Sobota i jednocześnie tak bardzo wyczekiwana wiosna. Ciepło, słonecznie, cudownie i beztrosko. Dzień, jak z wczasowego katalogu dla
meteopatów lub z pisemek dla grzecznych dzieci w nazistowskich Niemczech.
W ramach trenowania przez gŁosia ponownego bycia pasażerem auta osobowego
jedziemy nad bajoro, choć - nie ukrywam - nie robimy sobie większych
nadziei i - jak się okazuje na miejscu - poniekąd słusznie. Rozlewisko skute lodem, jak - nie przymierzając - pijak jakiś.
Ptaków brak. Wracamy do domu. Po drodze zauważamy białe kształty na środku pola.
Ostrożnie hamuję (kręgosłup rules!) i zatrzymuję się na poboczu. Jako świadomy kierowca i gentleman szos wojewódzkich włączam światła awaryjne,
sięgam po aparat (lornetki oczywiście zapomniałem) i widzę
krzykliwce, gęgawy, gęsi zbożowe i białoczelne bezczelnie grasujące wśród kukurydzianych resztek pożniwnych. Myślę sobie, że nie wypada nie podejść, a że robiłem to już setki razy, to co mi tam, jakiś głupi, krótki spacerek?
Piątek. Wątpnia szarpie bezlitosna
niemoc. Nic nie jem przez cały dzień, o godzinie 17.13 kładę się do łóżka i w
ten sposób długo wyczekiwany koniec tygodnia szlag jasny (jasny!?) trafia.
Sobota. Budzę się o 7.06 zlany potem,
jak - nie przymierzając po raz wtóry - pijak jakiś. Przez godzinę szukam ładowarki do
akumulatorków, gdyż pogoda za oknem zaprasza serdecznie do walca. Słaby jednak
jestem, jak - wspomniany już trzykrotnie - pijak jakiś, więc co chwila padam półtrupem na
otomanę. Zbieram się jednak w sobie i o 13.08 jedziemy. Rozlewisko niestety
jest ciągle zarośnięte lodem, więc bardziej przypomina środek parkietu na bezalkoholowym
weselu w pensjonacie "Mławianka" pod Elblągiem, niż to, czym raczyło nas ubiegłorocznej jesieni. Witamy się już z porażką, gdy dostrzegamy te, wspomniane już na wstępie, białe kształty.
Kombinuję gorączkowo, jak dostać się bliżej i konstatuję, że tuż obok jest
droga wysadzana kocimi łbami. Przejeżdżam tym czymś 200 metrów i niestety muszę
się zatrzymać z uwagi na przejściowe braki nawierzchni w nawierzchni
(kręgosłup rules!). Zakładam kalosze i ruszam kurcgalopkiem przez pole (głupi Wojtek, bardzo głupi,
jak - tym razem PRZYMIERZAJĄC - pijak jakiś!). Jestem coraz bliżej ptaków i jest
niestety coraz gorzej. Tak jest! To słynna, warmińska glina![1]
Sunę
przez te cholerne, północno-wschodnie grunta orne, kalosze zaczynają przypominać dziecięce
walonki z radzieckich kreskówek, a ja błotnego, dobrze odżywionego, stworka z bajek braci Grimm, albo innego Golema. Nic
to! Brnę dalej! Doczłapuję na szczyt niewysokiego pagóra i ... w tym momencie
wszystko ucieka. I gęsi i łabędzie i nawet żurawie, które - jak się okazało -
koczowały sporym stadkiem nieopodal i zakapowały reszcie towarzystwa, że w ich
kierunku pełznie jakiś gliniany pajac. Układ oddechowy pali, niczym gazy Szatana po menu degustacyjnym na bazie strączkowych i chili,
gumowce ważą, sprzęt waży, ja ważę. Wlokę się z powrotem do auta na kształt i podobieństwo ciężarnej
żółwicy błotnej, co kilka kroków usiłując pozbyć się walonkowych narośli i stanu
przedzawałowego.
