Gdyby
jakiś ośrodek badania opinii publicznej zapytał Polaków, czy lubią Święta Bożego
Narodzenia/Gwiazdkę/Wolne od Pracy pod Koniec Grudnia itp., zapewne większość z
nas odpowiedziałaby twierdząco. Gdyby jednak zapytać nas, czy chcielibyśmy obchodzić
ten czas codziennie, odpowiedź byłaby zapewne inna. A dlaczego? A dlatego, że
fajnie jest na coś czekać. Odliczać dni, wyżerać kolejne czekoladki, zastanawiać
się co znajdziemy pod ekologicznym chojakiem i rozkoszować się wonią bardzo-długo-gotowanego
bigosu. Gdyby to jednak była codzienność, to zapewne w końcu potraktowalibyśmy
ten okres, jak – nie przymierzając – roboczy poniedziałek po długim weekendzie
spędzonym w leśnej wytwórni wódek regionalnych na Podlasiu.
Podobnie
jest było w przyrodzie. Kiedy przychodził listopad i po ostatnich,
pożegnalnych klangorach pozostawało już tylko wspomnienie, nadchodził Czas Przyrodniczej
Smuty. Dzień kurczył się, jak komunijny garniturek z lat biegiem, siedliska
pustoszały, a w sieci zaczynały królować nafaszerowane tanim drobiem, tępo
wpatrzone w obiektyw, myszołowy. W połowie grudnia ekstremalni meteopaci (do
których niestety także się zaliczam) zaczynali szkicować projekty domowych szubienic,
negocjować z Gazpromem indywidualne warunki przesyłu surowca lub testować wątpliwy
refleks klientek WORD.
Zapytacie zapewne, dlaczego zatem nasza MeteoRasa nie wyginęła bezpowrotnie, jak dront dodo, gołąb wędrowny, tygrys tasmański i cała plejada innych, zacnych gatunków? Ano dlatego, że jak wspomniałem na wstępie, uratowało nas czekanie.
Zapytacie zapewne, dlaczego zatem nasza MeteoRasa nie wyginęła bezpowrotnie, jak dront dodo, gołąb wędrowny, tygrys tasmański i cała plejada innych, zacnych gatunków? Ano dlatego, że jak wspomniałem na wstępie, uratowało nas czekanie.
Kiedy
pod koniec lutego apogeum czarnowidztwa stawało się już APOGEUM CZARNOWIDZTWA, nad
nocnym Olsztynem rozlegał się charakterystyczny hałas. To wreszcie nadlatywały gęgawy, gęsi zbożowe
i białoczelne. Razem z nimi ciągnęły żurawie, a – hen tam - na podlaskich
oziminach kuliły się już zziębnięte stadka czajek i skowronków. Zaczynała się wiosna,
czyli to, na co tak bardzo czekaliśmy, przez te rozwlekłe, ciemne miesiące.
A teraz? A teraz, to wszystko ww. zlekceważyło Święty
Czas Migracji, zostało w kraju i nic - jak na razie - nie wskazuje, żeby coś się
miało w tej materii zmienić. I właśnie niedawno dotarło do mnie, co to - tak
naprawdę - oznacza?
Nie będzie już wypatrywania charakterystycznych zygzaków
na niebie i słuchania podniebnego grania. Nie będzie telefonów do znajomych z
Podlasia, że niby, kopę lat … itd.. Nie będzie już czołgania się pod warmińską
górkę, bo po drugiej stronie zbocza śpiewają żurawie. Nie będzie już mroźnego czekania
brzasku w barłogu zmyślnie uwitym w bagażniku.
Niczego nie będzie, jak mawiał kandydat z
Podlasia.
PS. A poniżej krótka fotorelacja z niedzielnej wycieczki
do lasu.
Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale ty Łyna jest piękna:)
UsuńO, pluszcz! :-)
OdpowiedzUsuńO, tak!
UsuńChcesz powiedzieć, że się wybierały jak sójka za morze? Czy nie zamierzają wracać z ciepłych krajów? Bo ostatnio koleżanka znalazła bociany w Madrycie. I nie wiemy czy one tam na stałe czy tylko na urlop.
OdpowiedzUsuńRaczej to pierwsze. Nie ma śniegu, jest żarcie, więc po co lecieć te setki kilometrów? Co zaś tyczy boćków w Madrycie, to jest ich tam coraz więcej. Klimat przyjemny, więc zostają na lęgi. Widziałem fotki całych kolonii lęgowych np. na dźwigach budowlanych. To zresztą kolejny dowód na to, że przyroda wariuje:)
UsuńNo masz rację, każdy ból, każdą niedogodność losu przetrwamy, bo czekamy na lepszą pogodę, na wiosnę, na ustanie dolegliwości...
