Na pewno wielokrotnie
zastanawialiście się, jak wygląda nasze fotografowanie? Jak udaje się nam
podejść do zwierząt, żeby ich nie spłoszyć i zrobić w miarę przyzwoite zdjęcia? Jak
przeżywamy w lesie kilka godzin, by następnie cało i zdrowo (zwłaszcza na umyśle) wrócić do domu?
Wiem, że nie daje to Wam to spokoju i stąd ten post.
Wiem, że nie daje to Wam to spokoju i stąd ten post.
Co prawda, kiedyś tam przysięgaliśmy, że nikomu nie
zdradzimy tajemnic, które przekazano nam w podlaskich klasztorach o zaostrzonej,
fotograficznej regule, ale co tam. Najwyżej przeczytacie o nas w Gazecie
Współczesnej, a dokładnie w jej cowieczornym dodatku pt. „Zbyt późno wyłowieni z rzeki”.
Zanim zacznę, chciałbym jednak ostrzec, że
nigdy nie osiągniecie tego, czego codziennie dokonujemy my! Ale nie zrażajcie
się! My nie jesteśmy statystyczni! My jesteśmy ultranaddoskonałą kompilacją genów, kilkusetletniej wiedzy i surowego, podlaskiego wychowania!
Ale do rzeczy, czyli jak to robimy. Cz. I.: "Dwoje na sam z przyrodą".
Ale do rzeczy, czyli jak to robimy. Cz. I.: "Dwoje na sam z przyrodą".
Kamuflaż. My opanowaliśmy go do takiej perfekcji, że ostatni
raz widziałem gŁosia jakieś pół roku temu, a Ona widziała mnie tylko raz w życiu, choć mieszkamy
w M3! Wy oczywiście nigdy nie opanujecie takiej sztuki (ale
przynajmniej macie do kogo w domu usta otworzyć!). Naturalnie istnieje
cały szereg prymitywnych maskowań, dostępnych dla amatorów (pisałem o tym, w którymś
z poprzednich postów) i właśnie na tym radziłbym się skupić.
Ciche poruszanie w terenie. Tego
nauczyć się nie da. Można co prawda po latach ćwiczeń (lub nabyciu specjalistycznego obuwia,
które lada chwila będzie dostępne na naszej stronie: www.fotohistorie.pl) podejść
takiego np. zająca, ale w 9 na 10 przypadków, szarak musi być martwy. Ja osobiście, ciche
podchodzenie odziedziczyłem po - niezwykle utalentowanych w tej materii - przodkach.
Pochwalę się, że mój pradziad służąc na łodzi podwodnej, zwykł był stepować na
podłożu z folii bąbelkowej i to w chwili namierzania jego okrętu przez alianc …,
przez wrogie sonary i … jakoś tę wojnę przeżył! PS. Próbkę naszych, ponadprzeciętnych umiejętności, najlepiej ilustruje ostatnie zdjęcie. Te wyjątkowo płochliwe świerki, podeszliśmy bez większych problemów na, niemalże, 20 metrów!
Czytanie tropów. To bardzo ważna kwestia, zwłaszcza jeżeli planujemy podchód zwierzyny. W wydaniu amatorskim, wystarczy popatrzeć na mokry piach lub
śnieg i już wiadomo, czy coś przechodziło w tym miejscu. My jednak umiemy znacznie
więcej. Wystarczy wspomnieć, że bez trudu namierzamy ślady motyli (głównie po smugach kondensacyjnych), a ostatnio (wiwatom nad-, pod- i wleśniczych nie było końca)
otropiliśmy byka, którego w 1934 r. w Puszczy Białowieskiej prawie upolował minister
Beck!
Wabienie. To wyjątkowo trudna sztuka, wymagająca wieloletniej
praktyki. Ja jednak opanowałem ją w ciągu tygodnia, dzięki „nowatorskiej metodzie nauki wabienia, podczas kilku
drzemek”. Efekty? Wykosztowałem się trochę na fikuśną muszlę, ale jestem wreszcie wyspany, zwabiam byki pod dom (więc mogę fotografować
z balkonu), a przy okazji (kupiłem zestaw z dodatkami) mówię po łotewsku z, lekko wyczuwalnym, obcym akcentem. Poza tym, gdyby mnie tylko było stać, perfekcyjnie przyrządzałbym japońską koninę. Ale mnie nie stać!
P.S. Poniższe dokfotki to coś, co udało się nam wyłuskać podczas ostatnich spacerów po warmińskich lasach.
P.S. Poniższe dokfotki to coś, co udało się nam wyłuskać podczas ostatnich spacerów po warmińskich lasach.
Ten nadszyszkownik świerkołak mi się podoba, ale świnie rozczochrane i chude, za to stonka nad wyraz wyrośnięta! Tych długonogich to nie lubię, bo mi wyżarły sałatę na jesieni. A skąd się tam wziął ten ocelot i dlaczego ma taką długą szyję??? :D :D :D
OdpowiedzUsuńFakt, dziki o tej porze do urodziwych nie należą:) To raczej nie te długonogie (ocelot, to ich młody) wyżerają Ci ogród. Podejrzewam sarny!