PS. Na szczęście już w samochodzie dochodzę do siebie
i choć oczywiście pozwalam sobie na wycharczenie solidnej wiązanki pod adresem
wszystkich glin tego Świata, dociera do mnie, że wreszcie jest fajnie. Pewnie już
więcej nie zdecyduję się na gliniaste marszobiegi ku Wyrajowi, ale gdy gęsi i żurawie osiądą na innej pokrywie glebowej - dam radę!
PS.2. Niedziela.
Miałem już do tego nie wracać, ale postanowiłem jednak podzielić się z Wami
pewną refleksją. Jeżeli kiedykolwiek dopadną Was dolegliwości żołądkowe, a
następnie - związane z tym - osłabienie organizmu, nie musicie od razu po wstaniu
z łoża boleści śmigać po gliniastych pagórach. Nic Wam to nie da, chyba
że jesteście uznanymi w gminie masochistami lub lubicie (nieznane mi do tej pory) zakwasy płuc i tchawicy.
[1]
Warmińska glina, to coś, czego trzeba zaznać cieleśnie, żeby pojąć, co to oznacza, a
oznacza to wiele. Napiszę tylko, że w porównaniu z tą polodowcową francą, torfowiska Doliny Biebrzy, to bulwary-trotuary i kawa z pianką!
Dlaczego u Ciebie po sobocie jest od razu piątek? To takie niesprawiedliwe. Współczuję szczerze trzewnej niemocy, ale warto było. Mimo tej gliny. :))
OdpowiedzUsuńNo własnie, dlaczego? Ja do Strasburga skargę napiszę!
UsuńDrogie Panie. Jestem po prostu dobrym człowiekiem, Fortuna to wie i wynagradza sowicie:)))
Usuńgleby górskie są tak tłuste, że kiedy odrobinę wilgoci złapie, to lepi się pod but tyle, że nawet karzełek jest wielkoludem. strasznie trudno się wtedy nogi podnosi.
OdpowiedzUsuńMoże Warmia, to nie góry, ale pagóry też sroce spod ogona nie wypadły:))
Usuńdreptałem w Kotlinie Kłodzkiej - po kilku krokach miałem kłopot z uniesieniem nogi, a odkleić tego nie szło. widać trafiłeś podobne. kiedy taka ziemia się przesuszy, pęka i to są głębokie pęknięcia. a powierzchnia naśladuje beton.
UsuńDokładnie! Co ciekawe jednak, to są żyzne gleby, choć wymagające precyzji w uprawie.
UsuńA ja słyszałam, ze ta bieszczadzka jest najgorsza...
OdpowiedzUsuńDzielny jesteś, ale zdrowie lekceważysz bardzo. Rozumiem jednak, że zew, to zew!
ja pochwaliłam sie znajomym dziś, że dwa żurawie widziałam nad stawem, a oni mi na to- dwa czy dwa tysiące? Przyjedź do nas nad jezioro i nasze pola, tyle gęsi, łabędzi i żurawi zleciało, ze wyjadają rolnikom oziminę, a na wodzie biało od piór...
Miejsce akcji - Wielkopolska :-)
Nie znam bieszczadzkiej, więc nie mogę porównywać, ale ta nasza wykańcza i to dosłownie:)) Wiem, że teraz w Wielkopolsce stacjonują całe eskadry, ale za jakiś czas brzebazują się na północny-wschód i wtedy to my będziemy ptasimi hurtownikami:))
UsuńWszystko super poza opuszczeniem ciepłych pieleszy i koniecznością łażenia (ślizgania się) po glinie. Zdjęcia jak zawsze zajebiste.
OdpowiedzUsuńDzięki Jago:) Na ciepłych pieleszach mi nie zależy, ale glinę przeklinam z całego serca:))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńHa! nie ma to jak żwirki i torfy:)
Słyszałam, że jakość socjalistycznej gliny pozostawiała wiele do życzenia. Ale może to tylko plotki i pomówienia...
