Ostatnio ponownie zrobiło się głośno o tzw. Ministerstwie Środowiska, a to
za sprawą sanitarnego odstrzału dzików-nosicieli w parkach narodowych i planowanym
(po raz kolejny) zniesieniu moratorium na rujnujące gospodarkę i będące przyczyną prawie wszystkich, podlaskich kolizji drogowych - łosie.
To jednak nie koniec radosnej twórczości wspomnianego resortu. Kolejny
pomysł dotyczy gatunku, który od niedawna zaczął pojawiać się w naszym
kraju, czyli szakala złocistego. W lipcu tego roku, Ministerstwo przygotowało dwa
projekty szakalich rozporządzeń, ale na próżno szukać w nich informacji o witaniu
złocistego umajoną myszami i padliną bramą. Pierwszy dotyczy bowiem wpisania
szakala na listę zwierząt łownych, drugi zaś doprecyzowuje terminy polowań. Co
prawda początkowo ma obowiązywać moratorium na odstrzał, ale po pierwsze, niewiele
to zmienia, gdyż wilkowaty dopiero stuka do naszych drzwi, a po drugie, zapytajcie
łosie, jak działa takie coś. Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak ministerialne
uzasadnienie zaliczenia szakala do zwierząt łownych. Chodzi mianowicie o to, że
obecność przybysza na liście pomoże „poznać
biologię tego gatunku w Polsce”.
Przyznam szczerze, że
koncepcja użycia broni palnej w celu pośmiertnego poznania biologii
jakiegokolwiek gatunku wprawiła mnie w zachwyt. Toż to prawdziwa rewolucja w
nauce, godna Nobla, a przynajmniej Listu Gratulacyjnego Do Rodziców. Mam tylko
nadzieję, że na przeszkodzie w realizacji tego ponadczasowego eksperymentu, nie
staną znowu tzw. „przyrodnicy” skamlący coś na temat innych, mniej
śmiercionośnych metod badawczych, jak chociażby analiza odchodów, czy telemetria.
Ludzie! Bądźmy poważni! Mamy XXI wiek, więc grzebanie się w łajnie lub jakaś prymitywna
obroża z nadajnikiem, to średniowiecze, zabobon i szeptunizm! Poza tym trzeba pamiętać, że taka
obroża kosztuje od kilku do kilkunastu tysięcy, a pocisk śrutowy – tylko nieco
ponad złotówkę! Jednym słowem, dwa E w jednym, czyli idealne wręcz połączenie ekologii i ekonomii!
Mam nadzieję, że to tylko
początek i w przyszłości pójdziemy jeszcze dalej, wpisując na listę zwierząt
łownych wszystkie żywe organizmy zamieszkujące lub mające w planach zamieszkać
nasz kraj, nie wyłączając drożdży (tych zdziczałych i tych, półoswojonych, które zasiedlają nasze spiżarnie, cukiernie i bimbrownie). Dzięki temu za jakiś czas będziemy
dysponowali pełną wiedzą na temat biologii krajowych ssaków, ptaków, gadów, jednokomórkowców itp., czego nie będą mogli o sobie powiedzieć tacy np. Niemcy, czy inni - pożal się Światowidzie - Flamandowie! A, że wspomnianych i tak świetnie poznanych, zwierzaków już nie będzie? No cóż. Nie od dziś wiadomo, że - jak mawiał pewien austriacki etnograf - prawdziwa Nauka wymaga ofiar!