Ostatnio napisałem, że miast włóczyć się
po otwartych terenach, lepiej zajrzeć do lasu lub zostać w Olsztynie. Szczerze
powiedziawszy, jeszcze kilka miesięcy temu takie stwierdzenie nie przeszłoby mi
przez gardło. Las OK, ale miasto?! Beton, asfalt, samochody, tramwaje…, no nie,
tramwajów jeszcze nie mamy, ale całą resztę, jak najbardziej. I gdzie tu szukać
przyrody? Ano, okazuje się, że i owszem, przyroda w mieście jednak jest! Może
nie w samym centrum, ale na obrzeżach jak najbardziej!
Wiem, że Olsztyn to specyficzne miasto i
tego typu rad nie dawałbym np. mieszkańcom Warszawy, chyba że ktoś lubi uganiać
się za wiewiórkami po takim, pożal się Babo Pruska, parku Skaryszewskim. W
Olsztynie jest inaczej. Fakty? Bardzo proszę! Lesistość w granicach miasta
wynosi ponad 21%, podczas gdy w całym woj. mazowieckim – 22%. O tym, jakie są to
lasy, może świadczyć choćby to, że już na początku XX w., w mieście utworzono
dwa rezerwaty, chroniące śródleśne torfowiska. Wody? Tu rządzimy! Wody
powierzchniowe, to ponad 8% miasta, ale w zachodniej części miasta, ten
wskaźnik sięga już 40%! Składają się na to trzy (a, jak!) rzeki (Łyna, Wadąg i
Kortówka) oraz około 15 jezior („około”, gdyż limnolodzy do tej pory nie doszli
w tej sprawie do porozumienia). Ba! Na terenie Olsztyna mamy również byłe
jeziora! Tak, tak! Jeszcze w XIX stuleciu mieszkańcy Allenstein mogli zażywać kąpieli
w Płocidudze, Fajferku, Motku, Małym Klebarskim, czy Pelnodze. Dziś tych jezior
już nie ma, ale ich pozostałości to często niezwykle interesujące użytki
ekologiczne. Wystarczy wspomnieć, że w miejscu gdzie kiedyś znajdowała się Płociduga,
leżącym przy ruchliwej alei Warszawskiej, regularnie gniazduje bąk, a przez
ostatnie 3 lata budował tam swoje gniazda remiz. Zasoby przyrodnicze Olsztyna,
można by właściwie wymieniać w nieskończoność, ale to tematy na kolejne posty.
Poniższe zdjęcia zrobiłem w czasie
dwóch, dziesięciominutowych pobytów nad jeziorem Krzywym. Teraz woda zamarzła i
ptaki wyniosły się w inne miejsce. Czyli, jak zwykle. Mądry Gotkiewicz po
szkodzie.
Tiaaa, bardzo dobre. Szczególnie te ptaki. Zadzwonimy do pana.
OdpowiedzUsuńNastępny proszę!!!
Honorata Hono-Kapelusz
No tak...jak zwykle piękne...no ale wiewiórek takich jak te warszawskie jak widać nie ma nawet w Olsztynie:):):)
OdpowiedzUsuńZdjęcie nr 1 szczególnie przypadło mi do gustu, ale wiewiórką na lodzie też nie pogardziłbym!
OdpowiedzUsuńPonieważ obydwa komentarze dotyczą wiewiórek, odpowiem hurtowo. Nie lubię wiewiórek! W ubiegłym roku zniszczyły wszystkie, powiadam wszystkie gniazda kapturek, jakie udało mi się znaleźć! Dlatego niezależnie od tego, czy gryzonie pochodzą z Warszawy, Gdańska czy Olsztyna, ich miejsce jest nie na, ale POD lodem! No i roznoszą wściekliznę!
OdpowiedzUsuńGotkiewicz, ale tego stada wzlatujących z wody kaczek to nie zrobiłeś przez kopiuj-wklej? Pewnie kaczorki przenisły się na jakąś rzeczkę, np. Kortówka. A na zdjęciach zachwycająca błękitność.
OdpowiedzUsuńKopiuj-wklej?! Od dziś zaczynam kibicować dzikom, które włażą Ci do ogródka!
UsuńDobra, po ostatnim wpisie o jakichs koszachtach z duchami podlaskimi i innymi diabłami, perzepraszam Szanownego Pana. Po prostu w zachwyt wprawiła mnie ilość skrzydeł podnoszących się z wody.
UsuńŁyski na lodzie to jednak naprawdę cudo. Zgadzam się z Marcinem
OdpowiedzUsuńWyśmienite ptaki. I pomyśleć, że to miejscy, olsztyńscy mieszkańcy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń