O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

niedziela, 29 maja 2016

Dziuplaki. Cz. I.


Znowu będzie nieco o gniazdach, tyle tylko, że tym razem o jednym ich rodzaju, a mianowicie o dziuplach. To uniwersalne mieszkanie jest wytworem tylko jednej ptasiej rodziny, czyli dzięciołowatych. Co prawda zdarza się, że sikory ubogie i czarnogłowe coś tam sobie wydłubią w spróchniałym drewnie, ale jeżeli mówimy o porządnej, solidnej dziupli, przez duże DŹ, to tylko i wyłącznie dzięcioły!
Jak to w życiu bywa na pracy dzięciołów żeruje cała plejada innych gatunków: ptaków, zwanych dziuplakami oraz ssaków i owadów. Dziuplaki to sikory, pleszki, muchołówki żałobne, szpaki, kowaliki, kraski, gołębie siniaki, niektóre sowy, dudki i gągoły. Z pozostałych stworzeń z dziupli korzystają również wiewiórki, kuny, szerszenie, osy i pewnie cała masa innych squattersów.
Jak to się jednak dzieje, że taki dzięcioł bez problemu wykuwa dziuplę i jednocześnie nie ma chronicznego globusa? Gdzieś w nternecie przeczytałem, że dzięcioła nigdy nie boli głowa, bo … nie pije. To interesująca teoria, ale zajmę się nią, w którymś z kolejnych postów.
Dzięciołowy fenomen zawsze interesował naukowców. Analiza budowy anatomicznej głowy tego ptaka wykazała, że jest ona zbudowana nieco inaczej, aniżeli w przypadku innych gatunków. Daruję sobie dalsze opisywanie tej kwestii, gdyż myślę, że dobrze ilustruje to poniższy obrazek.


www.focus.pl


          Budowa głowy, to nie jedyne wyjaśnienie kwestii braku chronicznych urazów mózgu u wykuwających dziuple w dębach i bukach, dzięciołów. Obliczono, że dziób ptaka uderza w drzewo z prędkością 7 m/s, przy częstotliwości 25 Hz, doznając przy tym przeciążeń rzędu 1000 g. To wręcz niewyobrażalna wartość, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że maksymalne przeciążenie, jakie może znieść wyszkolony pilot w trakcie katapultowania się z samolotu wynosi ... 25 g.
Tę kwestię wzięli pod lupę chińscy naukowcy z Dalian University of Technology. Przebadali ptaka za pomocą tomografu i doszli do dosyć ciekawych wniosków.



"Energy conversion in the woodpecker on succesive pecking and its role in anti-shock protection of the brain". Science China Technological Sciences. 2014.vol. 57


Okazało się bowiem, że cała ta potężna energia omija głowę i rozchodzi się po ptasim tułowiu. Do mózgu dociera zaledwie 0,3% jej mocy, która i tak rozprasza się w postaci ciepła. Wyniki tych badań, oprócz wartości poznawczych mogą mieć również charakter utylitarny (ok. 15% zgonów i niepełnosprawności to skutek uszkodzenia mózgu). Można wykorzystać je np. przy konstruowaniu hełmów, kasków budowlanych i motocyklowych. Niewykluczone, że  zainteresuje się nimi również przemysł samochodowy.
I powiedzcie sami, jak tu nie podziwiać potęgi przyrody? Stworzyliśmy potężną cywilizację, technologicznie sięgamy kosmosu, a jak przychodzi co do czego, to i tak zrzynamy od prostego dzięcioła.
















Poniższa dokfotka, to - mam nadzieję - zapowiedź kolejnego postu.




piątek, 27 maja 2016

Przedwieczorny spacer.


