Wrzesień to dobry miesiąc. Niby jeszcze lato,
ale pozbawione najgorszych atrybutów w postaci upałów i watah turystów-przyrodników
wchodzących tam, gdzie akurat przebywam, w celu przepłoszenia wszystkiego, co
stanie na ich drodze. Wrzesień to także dobry czas na zdjęcia. Słońce świeci pozornie
tak samo jak miesiąc wcześniej, ale jednak inaczej. Przestało udawać świetlówkę
i przypomina teraz starą, poczciwą żarówkę z epoki, w której oszczędzało się
wszystko za wyjątkiem energii. Kolejny bonus to długość dnia, a w zasadzie
godzina jego rozpoczęcia. We wrześniu nawet miłośnicy długiego snu mają
łatwiej, mogąc wylegiwać się w łóżku, aż do czwartej.
W moim przekonaniu, jedną z najbardziej rozpoznawalnych
cech września jest mgła. Muszę przyznać, że pomimo, iż jest to zwykła „zawiesina bardzo małych kropelek wody lub
kryształków lodu w przyziemnej warstwie powietrza powodująca zmniejszenie
widzialności”, ma w sobie coś pociągającego. Lubię wieczorną mgłę ścielącą
się nisko nad podmokłymi łąkami, bo jak wierzy się na Podlasiu, następnego dnia
będzie słonecznie. Poranne mgły wypełniające koryta rzek, albo niecki jezior i
śródpolnych oczek wodnych, potrafią nadać pospolitym nawet krajobrazom, całkiem
nową jakość. Kiedy widoczność spada do kilku metrów warto wybrać się w teren i
posłuchać jak gdzieś w pobliżu gadają niewidoczne żurawie, gęsi i reszta ukrytego
w mgle ptactwa. Najciekawsza jest jednak chwila, kiedy podnosząca się powoli mgła
odsłania to, czego jeszcze przed chwilą nie było jeszcze widać. Przypomina to
trochę rozpakowywanie paczki z przedmiotem zakupionym na aukcji internetowej. Zawsze
jest ten dreszcz emocji: będzie coś w środku czy też nie?
Oczywiście mgła bywa również zdradliwa. Wiedzą
o tym ci, którzy wybrali się w teren i wracają z niczym, bo mgła nie raczyła
się podnieść i o zdjęciach nie było mowy. Warto tu również przestrzec przed tym
co nagle potrafi wyłonić się z mgły. I nie mam tu na myśli byka zmierzającego
ku łaniom, tylko raczej nieoświetlony pojazd rolniczy lub po prostu młodzieńca powracającego
nad ranem do domu po nocy spędzonej na tańcach w sąsiednim miasteczku.
I wreszcie najważniejsze. Wrześniowe
ptaki. Na warmińskich rozlewiskach, polach i łąkach przebywają stada ptaków,
szykując formę przed odlotem na zimowiska. W tym roku, zwłaszcza na pewnym
rozlewisku, jest ich zdecydowanie mniej, niż ostatniej jesieni, ale i tak nie
ma co narzekać. No, ale o tym kiedy indziej.
I kilka zdjęć zrobionych pod zachodzące słońce.
ładnie
OdpowiedzUsuńPiękne foty, brawo Wojtku!
OdpowiedzUsuń...no tak...:)...ktoś "powyżej" mi ukradł słowo, którymi mogłabym je określić:)...dodam więc tylko, że mają to "coś", a przecież właśnie o to w tym chodzi:)...no i jeszcze tylko pytanie: gdzie te straszne chmury o których ciągle mówią w prognozach?:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zdjęcia zrobiłem w ubiegłym tygodniu kiedy było bezchmurnie. Teraz pogoda trochę szwankuje, ale na szczęście jeszcze cała jesień przed nami!
OdpowiedzUsuńMój faworyt w tej serii to dwie kaczuchy wlocie i ta jedna startująca. Te jasne ciapy na zdjęciu to krople wody? Chociaż czapla taka jasna w porannym mglistym otoczeniu też jest super.
OdpowiedzUsuńI tak do niebezpieczeństw mgłowych to mogę dodać młodzieńców jeżdżących bez świateł swymi zabójczymi skuterkami.
Ciapy to jak najbardziej woda. A do zagrożeń dorzucam jeszcze właścicieli 20-letnich golfów i BMW, jadących powyżej 120 km/h na drodze, na której nawet furmanka wchodząc w zakręt, musi hamować!
OdpowiedzUsuńDopisuję do listy zdarzeń na drogach wiejskich - dobre
Usuńsuper zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję ale to, jak zawsze powtarzam, zasługa Pani Przyrody.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, mgłą w zasadzie utrudnia życie człowiekowi, a jednak ma w sobie coś magicznego, fascynującego i potrafi zaczarować cały krajobraz :)
OdpowiedzUsuń