Niedawno zdałem sobie sprawę z tego, że
zjawisko pn. "Świat Pani Przyrody", a zwłaszcza jego polska filia,
to skomplikowany organizm, co widoczne jest zwłaszcza przez pryzmat fotografii przyrodniczej. Pisałem już kiedyś o tym, że cudownie byłoby np. posiadać
umiejętność przemieszczania się w czasie, by tego samego dnia i o tej samej
godzinie być w kilku miejscach jednocześnie, gdyż świt jest tylko jeden, a
pokus zdecydowanie więcej. To jednak nie wszystko. Jeszcze kilka lat temu wszystko było
proste. Gdy prognoza pogody informowała, że będzie OK, to było OK, choćby miało
się palić i walić (lub odwrotnie). A teraz? A teraz to jest tak, że coś tam
pokazują wieczorem, a o 3-4 w nocy zmieniają zdanie i już nie jest tak przyjemnie,
jak być miało. I dlatego właśnie decyzja o tym, czy pojedziemy w teren, czy też
nie, tak naprawdę zapada kilka minut po pianiu cyfrowego koguta, a i to nie zawsze.
Dlatego też, nie raz i nie siedemnaście w naszym mieszkaniu w środku nocy toczą się gorączkowe, ale zawsze wysoce kulturalne i wysublimowane, rozmowy.
Akt 1 (i
jedyny). Olsztyn, noc, wnętrze dużego pokoju w kamienicy zagubionej gdzieś w dzielnicy Zatorze.
Wojciech (pomimo pory doby, ubrany w elegancką bonżurkę, smoking
cap i fular, woniejący łosim piżmem i palący cygaro wyjęte z olsowego humidoru)
Jakąż
to podjęłaś decyzję Iwono? Czy ruszamy w tę noc ciemną ku fotograficznemu
przeznaczeniu?
Iwona (pomimo tej samej, wczesnej pory, ubrana w balową suknię
bez pleców, diadem z warmińskich pereł i wygodne, domowe szpilki)
Nie potrafię
zdecydować Wojciechu, ale ... widać przecież gwiazdy na mrocznej kopule nieba i -
choć nie jest ich wiele - marzę skrycie o fotografii. Słyszysz to wycie Miły
Mój! To psy nierasowe, acz wrażliwe, ślą księżycowi swe tęskne serenady i wierz mi, że atawistycznie
chcę towarzyszyć im w tej akustycznej odysei.
Wojciech (gładzi srebrzyste bokobrody i zaciska nerwowo seksowne
palce waltornisty na kryształowym słoiczku z ćwiartką wybornej brandy z maliny moroszki)
A co na to Meteo,
Iwono? Jakąż prognozę zgotowało nam w tym dniu, tak niebanalnie zaczętym?
Iwona (teatralnie wzrusza ramionami, szlocha i osuwa się w sposób kontrolowany na szezlong z Lidla)
Meteo?! Sprawdź
sam! Onegdaj mówiłeś mi, że ukończyłeś z wyróżnieniem kurs agrometeorologii na Akademii w
byłych Prusach Wschodnich! Prawdaż li to jest?
Wojciech (podchodzi do regału, machinalnie wyciąga zbiorowe
wydanie dzieł Kraszewskiego w całymskórku, po czym przechodzi do
biblioteki i ostentacyjnie sprawdza w kompie)
Widziałem mgły Iwono. Morza, oceany całe mgieł widziałem na/w monitorze. Czy nie wydaje Ci się, że ta - zimna niczym
całun śmiertelny - złożona z miliardów kropel, wodna opończa zaprzepaści nam
żurawie? Skryje niecnie pejzaże? Zgasi płomień, który każdego niemalże dnia każe nam
gonić ku granicom nieboskłonu?
Iwona (głosem zimnym niczym tunguski samogon)
Wiedziałam! Ty jednak wolisz
jelenie, które gardząc blaskiem poranka, jeno cienia pragną! Przejrzałam Twoją niecną
intrygę Wojciechu i wiedz, że jesteś podłym człowiekiem, niegodnym mej miłości!
Na cóż nam były trudy budowania czatowni. Na cóż drżenie zmęczonych mięśni
znane li chyba tylko klaczy arabskiej pędzącej przez berberyjskie pustkowia ku swemu ogierowi? Li
chyba ... klaczy ... znane!
Wojciech (przysiada na baigneuse, nalewa sobie kolejne
0,7 brandy i zapala wonne, żołędziowe nargile)
Źle mnie
oceniasz Iwono. Bardzo źle. Fotografowanie tych szlachetnych zwierząt zaplanowaliśmy
przecież na przyszłym rok, a w tym mieliśmy się skupić na wody przejrzystej tafli i
żurawiach, które łakną światła, jak kania łaknie dżdżu, jak kondor przestrzeni And,
jak ja wreszcie - Twych krągłości. Nie pragnę jeleni! Wierz mi, że żądny jestem żurawi, ale popatrz raz jeszcze w nieba bezkresie! Czy widzisz te chmury, które przykryły
niebo na podobieństwo opończy otulającej wątłe barki starego Kurpia wędrującego
przez ostrołęckie przełęcze? Czy widzisz to Iwono?!! Przecież sama na próżno
wypatrywałaś drogi mlecznej. Na próżno światła Syriusza szukałaś w tej czerni przeklętej!
Tych kilka nędznych gwiazdek, które blaskiem swym oszukały kakaowce Twych tęczówek, to zbyt
mało, by wydobyć z żurawiej szarości światło tęczy.
Iwona (majstruje coś od niechcenia przy drewnianym modelu
kombajnu zbożowego "Bizon" stojącym na biokominku narożnym)
A czy pospolite
kolory tęczy, to wszystko czego poszukujesz w swym życiu Wojciechu? Czy bliższy jest Ci trywialny, jarmarczny blichtr,
który cieszy ludzi niewrażliwych od tego, co skrywa się w głębi duszy wolnego
ptactwa wodno-błotnego? Wiedz Wojciechu, że nie z barw li tylko składa się ich jestestwo. One są niczym wszechświat, który skupia w sobie nie jedno, gdyż skupia wszystko! Czy nie widzisz tego Wojciechu?! Nie czujesz tego w trzewiach swych, które kiedyś tak bardzo kochałam? Nie znajdujesz tego w duszy swojej, którą wiem,
że posiadasz i której tak żarliwie wyrzekasz się w imieniu Tego, który unosi się nad moczarami ...
I tak właśnie wygląda z grubsza większość naszych poranków, o ile można tak nazwać środek nocy. Wstawać, nie wstawać? Jechać, nie jechać? Będzie światło, nie będzie? Wziąć tabletkę, nie wziąć? Wrócić do łóżka, czy może jednak wsiadać do auta?
Tysiące pytań i często żadnej konkretnej
odpowiedzi. I to jest właśnie kwintesencja jesiennej fotografii przyrodniczej.