OdpowiedzUsuńTeraz to nawet pory roku sie mieszają, wolałabym zimę w styczniu, a nie w marcu, a lato w sierpniu, a nie we wrześniu...
I jak z tym żyć? Oglądać Twoje fotki!
Dokładnie! Czekanie pomaga, a wręcz uszlachetnia:))) Właśnie przygotowujemy z gŁosiem pewien pokaz i ubolewamy nad degrengoladą klimatu, środowiska i w ogóle! PS. I znowu się zaczerwieniłem:))
UsuńRaz w życiu widziałam pluszcza. W okolicach zakopanego. Ale byłam za młoda i za głupią żeby się nim zachwycić. Zachwycałam się za to długowłosym, starszym kolegą, który miała mnie głęboko i to był mój dramat.
OdpowiedzUsuńNie ważne. Piękne są te powalone konary, bardzo malownicze.
A z tym czekaniem to coś jest na rzeczy. wielu ludzi łapie w Styczniu depreche, bo już nie ma tej adrenalinki co w grudniu a zima w kwiecie wieku, że tak powiem i do wiosny daleko.
Pozdrawiam serdecznie.
Bo to jest typowy, górski gatunek. Na szczęście Łyna w lesie ma status rzeki górskiej, więc stąd pewnie i Pan Pluszcz:) Masz 100% racji z tym, że mi adrenaliny zaczyna brakować już w listopadzie, więc tym bardziej odczuwam brak tradycyjnej zimy i - zwłaszcza - wiosny:) Na szczęście dzień jest coraz dłuższy, a w lutym, jak zawsze, ogłaszam nadejście nowej, przyrodniczej rzeczywistości:))
UsuńNie mam pojęcia cóżem Waćpanu uczyniła, że moje komentarze giną. Napiszę jeszcze raz. Dziś przeczytałam artykuł o podłym procederze polowania na ptaki migrujące na Malcie i tak sobie myślę, że nasze żurki też coś na ten temat wiedzą. Dlatego zostają:)(oczywiście poza łagodnymi zimami). - To o poście. A zdjęcia? Super fajny dzik w kąpieli.
OdpowiedzUsuńAliści jam nie bloggerowy syn, więc nie mnie na pal za komentarze ganiać! Na szczęście żurki nie lecą nad Maltą, więc tamtejsi rzeźnicy im powiewają (co innego Niemcy!) PS. Dzik byłby fajniejszy, ale krzaki tam okrutne były, więc nie udało mi się rzeczonego w kąpieli całkowitej ucapić. Co prawda zdjąłem go we wodzie od tyłu, ale pokazywania takich fotek są inni blogerzy :)))
UsuńA ja tam sie ciesze z braku zimy i sniegu. Ptasie migracje prawie mnie nie dotycza, bo i tak widuje tylko parkowe kaczki i lyski. A rytm por roku nadal jest zachowany - jak zaczne wychodzic z pracy i nie bedzie znienawidzonych, sodowych latarn, tylko jasne niebo, to bedzie znaczylo, ze wiosna przyszla :-) Piekne zdjecia - bardzo lubie takie omszale klimaty!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem :))) Akurat trafiłeś w sedno, gdyż ciemności nienawidzę, jak ... ciemności, gdyż nic innego, równie znienawidzonego nie przychodzi mi do głowy:) To jednak trochę za mało, gdyż przydałyby się ptasie tańce po brzasku:) PS. Dzięki:)
UsuńTak samo mówił Kubuś Puchatek - że jedzenie miodu jest przyjemne, ale chwila tuż przed jedzeniem jest najprzyjemniejsza. Chociaż nie jestem przekonana, czy Kubuś jednak nie wolałby permanentnego jedzenia miodu. :)
OdpowiedzUsuńAle czy te gęsi nie wiedzą, że śnieg może przyjść w kwietniu? czy może wiedzą właśnie?
PS. Zdjęcia jak zawsze śliczne. :) Znalazłam u siebie właśnie kawałek wolnej ściany i to mnie zmotywowało do działania, ale nie mogę znaleźć Twojego adresu e-mail. Czy może mógłbyś mi podać? Mój adres to alezaraz@gmail.com Byłabym wdzięczna. :)
Kubuś Puchatek, to w ogóle kopalnia celnych cytatów. Mój ulubiony, to "Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było". Genialne ... i życiowe:) Bardzo dziękuję Czajko. Mój adres jest dostępny, więc: wgot@uwm.edu.pl. Napisz, które fotki, a przyślę Ci je w pełnej rozdzielczości z pełną przyjemnością:)
UsuńJednak kandydat z Podlasia lepszy jest od Kubusia, mimo że tylko jeden cytat po nim pozostał!
UsuńObaj są siebie warci, co wbrew pozorom trąci sympatią:)
UsuńWłaściwie szkoda, że nie wygrał. Na pewno gorszy by nie był, a cytatów pozostałoby więcej!
UsuńDziękuję! :)
UsuńBoja: Niewątpliwie byłoby bardzo ciekawie, a już z pewnością bylibyśmy na ustach całego świata. Wreszcie!
UsuńCzajko: Cała przyjemność po mojej stronie:)
Post dowcipny, a zdjęcia, jak zawsze klimatyczne. Oczywiście omszone konary pobudzają wyobraźnię do działania,nawet poszłam nad rzekę, konary były, ale brązowe. Dzik wygląda słodko, ptaki do przytulenia. Jak dobrze, że zimy nie ma.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Dziękuję Ultro:) Wyobraź sobie jednak tę samą scenerię i te same przytulanki w kopnym śniegu!
UsuńCzekanie na święta jest najpiękniejsze, bo potem tylko wigilia i już po wszystkiem. A z ptakami coś się porobiło. W ten weekend tak się w okolicy mojej wsi sieradzkiej darły żurawie, że aż zwątpiłem czy jakikolwiek odleciał na zimę, czy wszystkie zostały?
OdpowiedzUsuńDokładnie! Większość odleciała, ale dużo zostało. Ostatnie fotografowaliśmy tuż przed Sylwestrem i tuż nad żubrami:)
UsuńKsiążkę wysłałam o godz. 9 tej dzisiaj.
OdpowiedzUsuńPotem zajrzę przeczytać i "skrytykować."
:-)
Mam wielką nadzieję, że dojdzie do czwartku, gdyż właśnie wtedy wyjeżdżamy na Podlasie i potrzeba mi będzie lektury:)
UsuńZdjęcia Twoje jak zawsze śliczne,te piękne krajobrazy takie inne wyjątkowe.Dzika dawno nie widziałam,a żurawie też kilka ich jest i swoim donośnym głosem oznajmiały swoją obecność.A teraz u nas sypnęło śniegiem,są zawieje.Zrobiła się namiastka zimy.
OdpowiedzUsuńDziękuję Modraszko. Tym razem, tak jak napisałem, to Warmia. Trochę ją zaniedbuję, ale mam nadzieję, że z czasem ta sytuacja ulegnie zmianie:) My też mamy namiastkę zimy, czyli musiałem kupić nowy akumultor:)))
UsuńTen rok 2018 to będzie w ogóle nie po kolei, przynajmniej dla mnie. Ja, z racji nieposiadania kalendarza, pory roku odróżniam po ptakach. Zima się zaczyna jak przylecą jemiołuszki (nawet jeśli będzie to dopiero luty), wiosnę przynoszą gęsi i żurawie, lato przychodzi wraz z jerzykami i jaskółkami, jesień to znów migranci. A teraz co? Jaka to pora roku, skoro za oknem jemiołuszki mieszają się z żurawiami, a gęsi prawie wcale nie poleciały? Jeszcze trochę a przestanę uznawać pory roku, albo kupię kalendarz ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak miałem, ale już niestety nie mam :( Tak w ogóle, to pozmieniało się dużo więcej. Od jakiś kilku dni przygotowujemy pokaz na Przyrodę Wartą Poznania i nie możemy się nadziwić, jak fajnie było jeszcze trzy-cztery lata temu nad Biebrzą!Nie chcę marudzić, więc jeżeli znajdziesz kiedyś wolną nanosekundę, zajrzyj sama:)
UsuńPrzecież to nie możliwe żeby niczego nie było.
OdpowiedzUsuńBędzie to co zawsze czyli wschody i zachody słońca.
Wspaniałe są te omszałe konary drzew.
:-)
Być może moja odpowiedź zabrzmi, jak ostatnie tchnienie podlaskiego starca, ale ... niekoniecznie! Wschody i zachody, też się zepsuły i to znacznie! Bywało zdecydowanie lepiej, co wiem i co - z całą mocą namiotowo-bagażnikowego nocowania - potwierdzam!
UsuńZgadzam się wszystko się zepsuło... Dawniej człowiek wstawał rano i nic go nie bolało, a teraz boli nawet przez sen. Akwawita pomaga doraźnie i na drugi dzień takze wszysko boli... Ani chybi "wszystko przz ten atom i globalne ocieplenie"...