UsuńDoskonałość nie dla wszystkich :( nigdy mi się nie udało tak blisko podejsc do świerku, chociaż próbowałem!
OdpowiedzUsuńPróbuj dalej! Wytrwałość, to najważniejsza cecha w tej zabawie:)
UsuńSą jednakże podobno drzewa do których zbliżać się nie należy bo źle jonizują czy coś (taki np modrzew, z tego co pamiętam). Zatem być może to instynkt działa, a nie że umiejętności i wytrwałość i takie tam, hm.
UsuńGdyby modrzew źle jonizował, to nie budowano by z niego domów! Źle jonizują wyłącznie(co wielokrotnie uwodniono naukowo): seler naciowy, twaróg półtłusty i nieduża rzeka!
UsuńA tak poważniej, to potrzeba dużo cierpliwości i wyobraźni. Kiedyś w lesie podszedł do mnie lisek - nie miał pojęcia że tam jestem, bo siedziałem z pół godziny bez ruchu, a przyszedłem po ciemku. Ale był zdumiony jak mnie wreszcie zobaczył!!! Teraz nie mam na takie zabawy ani czasu, ani cierpliwości - a zwierzyna przychodzi sama na działkę - dlatego narzekam na szkodniki!!! :D :D :D
OdpowiedzUsuńPodchód raczej nie wymaga cierpliwości, ale czatownia to istna tortura dla nadpobudliwych (do których się zaliczam):) Też chciałbym mieszkać w miejscu, do którego zwierzyna przychodzi sama. Darowałbym jej nawet warzywne kłusownictwo:)
UsuńEeech to podejrzane przez świerkową dziurkę od klucza słońce, eech. I ten gruby koziołek (tyłek ma jak - moja babcia mówiła - szafa trzydrzwiowa. A, i tym razem pojechałeś z tekstem samochwalnym i to bez marudzenia, tylko i wyłącznie duma. Zmiany Panie....
OdpowiedzUsuńTo było jedyne zdjęcie zrobione tego dnia, więc tym bardziej je lubię. Co do koziołka, to my przyrodnicy zdecydowanie wolimy określenie comber:)PS. Postanowiłem na chwilę wyjść z cienia i pokazać światu moje rozliczne talenta. Od jutra wracam do starego, dobrego marudzenia:)
UsuńGratuluję zdjęcia świerków - po ich minach widać, że całkowicie je zaskoczyłeś! Porady rewelacyjne, od dzisiaj zaczynam ćwiczenia w stepowaniu na folii bąbelkowej (mam dużo w pracy) i tropieniu przelatującej muchy :-) A tak poważnie - zainspirowałeś mnie do napisania podobnego wpisu, tylko dotyczącego warunków miejsko-bezkręgowych.
OdpowiedzUsuńDzięki. Mam nadzieję, że tego nie odchorowały:) Cieszę się:) Pisz! Czekam na post!
UsuńMuszę potwierdzić prawdę co do maskowania,ostatnio byli u mnie na wspólnej wyprawie na borsuki. Wojtek przyjechał normalnie ,gŁoś w maskowaniu.Dopiero jak Wojtek mi pokazał gdzie jest, dostrzegłem jej zarys i to dopiero po pół godzinnym przypatrywaniu się w ten punkt :))) Odnośnie tych świerków Wojtku ,to od razu przypomniałem sobie tego rozlazłego,strasznego balota którego sfociłeś w tamtym roku :))) I po takich zdjęciach właśnie widać kunszt podchodu,maskowania i wabienia zwierzyny :)))
OdpowiedzUsuńWszystko prawda, tylko nie dopisałeś, że dwa dni wcześniej przejechałeś ją dwukrotnie, gdy fotografowała przydrożne sarny, przebrana za mazowiecki odcinek E77! PS. Dzięki za przypomnienie balota. A już myślałem, że pozbyłem się traumy!
UsuńA to jednak była ona,jakoś dziwnie mi znajomo wyglądała da asfaltopodobna plama na drodze :))) Sorki za balota,sądziłem że dwumiesięczna terapia pomogła ;)))
UsuńJaka plama?! Dwadzieścia kilometrów dwupasmówki plus stacja paliw i dom weselny!! Trochę kosztowało i trochę się dziewczyna nadźwigała, ale zwróciłoby się z samych komunii! Gdyby nie ten wypadek!
UsuńNo sorry że tak wyszło,jak wygram w toto lotka zrekompensuje poniesione straty :)))
UsuńDobra, nie było sprawy:)
UsuńFantastyczny tekst! Teraz już wiem, jak to sie dzieje, że zdjęcia z tego bloga są takie wspaniałe! :))
OdpowiedzUsuńTe świerki to coś! Normalnie szok, że tak blisko udało się ich podejść. Ale jeszcze bardziej płochliwe są sosny.