Szczerze współczuję dolegliwości i mam nadzieję, że wkrótce odejdą w zapomnienie.
A błękity urzekające:)
Pozdrawiam:)
Żebyś wiedziała! :)) W czasach socjalizmu żyłem w szczęśliwej krainie torfu, więc nie mam podstaw do wypowiadania się w kwestii jakości glin z owego okresu. Być może kiedyś powstanie na ten temat jakaś publikacja, a potem film fabularny i serial:)))
UsuńNajgorsze są lubelskie lessy! Po roztopach nawet miejscowi nie zbaczają z drogi, chyba że wiedzą gdzie twardo. Wetkałem w ziemię kołek grubości ramienia, bynajmniej nie pani Ogórek Magdaleny, ale mojego, bez użycia jakiegokolwiek narzędzia. A to już na zboczu pagórka buło, od południowej strony, gdzie słońce ładnie osuszyło.:D
OdpowiedzUsuńA poza tym, na tym masełku tydzień temu trzy piękne orły zaliczyłem, jak tylko zaczęło rozmarzać. Słowa jakich używałem były raczej dosadne! A zięć mnie po tych wyczynach nie chciał do auta wpuścić - weź się dziadek siekierką trochę oskrob, przynajmniej na tyłku, bo jak ja siedzenia doczyszczę?!:D
Ciekawe, że ptaki przelatujące było słychać - łabędzie, gęsi - ale zamglenie takie było, że ich nie było widać.
Wstyd przyznać, ale nigdy nie byłem i kołków nie wbijałem, a szkoda:)) U nas nawet twardość jest zwodnicza. Wystarczy lekki kapuśniaczek i na glinianym betonie tworzy się mikrowarstewka mazi, która powoduje, że każdy samochód zaczyna żyć własnym życiem, olewając kierującego. PS. Ja na szczęście nie mam jeszcze zięcia (chyba), ale w zamian mam samochód, któremu już nic nie zaszkodzi, więc jakby co, dzwoń do mnie:)) PS.2. U nas często lecą nocą i choć nic nie widać, to miło posłuchać.
UsuńJako mieszkaniec terenów ilastych w stóprocętach (sic) potwierdzam twoje obserwacje co do kleistości/maziowatości/upierdliwości i niestosownej wszechobecności tego materiału skalnego. Jak zwykle to wszystko wina skandynawów, to od nich naniosło nam tego świństwa.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą własnie natchnąłeś mnie do wynalezienia wynalazku: blotochodoinatora. Będą to specjalne gumowe balony podczepiane do podeszew i dymane ;)
A wiesz że te latające dinozaury nieptasiomiedniczne na tle wieży kościelnej to aż u mnie dreszczyk metafizyczny wywołały?
Moim zdaniem właśnie z tego powodu powinniśmy wydalić ichniego konsula i cały korpus dyplomatyczny. Niech wracają do siebie i zabierają tę całą glinę (choć to niestety przy okazji nielicha gleba):)) Opatentuj blotochodoinator, a ja chętnie dorzucę się do uruchomienia fabryki, choć przyznaję, że na zasadzie opisanej w "Ziemi obiecanej":)) PS. Już kiedyś fotografowałem gęsi na tle tej wieży. To kościół w Świątkach http://naszawarmia.pl/416262,Swiatki-Kosciol-pw-sw-sw-Kosmy-i-Damiana.html
UsuńOpatętnę przy okazji procesu rejestracji perpetuum mobile.
UsuńI wtedy założymy spółkę dżoint in wnętrze.
Perpetuum mobile to banał. Np. kupujesz piwo, wypijasz, sprzedajesz puszki, kupujesz piwo, wypijasz ... i tak w nieskończoność, a przynajmniej pod naszym sklepem osiedlowym:)
UsuńCudowne kadry, ostatni mnie urzekł.
