O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

niedziela, 30 listopada 2014

Zima.


To były ostatnie dwa dni jesieni, choć oczywiście kalendarzowa będzie trwała jeszcze trzy tygodnie. Wszystko wskazuje jednak, że zima stała się faktem. Minus osiem, to nie już przymrozki, ale raczej regularny mróz. Śnieg na polach też raczej do jesiennych nie należy.
Pierwszy z tych dwóch dni spędziłem w lesie w okolicach Lidzbarka Warmińskiego, a drugi na rozlewisku. I tu i tu nie było fajerwerków, ale było bardzo przyjemnie, głównie za sprawą pogody. Rozlewisko wręcz zaskoczyło. Skute lodem, powinno być ptasią pustynią. A jednak nie było. Pomijam, widocznego na zdjęciach, myszołowa, ale czaple i gęsi? Nie powinno ich tu być o tej porze roku.

Choć ostatnio chyba nikt na świecie, z meteorologami na czele, nie umie powiedzieć, jaka będzie pogoda za godzinę, ja swoje wiem i uroczyście oświadczam. Panie i Panowie, zimę uważam za otwartą!












niedziela, 23 listopada 2014

Moczarowe na listopad.

 Z uwagi na panującą od dłuższego już czasu klasyczną, listopadową pogodę pomyślałem, że to trochę bez sensu ruszać na siłę w teren, by zrobić kilka płaskich i ponurych zdjęć. Ponieważ jednak blog sam się fotkami nie napełni, sięgam po resztki tego, co udało mi się zrobić wiosną, a czego jeszcze nie pokazywałem. Tym razem są to żaby moczarowe.
Przedziwne to stworzenia. Przez prawie cały rok wyglądają zwyczajnie, tak jak reszta ich płazich pobratymców. Kiedy jednak wiosną z bagien znika lód i woda zaczyna być coraz cieplejsza, barwa skóry samców zmienia się na niebieską. W taki czas polecam wycieczkę w miejsca, gdzie niebiescy podrywacze robią wszystko by zainteresować sobą znacznie uboższe kolorystycznie koleżanki. Zwykle są to niewielkie bagienka śródleśne, które łatwo można zlokalizować kierując się wyłącznie słuchem. Dziesiątki lub niekiedy setki, stłoczonych na niewielkiej przestrzeni, dinozauropodobnych stworzeń tworzy tam niezwykłe widowisko, będące mieszaniną barwy i dźwięku.

Jedynym minusem tego spektaklu jest to, że trwa on tylko kilka dni. Ale tak to już jest z tą naszą, polską wiosną.




















niedziela, 16 listopada 2014

Inspiracje.

Kiedyś zacząłem zastanawiać się dlaczego właściwie zainteresowałem się tzw. przyrodą, a chwilę później (ta chwila to w rzeczywistości baaaardzo długi czas) fotografią tejże. Wydaje mi się, że tak naprawdę najważniejszą rolę odegrały tu dwa czynniki. Pierwszy jest najbardziej oczywisty. Urodziłem się w Dolinie Biebrzy, co w znaczący sposób musiało wpłynąć na moje zainteresowania. Bo tak naprawdę w mojej miejscowości, o wdzięcznej nazwie Biebrza, nie było zbyt wielu rozrywek poza eksplorowaniem okolicznych łąk, rozlewisk i lasów.
Potem były lektury. Zacząłem czytać książki o przyrodzie i ludziach którzy z nią obcowali. Pierwszą była „Lato leśnych ludzi” Marii Rodziewiczówny. Muszę przyznać że książka ta, pomimo "lekturowego" nazwiska Autorki, zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Pod jej wpływem zacząłem obserwować ptaki i zbierać ptasie jaja (przypominam, że jest to obecnie nielegalne). Wkrótce poznałem też całą serię książek Teodora Goździkiewicza, który w niesamowity (jak dla nastolatka) sposób opisywał swoje kontakty z przyrodą.
Choć w owych czasach nie było to łatwe, zacząłem gromadzić książki i atlasy poświęcone przyrodzie, a zwłaszcza o ptakach. Władysław Taczanowski, Jan Sokołowski, Ludwik Tomiałojć, Jerzy Gotzman, Władysław Siwek, wszystkim im zawdzięczam to, co wiem o ptasim świecie.
Po jakimś czasie przyszedł czas na albumy z fotografią przyrodniczą. Zacząłem, tak jak wszyscy, od Włodzimierza Puchalskiego, a potem zwróciłem uwagę na zdjęcia Zdzisława Wdowińskiego, Leszka Sawickiego, Włodzimierza Łapińskiego, braci Kłosowskich i Wiktora Wołkowa. Oglądałem też filmy. Choć w polskiej telewizji dominowały produkcje spod znaku National Geographic, czasem można było natknąć się na stare filmy Joanny Wierzbickiej ze zdjęciami, nieżyjącego już, pochodzącego z Olsztyna, operatora Ryszarda Czerwińskiego, czy dorównujące najlepszym światowym standardom – dokumenty Jana Walencika.

