O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

czwartek, 27 października 2016

Jak się kłócić, to przynajmniej na temat przyrody.



       Tematów do związkowych kłótni jest zapewne tyle, ile samych związków, czyli sporo. Sprzątanie, zakupy, posiłki lub ich brak, forma spędzenia wakacji, używki i cala reszta - budzących żywe zainteresowanie sąsiadów - kwestii, które zapewne znacie z tzw. autopsji.

       My od dwóch trzech czterech dni kłócimy się (momentami ostro) na temat  ochrony przyrody, ze szczególnym uwzględnieniem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Oboje zgadzamy się co do tego, że chronić trzeba, ale w pozostałych kwestiach nasze opinie często się rozbiegają. Dotyczy to drobiazgów, takich jak np. dizajn wiatek posadowionych wzdłuż Carskiej Szosy (element infrastruktury szlaku Green Velo, który ja akurat lubię), jak również poważnych inwestycji, takich jak np. projekt renaturyzacji rzeki Ełk wraz z towarzyszącymi jej inwestycjami (mostem, stanicami dla kajakarzy i plażami). Nie mam zamiaru zanudzać Was szczegółowym opisem wiatek, ani projektu (zainteresowanych odsyłam na strony parkowe), chciałbym tylko wykorzystać ten ostatni przykład do pozastanawiania się chwilę nad kierunkami ochrony przyrody w Polsce.
       Oboje z gŁosiem zgadzamy się co do jednego.  Renaturyzacja Ełku, to ważne przedsięwzięcie, które - miejmy nadzieję - przywróci temu obszarowi dawną świetność. Różnimy się natomiast, co do oceny obecnego wyglądu tego miejsca, zwłaszcza w okolicach, nieistniejącej już, mikroosady Dębiec. gŁoś jest zdania, że teraz też nie jest źle i miejsce to ma swój, niepowtarzalny urok. Problem tylko w tym, że nie zna Dębca z czasów, z których znam go ja. I tu jest pogrzebany pierwszy z psów. Dla kogoś, kto poznał to miejsce relatywnie niedawno, rzeczywiście może wydawać się, że jest tam dziko i ciekawie. Ja jednak widzę to nieco inaczej. Dla mnie dolina Ełku, to - przepraszam za wyrażenie - trup, albo w najlepszym przypadku - zombie. Brak wody związany m.in. z niedrożnością koryta, spowodował poważne zmiany. W miejscu, gdzie kiedyś rozciągały się podmokłe łąki, poprzecinane meandrującym korytem rzeki i poprzeplatane jeziorkami starorzeczy, dziś rozpanoszyły się łany trzcin i pokrzyw. Do czasu pojawienia się dopłat, okoliczni rolnicy tylko z rzadka wykaszali swoje łąki, co poskutkowało sukcesją wierzby. Hektary tych zarośli niewątpliwie stanowią schronienie i bazę pokarmową dla łosi, ale poza tym, to - niewiele mająca z bioróżnorodnością - nudna monokultura. Stąd właśnie pomysł na ożywienie tego, cennego niegdyś obszaru. Planowane udrożnienie koryta Ełku niesie nadzieję, że zapamiętana przeze mnie przyroda, ma szanse powrócić. Problem tylko w tym, że nie zrobią tego bagienne stworki, które nocą wymamroczą kilka zaklęć, spalą trochę ziół, potańczą i rano będzie, jak w Bagiennym Raju. Tego rodzaju projekt wiąże się niestety z dość poważną ingerencją w krajobraz. Przykładem tego jest otoczenie Kanału Woźnawiejskiego. Zamontowanie progów spowalniających i jazu, wymagało wybudowania tzw. drogi technicznej, po której mogły się poruszać maszyny budowlane. Zgadzam się, że droga piękna nie jest i negatywnie wyróżnia się w krajobrazie. Tyle tylko, że za jakiś czas wtopi się w otoczenie, a stworzony system zacznie, mam nadzieję, działać.
       Podobnie będzie w przypadku Ełku. Tu również konieczne będzie czasowe naruszenie okolicy. Wątpliwości gŁosia budzi, związany z tym etapem realizacji projektu, pomysł utworzenia na Kanale Rudzkim (który kiedyś tam zastąpił k w transporcie wody do Biebrzy) czegoś w rodzaju stanicy kajakowej (wiaty, plaża itp.), zaś kilka kilometrów dalej - mostu, który będzie wykorzystywany przez rolników. Fakt. Nastąpią pewne zmiany, tylko, że:
  • Park narodowy, to nie zamknięta zona wokół Czarnobyla. Oprócz ochrony, jedną z jego funkcji jest również rekreacja, dzięki której ludzie mogą poznawać biebrzańskie osobliwości, a jednocześnie zasilać parkowy budżet.
  • "Stanica" nie powstanie na terenie Biebrzańskiego PN. Poza tym miejsce, w którym ją zaplanowano, to typowy, nudny krajobraz rolniczy z pastwiskami, dwoma sztucznymi kanałami i szutrowymi drogami,
  • Stworzenie takiej infrastruktury zwiększy prawdopodobieństwo, że kajakarze nie będą nielegalnie biwakować w dowolnie wybranych przez siebie miejscach, 
  • Biebrza i (w przyszłości Ełk), to nie Czarna Hańcza i nie Krutynia. Nawet stworzenie wspomnianej infrastruktury nie spowoduje, że spływy staną się tu czymś nagminnym, co będzie w stanie zagrozić środowisku.
  • I wreszcie ostatnie, czyli ten nieszczęsny most. Wbrew obawom, jego budowa nie zwiększy presji na park, gdyż z założenia będzie służył tylko rolnikom, dzięki którym cała ta okolica nie zamieniła się jeszcze w wierzbowy busz.
      Przyznaję, że sam mam wiele wątpliwości, gdyż tego typu projekty, to w końcu operacja na żywnym lub półżywym organizmie. Może więc wybrać wariant nr 2, czyli zostawić wszystko, tak jak jest i oczekiwać, że przyroda poradzi sobie sama? Osobiście myślę, że jest to niemożliwe, a przynajmniej nie na tak rozległym obszarze i nie przy tych zmianach klimatycznych. Jestem przekonany, że gdybyśmy zostawili to wszystko, tak jak jest, degeneracja tego miejsca będzie postępowała dalej i wkrótce w ogóle nie będzie sensu chronić tam czegokolwiek, gdyż niczego cennego tam nie będzie. Na dodatek trzeba pamiętać, że Ełk to nie wyizolowany fragment, szeroko pojętych Bagien Biebrzańskich, tylko ich istotna składowa, mająca wpływ na całość tego unikatowego ekosystemu.  
       Czy to się komuś podoba, czy nie stary system funkcjonowania obszarów chronionych powoli odchodzi do lamusa. Jak pokazują przykłady z całego świata, nie wystarczy narysować linii na mapie, oświadczyć, że teraz będzie tu park, rezerwat, czy cokolwiek innego i udać się na zasłużony odpoczynek. Niestety. Namieszaliśmy w przyrodzie tak bardzo, że czasem trzeba jej czynnie pomóc.
 













poniedziałek, 24 października 2016

Warmia vs. Podlasie. Odsłona II.



       Za oknem wymarzona aura dla meteopatów o skłonnościach samobójczych, czyli jesień pełną gębą. Nie o tym jednak jest ten post.
       Ostatnio po raz kolejny wyruszyliśmy z Warmii na Podlasie, pomyślałem więc, że podzielę się z Wami przemyśleniami na temat tego, co łączy, a co dzieli te dwie, nieodległe przecież, krainy. Coś, niecoś już na ten temat napisałem, ale czy można w jednym, nędznym poście oddać urok i czar tych magicznych miejsc? No cóż, pewnie można, ale można też oddać w dwóch, zwłaszcza, jak się nie ma innych pomysłów.
       A więc po kolei:
               Obszary prawnie chronione. W tej kwestii Podlasie, to klasa sama dla siebie. Cztery parki narodowe! W tym, jeden największy w kraju, a drugi - najstarszy! A Warmia? To może przejdźmy do kolejnej kategorii.
       Rzeźba terenu. Jak powszechnie wiadomo na Podlasiu dominują rozległe równiny, natomiast na Warmii - nie. Jedna i druga forma rzeźby terenu ma swoje wady i zalety. Na płaskim terenie dużo łatwiej jest np. dostrzec, czy gdzieś na horyzoncie nie czai się atrakcyjny obiekt fotograficzny. W praktyce wygląda to tak, że rano wychodzimy przed dom, rozglądamy się uważnie dookoła i już wiemy, czy lecieć po sprzęt, czy wracać do łóżka. Wadą podlaskiej plaskatowości jest to, że ów mechanizm działa również w drugą stronę, czyli rano zwierzyna wychodzi przed  ostoję, rozgląda się uważnie dookoła ... itd. 
      Lasy. Warmia pod tym względem jest zdecydowanie hojniej obdarzona. Lasów ci u nas dostatek i to - że się tak merytorycznie wyrażę -żnistych.  W zasadzie, jakby się tak dobrze zastanowić, nie ma tu jedynie lasów regla górnego oraz lasów deszczowych. Na Podlasiu tak dobrze już nie jest. Dominuje brzoza, czyli ogólnie mówiąc - opałówka. Bardzo fotogeniczna opałówka, co uczciwie należy przyznać.
       Wody. Podlasie, to bagna, rzeki i jedno jezioro, zaś Warmia, to jeziora, rzeki i jedno bagno. Nie ma się jednak co ekscytować, gdyż globalne ocieplenie i tak wykończy jedno, drugie i trzecie.
       Drogi.  Fotografowanie przyrody wymaga jeżdżenia po terenie, a więc korzystania z dróg. Co prawda mamy XXI wiek, ale w infrastrukturze drogowej jest on widoczny jedynie w Polsce Centralnej. Na Podlasiu i na Warmii w dalszym ciągu istnieją miejsca zapomniane przez Boga i unijne fundusze strukturalne i sam nie wiem, co lepsze: koleiny w piachu, czy koleiny w murszu? 

            W tym miejscu powinienem przejść do jakiegoś podsumowania, ale na to przyjdzie jeszcze czas gdyż, wbrew pozorom, Subiektywny Turniej Regionów jeszcze się nie skończył. A tymczasem, poniżej - sarenki i wkrótce ponownie łosie.