OdpowiedzUsuńPomimo tej gliny, zazdroszczę spotkania z łabędziami krzykliwymi, bo ja nadal nie miałam szczęścia ich spotkać. Dość skutecznie mnie unikają.
Dzięki Wilgo:) Na Warmii spotykamy je dosyć często (w stadach tylko zimą) i dodatkowo mamy kilka stanowisk lęgowych. W dalszym ciągu jednak uwielbiam takie spotkania:)
UsuńMam u siebie ten rarytas.Czasem jak zagrzęznę to bujam się jak wańkawstańka. Ostatnia fota super i w tej glinianej sytuacji nawet nie napiszę, że szkoda, że nie chciały zejść niżej:))
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, gdyż wiem, gdzie mieszkasz:))) Na początku w stronę księżyca leciało kilka kluczy, ale złośliwie minęły go w sporej odległości i tylko te sierotki zlitowały się nade mną:))
UsuńZ przyjemnością jak zwykle obejrzałam Twoje zdjęcia. Dziś byłam w Goniądzu i zrobiłam małe kółko przez Budne do Osowca. Gliny nie było, wody nie jest bardzo dużo niestety. Było trochę gęsi, łabędzie, kaczki i czapla siwa (1 szt.). Czekam na więcej ptaków z Wielkopolski
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać i jeszcze milej wiedzieć, że z nogą już wszystko w porządku:) Niemiło natomiast dowiedzieć się, że jest słabo z wodą, gdyż kiepsko to rokuje. Mamy pewne, wiosenne plany związane z Doliną, ale musi(!) być woda. PS. My na Wielkopolan poczekamy raczej na Warmii.
UsuńTa glina, to mogła być zbawieniem dla Twojego żołądka. Tyle, że nie trzeba było po niej łazić, ale ją zjeść. Przed następną eskapadą warto poczytać o "geofagii" :-P
OdpowiedzUsuńI to jest pomysł! Zjem całą glinę w okolicach rozlewiska i będę mógł bez trudu uganiać się za ptakami:)))
UsuńNo ale jednak troche tych stworow zlapales w obiektyw! I aligancko wyszly :)
OdpowiedzUsuńA ta glina wyglada rzeczywiscie strasznie!!! Nie wciagala cie do srodka ziemi? To by bylo straszne :(
Dziękuję, ale bywało lepiej:)) Prawie mnie wciągnęła, ale jednak życie darowała:))
UsuńTo widzę hardcor prawdziwy.
OdpowiedzUsuńMoje bieganie to mały pikuś
Ptaki widzę do domu powróciły
Łażę po terenie już 40 lat, ale takiego szajsu jeszcze nie zaznałem, to fakt:)) Te z fotek jeszcze nie wróciły, gdyż ich dom jest na dalekiej północy. Polska, to tylko przerwa w podróży na szybką przekąskę:)
UsuńPrzypuszczam, że poza siódmymi potami niczego z ciebie nie wyciągnęli. A mogli zastosować metodę dobry glina i zły glina.
OdpowiedzUsuńWyciągnęli! Ósme i dziewiąte poty! PS. Nie ma czegoś takiego, jak dobra glina!
UsuńGlina - moja stara przyjaciółka! Pan Geolog robił profil podłoża na mojej ziemi. Pięć punktów i kilka pomiarów w każdym punkcie. Opis: Glina wswzędzie i na każdej głębokości zbadanej:)))
OdpowiedzUsuńWięc powinnaś się cieszyć! Do chodzenia, to się toto słabo nadaje, ale w ogródku, to skarb:)
UsuńZapraszam do kopania ogródka gliniastego. POlecam na wzmocnienie mięśni albo rozwój przepukline. Zależy co kto lubi.
UsuńBardzo dziękuję za zaproszenie, ale mamy już i jedno i drugie:))) PS. Mogę pogadać i spróbować załatwić glebogryzarkę.