I to chyba byłoby wszystko. Choć jest i wisienka na torcie. Tą wisienką jest książka Freda Bodsworth`a „Odmieniec”. I ją polecam szczególnie tym, którzy jeszcze nie zdecydowali, czy chcą polubić przyrodę.
PS. A na zdjęciach kwokacz i kulik wielki.













niedziela, 9 listopada 2014

O wyjątkowym wyjątku ortograficznym.



Dawno temu rozmawiałem z kumplem, który dopiero rozpoczynał swoją przygodę z ornitologią. W pewnym momencie zaczął mi opowiadać o spotkaniu z ptakiem, którego co prawda nie widział, ale słyszał i właśnie wydawane przez niego odgłosy były tematem naszej rozmowy. Zdaniem kumpla był to „dźwięk z mrocznych horrorów typu Blair Witch Project lub thrillerów Hitchocka. Przenikliwy, nieprzyjemny, jednostajny terkot, budzący w słuchającym wyłącznie grozę. Co to było?". Szczerze mówiąc nie miałem zielonego pojęcia, co to mógł być za gatunek. Może sójka, może kos, gdyż te ptaki mogą czasem wydawać się nieprzyjemne wokalnie. Te gatunki, jednak kumpel już znał i zdecydowanie wykluczył. Po półgodzinych spekulacjach stwierdziłem, że nie ma szans na identyfikację tajemniczego wyjca, więc daliśmy sobie z nim spokój.
Rok później spotkałem kumpla nad Biebrzą. Był kwiecień i bagna weszły w najlepszą ze swoich faz. Staliśmy więc kontemplując rozciągające się przed nami rozlewiska, gdy gdzieś z góry doleciało do nas godowe beczenie kszyka. Uwielbiam ten dźwięk gdyż, jak żaden inny, kojarzy mi się z początkiem wiosny w Dolinie. Zawsze uważałem, że Biebrza w obrazach to rycyki, ale w odgłosach, to zawsze kszyk.
Proszę więc sobie wyobrazić, jak bezbrzeżne było moje zdumienie, gdy kumpel skrzywił się boleśnie i … wyjaśnił, że właśnie o ten dźwięk i o tego ptaka chodziło mu w czasie wspomnianej rozmowy.
No cóż. Każdy ma prawo coś lubić bądź czegoś nie znosić. Ale coś takiego?! Wiem, o gustach się nie dyskutuje i ja też nie mam takiego zamiaru. Stwierdzam jednak kategorycznie - odgłos wydawany przez tokującego kszyka był, jest i będzie rozkoszą dla uszu. I BASTA!

PS. Dla zatwardziałych sceptyków:
http://kola.lowiecki.pl/ao/zzz/glo/kszyk.mp3