńNiestety! PS. A to tylko zwykła krzyżówka:)
UsuńEch, w każdej grupie są kanalie i cwaniaki. Jak i odwrotnie. Myślę że jednak więcej jest tych o niecnych zamiarach bo taka jest ludzka natura.
OdpowiedzUsuńTe zwierzęta - Łosie mają tak poczciwe ryje, że kiedyś takiego wyszyję albo namaluję.
Pewnie masz rację, choć wolę myśleć, że jest odwrotnie. A wiesz, że znam kilka osób, które za te "poczciwe ryje" obraziłyby się na Ciebie śmiertelnie? :))) PS. Ja osobiście pożyczam :))
UsuńNo ale, że co? Przecież mają poczciwe ryje i takie nieogarnięte. To błysku intelektu to ja tam nie dostrzegam. Może za słabe zdjęcia żebym mogła go dostrzec...
UsuńNo ale haft, jak widziałam klępę tratującą dziadka (na Alasce)to już taka poczciwa nie była. Dziadek nie przeżył tej przygody. Nasze tez takie zadziorne?
I ma pytanie o komenta u mnie bo nie zrozumiałam, zajrzyj i wyjaśnij proszę nieogarniętej kobiecie o co lata. Pozdrawiam.
Ale ja przecież napisałem, że z chęci pożyczę owe określenie, gdyż nie należę do rzeczonego towarzystwa:))) Nasze bywają różne. Ja sam nie miałem większych przygód, ale Iwona zaliczyła dwie szarże w tym jedną z kontaktem bezpośrednim:) PS. Zaraz wyjaśnię, gdyż zaszło nieporozumienie:)
UsuńNie wiem, jak z tym kortyzolem u Łosi, bo jedyne, jakie w życiu spotkałem wyszły mi na szosę i to pod samą Warszawą :-)
OdpowiedzUsuńPopularność miejsc przekłada się na zwiększony ruch turystyczny. Jak zwiększony ruch, to masa przypadkowych ludzi. Dlatego dla mnie przemysł turystyczny jest bardzo szkodliwy, a turystyki zrównoważonej nikt u nas nie promuje...
Łośki na szczęście są mniej podatne na histerie, co jednak może się zmienić, gdy np. zostanie zniesione moratorium. Co zaś tyczy turystyki, to masz 100% racji. Tyle tylko, że mam dużo mniejsze pretensje do tych "przypadkowych" (bo nie mają wiedzy), niż do tzw. fachowców (bo ją mają, ale liczy się kasa). PS. Dziwisz się? Na masówce zarabia się więcej i tyle!
UsuńTemat istotny, ale niestety nie rozpromowany, dobrze, że poruszył pan ten temat. Trzeba być miejscowym, by zobaczyć co się dzieje. Turyści z miast nie zdają sobie sprawy jakim kosztem urządzają sobie takie wyprawy z takimi '' przewodnikami''. Również znam myśliwych, którzy mają rozległą wiedzę przyrodniczą i szacunek, tacy się jeszcze trafiają. Ale niestety coraz więcej tych nieszanujących przyrody idiotów. Sorry za słowo, ale czasem mi ręce opadają jak widzę co się dzieje. W tym roku o mały włos a nie dostał bym kulki (albo garści), bo prawie nie wpakowałem się w środek zbiorówki. Widziałem jak postrzelili za jednym razem całe dzicze stadko.