UsuńJak miło popatrzeć na te stada i klucze. Dobrze, że ptaki wracają i coś wreszcie drgnęło w przyrodzie :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło! Przyroda już się obudziła na dobre. Szkoda tylko, że Dolina jest bez wody i zostaje nam sama Warmia:(
UsuńTeż zwróciłam uwagę, że po sobocie masz piątek a potem kolejną sobotę, też tak chcę!
OdpowiedzUsuńTę glinę to być se na wynos wziął i zażywał na dolegliwości żołądkowe, ponoś dobra.
A wiosnę faktycznie czuć, zaśpiewy bogatek działają na moją krew ja darmowa Amarena na wspomnianego już tu wielokrotnie, pijaka.
Tak, jak napisałem wyżej, musisz stać się dobrym człowiekiem na moje podobieństwo i piąteczek będziesz miała codziennie! PS. Widzę, że jesteś koneserką dobrych alkoholi w jeszcze lepszej cenie:))
UsuńKompletnie nie rozumiem o co Ci chodzi z tą gliną!!!
OdpowiedzUsuńI dlaczego taki tytuł???
A ze zdjęć to ostatnie obleci.
:-))
To zbyt skomplikowana kwestia, by wyjaśnić ją, ot tak, w komentarzu. Kiedyś trzasnę na ten temat jakąś dysertację, albo inną monografię i wtedy cały Świat zrozumie:)) PS. Kradzione z sieci, więc obleci:)
UsuńNa pospolite dolegliwości żołądkowe godne polecenia są ziółka VERDIN, pomaga też kuracja z siemienia lnianego - łyżeczka czubata zalana wrzątkiem na noc - do połowy kubeczka, nakrytego spodeczkiem, rano wypijana na czczo.
OdpowiedzUsuńNapatrzeć się nie mogę na zdjęcie księżyca ze stadkiem ptaków, acz pzostałe też godne uwagi.
Moi znajomi sugerują wódkę z pieprzem, ale to degeneraci, więc mogą się mylić:))) PS. Mogło być więcej takich, ale złośliwie omijały:)
UsuńMuszę Cię pocieszyć, mam to samo, czyli mułki, iły, lessy, zwałki glinkowe. Jak buta włożysz, a dobrze nie zawiążesz, zostajesz boso, bo już zostaje w tej mazi.
OdpowiedzUsuńWażne, że klucze na niebie pięknem grzeszą, prawie selfie zrobiłeś: ostatnie zdjęcie.
Serdecznie pozdrawiam
Czyli jesteś Siostrą w nieszczęściu:))) PS. Selfie w sensie, żem pyzaty niczym księżyc?
UsuńNiestety, żurawie swoim wrzaskiem potrafią niejedne podchody popsuć. A mnie po zimie też straszliwie zatyka w płucach, chociaż już nawet rower z czeluści piwnic wyjął i na nim śmigam... może śmigam, to zbyt odważne słowo???
OdpowiedzUsuńNiestety na Warmii nie ma zbyt wielu krzaków za którymi można się ukryć, gdyż u nas dominują gospodarstwa wielkopowierzchniowe (spuścizna po PGR-ach), więc żurawie mają ułatwione zadania:) Trzymam kciuki za śmiganie, gdyż jednak wierzę, że śmigasz:)))
UsuńGlina nie glina, ale widoki piękne !!! Szkoda, że odleciały... ale Ty zawsze coś uchwycisz, by oczy nacieszyć nieziemsko !!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale w większości przypadków, to ... przypadki:)))
UsuńCierpisz na to co ja.
OdpowiedzUsuńMasz po prostu wbudowane ADHD
Przynajmniej korzystasz z przypadłości i pykasz takie cudowne fotki ptaków w locie
Ja nie mam wbudowanego ADHD! Ja cały jestem zbudowany z ADHD! :)))
Usuń