Dziką przyrodę można fotografować na wiele sposobów. Do
najczęściej stosowanych, należą różnej maści czatownie, budy itp. Ta metoda
jest bardzo skuteczna, ale niestety wymaga nakładu pracy, który często może
zostać zniweczony przez lokalną chuliganerkę.
Dużą popularnością cieszą się również metody podchodu,
podkucu i podczołgu. Przydatny jest wtedy strój maskujący, jak np. ghillie
czyli, mówiąc po ludzku, takie kudłate wdzianko, używane głównie przez
snajperów. Trzeba jednak uważać, gdyż to coś maskuje na tyle skutecznie, że
niekiedy może być przyczyną kłopotów. Pewien fotoamator tak wtopił się w łąkę,
że maszerujący po niej rolnik dostrzegł go dopiero w momencie, gdy ten wyrósł
mu nagle spod nóg. Reakcja zaskoczonego i przerażonego tym faktem człowieka,
była adekwatna do sytuacji i tylko refleks fotografa uchronił go od,
wyprowadzonego z biodra, ciosu widłami.
Zatem jeżeli nie chce się Wam tracić czasu na budowanie
ukryć lub boicie się o całość trzewi, proponuję wariant trzeci, czyli
fotografowanie z samochodu. Wbrew pozorom nie potrzebujecie w tym celu
wypasionego SUV-a, a to mianowicie z dwóch powodów. Po pierwsze tam gdzie
wjedzie to auto, wjedziecie i Wy, a tam gdzie ono nie da rady i tak potrzeba
ciągnika. Po drugie pseudoterenówki są zwykle wysokie, co sprawia, że
fotografuje się z kiepskiej perspektywy. Do celów fotograficznych, wystarczy posiąść
jakiegokolwiek auto i już można zaczynać zabawę. No może jednak nie jakiekolwiek.
Jeżeli jesteście posiadaczem np. Lamborghini Diablo VT 6.0 Special Edition lub
Ferrari Enzo, raczej nie pohasacie po podlaskich szutrach i groblach. W
zasadzie nie pohasacie po żadnych krajowych drogach, może za wyjątkiem niedawno
oddanych autostrad, ale to już zupełnie inna historia.
Fotografowanie z auta ma wiele zalet i jedną wadę. Po
pierwsze nie tachacie całego sprzętu na plecach. Po drugie jeżeli w danym
miejscu nic się nie dzieje, przerzucacie się w inne. Po trzecie zawsze można wykorzystać
samochód, jako noclegownię (nie dotyczy to Smartów i … SUV-ów). Po czwarte, o
ile ptaki w większości przypadków boją się pieszych, o tyle kierowców już znacznie
mniej. A wspomniana wada? No cóż, jest co prawda tylko jednak, ale niezmiernie
dokuczliwa. Wożenie się samochodem utrudnia odwiedziny podsklepowej ławki i nie
wierzcie zapewnieniom, że ostatni raz policję widziano w tej okolicy w czasach,
gdy nazywała się jeszcze Otdielenije po
ochranieniuju poriadka i obszczestwiennoj biezopastnosti, czyli na przełomie
XIX i XX wieku.
Przejdźmy teraz do tego, co najważniejsze, czyli do techniki
autofotografowania. Otóż jest ona … bajecznie prosta. Podjeżdżacie po prostu wolno
pod obiekt, trzaskacie fotki i tyle. Zasada jest tylko jedna. W przypadku
niektórych gatunków nie wolno się zatrzymywać. Auto ma się cały czas toczyć i
wtedy wszystko będzie OK co, mam nadzieję, pokazują poniższe zdjęcia.