Kiedy podczas ostatniego pobytu w Dolinie
przeczesywaliśmy pewne jej fragmenty w poszukiwaniu łosi, natrafiliśmy na, ledwo
już widoczne, pozostałości okopów z okresu II Wojny Światowej. Przypomniało mi to
czasy, kiedy jeszcze mieszkałem w Biebrzy, a Ojciec przywoził mi czasem zardzewiałe
łuski i inne, wojenne artefakty, znajdowane w trakcie wyjazdów terenowych. Kiedy
sam zacząłem zapuszczać się w głąb Doliny, znajdowałem je i ja. Było ich oczywiście o wiele mniej, gdyż część padła zapewne łupem zbieraczy, resztę zaś pochłonęła przyroda. Te, nieliczne znaleziska pobudzały jednak wyobraźnię i zachęcały do
poszukiwania informacji, zwłaszcza na temat działającej na tym terenie
partyzantki. Wtedy nie było to jednak takie proste. Na przełomie lat `80 i `90 rzetelne
publikacje dotyczące Armii Krajowej (która dominowała na tym terenie) były
niedostępne, a przynajmniej dla mnie. Dopiero po wielu latach dotarłem do książek-pamiętników
ludzi, którzy walczyli w szeregach 9 Pułku Strzelców Konnych Armii Krajowej i
którzy w 1944 r. brali udział w walce stoczonej na Osowych Grzędach (największej
bitwie partyzanckiej na Białostocczyźnie).
Wspominam o tym wszystkim z jednego,
ważnego dla mnie powodu. Od zawsze interesuję się II Wojną Światową, więc zgromadziłem
solidny zbiór książek poświęconych temu tematowi. Problem jednak w tym, że większość
miejsc, o których czytam, to dla mnie tylko nazwy. Nigdy nie byłem w Normandii
i pod Monte Casino. Nie odwiedziłem Wołgogradu-Stalingradu, Tobruku i Ardenów. Ba!
Nie byłem nawet na Westerplatte!
W Dolinie jest jednak inaczej. Gdy czytam wspomnienia
byłych partyzantów, napotykam na bardzo dobrze znane mi nazwy miejscowości,
rzek, kanałów, lasów i uroczysk. Gdy ruszamy w teren, często wykorzystujemy te
same szlaki, po których poruszali się żołnierze AK. Ząb czasu obszedł się z tym
obszarem dosyć łagodnie, więc dzisiejszy krajobraz jest prawie taki sam, jak
ten z 1944 r. Płyną te same rzeki, rolnicy wykaszają te same łąki i jeżdżą po
drzewo w te same brzeziny, do których jeździli ich dziadkowie. Przemierzanie tych terenów, to nie tylko obcowanie z przyrodą, ale również z
historią. Niezwykle ciekawą i ważną historią, która - nad czym ubolewam - interesuje tylko nielicznych.
W Biebrzańskim Parku Narodowym trasy turystyczne
nie mają nazw. Można by jednak zrobić wyjątek i obecny, czerwony szlak biegnący
wzdłuż Ełku nazwać Szlakiem Żołnierzy 9 Pułku Strzelców Konnych Armii Krajowej,
żeby uświadomić przyjezdnym, ale również nowej generacji miejscowych, że
Biebrza, to nie tylko ptaki, łosie i stara, carska twierdza.
PS. Nie chciałem w poście streszczać historii 9 PSK AK i innych oddziałów walczących w Dolinie, bo nie zasługują na jakieś tam streszczenie, a poza tym nie starczyłoby mi miejsca. Zachęcam jednak do poczytania. Trochę informacji można znaleźć w internecie. ale kopalnią wiedzy są dwie książki: Jana Orzechowskiego „Aby pamięć nie zginęła” i Władysława Świackiego „Pamiętnik przechowany w beczce”.
Trochę podobnych znalezisk mam, niemieckie, radzieckie, polskie, czy nawet francuskie... Raz nawet saperów miałem na polu jak krowa kopytem wygrzebała niewybuch. Takie uroki mieszkania w okolicach najcięższych walk operacji wschodniopruskiej... A na jednych drzwiach mojego domu podpisał się niejaki Alieksiej. Frontowe historie do dziś krążą pocztą pantoflową...
OdpowiedzUsuńFajnie! Ja swoje (w tym narzędzia, groty i inne wyroby z krzemienia) straciłem podczas przeprowadzki do Olsztyna. PS. mam nadzieję, że nie zamalowaliście autografu Alieksieja!
UsuńNie ma opcji, jest wycięty bagnetem w drewnie.
UsuńAlieksiej był, jak widać, przewidujący:) Tak poważnie, to fajna sprawa mieszkać w domu z historią. A zostało coś jeszcze?
UsuńWspaniałe widoki na zdjęciach,uroczy zachód słońca.
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Biebrza bywa hojna:)
UsuńExtra światło, te prawie punktowe, te złote, te czerwonawe, te pasiaste, po prostu świetlny festiwal na bagnach. Piękne. Pozdrawiam. Igor
OdpowiedzUsuńTo punktowe było przez jakieś 10 minut, a potem zniknęło. Na szczęście chwilę później wyszedł byk:)
UsuńPatrz Pan Panie Wojciechu, nie tylko AK włóczyła się po bagniskach. Ze zdjęć ewidentnie widać świetlistych kosmitów najazd na podmokłe łąki. Super - kraina kwitnie intergalaktyczną turystyką.
OdpowiedzUsuńA nie! To była tylko nieudana próba wzięcia mnie żywcem do nieba:)) Ba szczęście nieudana!
UsuńTo ktoś by Cię w tym niebie chciał?
UsuńOczywiście! Miewam takie sygnały:)
UsuńJa też zanotowałam w pamięci kilka historii z mojej okolicy związanych z II WŚ, ale na wyobraźnię bardziej działa mi staropruskie grodzisko w lesie i czasem, późnym mglistym wieczorem chodzi się po łąkach jakby trochę nieswojo. Fajne refleksyjne foty i to słońce pewnie nie jedno widziało. Gdyby umiało mówić...
OdpowiedzUsuńDzięki Grażyna:) Co do "nieswojo". W ubiegłym roku, wiosną ewakuowaliśmy się późnym wieczorem z miejsca, gdzie mieliśmy przenocować w aucie. Bo było nieswojo.
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńJa jestem trochę dziwnym zbieraczem - "kolekcjonuję" opowieści. Niektóre są naprawdę niezwykłe, a dotyczą różnych wydarzeń z moich okolic :)
Trzecie zdjęcie przypomniało mi słowa A. Asnyka:
Obłoki, co z ziemi wstają
I płyną w słońca blask złoty,
Ach, one się mi być zdają
Skrzydłami mojej tęsknoty."
:)
Pozdrawiam :)
To chyba najważniejsze kolekcjonowanie na świecie, gdyż opowieści są ulotne w odróżnieniu od przedmiotów. Ludzie odchodzą, a wraz z nimi odchodzi Historia, której potem nikt nie będzie w stanie odtworzyć. Między innymi dlatego za kilka dni wybieramy się do przyjaciela mojego ojca, by nagrać jego wspomnienia z Doliny Biebrzy:)
UsuńZ chęcią poczytam "ku pamięci" zaproponowane przez ciebie pozycje, bo tak już jest, że interesujemy się światem, a nie znamy historii najbliższych okolic... Światło na zdjęciach prze-cu-dow-ne!
OdpowiedzUsuńZ tą pierwszą możesz mieć problem, bo ciężko ją namierzyć ze względu na mały nakład. Tę drugą powinnaś znaleźć na stronie Grajewskiej Izby Historycznej i tę właśnie polecam, gdyż czyta się o wiele przyjemniej. PS. Światło dziękuje:)
UsuńPięknie uchwyciłeś światło na swoich zdjęciach:)
OdpowiedzUsuńTo zasługa przedziwnej pogody. Ja tylko pstrykałem:)
UsuńO! Piękny krajoznawczy tekst!
OdpowiedzUsuńU mnie zacznę gorzej, krajobraz się bardzo zmienił od 44 roku. Znam cały szlak bojowy batalionu "Barbara", od miejsca pierwszej zbiórki (i pierwszych ofiar), poprzez miejsce koncentracji, bazy, okrążenia, szpitale, po miejsce rozwiązania jednostki oraz to w którym ostatni ukrywający się, "spaleni" w miejscach zamieszkania, zostali zdradzeni i zmasakrowane przez Niemców. Tam w Biebrzy z wielu względów było łatwiej, tu walczono w gęsto zamieszkałym, wylesionym terenie i każda akcja partyzantów spotykała się z zemstą Niemców na mieszkańcach. Tragiczne historię.
Obecnie większość polan zarasta, w efekcie, jak tłumaczę osobom oprowadzanym że np. Ratnawy to była otwarta przestrzeń robią wielkie oczy bo jesteśmy prawie w środku lasu.
Pod Monte i w Normandii byłem, robią niesamowite wrażenie na ... przyrodniku, jak dla nas "ludzi z lasów, bagien i pól" same te nagie skały to cymes i obiekt fascynacji. Natomiast na historyku robi wrażenie myśl że można to było inaczej rozegrać, kosztem mniejszych strat i że tysiące młodych mężczyzn odało życie i zdrowie bo w sztabach był beton umysłowo zatrzymany na etapie I Wojny.
Ps. Jak będziesz kiedyś w okolicy, to zapał chłopakom znicza odemnie.
Nie wiem, czy było łatwiej. Tamtejsze bagna i lasy zimą, to raczej mało przyjemne miejsce do biwakowania. Faktem jednak jest, że czas łaskawie obszedł się z tymi stronami, więc rzeczywiście można sobie to wszystko wyobrazić. Może kiedyś uda mi się odwiedzić miejsca, o których wspomniałeś. Znam je doskonale ze zdjęć i filmów, ale sam wiesz, że to nie to samo. PS. Tu akurat zgadzam się w 100%. Łatwo wydaje się rozkazy ze sztabu, trochę trudniej z plaż i wzgórz. PS.2. Zapalę pojutrze.
UsuńBytowo może ciężej, ale z racji braku wiosek w pobliżu, nie narazano ich na zemstę, a Niemcy mieli w.zwyczaju stosowanie odpowiedzialności zbiorowej lub zgoła zastępczej.
UsuńNie do końca Makro. Niemcy spalili kilka, okolicznych wiosek, w tym Kapice, w których mieszkamy, podczas naszych, biebrzańskich wojaży.
Usuńczyli jednak nawet tam nie było terenu "bezludnego" - choć pewnie był, ale akcje przeciw Niemcom trzeba było wykonywać tam gdzie byli Niemcy, a pewnie w środku bagien Niemców nie było, tylko gdzieś po wioskach. ... czyli wyszło ze nie odrobiłem do końca lekcji pod tematem partyzantka na Podlasiu.
UsuńTeren bezludny był, ale partyzanci korzystali z pomocy wsi, a w jednej położonej na wydmach wśród bagien (nieistniejące, bo spalone i zrównane z ziemią, Grzędy) nawet biwakowali. Same bagna też nie były do końca bezpieczne, gdyż Niemcy do walki z podziemiem ściągnęli oddziały złożone z byłych leśników i kłusowników (jagdkommando).
UsuńFakt - trzeba pamiętać że pierwotnie brygada Dirlewangera także składała się w znacznej mierze z kłusowników (co zresztą nadawało jej romantycznego sznytu), tyle że z biegiem lat i strat zaczęto rekrutować tam morderców, gwałcicieli i inne najgorsze szumowiny.
UsuńI takich właśnie leśnych "fachowców" widywano nad Biebrzą i tacy byli najniebezpieczniejsi, bo nie bali się lasu i wiedzieli, jak się po nim poruszać (w odróżnieniu od części partyzantów). Potem Dirlewanger "zatrudnił" część z nich do pacyfikacji Powstania Warszawskiego i "sznyt" zniknął. Tak na marginesie po wojnie część warszawskich zbrodni przypisywano ROA, co nie było zgodne z prawdą.
Usuń