         Tym razem krótko, gdyż pogoda nie zachęca do pisania, a poza tym właśnie wróciliśmy z terenu i kulinaria bezapelacyjnie wygrywają z grafomanią.
         Poniższe fotki, to rezultat przechadzki po tym samym, co zawsze, lesie. Nie był to planowany plener, gdyż tego dnia chcieliśmy tylko sprawdzić, co dzieje się na stawach w okolicach Pasymia (a dzieje się niewiele). W drodze powrotnej stwierdziliśmy jednak, że szkoda nam wracać do miasta, zwłaszcza że las był po drodze, a do zachodu słońca zostały jeszcze dwie godziny.
         Tak, jak już kilkakrotnie pisałem, fotografowanie w tym lesie, to czysta rekreacja. To takie połączenie leniwego spaceru z możliwością bliskiego obcowania ze zwierzakami. Satysfakcja z takich fotek nie jest może największa, ale przecież nie zawsze chodzi o zdjęcia.

















wtorek, 24 maja 2016

Międzypost, czyli ponownie o ptakach, liczbach i ... żurawiach.


     Wiem, że żurawie pokazywałem już wielokrotnie, ale to że są w dzisiejszym poście, wynika z trzech przyczyn. Po pierwsze bardzo je lubię, po drugie nie bardzo mam co zrobić z tymi zdjęciami, a po trzecie,  zwróćcie uwagę, że ostatnio praktycznie ich nie widać. Dzieje się tak dlatego, że są już po lęgach i wodząc tzw. marchwiaki starają się być niewidzialne. Dodatkowo okres lęgowy to jednocześnie czas częściowego lub całkowitego pierzenia się tych ptaków, więc jako nieloty, schodzą nam z drogi.
      W ostatnim poście napisałem o zmniejszaniu się krajowej populacji kulika. Nie jest jednak tak, że ta tendencja odnosi się do wszystkich gatunków, jak czasem twierdzą niedouczeni pseudoekolodzy. Dobrym przykładem, o czym kiedyś już pisałem, jest właśnie żuraw, który w Polsce systematycznie zwiększa swoją liczebność.
      Plusem w kontekście ptaków jest to że, według najnowszych danych, nasza rodzima awifauna jest dużo bardziej bogata, aniżeli miało to miejsce w praczasach. Liczba gatunków stwierdzonych w Polsce wynosi aktualnie 451 (na całym świecie - 10094), z których 230 to gatunki lęgowe, a reszta to ptaki przelotne lub zalatujące. Tymczasem źródła historyczne podają, że w XVI w. doliczono się w kraju 147 gatunków ptaków, a w wieku XIX – 318. Oczywiście dane te należy traktować z lekkim przymrużeniem oka i wziąć solidną poprawkę na liczbę obserwatorów, sprzęt, wymianę informacji, raczkujący internet itp..
     Jak wynika z artykułu „Ocena liczebności populacji ptaków lęgowych w Polsce w latach 2008-2012” (Ornis Polonica 56, 2015) łączna liczebność ptaków lęgowych w kraju wynosi ok. 94 milionów. To kolejny plus, gdyż ta liczba odpowiada populacjom w Niemczech i w Wielkiej Brytanii (a nawet jest nieco większa). Minusem jest natomiast to, że niemal połowa z tych milionów, to zaledwie 9, najbardziej pospolitych gatunków (m.in. skowronek - 10 mln par, zięba - 8 mln, czy wróbel - 6 mln), zaś setka najrzadszych, to w sumie zaledwie 0,12%.
     Czego zatem nam przybywa, czego ubywa, a co zniknęło bezpowrotnie (?) z terenu Polski?

Progres: m.in. łabędź krzykliwy, gęgawa, krakwa, grzywacz, sierpówka, mewa srebrzysta, rybitwa rzeczna, czapla biała, bielik, puchacz, sóweczka, puszczyk, prawie wszystkie dzięcioły, żołna, dudek, sokół wędrowny, pleszka, paszkot, czyż, trzciniak, kruk, kopciuszek.

Regres: m.in. cyranka, płaskonos, głowienka, czernica, cietrzew, głuszec, przepiórka, perkoz rdzawoszyi i zausznik, turkawka, łyska (?!), prawie wszystkie łąkowe siewkowe (rycyk, krwawodziób, czajka itp.), myszołów, błotniak łąkowy, rybołów, kraska, droździk, dzierzba czarnoczelna.
Przestały gnieździć się w Polsce: m.in. perkoz rogaty, ogorzałka, drop, kulon, bekasik, rybitwa wielkodzioba i popielata, błotniak zbożowy, raróg, krzyżodziób sosnowy, orzełek, nagórnik.

Zaczęły gnieździć się w Polsce: m.in. czapla nadobna, szczudłak, szablodziób, bernikla kanadyjska, gęsiówka, mandarynka (trzy ostatnie gatunki to osobniki kiedyś introdukowane, a następnie zdziczałe)

     Jak wynika z powyższego, sytuacja ptaków w Polsce jest mocno zróżnicowana. Część zniknęła, część zmniejszyła swoją populację, a część umocniła swoją pozycję, zwiększając jednocześnie zasięg występowania. Cieszy, że są też gatunki, które zmieniły status z zalatujących na lęgowe i na (prawie) dobre zadomowiły się w naszym kraju.














niedziela, 22 maja 2016

VU Kulik.


         Tym razem zdjęć niewiele, bo widocznego na nich ptaka nie łatwo spotkać, a na dodatek nie lubi być fotografowany.
Kulik wielki, bo o nim to mowa, to ciekawa i jednocześnie tragiczna postać w ptasim wszechświecie. Nie będę pisał o samym ptaku, gdyż możecie znaleźć takie informacje w sieci. Zróbcie to jednak, jak najszybciej, gdyż za chwile może się okazać, że tego gatunku nie ma już w spisie rodzimej awifauny. W Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt, kulikowi przypisano bowiem kategorię VU (gatunki wysokiego ryzyka, narażone na wyginięcie), gdyż tempo spadku jego liczebności jest naprawdę niepokojące. W Polsce główne ostoje tego gatunku, to doliny Warty i Noteci, Równina Kurpiowska, Polesie Lubelskie i oczywiście Dolina Biebrzy.


Jak wynika z informacji zawartej na stronie www.ochronakulika.pl w 2014 roku w Polsce stwierdzono występowanie 150-250 par kulików, co stanowiło 36% populacji z 2003 roku, kiedy rozpoczęto monitoring. W Dolinie Biebrzy tylko na przestrzeni jednego roku liczebność kulików zmalała z 70-100 par (w 2013 r.) do 30-65 par (2014 r.). Ten zatrważający regres wynika, jak zawsze, z kilku przyczyn, z których najważniejszą jest intensyfikacja rolnictwa. Kuliki, to co prawda, ptaki krajobrazu rolniczego, ale wyłącznie w jego ekstensywnej odmianie. Kiedyś, gdy pierwsze pokosy wykonywano po lęgach, ptaki jeszcze sobie jakoś radziły. Teraz jednak, gdy koszenie łąk zaczyna się już na początku maja (widzieliśmy to sami, podczas ostatniego pobytu) ptaki nie mają szans na odchowanie piskląt. W Dolinie Biebrzy wiąże się to z częściowo z opisywaną przeze mnie suszą, która powoduje, że rolnicy nie muszą czekać, aż opadnie woda.
Sytuacja byłaby całkowicie beznadziejna, gdyby nie program rolnośrodowiskowy, a przede wszystkim, wchodzące w jego skład, pakiety związane z „ochroną zagrożonych gatunków ptaków i siedlisk przyrodniczych, na i poza obszarami Natura 2000”. Rolnicy, którzy do niego przystępują, zobowiązują się m.in. do rozpoczęcia koszenia swoich łąk dopiero po 1 sierpnia. Na szczęście na znanych nam terenach kulikowych, większość właścicieli gruntów jest beneficjentami tego programu i przestrzega tego terminu. To jednak, w porównaniu do całej Doliny, relatywnie niewielki areał, więc przyszłość kulików jest w dalszym ciągu niepokojąco niepewna. Mam nadzieję, że ten największy, polski bekasowaty nie podzieli losu dropia, kobczyka czy siewki złotej, gdyż nadbiebrzańskie, wiosenne łąki byłyby o wiele uboższe bez jego charakterystycznego pogwizdywania.











  Poniżej jeszcze jeden gatunek z kategorii VU - ostrygojad z Białego Grądu, sfotografowany w 2011 roku.