Pisałem już kilkukrotnie (chyba?) o tym, że łabędź krzykliwy to jeden z moich ptasich faworytów i - jak się tak solidnie zastanowić - nawet nie wiem dlaczego? Od swojego niemego krewniaka różni się przecież tylko kształtem i kolorem dziobem oraz permanentnie wyprostowaną szyją, ale jednak skubany ma w sobie to coś, co nie pozwala mi
przejść obok niego/niej obojętnie.
I (wiem, wiem!) dlatego cieszę się
bardzo, że żeby nażreć się widokiem krzykliwca nie muszę planować kosztownych
wypraw do północnych krain (i rzecz jasna nie chodzi mi o Gołdap!), gdyż wystarczy, że odjadę kilka kilometrów od
Olsztyna. Tyle tylko, że tak jest od stosunkowo krótkiego czasu (w dziejach Ziemi naturalnie). Aktualnie, według danych Państwowego Monitoringu Środowiska, w
Polsce gnieździ się około 165
par łabędzi krzykliwych, przy czym zasiedlają one głównie Pomorze, Dolny Śląsk
z Doliną Baryczy, Mazury, Podlasie i - a jakże - Warmię. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że tych 165
par, to tzw. pikuś w porównaniu z niemym, który gniazduje u nas w imponującej liczbie
5000-6000 par. Tyle tylko, że jeszcze do niedawna krzykliwce w Polsce obserwowano
jedynie na przelotach, a pierwszy lęg stwierdzono zaledwie 45 lat temu w
Dolinie Biebrzy. Poza tym, dynamika wzrostu liczebności (z 53 par w 2007 roku do
wspomnianych 165 w roku 2017) pozwala mieć nadzieję, że w przyszłości - kto wie -
krzykliwiec zdystansuje niemego.
To, że do niedawana lęgi tych ptaków odbywały się daleko poza naszymi granicami nie oznacza, że był u nas kompletnie nieznany. Pierwsze wzmianki o łabędziu krzykliwym na ziemiach
polskich można znaleźć m.in. w dziele pt. "Myślistwo
ptasze" z 1584 roku, autorstwa Mateusza Cygańskiego. Co prawda na próżno szukać w nim danych
dotyczących liczebności, miejsc przebywania itp., ale jeżeli ktoś jest
zainteresowany, jak złapać krzykacza (jak go nazywa Cygański) na wędkę z jabłkiem na haczyku, powinien
bezwzględnie ową książkę przeczytać.
Odrobinę więcej wiedzy na, jakże interesujący nas temat, wnosi niejaki Konstanty Hyzenhauz (z zawodu hrabia, a z zamiłowania ornitolog), który w swoim trzytomowym opracowaniu pt. "Ornitologia
powszechna czyli opisanie ptaków wszystkich części świata" z 1846
roku, pisze: "ojczyzną jego jest Europa i Azya północna u nas pod koniec
Marca i na początku Grudnia w porze przelotów często postrzegany".
O łabędziu krzykliwym
wspominał również w swoich słynnych i niestety ciągle jeszcze niezekranizowanych "Ptakach krajowych" (1882) słynny polski ornitolog - Władysław Taczanowski, wedle którego: "u nas trafia
się rzadziej od poprzedzającego (czyli niemego, przyp. blog.), lecz w
różnych okolicach kraju bywa postrzegany".
Z uwagi na to, że
mieszkam na Warmii i tu właśnie zrobiłem większość rzeczonego łabędzia, pogrzebałem trochę w bibliotekach cyfrowych, gdzie natrafiłem na publikację niemieckiego ornitologa
Friedricha Tischlera pt. "Die Vogel der Provinz Ostpreussen" z 1914
roku. Wynika z niej, że łabędzie krzykliwe były regularnie widywane na wybrzeżu
oraz - co ciekawe - w okolicach Bartenstein (dzisiejszych Bartoszyc). Co prawda, jak pisze Tischler, w maju 1870 roku napotkano parę tych ptaków na jeziorze w okolicach dzisiejszego Starego
Dzierzgonia, ale wkrótce okazało się, że są to ptaki pochodzące z hodowli jakiegoś pruskiego oligarchy. Tak na
marginesi,e Friedrich Tischler, to w ogóle ciekawa postać. Zainteresowanych jego
osobą odsyłam do świetnego artykułu kol. Pepego o majątku w Lusinach http://pepegohistorie.pl/2015/07/29/co-zdarzylo-sie-w-lusinach/.
Oczywiście
przytoczone opracowania to zaledwie plugawy ułamek tego, co przez lata napisano o
łabędziach krzykliwych. Z ich lektury wynika jednak, że ptaszysko przez wieki odwiedzało nas regularnie, ale z jakiegoś powodu nie kwapiło się do osiedlenia na stałe. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że wreszcie
zdecydowało się na ten krok ku - nie ukrywam - mojemu wielkiemu ukontentowaniu.
O! Znaczy się, że ludzie są jak łabędzie. Trochę krzykliwców i dużo, dużo więcej niemych...
OdpowiedzUsuńJa to niestety widzę odwrotnie:)
UsuńTacy fachowcy, a nie wspominali, że krzykacza można postrzegać jako kaczki i to nie tylko w Grudniu, ale zwłaszcza na pierwszym zdjęciu. :))
OdpowiedzUsuńBardzo prześliczne kolory i rejwach kaczy. Oraz szyk łabędzi.
Czajko! To były początki ornitologii, więc trzeba im to wybaczyć:)) PS. Dzień był taki:)
UsuńMoże te krzykliwe tylko w przelocie goszczą, bo pokrzyczą i boją się łapanki? Niebezpiecznie byc krzykaczem. W niedziele byłam nad jeziorem i też trochę ptaszków trafiłam, napiszę wkrótce:-)
OdpowiedzUsuńOczywiście moim fotkom do Twoich zdjęć daleeeeeko.
Gościły, gdyż są już pełnoprawnymi Polakami:) PS. Ciekaw jestem, co ucapiłaś i proszę, nie przesadzaj:)
UsuńTo w końcu ten klimat się ociepla, czy wręcz przeciwnie? :)
OdpowiedzUsuńWreszcie wiem jak te ptaszydła odróżnić, bo dla mnie to wszystko gęsi wyścigowe. :)
Niestety ociepla. Co prawda krzykliwce mają to gdzieś, ale już takie misie polarne, nie bardzo:) PS. Problem tylko w tym, że z daleka nie jest to już takie poste o czym przekonaliśmy się niedawno, nadaremno pokonując trzy kilometry chabazi:)
UsuńA propos odróżniania.
UsuńCzy to prawda że płeć łabędzi ustala się testem na bułkę? Rzucając ją między parę ptaków i jak któraś łapnęła to samica a jak łapnął to bez wątpienia samiec.
Ale tylko u krzykliwych, gdyż nieme odróżnia się po maniu lub niemaniu :))
UsuńTo jak pan Zdzisio zza garaży, tyle że on nie ma sztywnej szyi a członka, w zasadzie kulasa (nie, nie przz "t"), i na tym kulasie (nadal nie przez " t") kuśtyka przez osiedle,krzykliwy przy tym jest wielce. Jednoczesnie dzielnicowy stale powtarza "ja na tego ptaszka mam oko"! Wnoszę więc że to może być jakieś pokrewieństwo, choć nie mam pewności czy Taczanowski lub Tischler o panu Zdzichu pisać raczyli, bo że on sam często się raczy to pewność mam. W każdym razie to u nas osobnik osiadły, a nawet wielokrotnie osadzony.
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu zrobiłbym za tymi garażami czatownię i rozpoczął naukową obserwację behawioru Pana Zdzisia. Po latach będziesz miał gotowy materiał na dysertację, a ja z przyjemnością podejmę się promotorstwa :))) PS. Choć nie do końca pochwalam tę metodę, możesz zanęcić Pana Zdzisia podrzucając pod czatownię kilka ... zresztą ufam, że wiedz o co chodzi:))
Usuńdoskonały pomysł!!
UsuńBędzie z tego doktorat na wydziale Socjobiologii Behawioralno Ewolucyjnej. Przy okazji można by napisać kilka artykułów PopNau i załapać się na Pulitzera, oraz strzelić kilka zdjęć na miarę World Press Photo.
;-)
W sumie to można by zawalczyć o Nobla z Chemii badając substancje którymi się poi. A także z fizyki wykazując że częstotliwość okresów jaźni i "urwanego filmu" jest wielokrotnością Stałej Plancka.
Teoretycznie tak! Problem jednak w tym, że w przypadku zdjęć (WPP), Pan Zdzisio nas pozwie i będzie, niestety, w prawie. Pozostańmy zatem przy doktoracie, Noblu i Pulit ... tej nagrodzie, co to wiesz, a i tak będziemy do przodu ... tak na marginesie ... po ile teraz jest ten nobel?
UsuńRównież darzę krzykliwce większym sentymentem i uwielbieniem. Między innymi dlatego, że do ich niemych kuzynów nie trzeba nawet wyjeżdżać z Olsztyna, wystarczy zaledwie wyjść do parku, by obejrzeć je jedzące chleb z 2m. Do krzykliwych zaś, trzeba trochę więcej wysiłku (choć i tak niedużo) i poszukać ich na jakiś leśnych jeziorkach. Leniom nie jest dany taki widok. Do krzykliwych trzeba przyjechać, a nieme "przyjeżdżają" do nas żebrząc chleb (dla nich czyste zło). Paradoksalnie, w moim przypadku, mieszkając na wsi, nie muszę przyjeżdżać także do krzykliwych. Jesteśmy sąsiadami. ;)
OdpowiedzUsuń"jesteśmy sąsiadami"? A gdzież to sąsiedzi mieszkają? :)))
UsuńA no tuż za płotem, w domu obok. ;))) A tak na poważnie to widuję je na pobliskich leśnych rozlewiskach i jeziorkach, np. na użytku ekologicznym jez. Giedajty. :)
UsuńFajnie. Musimy tam pojechać w maju:)
Usuń"Musimy"? O kim ma pan jeszcze na myśli pisząc w liczbie mnogiej?
UsuńMyślałem oczywiście o Iwonie, ale jeżeli masz ochotę wybrać się z nami, to bardzo chętnie.
UsuńCzemu nie... Mogę niemal zapewnić Wam, m.in zielonki. :)
UsuńNo to fajnie:) Można by pomyśleć też o czatowniach.
UsuńJasne! Mam tam w linii prostej ok. 2,5 km lasu od mojego domu. :)
UsuńBędziemy w kontakcie. Myślę, że możemy wybrać się tam zaraz po świętach:)
UsuńBardzo ciekawe zdjęcia. Nie wiedziałam praktycznie nic o tym gatunku, zdziwiona jestem jego rzadkością i krótkością bytowania u nas. Bo u mnie na małym stawie hodowlanym od wielu wielu lat, nastu, gniazduje jedna,w porywach trzy pary.Niemych za to tam niema i może dobrze, we Wrocku ich zatrzęsienie.
OdpowiedzUsuńOt i cała ta nasza, polska przyroda! Ja muszę się nauganiać, a u Ciebie na stawku gniazdują sobie w najlepsze :))) Faktycznie są rzadkie (jeszcze!), ale - jak widać - nie wszędzie:))
UsuńKrzykliwe są zdecydowanie bardziej sympatyczne, mają ciepłe głosy i są bardziej "ulotne" i "miękkie" w kształcie ;) Wszystkie zdjęcia piękne, ale ostatnie - majstersztyk!
OdpowiedzUsuńLubię je bardzo (najbardziej?), choć tym razem zdjęciowo nie dopisała pogoda. PS. Czasem warto patrzeć dalej:)
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńMy zostaliśmy zinwazjowani przez nieme. Szkoda, bo jezior dostatek i krzykuny też by się zmieściły:)
"Plugawy ułamek"? - podoba mi się ten ekspresyjny epitet:)
Pozdrawiam:)
Myślę, że też je macie, tyle tylko, że są mniej widoczne:) PS. Bo jakiż miałby być?!
UsuńDoszłam do wniosku że "lubieją" Cię przerózne ptaszyska - krzykliwe czy nieme.... no bo do tych zdjęć Ci tak pięknie pozują i nad głową latają....
OdpowiedzUsuńA ze zdjęć to drugie od góry obleci - "skręcamy w lewo" - tak bym je nazwała...
:-)
Wiesz Stokrotko, że czasem też tak myślę?:) A tak poważnie, to chyba jednak dają o sobie lata spędzone wśród ptaszysk. Znam je dosyć dobrze, One mnie również, więc tak sobie współfunkcjonujemy wespół-zaspół:))) PS. W odróżnieniu od kierowców, ptaki zawsze - ale, to zawsze - sygnalizują!
UsuńOstatnie zdjęcie - odlotowe!
OdpowiedzUsuńBędąc ścisłym - dolotowe ;))
UsuńPiękne, szczególnie to jak przebija im się światło słoneczne przez rozłożone skrzydła :)
OdpowiedzUsuńBędzie jeszcze lepiej :)
UsuńZnów garść interesujących faktów, w jakich bibliotekach szperasz? Interesują mnie te cyfrowe i ogólnie dostępne, o PMŚ nie pytam, bo wystarczy, że przejdę się w biurze trzy pokoje dalej...
OdpowiedzUsuńSzczepan, podlaska, wielkopolska itp. Wpisujesz w google temat, dodajesz cyfrowa i masz :)
UsuńZ tych krzykliwców to najpiękniejsze są kacz.....
OdpowiedzUsuńNie przeszło przez gardło? :)))) I trudno się dziwić!
UsuńCiekawe rozwiązania i inspiracje
OdpowiedzUsuńInteresujący wpis!
OdpowiedzUsuńfajnie tu u Ciebie! blog warty polecenia :)
OdpowiedzUsuń