O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

wtorek, 31 grudnia 2013

Do siego roku!



To już ostatni post w tym roku. Jakimś cudem udawało mi się utrzymać regularność w prowadzeniu bloga co, biorąc pod uwagę obowiązki oraz nieprzewidywalność polskiego klimatu i moich modeli, nie zawsze było łatwe. Najlepszym przykładem jest zamieszczone poniżej zdjęcie, zimujących pod Olsztynem, łabędzi krzykliwych. To jedyna fotografia, jaką udało mi się zrobić od powrotu z Doliny Biebrzy. Zawsze jednak powtarzałem i będę powtarzał, że gdyby było łatwo, nie byłoby zabawy.
Dziękuję wszystkim, którzy odwiedzają blog, a szczególnie tym, którzy komentują moje wpisy i zdjęcia. Życzę Wam i sobie również, żeby 2014 był lepszy pod każdym względem od tego z trzynastką na końcu!


wtorek, 17 grudnia 2013

Zimowe łosie.



Kiedyś spotykałem je regularnie, ale było to w czasach, gdy nie miałem jeszcze sprzętu do fotografowania. Potem łosie zniknęły. Może trochę przesadzam, ale obserwowanie maleńkich punkcików, widocznych z Wilczej Góry, raczej nie budziło we mnie zachwytu. Najciekawsze było to, że łosie unikały mnie, jak ognia, nawet na Carskiej Drodze. Widzieli je tam wszyscy, zdarzały się kolizje i tylko ja jeden nie mogłem ich spotkać.
W tym roku, ku mojemu zaskoczeniu, wszystko się zmieniło. Łosie znowu zaczęły mi się pokazywać, jakby ktoś je specjalnie do tego nakłonił. Nie oznacza to oczywiście, że nagle zacząłem zrobić setki zdjęć. Aż tak dobrze nie jest i pewnie nie będzie.
Zima to, przynajmniej teoretycznie, pora roku podczas której fotografowanie łosi powinno być łatwiejsze. Zwierzęta opuszczają mokradła i szukając pożywienia przechodzą do położonych wyżej, suchych, sosnowych lasów. Porzucają też samotniczy tryb życia i łączą się w większe lub mniejsze grupy. Problem leży jednak, właśnie we wspomnianych lasach. Nawet w Biebrzańskim Parku Narodowym lasy sosnowe to w większości, stworzone przez człowieka, monokultury. Kiedy zaprzestano ich gospodarczego użytkowania, zaczęły powoli zarastać krzewami, i choć ciągle zachowują pierwotną linearność, coraz bardziej przypominają naturalny las. Las, a więc ograniczoną przestrzeń, w której zwierzę tak duże jak łoś, bez trudu, w całości lub częściowo, skrywa się przed ludzkim wzrokiem. Kluczem jest tu słowo „częściowo”. Gdybym prowadził blog, którego tematem byłyby bezgłowe łosie, już teraz mógłbym przestać robić zdjęcia, gdyż takich nie zabraknie mi do końca życia. W moim posiadaniu znajduje się również bogata kolekcja fotografii sosnowych pni z majaczącą na drugim planie zamazaną, brązową plamą. To wszystko nie martwi mnie jednak specjalnie, gdyż, tak naprawdę, zdjęcia nie są tu najważniejsze.

 
  

A potem przybył Ksawery.



 
 
 
 

wtorek, 10 grudnia 2013

Z Ksawerym w Dolinie Biebrzy.



Dotarliśmy do Doliny z różnych stron i o różnym czasie. Ja z Olsztyna, a Ksawery gdzieś z północy Europy. Co prawda nieco ochłonął po wcześniejszych szaleństwach, ale na szczęście została w Nim jeszcze resztka ognia. I bardzo dobrze, gdyż po trosze dzięki Niemu, w czasie tego krótkiego, weekendowego pobytu, Dolina pokazała to, czego nie widziałem już od tylu lat. Mam wrażenie, że zima na Podlasiu to trochę inna pora roku, niż na Warmii. Tutejsza, nawet w największe mrozy i zadymki sprawia wrażenie oswojonej. Podlaska taka nie jest. Podlaska jest dzika. Nie potrafię powiedzieć na czym to polega. Nie pokażą też tego żadne zdjęcia. Żeby zrozumieć, trzeba tam być. Najlepiej z Ksawerym. 

 
 
 
  

 
 
 


 
 
 
 


wtorek, 3 grudnia 2013

O komplikowaniu rzeczy prostych.



Nie jestem ornitologiem, ale ponieważ cześć znajomych mnie za takiego uważa, od czasu do czasu zadają mi pytania związane z ptakami. Z niektórymi z nich daję sobie radę, ale są takie, których się boję. Na przykład: „Wczoraj widziałem/am takiego małego, brązowego ptaka, wielkości gołębia, ale mniejszego. Co to było?” Opis pasuje do kilkudziesięciu gatunków, więc bądź tu człowieku mądry. Dodatkowe informacje w stylu „tak śmiesznie skakał” czy „miał takie dziwne oczy” raczej nie pomagają.
Dlatego też opracowałem dwuwariantową metodę radzenia sobie w takich sytuacjach. Zdając sobie sprawę z faktu, że ten problem dotyczy nie tylko mnie, postanowiłem się nią podzielić.
Wariant pierwszy dotyczy osób, które ptakami interesują się w sposób nieprzesadny. W takim przypadku odpowiadamy, że podany opis jednoznacznie i absolutnie bezdyskusyjnie wskazuje na wschodnioeuropejski podgatunek brązowiaczka i natychmiast zmieniamy temat rozmowy. Próby podtrzymania rozmowy ucinamy, odsyłając ciekawskiego do jedynego naszym zdaniem, godnego polecenia, atlasu pt. „Wszystkie ptaki Polski oraz trochę zagranicznych”.
Wariant drugi stosujemy, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że w danej osobie zaczyna rozwijać się ornitologiczna pasja i na jednym pytaniu się nie skończy. W takiej sytuacji brązowiaczek nie tylko nie pomoże, ale może wręcz stać się zarzewiem niepożądanej przez nas dyskusji. Jedynym wyjściem jest zatem poinformowanie ciekawskiego, że z ptakami skończyliśmy definitywnie, o czym może zaświadczyć nasz terapeuta.
Nie byłoby tego całego problemu, gdyby nie krecia robota całych pokoleń przyrodników. Począwszy od Arystotelesa, ludzie ci nie robili nic innego tylko odkrywali, nazywali, klasyfikowali i systematyzowali. Efektem jest ponad 10 tysięcy (w Polsce 450) rozpoznanych i nazwanych gatunków ptaków na świecie. Można oczywiście strawić lata na wyuczenie się ich na pamięć, tylko po co? Ręczę, że większości z nich nigdy nawet nie zobaczymy. Na szczęście całą tę kwestię da się uprościć, przynajmniej na naszym, krajowym podwórku. Lata rozmów o ptakach z nieornitologami, uświadomiły mi, że w potocznym odbiorze cała ta ptasia armia to nie 450, a zaledwie kilkanaście gatunków. Tak więc dla przeciętnego Polaka ptaki dzielą się na:

  1. Wrony (wszystko co czarne o gabarytach gołębia).
  2. Gołębie (to te ptaki ze starówek).
  3. Mewy (te co latają nad wodą i krzyczą).
  4. Orły i jastrzębie (wszystkie drapieżne).
  5.  Sikorki (wszystkie sikory oraz inne co kolorowsze ptaki).
  6. Dzięcioły (wszystko co puka w drzewo).
  7. Wróble (nieduże, szarawe ptaszki).
  8. Kaczki (wszystko co pływa i nie jest łabędziem).
  9. Łabędzie (wszystko co pływa i nie jest kaczką).
  10. Sowy (nikt nie widział, ale wiemy że są).
  11. Bociany i czaple (wszystkie o długich nogach).
  12. Jaskółki (ptaki, które pokazują, czy będzie deszcz).
  13. Drób jadalny.

Klasyfikacja ta jak widać, jest już znacznie przystępniejsza, ale ciągle nie idealna. Idealną stworzyła moja bratanica Julka, która przed laty, podzieliła wszystkich przedstawicieli awifauny na dwa gatunki: KWA (ptaki wodne) i KRA (wszystkie pozostałe). Tak więc, jeżeli nie mamy w planach zarabiania na życie jako ornitolog, możemy sobie sami odpowiadać na pytanie, co to za ptak. Był na wodzie – kwa, nie był – kra. I życie staje się łatwiejsze!