Nie jestem ornitologiem, ale ponieważ
cześć znajomych mnie za takiego uważa, od czasu do czasu zadają mi pytania
związane z ptakami. Z niektórymi z nich daję sobie radę, ale są takie,
których się boję. Na przykład: „Wczoraj
widziałem/am takiego małego, brązowego ptaka, wielkości gołębia, ale
mniejszego. Co to było?” Opis pasuje do kilkudziesięciu gatunków, więc bądź
tu człowieku mądry. Dodatkowe informacje w stylu „tak śmiesznie skakał” czy „miał
takie dziwne oczy” raczej nie pomagają.
Dlatego też opracowałem dwuwariantową
metodę radzenia sobie w takich sytuacjach. Zdając sobie sprawę z faktu, że ten
problem dotyczy nie tylko mnie, postanowiłem się nią podzielić.
Wariant pierwszy dotyczy osób, które
ptakami interesują się w sposób nieprzesadny. W takim przypadku odpowiadamy, że
podany opis jednoznacznie i absolutnie bezdyskusyjnie wskazuje na wschodnioeuropejski
podgatunek brązowiaczka i natychmiast
zmieniamy temat rozmowy. Próby podtrzymania rozmowy ucinamy, odsyłając
ciekawskiego do jedynego naszym zdaniem, godnego polecenia, atlasu pt. „Wszystkie ptaki Polski oraz trochę zagranicznych”.
Wariant drugi stosujemy, gdy istnieje
uzasadnione podejrzenie, że w danej osobie zaczyna rozwijać się ornitologiczna
pasja i na jednym pytaniu się nie skończy. W takiej sytuacji brązowiaczek nie tylko nie pomoże, ale
może wręcz stać się zarzewiem niepożądanej przez nas dyskusji. Jedynym wyjściem
jest zatem poinformowanie ciekawskiego, że z ptakami skończyliśmy definitywnie,
o czym może zaświadczyć nasz terapeuta.
Nie byłoby tego całego problemu, gdyby
nie krecia robota całych pokoleń przyrodników. Począwszy od Arystotelesa, ludzie ci nie robili
nic innego tylko odkrywali, nazywali, klasyfikowali i systematyzowali. Efektem jest ponad 10 tysięcy (w Polsce 450) rozpoznanych i nazwanych gatunków
ptaków na świecie. Można oczywiście strawić lata na wyuczenie się ich na pamięć,
tylko po co? Ręczę, że większości z nich nigdy nawet nie zobaczymy. Na szczęście całą tę kwestię da się uprościć, przynajmniej na
naszym, krajowym podwórku. Lata rozmów o ptakach z nieornitologami, uświadomiły mi, że w
potocznym odbiorze cała ta ptasia armia to nie 450, a zaledwie kilkanaście
gatunków. Tak więc dla przeciętnego Polaka ptaki dzielą się na:
- Wrony
(wszystko co czarne o gabarytach gołębia).
- Gołębie
(to te ptaki ze starówek).
- Mewy
(te co latają nad wodą i krzyczą).
- Orły
i jastrzębie (wszystkie drapieżne).
- Sikorki
(wszystkie sikory oraz inne co kolorowsze ptaki).
- Dzięcioły
(wszystko co puka w drzewo).
- Wróble
(nieduże, szarawe ptaszki).
- Kaczki
(wszystko co pływa i nie jest łabędziem).
- Łabędzie
(wszystko co pływa i nie jest kaczką).
- Sowy (nikt nie
widział, ale wiemy że są).
- Bociany i czaple
(wszystkie o długich nogach).
- Jaskółki (ptaki,
które pokazują, czy będzie deszcz).
- Drób jadalny.
Klasyfikacja ta jak widać, jest już
znacznie przystępniejsza, ale ciągle nie idealna. Idealną stworzyła moja
bratanica Julka, która przed laty, podzieliła wszystkich przedstawicieli
awifauny na dwa gatunki: KWA (ptaki wodne) i KRA (wszystkie pozostałe). Tak
więc, jeżeli nie mamy w planach zarabiania na życie jako ornitolog, możemy
sobie sami odpowiadać na pytanie, co to
za ptak. Był na wodzie – kwa, nie był – kra. I życie staje się łatwiejsze!