UsuńO to to! Faktycznie dwadzieścia lat temu czułem się, jakby lepiej. Mało tego! Brodę miałem normalną, a teraz taką jakby srebrnawą, a i kręgi szyjne sprawowały się znacznie lepiej, niż wczoraj! Powiadasz atom? Ja co prawda myślałem, że to złe oko, ale w końcu kto atomowi zabrania mieć złe oko, a globalnemu ociepleniu posiadać moją figurynkę, którą nakłuwa każdego poranka!?
UsuńMoże być gorzej! Wyobraźmy sobie szamana co w Tajdze siedzi i specjalnie nakłuwa globus żeby wywołać globalne ocieplenie bo liczy że mu wtedy ceny nieruchomości wzrosną.
UsuńI dlatego niedługo zaczynam społeczną zbiórkę kasy na wyjazd do tajgi w celu eliminacji szamanach, a co za tym idzie i globalnego ocieplenia! Nr konta w kolejnym poście:)
UsuńOtwórz konto na patronite! Tylko bacz byś nie zaliczył wpadki jak mlody bohater "samotnego bialego żagla" co to patrony w szkolnym tornistrze nosił ;)
UsuńA wiesz, że o tym myślałem Co prawda w innym kontekście, ale ... myślałem :))
UsuńOczekiwanie na przyjemne wydarzenie jest ekscytujące i jak widać jest nawet ratunkiem w niektórych przypadkach;) A las, wodę, przyrodę(zdjęcia) - nic tylko kochać, bez względu na porę roku i zmieniający się klimat;)
OdpowiedzUsuńW moim przypadku było i to bardzo! Na szczęście umiem sobie wymyślić coś nowego, więc coś tam wykombinuję do poczekania:)) PS. To i kocham:)
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńOczekiwanie bywa miłe, ale jeszcze przyjemniej - wrócić po wielu godzinach jazdy do domu, zajrzeć na Twój blog i znaleźć nowy wpis i nowe zdjęcia bez czekania:)
U nas podobnie urokliwe widoki można odnaleźć u ujścia Hańczy do Wigier:)
Pozdrawiam:)
Dzięki takim komentarzom chce mi się jeszcze to wszystko robić. Bardzo dziękuję Leno:) Wiem o tym doskonale, gdyż spływ Czarną zapamiętam do końca życia, a i powtórzyłbym tę eskapadę z największą przyjemnością:) PS. Mam nadzieję, że w końcu namówię gŁosia na odwiedziny Suwalszczyzny, która (uwaga: narażam się naszym, lokalnym patriotom!) jest piękniejsza od Warmii :))
UsuńDajcie znać, gdybyście się wybierali - jeśli tylko będę w kraju, chętnie pochwalę się moimi ulubionymi miejscami:)
UsuńPozdrawiam:)
Z wielką przyjemnością. Mam nadzieję, że w tym roku wreszcie się uda:)
UsuńTen bóbr jest fajny, tylko mu twarz strasznie zdziczała ;)
OdpowiedzUsuńSam boleśnie przeżywam brak migracji, bo jedyna para wron siwych która w moje okolice zalatywała, tudzież M. Włochaty (nie mylić z M. Zębatym) czający się na padlinę produkowaną masowo przez mistrzów kierownicy kreowanych pod egidą MORD'u (nomen omen) wzdłuż obwodnicy ... Tego roku się nie pojawiła. Popzedniego zresztą także!
Trzeba uderzyć w pokorę, schylić łeb przed babcią Ewolucją i się...przystosować. ;)
Jakbyś spędził tyle czasu w lesie, to zapewne sam byś zdziczał do szczętu:) Co do ptaków, to wrony OK, ale z tym włocha ..., przepraszam Włochatym, to chyba przesadziłeś, gdyż nie słyszałem, żeby zalatywały, aż na południe Polski ... no chyba, że globalne o. rządzi już niepodzielnie na całym terytorium:) PS. I tak chyba uczynię!
UsuńLiczko miał myszołowie wielce a pióra cokolwiek srebrnawo białe. Bodajże na "Bocianie" oznaczyli go jako włochatego, ale upierał się nie będę. Jak trafię w swoim śmietniku na dysku jakieś foty to podrzucę do weryfikacji.
UsuńA propos, dziś mi nad głową jakiś samotny żuraw przeleciał, zataczał się na boki i leciał a zachód... uciekinier z Donbasu? ;)
To ja już głupi jestem. Papugi nad Odrą, włochate w Tarnowie, żurawie na Podlasiu, szaman w Tajdze. Co to się Panie porobiło na tym łez padole?