Pierwsza fotka niesamowita!!
Dzięki:) No cóż, pomyślałem, że czas uchylić rąbka tajemnicy, choć muszę przyznać, że nie przyszło mi to zbyt łatwo:)
UsuńOko Saurona na 1 i Małyrudy zza pnia cudne.
OdpowiedzUsuńPS1
Dziadek w Kiriegsmarine? Smugi kondensacyjne po motylach? Japońska konina? Szaleństwo jakieś.
PS2
Mam znajomego myśliwego, co mieszka na zadupiu i jelenie pod dom mu podchodzą głównie wtedy gdy z muszli korzysta.
O co chodzi z tym wabieniem muszlą? Wszak przesiaduję rano i wieczorem, nawet z tą Gazetą antyczną, a byki nie podeszli ani razu...
Usuń(Oj, taki żarcik)
Prócz muszli potrzebne jest owo piękne zadupie.
UsuńDzięki:) Czyli, jak zwykle wygrywa światło! Ad.PS1. Tam od razu szaleństwo! Ad.PS 2. I dzięki temu, mamy co fotografować:)
UsuńEkolandia: Cierpliwości!
Posiadam surowe. podlakie wychowanie, śledzę codzienny, wieczorny dodatek do Gazety Współczesnej, lecz brak kompilancji genów i pozostałych uzdolnień i umiejętności pozwala jedynie na niemy zachwyt nad ponadprzecietnym geniuszem autora tego bloga.
OdpowiedzUsuńNie ma to, jak rozpocząć dzień od połechtania całkowicie niezasłużonym komplementem od Krajanki:))
UsuńGratulacje! W życiu nie udało mi się podejść tak blisko w pobliże świerka. A sztuka maskowania i wabienia ważna nie tylko w fotografii.
OdpowiedzUsuńAle miałam minę, gdy czytałam ten świetny i dowcipny post. Tylko fotografa nie było...
Dziękuję bardzo!:) PS. A skąd wiesz, że nie było? Zresztą można się o tym przekonać, przeglądając wieczorne wydanie youtuba:)
UsuńPrzy takim maskowaniu opanowanym do perfekcji to macie ciszę w domu ;) Wtedy możesz udoskonalać ciche poruszanie się, aby gŁoś jednak nie namierzył gdzie jesteś :) Jednak najważniejsze jest dobre czytanie śladów no i oczywiście wabienie gŁosia ;) Bo bez wabienia to pewnie nie da się skusić na nic ;) :)))
OdpowiedzUsuńTego świerka to tylko dlatego udało Ci się podejść bo już wiekowy jest. Spróbuj podejść młodego, wtedy dopiero okaże się czy maskowanie opanowałeś do perfekcji ;)
Tak na poważnie to fajna fotka dzika pasiaka oraz łanie z młodymi :)
Trafiłeś w sedno! W naszym domu rzeczywiście panuje kompletna cisza, czasem tylko przerywana odgłosami bukowiska:) Początkowo sąsiedzi narzekali, ale teraz regularnie chodzą w nagonkach, więc konflikt wygasł. Tam wiekowy! Fakt najmłodszy nie jest, ale ja też! Nie będę się przecież, jak jakiś pętak za sadzonkami uganiał!:)
Usuńbardzo celne wskazówki, przekazanie przez lata zdobywanych umiejętności,wiedzy... jestem pewna ,że po wspólnym wyjściu w teren wrócę zdrowa na umyśle ;-)
OdpowiedzUsuńps. warchlak uroczy :)
Wątpię. Z resztą zapytaj gŁosia:) PS. Przekażę mu przy następnym spotkaniu, choć martwię się, że zacznie gwiazdorzyć:)
Usuńz moich doświadczeń wynika że jednym z istotniejszych jest kamuflaż olfactoidalny. Przy czym można w ten sposób skonsternować większość fauny leśnej, ze szczególnym uwzględnieniem rusałek. Wystarczy wyglądać jak człowiek a wonieć jak trzoda i efekt murowany. Trzeba jednak szybko działać, bo raz spłoszony obiekt już nigdy nie wraca...
OdpowiedzUsuńNigdzie nie znalazłem określenia "olfactoidalny", więc trudno mi się precyzyjnie odnieść do Twoich doświadczeń:) Jeżeli jest to tożsame z wydzielaniem zapachu trzody, to ... musze się zgodzić, ale tylko w przypadku fauny leśnej z wyłączeniem rusałek. Podejrzewam, że rusałki gustują raczej w innych woniach. Chyba, że się mylę.
UsuńŚwiatło dodaje kolorytu zdjęciom, podobają mi się te ujęcia z pierwszym dotykiem światła jak u Ciebie z małym dzikiem i stado łani :)
OdpowiedzUsuńDzięki Marcin. szkoda tylko, że ostatnio światło stało się nieosiągalnym luksusem:)
OdpowiedzUsuń