Przez chwilę zastanawiałem się, czy pokazywać te
zdjęcia. Zrobiłem je na jednym z warmińskich stawów/rozlewisk. Świetne miejsce
jeżeli weźmiemy pod uwagę rybitwy zwyczajne oraz śmieszki i
mocno problematyczne pod względem warunków do fotografowania (przynajmniej w mojej opinii).
Próbowałem tam robić zdjęcia trzy razy, jak
zwykle w godzinach wczesnoporannych. W dwóch pierwszych przypadkach było źle lub
bardzo źle. To, co widać poniżej jest efektem trzeciej i chyba ostatniej w tym
roku próby.
Z podobnym zjawiskiem spotkałem się już
kilkakrotnie nad Biebrzą, zawsze bezpośrednio
po wschodzie słońca. Tam również w powietrzu było to „coś”, co powodowało, że większość
prób zrobienia w miarę poprawnego zdjęcia spalała na panewce. Mało tego, często
samo ustawienie ostrości graniczyło z cudem lub było całkowicie niemożliwe. Chwilami
miałem wrażenie, że ponownie mam uszkodzony AF, ale po jakimś czasie wszystko wracało
do normy.
Prawdopodobnie cały ten ambaras jest wynikiem
połączenia poświtowego, zaostrzającego się już słońca i parującej wody.
Niestety nie jestem fizykiem kwantowym, jak niektórzy blogerzy, a szukać
wyjaśnienia zagadki w internecie nie chcę, gdyż pewnie i tak niewiele zrozumiem.
Dlatego apeluję do ludzi dobrej woli. Jeżeli ktoś wie w czym leży problem lub, jeszcze lepiej, zna
sposób na okiełznanie opisanych wyżej, nieprzyjaznych sił Natury, niech podzieli się ze mną tą
wiedzą!
PS. Chcąc rozwiać ewentualne wątpliwości dotyczące fotografowania ptaków na gniazdach, wyjaśniam że zdjęcia robiłem z dużej odległości, z drogi przylegającej do, widocznego na zdjęciach, zbiornika wodnego.