OdpowiedzUsuńMateusz, myśliwi, turyści itp. to temat rzeka, która poszerza się z każdym rokiem. Na szczęście istnieją jeszcze takie miejsca, do których nie docierają, więc cieszmy się nimi puki czas :)
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńJako mieszkanka takiego a nie innego regionu mogę "się pochwalić" podobnymi rewelacjami. U nas dochodzą jeszcze hordy złaknionych połowów i kąpieli. Pomijam sterty śmieci na dzikich plażach i połamane drzewka amatorów skoków do wody, ponieważ gorsze są chyba pokaleczone żyłką i spinningiem łabędzie, albo martwe perkozy z wyrwanymi wnętrznościami:(
Kiedy na to patrzę, nie mam jakoś wątpliwości, co nazywać dziczą:(
Pozdrawiam:)
Wiem Leno, gdyż to samo mamy na Warmii i nieodległych Mazurach. Dlatego też unikamy takich miejsc, jak ognia, czego żałuję, gdyż Iwona praktycznie nie zna tej części Polski. Jak to mawiał pewien Marszałek - Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.
UsuńWojciechu, Biebrza to chyba Park N jest. Nie ma zadnych regulacji dotyczących ruchu turystycznego? A te bataliony bobry i łosie to One nie są chronione prawnie i nie istnieją zakazy zblizania się? W związku z przedatawionym problemem obiecuję że nigdy nie wybiorę się na obserwację łosi w dolinie pozostając biernym podziwiaczem tych Muminków na Twoich zdjęciach
OdpowiedzUsuńOczywiście, że są! Na przykład takie, że w niektóre miejsca można wchodzić wyłącznie z ... przewodnikiem :)) Poza tym wiele fajnych miejsc, to tereny prywatne, drogi gminne itp. i park nie ma tam wiele do powiedzenia. Problem leży nie w ludziach, tylko w sposobach "zwiedzania", więc przyjeżdżaj śmiało, bo warto!
UsuńA teraz uderz się w pierś i pomyśl ilu biednych ludzi na złą drogę sprowadziłeś? Ilu mogło sobie spokojnie lans robić w Ciechocinku czy Kudowej, ale nie Gotkiewiczom się zachciało Puchalskiego naśladować. Zdjęcia publikują, wystawy urządzają... I taki nieszczęśnik chcąc z damskiego tortu conieco uszczknąć, po prostu nie ma wyboru, musi maczetę kupić, aparat (zamiast sztucera, bo ten wymaga mimo wszystko pewnego zachodu) stosowne wdzianko z demobilu, wynająć kogoś kto go do lasu zawiezie, bo sam mógł by nie trafić i hajda na Wołmontowicze! Z myślą przewodnią: "taką fotę strzelę, że Gotkiewiczom obiektywy zbieleją, ja Grand Press Photo zgarnę i wszystkie laski w całym mieście będą moje".
OdpowiedzUsuńAżebyś wiedział! :))) I właśnie dlatego staramy się nie podawać żadnych lokalizacji, dat itp. (znajomym oczywiście z przyjemnością, tyle tylko, że nie na blogach). Na szczęście istnieje coś takiego, jak weekend majowy, podczas którego przez Biebrzę przewalą się stada turystów (w tym fotografów), a potem następuje względny spokój:))
UsuńDokładnie tak samo było z pewnymi miejscami w górach, klimatyczne z wyśmienitym towarzystwem stały się obecnie modne, ściągają tam takie sztuki że wstyd ze znaczkiem na plecaku chodzić.
UsuńI dlatego dobrze jest znać teren i wiedzieć, jak omijać te górsko-bagienne marszałkowskie:) Problem pojawia się w parkach, gdyż nie powinno się schodzić ze szlaków, ale ...
UsuńTo ja o tych co w kosodrzewinie.
OdpowiedzUsuńZe 20 lat temu na Wrotach Chałubińskiego /to jest wsród szczytów okalających Morskie Oko/ przeszłam tuż koło kozicy. Nie miałam pojęcia że to była kozica, bo szłam w niesamowitej mgle. Dopiero jak się poruszyła...
A parę lat temu na Czerwonych Wierchach naprzeciwko nas szły dwie kozice. Też była mgła i widać wiatr od nich, bo zupełnie nas nie wyczuły i przeszły obok. Nawet zdjęcia mamy z kozicą prawie że w objęciach.
Takich spotkań się nie zapomina.