UsuńI nie usłyszę pierwszego krzyku żurawi na przedwiośniu... bo słyszę je prawie każdego dnia zimy...
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że "dzik jest dziki, dzik jest zły"? Że ma bardzo ostre kły? Uważaj, nie głaskać!
I to jest właśnie złe! Krzyki żurawi powinno się słyszeć wiosną, a nie każdego dnia zimy! PS. Wiem i to jest jedyne stworzenie w lesie, przed którym czuję respekt, choć ten akurat osobnik okazał się być przyjacielskim stworzonkiem:)
UsuńNiestety wszystko się zmienia, a szkoda. Czy to wróci, czy te dźwięki powrócą? Chyba już nie ... A szkoda, lubiłam zawsze wyczekiwać wiosny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ps. a zdjęcia są piękne. Namierzyłeś dzika!! ja na drzewo uciekam i znikam hahaha
Pewnie nie nie wróci i trzeba się będzie przyzwyczaić do nowej rzeczywistości:) PS. Nie jest taki straszny, jak go malują:))))
UsuńTo mój pierwszy komentarz na tym blogu, jednak nie pierwsza wizyta. Zaglądam co jakichś czas, by przejrzeć wpisy, ale nigdy nie komentowałem. Dziś postanowiłem to zmienić, bo jak nie dzisiaj, jak dzisiaj. ;))
OdpowiedzUsuńJestem Mateusz, nie grzeszę podeszłym wiekiem, mam kilkanaście lat, również mam szczęście mieszkać na Warmii oraz jestem miłośnikiem naszej przyrody, jednak nie fotografuję, a zgłębiam wiedzę i podglądam. Czuję się już w zaawansowanym stanie uzależnienia od lasu. Staram się być w lesie w każdej wolnej chwili. :)
Fajne spotkanie z dzikami, teraz jest u nas niestety trochę towar deficytowy, ale dzisiaj udało mi się podejść jednego odyńca. Co do pluszczy, to niestety nie miałem do nich dotychczas szczęścia, ale kiedyś się uda. ;) Te na zdjęciach to sfocone na Łynie?
Przepraszam, że tak późno odpisuję, ale czas nie pozwalał. Ciesz się bardzo, że masz kilkanaście lat i taką pasję:) Większość z nas zaczynała w podobnym wieku, ale nasze możliwości były na zupełnie innym poziomie. Tak, czy siak, podglądanie przyrody, to najlepsze co może się nam przytrafić:) Zapraszam częściej, a jeżeli zaczniesz jednak fotografować, koniecznie pokaż swoje zdjęcia, bo - jestem przekonany - będzie warto:)
Usuń" Większość z nas zaczynała w podobnym wieku, ale nasze możliwości były na zupełnie innym poziomie"... no tak "my w Twoim wieku"... ZBOWIDem zapachniało, niczym siarką ;-)
Usuńps. ja jak w wieku kilkunastu lat "podglądałem przyrodę", to potem omal po ryju od rozwścieczonego samca nie dostałem ;-)
Dzięki. Oczywiście, bardzo cieszę się moją pasją. Myślę, że bardzo ciężko by mi było, gdybym miał przestać się tym interesować.
UsuńJakieś tam zdjęcia mam, ale na Blogspocie nie można chyba wysyłać. Mogę ewentualnie na FB. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMateusz: Chętnie obejrzę na FB :)
OdpowiedzUsuńMaciek: To już zapomniałeś, kiedy mieliśmy pierwsze lornetki? Pierwsze aparaty? I nie wyjeżdżaj mi tu ze ZBOWIDEM, bo sam dobrze wiesz :))) No!
Poszło zaproszenie zatem. ;)
Usuń:)
UsuńJa pierwszą lornetkę miałem w wieku 16 lat... teatralną, od ciotki, ale musiałem sam naprawić "bo szybki wylatały", za to Smienę miałem od urodzenia, tyle że nigdy nie miałem pieniędzy na odbitki. ;) no i zmusiłeś mnie żebym zrobił z siebie zbowidowca ;)
UsuńNo i sam widzisz:))) Ale pochwalę się, że pierwszą lornetkę miałem o cztery lata wcześniej ... i mam ją do dzisiaj:)
UsuńZainteresował mnie bardzo ten wpis! Nie zatrzymuj się i rób swoje.
OdpowiedzUsuńCiekawy i interesujący wpis :)
OdpowiedzUsuńInteresujący blog oraz ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńwarto było zaglądnąć tutaj! jest miło!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń