Tematów do związkowych kłótni jest zapewne
tyle, ile samych związków, czyli sporo. Sprzątanie, zakupy, posiłki lub ich
brak, forma spędzenia wakacji, używki i cala reszta - budzących żywe zainteresowanie
sąsiadów - kwestii, które zapewne znacie z tzw. autopsji.
My od dwóch trzech czterech dni kłócimy się (momentami
ostro) na temat ochrony przyrody, ze szczególnym uwzględnieniem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Oboje zgadzamy się co do tego,
że chronić trzeba, ale w pozostałych kwestiach nasze opinie często się
rozbiegają. Dotyczy to drobiazgów, takich jak np. dizajn wiatek posadowionych
wzdłuż Carskiej Szosy (element infrastruktury szlaku Green Velo, który ja akurat lubię), jak również poważnych
inwestycji, takich jak np. projekt renaturyzacji rzeki Ełk wraz z
towarzyszącymi jej inwestycjami (mostem, stanicami dla kajakarzy i plażami). Nie mam zamiaru zanudzać Was szczegółowym opisem
wiatek, ani projektu (zainteresowanych odsyłam na strony parkowe), chciałbym tylko
wykorzystać ten ostatni przykład do pozastanawiania się chwilę nad kierunkami ochrony
przyrody w Polsce.
Oboje z gŁosiem zgadzamy się co do jednego. Renaturyzacja Ełku, to ważne przedsięwzięcie, które - miejmy nadzieję - przywróci temu obszarowi dawną świetność. Różnimy się natomiast, co do oceny obecnego wyglądu tego miejsca, zwłaszcza w okolicach, nieistniejącej już, mikroosady Dębiec. gŁoś jest zdania, że teraz też nie jest źle i miejsce to ma swój, niepowtarzalny urok. Problem tylko w tym, że nie zna Dębca z czasów, z których znam go ja. I tu jest pogrzebany pierwszy z psów. Dla kogoś, kto poznał to miejsce relatywnie niedawno, rzeczywiście może wydawać się, że jest tam dziko i ciekawie. Ja jednak widzę to nieco inaczej. Dla mnie dolina Ełku, to - przepraszam za wyrażenie - trup, albo w najlepszym przypadku - zombie. Brak wody związany m.in. z niedrożnością koryta, spowodował poważne zmiany. W miejscu, gdzie kiedyś rozciągały się podmokłe łąki, poprzecinane meandrującym korytem rzeki i poprzeplatane jeziorkami starorzeczy, dziś rozpanoszyły się łany trzcin i pokrzyw. Do czasu pojawienia się dopłat, okoliczni rolnicy tylko z rzadka wykaszali swoje łąki, co poskutkowało sukcesją wierzby. Hektary tych zarośli niewątpliwie stanowią schronienie i bazę pokarmową dla łosi, ale poza tym, to - niewiele mająca z bioróżnorodnością - nudna monokultura. Stąd właśnie pomysł na ożywienie tego, cennego niegdyś obszaru. Planowane udrożnienie koryta Ełku niesie nadzieję, że zapamiętana przeze mnie przyroda, ma szanse powrócić. Problem tylko w tym, że nie zrobią tego bagienne stworki, które nocą wymamroczą kilka zaklęć, spalą trochę ziół, potańczą i rano będzie, jak w Bagiennym Raju. Tego rodzaju projekt wiąże się niestety z dość poważną ingerencją w krajobraz. Przykładem tego jest otoczenie Kanału Woźnawiejskiego. Zamontowanie progów spowalniających i jazu, wymagało wybudowania tzw. drogi technicznej, po której mogły się poruszać maszyny budowlane. Zgadzam się, że droga piękna nie jest i negatywnie wyróżnia się w krajobrazie. Tyle tylko, że za jakiś czas wtopi się w otoczenie, a stworzony system zacznie, mam nadzieję, działać.
Podobnie będzie w przypadku Ełku. Tu również konieczne będzie czasowe naruszenie okolicy. Wątpliwości gŁosia budzi, związany z tym etapem realizacji projektu, pomysł utworzenia na Kanale Rudzkim (który kiedyś tam zastąpił Ełk w transporcie wody do Biebrzy) czegoś w rodzaju stanicy kajakowej (wiaty, plaża itp.), zaś kilka kilometrów dalej - mostu, który będzie wykorzystywany przez rolników. Fakt. Nastąpią pewne zmiany, tylko, że:
Oboje z gŁosiem zgadzamy się co do jednego. Renaturyzacja Ełku, to ważne przedsięwzięcie, które - miejmy nadzieję - przywróci temu obszarowi dawną świetność. Różnimy się natomiast, co do oceny obecnego wyglądu tego miejsca, zwłaszcza w okolicach, nieistniejącej już, mikroosady Dębiec. gŁoś jest zdania, że teraz też nie jest źle i miejsce to ma swój, niepowtarzalny urok. Problem tylko w tym, że nie zna Dębca z czasów, z których znam go ja. I tu jest pogrzebany pierwszy z psów. Dla kogoś, kto poznał to miejsce relatywnie niedawno, rzeczywiście może wydawać się, że jest tam dziko i ciekawie. Ja jednak widzę to nieco inaczej. Dla mnie dolina Ełku, to - przepraszam za wyrażenie - trup, albo w najlepszym przypadku - zombie. Brak wody związany m.in. z niedrożnością koryta, spowodował poważne zmiany. W miejscu, gdzie kiedyś rozciągały się podmokłe łąki, poprzecinane meandrującym korytem rzeki i poprzeplatane jeziorkami starorzeczy, dziś rozpanoszyły się łany trzcin i pokrzyw. Do czasu pojawienia się dopłat, okoliczni rolnicy tylko z rzadka wykaszali swoje łąki, co poskutkowało sukcesją wierzby. Hektary tych zarośli niewątpliwie stanowią schronienie i bazę pokarmową dla łosi, ale poza tym, to - niewiele mająca z bioróżnorodnością - nudna monokultura. Stąd właśnie pomysł na ożywienie tego, cennego niegdyś obszaru. Planowane udrożnienie koryta Ełku niesie nadzieję, że zapamiętana przeze mnie przyroda, ma szanse powrócić. Problem tylko w tym, że nie zrobią tego bagienne stworki, które nocą wymamroczą kilka zaklęć, spalą trochę ziół, potańczą i rano będzie, jak w Bagiennym Raju. Tego rodzaju projekt wiąże się niestety z dość poważną ingerencją w krajobraz. Przykładem tego jest otoczenie Kanału Woźnawiejskiego. Zamontowanie progów spowalniających i jazu, wymagało wybudowania tzw. drogi technicznej, po której mogły się poruszać maszyny budowlane. Zgadzam się, że droga piękna nie jest i negatywnie wyróżnia się w krajobrazie. Tyle tylko, że za jakiś czas wtopi się w otoczenie, a stworzony system zacznie, mam nadzieję, działać.
Podobnie będzie w przypadku Ełku. Tu również konieczne będzie czasowe naruszenie okolicy. Wątpliwości gŁosia budzi, związany z tym etapem realizacji projektu, pomysł utworzenia na Kanale Rudzkim (który kiedyś tam zastąpił Ełk w transporcie wody do Biebrzy) czegoś w rodzaju stanicy kajakowej (wiaty, plaża itp.), zaś kilka kilometrów dalej - mostu, który będzie wykorzystywany przez rolników. Fakt. Nastąpią pewne zmiany, tylko, że:
- Park narodowy, to nie zamknięta zona wokół Czarnobyla. Oprócz ochrony, jedną z jego funkcji jest również rekreacja, dzięki której ludzie mogą poznawać biebrzańskie osobliwości, a jednocześnie zasilać parkowy budżet.
- "Stanica" nie powstanie na terenie Biebrzańskiego PN. Poza tym miejsce, w którym ją zaplanowano, to typowy, nudny krajobraz rolniczy z pastwiskami, dwoma sztucznymi kanałami i szutrowymi drogami,
- Stworzenie takiej infrastruktury zwiększy prawdopodobieństwo, że kajakarze nie będą nielegalnie biwakować w dowolnie wybranych przez siebie miejscach,
- Biebrza i (w przyszłości Ełk), to nie Czarna Hańcza i nie Krutynia. Nawet stworzenie wspomnianej infrastruktury nie spowoduje, że spływy staną się tu czymś nagminnym, co będzie w stanie zagrozić środowisku.
- I wreszcie ostatnie, czyli ten nieszczęsny most. Wbrew obawom, jego budowa nie zwiększy presji na park, gdyż z założenia będzie służył tylko rolnikom, dzięki którym cała ta okolica nie zamieniła się jeszcze w wierzbowy busz.
Czy to się komuś podoba, czy nie stary system funkcjonowania obszarów chronionych powoli odchodzi do lamusa. Jak pokazują przykłady z całego świata, nie wystarczy narysować linii na mapie, oświadczyć, że teraz będzie tu park, rezerwat, czy cokolwiek innego i udać się na zasłużony odpoczynek. Niestety. Namieszaliśmy w przyrodzie tak bardzo, że czasem trzeba jej czynnie pomóc.