To, jak do tej pory, mój najlepszy sezon
na łabędzie krzykliwe. Dotychczas spotkałem je pięć razy, z czego trzy właśnie
w tym, 2013 roku. Jak dotąd, wszystkie spotkania były przypadkowe, niezależnie
od tego, czy była to Dolina Biebrzy czy też Warmia. Wszystkie, celowe próby
odszukania ich w terenie kończyły się kompletnym fiaskiem. Tak było np. w
przypadku samotnego łabędzia krzykliwego, którego opisywałem w lipcu. Spotkali
go chyba wszyscy, tylko nie ja. Dlatego, kiedy dostałem informację, że tej
wiosny, niedaleko Olsztyna znaleziono gniazdo krzykliwca, podszedłem do niej bardzo
sceptycznie, traktując ją jak kolejną opowieść o tym, że ktoś, gdzieś coś
widział, a jedynym efektem będą kolejne, przejechane kilometry i stracony czas.
Nie mając zamiaru uganiać się za wiatrakami wyjechałem na Podlasie. W drodze
powrotnej przypomniałem sobie jednak o łabędziach. Nie robiłem sobie żadnych
nadziei, ale nadarzała się okazja do przynajmniej częściowej zmiany trasy. Jeżdżąc
nad Biebrzę od lat, poznałem mianowicie chyba wszystkie możliwe połączenia
drogowe z tym regionem, więc każdą ich modyfikację traktuję jako swego rodzaju
urozmaicenie drogowej nudy.
Nie znając dokładnej lokalizacji zamieszkałego
przez krzykliwce zbiornika wodnego, kierowałem się mało precyzyjną wskazówką, prowadzącą
mnie w pobliże miejscowości Wólka Warmińska (nazwa oczywiście zmyślona). Wskazówka
mało precyzyjna, ale o dziwo wspomniany zbiornik, a konkretnie staw, znalazłem
przy samej drodze, przy wjeździe do rzeczonej Wólki W. Najważniejsze było
jednak to, że pływały po nim trzy łabędzie i wszystkie trzy były, a jakże, krzykliwe!
Widok był co najmniej zaskakujący, lub lepiej, wręcz nierzeczywisty. Ot tak, po
prostu, prawie pod domem, przy dość ruchliwej, asfaltowej szosie pływają sobie
w najlepsze tak poszukiwane przeze mnie ptaki, a na dodatek z młodym! (poza
łabędziami były tam też inne ptaki, ale to już zupełnie inna historia).
Czas na konkluzję. Warto jeździć po
świecie (tzn. nad Biebrzę) w poszukiwaniu obiektów do zdjęć, ale warto również
zainteresować się tym, co mamy pod samym nosem. Oczywiście wiem, że łatwo jest
tak twierdzić mieszkając w tak pięknym miejscu, jakim jest Warmia, ale myślę że
w równym stopniu można to odnieść do wielu, o ile nie większości regionów
Polski. Trzeba również wierzyć w informacje pozyskane od osób zawodowo zajmujących
się przyrodą. Jak pokazuje powyższy przykład własne, zwykle mało pozytywne
doświadczenia, nie zawsze są najlepszym doradcą.
Oczywiście nie mogło się obyć bez żurawi!
"(...) Najważniejsze było jednak to, że pływały po nim trzy łabędzie i wszystkie trzy..."
OdpowiedzUsuńDwa?
Na zdjęciach widać trzy, ale nich będzie.
OdpowiedzUsuńWojtku, jak zwykle cudne zdjęcia i obiekty też niezywkle fotogeniczne. Ale z innej beczki, wczoraj w nocy (czyli dziś o 1 po północy) szum skrzydeł przez ściany chałupy mnie dopadł i wrzaski żurawie też. Nie mam pojęcia co się wydarzyło. Czy jakoweś fruwajła w nocy się przemieszczają normalnie, czy tylko w strasznym wypadku?
OdpowiedzUsuńPewnie coś musiało je spłoszyć. Żurawie co prawda mogą lecieć nocą, ale to jeszcze nie czas odlotów.
OdpowiedzUsuńGratuluję znaleziska:)...w moich okolicach takich ciekawostek nie widuję...ostatnio jedynie łosie na polu kapusty na Bemowie...ale to nie to nie ma nic wspólnego z Biebrzą...
OdpowiedzUsuńŁoś to łoś, nieważne czy nad Biebrzą, czy w warszawskiej kapuście, dlatego mam nadzieję, że został uwieczniony!
OdpowiedzUsuń