Zdjęcia pierwsze i ostatnie wymiatają.
:-)
A teraz wyobraź sobie, że jesteś częścią ludzkiej gąsienicy pełznącej tym samym szlakiem. Zapewniam Cię, że nie zobaczyłabyś niczego poza oswojonym liskiem, zmierzającym na obiad do któregoś ze schronisk. Jeździłem kiedyś w Tatry, ale przestałem właśnie z powodu tych gąsienic, gdyż chodzenie dla samego chodzenia, mnie akurat nie interesuje:) PS. Dziękuję:)
UsuńJa chodzę tylko po pustych Tatrach inaczej mówiąc wybieram wczesny ranek latem albo pażdziernik. Wtedy są tylko tacy szurnięci jak ja.
UsuńFajnie masz! Ja w październiku zaczynam rok akademicki i mogę sobie tylko pomarzyć o wywczasach:)
UsuńCzasem, patrząc szczególnie na lasy, wydaje mi się , że Homo sapiens, jako że nie "sapiens", jest w przyrodzie gatunkiem tyleż rozpanoszonym, co zbędnym.
OdpowiedzUsuńGeneralnie bym nie generalizował, ale generalnie muszę się z Tobą zgodzi.
UsuńGood job! I like this blog! :) I was in Biebrza 3 years ago, but my trip pilot was a great naturalist. Always we left the car near the road and then was walking with binoculars and cameras to forest or flaps. The Biebrza is soo beautiful land! :)
OdpowiedzUsuńThank you :) Yes, as I wrote – most guides are real naturalists and you've probably found one. Come here in spring this year. There is a lot of water, so it should be great.
UsuńŁosie są cudne! Niestety jeszcze nigdy nie widziałam ich na żywo. A co do sytuacji myśliwych... Pseudoprzyrodnicy bardzo często szerzą treści nieprawdziwe, wywołują negatywne emocje, a spora część społeczeństwa wierzy we wszystko to co ci ,,specjaliści" piszą. Tak jak wszędzie, wśród przewodników czy wśród myśliwych znajdą się osoby, które postępują niewłaściwie, jednak tak jak Pan zauważył nie powinniśmy generalizować, bo wielu z nich to osoby z pasją, które m.in. poświęcają cały swój wolny czas na pomoc zwierzętom (np. dzięki prowadzeniu rehabilitacyjnych ośrodków dla dzikich zwierząt). Pseudoprzyrodnicy często w rzeczywistości wykazują się niewiedzą i robią szum, dzięki któremu nic pozytywnego się nie dzieje. Oczywiście nie wszystkie działania myśliwych są moim zdaniem dobre i myślę, że niektóre zapisy w Prawie łowieckim powinny ulec zmianie i zapewne będą one modyfikowane, jednak to w jaki sposób obecnie przedstawiani są myśliwi poszło w bardzo złą stronę... Ważne jest by odpowiednie osoby zajmowały się tymi zagadnieniami oraz by edukowały społeczeństwo. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Znam wielu porządnych myśliwych i wielu tzw. przyrodników, których staram się omijać z daleka. Masz rację (proponuję dać sobie spokój z tym "Panem":)), że prawo łowieckie powinno być znowelizowane, ale nie w sposób, który zaproponował ostatni "minister" i z którym nie zgadzają się nawet moi polujący znajomi. Tyle tylko, że jakoś nie wierzę, żeby tak się stało. PS. Może porzućcie na chwilę góry i przyjedźcie nad Biebrzę. Gwarancji dać nie mogę, ale tak na 90% łośki zobaczycie:)
UsuńTen portret łosia zza trawek jest bardzo prześliczny! :)
OdpowiedzUsuńPS. ja też jeżdżę na wakacje poza sezonem i w dodatku zupełnie nie do Zakopanego. I to nawet nie dlatego, że nie lubię ludzi - bardzo jednak lubię. Ale nie w lesie i nie w nadmiarze. Nadmiar to nawet w mieście nie jest dobry :)
Dziękuję w imieniu modela:) Góry porzuciłem już dawno, ale Biebrzy nie porzucę za żadne skarby. Mam nadzieję, że wspomniani przewodnicy się wykruszą, albo ktoś ich wykruszy i sytuacja wróci do normy. PS. Wysyłam w poniedziałek:)
UsuńNo ale model to po prostu stał. ;D
UsuńNo nie wiem, nie chcę Cię martwić, ale właśnie czytam o rozrabiającej młodzieży w starożytnych Atenach i dochodzę do wniosku, że ten element się jednak nie wykrusza.
