Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do fotografowania owadów. Oczywiście
doceniałem ich urodę, ale nie na tyle, by uganiać się za nimi z aparatem. Do zmiany
takiego nastawienia próbował zachęcić mnie nawet kolega Tomek, który mając widocznie
dość mojego marudzenia na temat braku obiektów do fotografowania, poradził mi abym,
jak się wyraził, "uderzył w insekty".
Jak pisałem ostatnio, zagościła u nas na
dobre jesień. Problem tylko w tym, że ma ona w dalszym ciągu sporo cech lata. Dlatego
też, w ubiegłym tygodniu, postanowiliśmy wybrać się nad wodę. W Olsztynie, stolicy Warmii i Mazur,
teoretycznie jest to bardzo proste. Tylko w samych granicach miasta znajduje
się piętnaście jezior, z których dwa położone są w mojej dzielnicy, Kortowie. Niestety, teoria sobie, a praktyka sobie, a ilość nie zawsze przekłada się na jakość. Zwłaszcza w
czasie upałów. Nieposkromiona chęć zażycia kąpieli powoduje, że wszystkie plaże okupowane są przez tłumy Olsztynian, dzielnie wspieranych przez zastępy
przyjezdnych. Sodomia i Gomoria, jak mawiano na Podlasiu. Oczywiście można wypożyczyć sprzęt pływający i zaszyć się w
ustronnej zatoczce, ale niestety w moim przypadku nie jest to takie proste. Kajak odpada, ze względu
na nie do końca sprawną rękę, zaś pływanie niemiłosiernie skrzypiącym
rowerem wodnym kojarzy mi się wyłącznie z karą. W tej sytuacji jedynym, rozsądnym wyjściem,
pozostaje opuszczenie miasta. I tak właśnie zrobiliśmy. Po 30 minutach jazdy, znaleźliśmy
się nad jeziorem, które wreszcie nie przypominało hipermarketu przed dniem wolnym
od handlu. Cisza, spokój i…, pomijając dokazujące wesoło ryby, prawie kompletny
brak życia biologicznego (czyli w moich kategoriach, brak ptaków). Chcąc, nie chcąc zacząłem
więc obserwować, kręcące się w pobliżu, ważki. A że na bezptasiu i ważka ptak, po
chwili siedziałem już w wodzie z aparatem.
I tak oto, dzięki koledze, Olsztynianom i przyjezdnym, po raz pierwszy w życiu "uderzyłem w insekty".
PS. Próbowałem ustalić, jak nazywają
się ważki ze zdjęć, ale wbrew pozorom, nie jest to takie proste. Jeżeli ktoś zna
się na ww., będę bardzo wdzięczny za informacje.
Fotografie przedstawiają głównie łątki jeziorne, zwane także oczobarwnicami jeziornymi (erythromma lindenii). W Pomorskiem wie to każde dziecko.
OdpowiedzUsuńTeż byłem taki sprytny, ale spokorniałem po wejściu na stronę www.wazki.pl. Takich niebieskich, z których każda reprezentuje inny gatunek jest tam kilkanaście.
OdpowiedzUsuńale tak w okolicach 11-13 zdjęcia złapałeś świtezianki i to chyba oba nasze gatunki (świtezianka blyszcząca i dziewica). 4 i 5 zdjęcie to mogą być szablaki (np krwisty i zwyczajny). To całkiem fajna robota takie śledztwo. Poproszę o więcej.
OdpowiedzUsuńJa niestety też jestem na etapie "to może być...". Wcześniej nie interesowałem się ważkami i nie miałem pojęcia, że tyle ich jest i na dodatek są do siebie tak podobne. Więcej gatunków chyba już nie mam, ale wybieram się w tym tygodniu nad to samo jezioro.
OdpowiedzUsuńA widziałes techniki rozpoznawania. Trzeba by im robic zdjęcia odwłoków i dodatkowo jeszcze jakieś dziwne żylki na skrzydlach oraz plamki na głowie i kolorki oczu......a i jeszcze aparat analny cokolwiek ma to znaczyć
UsuńWolę nie wiedzieć, jak się nazywają, niż robić zdjęcia aparatów analnych!
OdpowiedzUsuńPrzy moim ogrodowym oczku wodnym latają takie niebieskie i oliwkowożółte, ale jak się przyglądam, to mam wrażenie, że tych niebieskich to też są ze trzy rodzaje... A kiedyś myślałam, że ważka to ważka i już.
OdpowiedzUsuń