W czasie mojego weekendowego pobytu Dolina Biebrzy
była (pomijając stałych mieszkańców) prawie bezludna. W końcu to już listopad.
Są jednak takie miesiące, kiedy o samotności nie ma mowy. Biebrzański Park Narodowy
jest największym tego typu obszarem w Polsce, powinno być to zatem idealne
miejsce, żeby uciec od cywilizacji i ludzi. Tyle teoria. Znaczne połacie parku
są zamknięte dla turystów, inne zaś trudno dostępne z uwagi na warunki
terenowe. W efekcie wszyscy jadą w te same miejsca, w których, zwłaszcza
wiosną, potrafi być naprawdę tłoczno. Na wstępie napisałem, że Dolina była
„prawie bezludna”. Prawie, gdyż kogoś jednak spotkałem i to właśnie podsunęło
mi pomysł na post. Nad Biebrzę z roku na rok przyjeżdża coraz więcej ludzi,
Wydawać by się mogło, że każdy przybysz jest inny. ale tak naprawdę należy do
jednego z sześciu, przedstawionych niżej, typów charakterologicznych.
Typ pierwszy – uczestnik wycieczki. Podstawowym
znakiem rozpoznawczym jest kompletny brak zainteresowania miejscem, w które
został przywleczony. Było w programie, podstawili autokar, więc jest.
Przewodnika nie słucha, bo ciekawsze rzeczy opowiada koleżanka. Ptaków nie
słucha, gdyż wytworzony przez wycieczkę harmider, skutecznie je zagłusza. Na
szczęście w terenie wycieczka przebywa krótko (zazwyczaj do pierwszej
przeszkody wodnej).
Typ drugi, czyli rodzina(y) z małymi dziećmi.
Spotykani prawie wyłącznie na łatwych szlakach, kładkach, wieżach widokowych
itp. Bywa jednak, że najbardziej zdeterminowani docierają dalej i wtedy nie
pozostaje nic innego, jak spakować sprzęt i poszukać sobie innego miejsca z
dala od rozwrzeszczanej czeredy. Podtypem jest tu wesoła młodzież, która jakimś
cudem dotarła nad Biebrzę w celu strzelania fotek telefonami komórkowymi oraz
pozostawianiu swych przemyśleń na wszelkiego rodzaju drewnianych konstrukcjach.
Typ trzeci to „profesjonalni turyści”. Łatwo
rozpoznawalni po fabrycznie nowych, markowych ubraniach i takimże sprzęcie.
Zwykle jednak są to przybysze jednorazowi. W następnym roku przeistoczą się w
„profesjonalnych żeglarzy”, „profesjonalnych golfistów” itp..
Typ czwarty to pary, którym ktoś wmówił, że weekend
nad Biebrzą to niezapomniane przeżycie. I ten ktoś miał rację! Ona nigdy już nie
zapomni błota na nowych butach, tych wstrętnych owadów i braku galerii
handlowej, on zaś jej ciężaru na plecach w trakcie pokonywania kałuż. Na
szczęście pary nie są problemem, pod warunkiem, że kłócą się w miarę cicho.
Typ piąty, czyli „jedyni, prawdziwi znawcy Biebrzy”.
To ci, którzy są święcie przekonani, że znają i, co najważniejsze, „czują”
Biebrzę najlepiej na świecie. Zwykle poruszają się samotnie, jednak wieczorami
zbierają się w stada wzajemnej adoracji, by wymieniać się spostrzeżeniami i utwierdzać
w swojej biebrzańskiej doskonałości. Nie zwykli odpowiadać na pozdrowienia i
udzielać jakichkolwiek informacji. Tolerują jedynie miejscowych, ale tylko
tych, którzy mogą im się w czymś przydać.
I wreszcie typ szósty. Ludzie, którzy przyjeżdżają bo
lubią Biebrzę, albo nigdy tu nie byli i chcą ją poznać. Kobiety i mężczyźni.
Starsi i młodsi. Zawodowcy i amatorzy. Z lepszym lub gorszym sprzętem. Zwykle z
dużą wiedzą o przyrodzie, którą chętnie się dzielą. Zawsze skorzy do wymiany
informacji o tym gdzie ostatnio widziano łosie, gdzie aktualnie tokują
bataliony i która droga stała się nieprzejezdna. Szkoda tylko, że w odróżnieniu
od poprzednich typów należą do rzadkości.
PS. Na zdjęciach oczywiście nie ma opisywanych typów.
Są łosie. Część z nich to te same osobniki, które można zobaczyć na blogu „gŁoś
z bagien”.