PS. Dzięki za pamięć - czekam cierpliwie. :))
Ale jak stał! Podlasie, to nie Ateny. Jak sam się nie wykruszy, to go wykruszą!
UsuńA to nie jest osioł??? :D :D :D
OdpowiedzUsuńMam fatalne zdanie na temat dzikich ludzi z miasta, ale faktycznie, dziki miejscowy jest chyba jednak gorszy, bo wie co spieprzyć i gdzie. :(
Trochę jest:))) Na szczęście to jeszcze ciągle margines, ale dosyć skuteczny w panoszeniu się po terenie. Mam nadzieję, że prędzej, czy później zostanie spacyfikowany, gdyż nawet miejscowy mają go powyżej uszu.
UsuńCzłowiek przyrodzie wilkiem :( A co do łosi, to przyznaję ze wstydem, że jeszcze nigdy tego pięknego zwierzęcia nie widziałam. Pewnie na jesieni pojadę gdzieś w biebrzańskie rejony, może mi się uda :)
OdpowiedzUsuńŻeby tylko wilkiem, to nie byłoby jeszcze tak źle:) Pojedź koniecznie. Najlepiej pod koniec kwietnia lub po weekendzie majowym. Będą ptaki, a i ludzi będzie mniej:)
UsuńAle żeby bobry jabłkami kusić? To już zwykłe świństwo!
OdpowiedzUsuńTaka rasa nieludzka!
UsuńChciałabym zobaczyć łosie. :) Przewodników, co to tylko na kasę lecą nie znoszę. To widać, kiedy ino chcą odbębnić swoje, zbyt się przymilając, szybko, jak najszybciej i pa. Bardzo wartościowy post. Powtarzając się jak starsza pani, muszę napisać, że bardzo lubię oglądać zdjęcia, są przepiękne i z duszą. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę super radosnego weekendu. :)
Agnieszko, przepraszam że tak długo nie odpowiadałem, ale przeprowadzka, to koszmar prawdziwy:) Żeby zobaczyć łosie musisz przyjechać nad Biebrzę, a my z Iwoną zrobimy wszystko, żebyś wyjechała ze zdjęciami i dobrym wspomnieniem o tym miejscu! Wiosna za pasam, więc daj znać kiedy, a my jesteśmy do całodobowej dyspozycji i to nie jako przewodnicy (którymi nie jesteśmy!), a wyłącznie jako kumple od fotek:)
UsuńMam daleko, ale coś mam też wielki uśmiech na twarzy i zrobię, co mogę, by odwiedzić Was i zobaczyć łosie i całą tę okolicę. :))) Bardzo serdecznie Was pozdrawiam i niech przeprowadzka już idzie gładko...jeśli to możliwe, ale no życzyć mogę. hehe :)
UsuńAgnieszko! Miej go zawsze, a gdy już zdecydujesz się na Dolinę, po prostu daj znać, a dostaniesz wszystko (prawie), co wiemy :)
UsuńSuper blog do poczytania w wolnej chwili!
OdpowiedzUsuńNa takim blogu jeszcze nie bylem! fajnie tutaj
OdpowiedzUsuńNapisałabym, że fajny wpis, ale tego nie zrobię, bo ten wpis to prawdziwa petarda!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń