Bardzo krótko, gdyż dopiero wczoraj wróciliśmy umęczeni, jak - nie przymierzając bociany - z pobytu w Dolinie. Fotki z owegoż pojawią się niebawem, a to co znajduje się poniżej, to - nie ukrywam - resztki z kwietniowego stołu Pani Przyrody.
Muszę przyznać, że nasza ostatnia wyprawa była diametralnie inną,
aniżeli te wcześniejsze. Tym razem (przynajmniej z mojej strony) nie było drapieżnego rzucania się z
obiektywem na niewinne i bezbronne, moczarowe stworzenia. Nie zaznałem nachalnego tropienia, ostentacyjnego podchodzenia, przesadnego podpełzania i epatowania torfowymi marszobiegami. Była to raczej leniwa, powolna
kontemplacja upalnego, zamniszkowanego i zalilakowanego po dziurki w konchach uszu - Podlasia, choć zapewniam, że też nie do końca.
Do takiej, a nie innej formy spędzenia czasu nad
Biebrzą, Ełkiem i … jednym, takim kaprawym kanałkiem, którego nazwy nie znam,
zainspirowała mnie bowiem lektura niedawno odkrytych dzienników mojego ulubionego, rosyjskiego pisarza Iwana Turgieniewa, który wczesnym latem 1881 roku
zanotował: „Onegdaj późnopopołudniową porą odwiedziła mnie w mojej piterskiej garsonierze Jelizawieta Pawłowna, wielce ponętna córka znanego i bogatego, acz powszechnie znienawidzonego w całej guberni pachciarza - Pawła Iwanowicza
Kuropatwocietrzewicza (...). Mój niespodziewany gość był przedziwnie
podekscytowany i jakby nieobecny duchem, choć ciałem obecny był i to tak, że …
(tu obszerny fragment wycięty przez carską cenzurę obyczajową) …, a poza tym masło, trzoda chlewna, wapno i Japonia (…). I dalej. W pewnej chwili, gdy
nastawiałem szósty już (tego wieczora!) samowar, Jelizawieta opadła nagle, jak ten - porwany kaukaskim wiatrem - liść łopuchu na mój wysłużony, pokryty kitajskim jedwabiem, szezlong, a z jej pełnych ust-korali tchło (pisownia oryginalna!) prawie niesłyszalne zdanie: Pamiętaj Iwaniuszka, Koguciku Mój! Czasem lepiej uwalić się ze szklanicą stouta pod jesionkiem, niźli dać się zeżreć robactwu na bagnie… ”.
I właśnie ten, zacytowany powyżej ... cytat sprawił, że mój weekend majowy był takim, jakim był.
PS. A tu link ku przestrodze, a tak w ogóle - namiar na prześwietny (fotograficznie i tekstowo) blog: http://www.swiathegemona.pl/zgnila-pomarancza-jak-stracic-klienta/
PS. A tu link ku przestrodze, a tak w ogóle - namiar na prześwietny (fotograficznie i tekstowo) blog: http://www.swiathegemona.pl/zgnila-pomarancza-jak-stracic-klienta/
Cud, wpis postmajówkowy i ani jednego słowa na temat hord turystów, chwalę dzień przed zachodem słońca, czy tym razem było spokojnie? ;)
OdpowiedzUsuńA gdzie tam spokojnie! Hordy przybyły i to już nawet nie w liczbie, a w ilości :)) Na szczęście jeszcze (podkreślam - jeszcze) umiemy ich omijać, ale obawiam się, że dokonanych dewastacji nie da się w wielu przypadkach naprawić.
UsuńW życiu nie widziałam bociana w wodnej ekstazie! A fragment cytowany cudny i trudno z nim polemizować, ale kiedyś z tego szezlonga trza się ruszyć i zrobić takie piękne focie:-) Hegemona czytuję, obowiązkowo!
OdpowiedzUsuńPojedź Jotko nad Biebrzę. Tam, ani bocianów, ani ekstazy Ci nie zabraknie:)) Zwykle tak się dzieje, ale czasem trzeba wyhamować, usiąść pod wspomnianym jesionkiem i delektować się nicnierobieniactwem:)) PS. I bardzo słusznie!
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńCoś na rzeczy z tą Turgieniewową filozofią być musi, skoro nawet Podlaski Koń Rzeczny (5 od dołu) raczył wynurzyć się z błotnistych odmętów, skuszony gnuśnością Łowcy:)
Pozdrawiam:)
PKR faktycznie raczył, gdyż cała reszta kumakowej załogi skryła się w odmętach bajorka i tyle ją widziałem:) Tyle tylko, że to było nie teraz, a w czasach, gdy byłem zdecydowanie mniej gnuśny:)
UsuńPrzepiekne sa te zdjecia z zoltym tlem. Masy fantastycznych ptaszorow do tego. To pierwsze to czajka? No i kacik literacki bardzo mi sie podoba, musze poczytac Turgieniewa, bo wstyd przyznac, ale niewiele z niego czytalem. No i na koniec, nie chwalac sie - tez mam szezlag :-)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak ucieszyło nas, że zdążyliśmy na czas. Oczywiście, to pani czajka, a niżej nawet pan płaskonos się trafił:)) Na początek polecam "Zapiski myśliwego". Fajna sprawa, choć nie do końca o łowiectwie. PS. Witaj w Klubie!
UsuńNo cóż ja Ci mam napisać? Oszałamiająco piękna ta Twoja ptasia przyroda. Napisz mi Wielki Ornitologu, jak się pozbyć srok z ogrodu i okolicy, bo mi żołny, kraski, wilgi i inne cudowności, które były wytrzebiły i teraz mam tylko wróble, szpaki i one sroki.
OdpowiedzUsuńDziękuję w Jej Imieniu:) Szkoda tylko, że takie momenty trwają zdecydowanie za krótko. No cóż. Metoda jest tylko jedna, niestety drastyczna i do tego trochę nielegalna. Możesz też próbować przeszkadzać im w budowie gniazd, tyle tylko, że to rada dopiero na przyszły sezon:)
UsuńZnam metodę, ale podejdź srokę. No, może Ty byś podszedł. Przeszkadzałam, całą wiosnę, a one całą wiosnę próbowały - nie tu, to tu. Wyniosły się. Na wierzbę obok ogrodu. Zwyciężyły, nie mam siły, dudka przegoniły.
UsuńTa metoda polega nie na podchodzeniu, a na eliminacji problemu raz na zawsze. Stosował ją mój znajomy, ale on jest myśliwym, więc ma więcej możliwości. Szkoda tego dudka bardzo. Może jeszcze wróci, jeżeli ma w ogrodzie lub w okolicy dogodne warunki do gniazdowania. Trzymam kciuki!
UsuńNo po prostu boskie zdjęcia!!!! <3 Takiej wody z kwieciem żółtym jeszcze na żywca nie widziałam. Jeny, ale jeszcze mam do nadrobienia. hehe No Twoje zdjęcia to się nie tylko ogląda, a podziwia, obserwuje, wtapia. Uwielbiam. :))) Ciekawi mnie już następny post, cóż tam zobaczę. :))))
OdpowiedzUsuńDziękuję Agnieszko, ale znam Twoje zdjęcia i zapewniam Cię, że prawie niczego nie musisz nadrabiać. Prawie, gdyż nadrób swoją nieobecność nad Biebrzą! Warto zobaczyć to wszystko na własne oczy i poczuć własnym nosem (takiej mięty nie ma nigdzie na świecie!!). PS. Oczywiście ptaki:)
UsuńTurgieniew niech się kontentuje faktem ze go dziewoja odwiedziła w celach sprośnych i sromotnych a nie na ten przyklad Raskolnikow wiedziony potrzebą uszlachetnienia swego bytu czynem irracjonalnym i ostatecznym. Bo dopieroż wtedy owo robactwo zżerające w oczy by mu zaglądało...
OdpowiedzUsuńA zdjęcia przednie. Zwłaszcza te kosmiczne łabędzie i bocian stojący na gniezdzie gęsi... A może odwrotnie bo ja nidumologiem m marnym? ;)
A skąd wiesz, że T. nie gustował również w sportach siekierowych i taka wizyta byłaby dla niego miłą odskocznią od spraw damsko-męskich? :)) PS. Odwrotnie, ale byłeś blisko:)))
UsuńZdjęcia z kraju kwitnących wiśni... znaczy kaczeńców cudowne! ;) Napatrzeć się nie mogę :)
OdpowiedzUsuńCytat zacny. Zazdroszczę Pawłowi Iwanowiczowi nazwiska. Kuropatwocietrzewicz. No piękne! ;)))
Niestety już po pta ... tzn. po kaczyńcach:)) W maju przekwitają, ale w zamian pojawią się kosaćce i też będzie pięknie. Dzięki:)
UsuńKaczeńcowe zdjęcia piękne, szkoda że już przekwitły, też udało mi się podejrzeć łabędzia i czaplę w kwiatach, a na mokrych łąkach kolonię rybitwy białoskrzydłej bardzo hałasowały, a zawisając w powietrzu przypominały motyle.
OdpowiedzUsuńCzyli byliśmy w tych samych miejscach:) Polecam kajak. O tej porze roku i przy wysokim stanie wody, można wpływać na takie łąki i spokojnie fotografować lub po prostu zacumować w zielsku i obserwować:)
UsuńNo, fragment powieści zacnie mię ubawił. Co do zdjęć... nie sądziłam że bociany wynajmują swoje gniazda nawet kaczkom...
OdpowiedzUsuńŚliczna czajka a boćki w nie złotej już godzinie a miedzianej są jakieś napromieniowane chyba bo mam wrażenie że świeca własnym światłem. A na większości ten sam wspaniały klimat.
Bardzo mi miło:)) Owszem wynajmują, gdyż na emigracji nauczyły się robić interesy z każdym, bez patrzenia na gatunek, rasę i takie tam:)) PS. Tak naprawdę w Dolinie da się fotografować jedynie rano i wieczorem, gdyż środek dnia, to koszmar nad koszmary:))
UsuńTo prawie tak samo nudno i beznadziejnie spedzalismy majowke.:-)))
OdpowiedzUsuńTylko u mnie mniejsze ptaszeczki sie rządziły
:-)
Chyba tak i na dodatek rozmiar ptaszeczka nic tu, niestety, nie zmienia :)))
UsuńA od jutra na co bedziecie polować?
UsuńNa co się da. Jak zawsze:))
Usuńpod jesionkiem się uwalić jest na pewno dobrze, choć byli tacy, co lipkę wybierali.
OdpowiedzUsuńale - nie patrzmy zmarłym na drzewko pod którym raczyli to i owo. Na maj wystarczy jesionek, ale latem przydałoby się coś rozłożystego. grunt, że idea słuszna, a bociany niech sobie radzą - mają to w genach, byle nie przeszkadzać.
Bo o ideę właśnie chodziło Oko Okowiecziczu Szanowny:))
UsuńOkowieczicz? to jakiś rusycyzm? Oko syna Oka? brzmi trochę jak kląskanie czegoś małego i szarego w trzcinach nad mocno zarośniętym brzegiem, ale to już Ty wiesz lepiej... zdecydowanie lepiej.
UsuńDokładnie:)) O kląskaniu nie pomyślałem, więc przepraszam:)
UsuńHa... piękne ptaszydła. Ostatnio jeden bociek zacumował na naszym słupie budząc niezdrowe zainteresowanie kotów ...
OdpowiedzUsuńA ja teraz jestem tutaj :
http://jagatoja.pl/
Jako żywo, piękne:) Jutro zajrzę z największą przyjemnością:)
UsuńBardzo ptasio. Nawet płaskonosy i rożeńce. Takie widoki, z na przykład batalionami, to ja mam jedynie w Ujściu Warty.
OdpowiedzUsuńPłaskonosy i rożeńce, to dla mnie symbol Biebrzy. Szkoda, że w tym roku jest ich tak mało. Coś tam jednak pstryknęliśmy, więc nie śmiem narzekać:)
UsuńTen płaskonos z łabędziem w kaczeńcach to naprawdę coś. No gratuluję. Zastanawiam się, czy zadać Ci pytanie na temat ptasiorów na zdjęciach 29-31, bo obawiam się że mi napiszesz: Ależ toi pospolite czajki (po raz trzeci lub czwarty:))). Żeby zmusić cię do zmiłowania nade mną to napiszę jeszcze że super wyglądają podświetlone kupry gęsie. Ale gdybyś przypadkiem miłosierdzie gdzieś w domu zostawił to mam jeden typ zdjęciowy do straszliwego obśmiania:)))
OdpowiedzUsuńBeata, jakby nie liczył, to wychodzi mi 29 fotek, ale co tam pytaj i bądź pewna, żem zeszedł na drogę cnoty i tego, no ... miłosierdzia dla tych, no ... NIE PODPOWIADAJ! ... bystrych ..., bliskich ..., BLIŹNICH!
UsuńNo co ty tylko 3 zdjęcia (29, 30, 31). Cnota i miłosierdzie najwyraźniej ci nie służą:)))
UsuńZapomniałem, że Ty patrzysz na oznaczenia fotek, a nie kolejność w blogu:))) Odpowiadam w ciemno, to bataliony:)
UsuńPiękne zdjęcia, czekam na dalszą fotorelację z wyprawy nad Biebrzę :) Wspaniałe płaskonosy i rożeńce, mnie podczas wyprawy do Doliny nie udało się spotkać tych drugich. No i bataliony cudowne!
OdpowiedzUsuńDzięki:) Dziś kolejna porcja. W tym roku z kaczkami i gęśmi było wyjątkowo słabo, więc się nie przejmuj i cierpliwie poczekaj na kolejną wiosnę:)
UsuńTyle piękna w tych zdjęciach,tak kolorowo i te różnorodne ptaki w roli głównej,wspaniale.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%,:) oczywiście jeżeli chodzi o ptaki:))
UsuńAle to leżenie pod jesionem nic nie odjęło urody zdjęciom. :D
OdpowiedzUsuńRozmarzyłam się tak na marginesie nad tym samowarem i jedwabiem kitajskim.
Pozdrawiam serdecznie!
PS. Ach, ta pomarańczka - potrafi mi podnieść ciśnienie jak żadna inna firma. A ciągle mam z nimi umowę (może dlatego, że mam z natury za niskie ciśnienie właśnie i widać są mi potrzebni jak kawa czy coś)
Dziękuję Czajko i polecam jesionkowanie:)) PS. Reszta też jest do kitu!
UsuńZa niespełna dwa tygodnie będę korzystać i jesionkować jak najbardziej (nawet bez samowara).
UsuńI jestem na pierwszym zdjęciu - jak miło! :D
Zatem życzę nieskrępowanego, miłego, beztroskiego, sielskiego itp. jesionkowania!! PS. Cała ... po mojej stronie:)
UsuńDzięki za podlinkowanie i przestrogę :-)
OdpowiedzUsuńZainspirowałeś mnie tym Turgieniewem, muszę do niego zajrzeć. A szklanica stouta była? :-)
Mój pierwszy pobyt nad Biebrzą kojarzy mi się z wielką ilością koloru żółtego wszędzie, więc jak widzę zwierzęta w żółtej roślinności, to natychmiast przypomina mi się pierwsze odkrywanie Biebrzy :-)
O rany Hegemonie! Piszesz komentarze pod postami z zamierzchłej przeszłości:))) Cała przyjemność po ojej stronie i szklanicy również:) PS. Mam tak samo, mimo że tam się urodziłem:)
Usuńfajnie było tutaj zajrzeć meega fajny blog - polecam ! :)
OdpowiedzUsuń