O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

środa, 7 marca 2018

Ponownie o krzykliwcach.

Pisałem już kilkukrotnie (chyba?) o tym, że łabędź krzykliwy to jeden z moich ptasich faworytów i - jak się tak solidnie zastanowić - nawet nie wiem dlaczego? Od swojego niemego krewniaka różni się przecież tylko kształtem i kolorem dziobem oraz permanentnie wyprostowaną szyją, ale jednak skubany ma w sobie to coś, co nie pozwala mi przejść obok niego/niej obojętnie.
I (wiem, wiem!) dlatego cieszę się bardzo, że żeby nażreć się widokiem krzykliwca nie muszę planować kosztownych wypraw do północnych krain (i rzecz jasna nie chodzi mi o Gołdap!), gdyż wystarczy, że odjadę kilka kilometrów od Olsztyna. Tyle tylko, że tak jest od stosunkowo krótkiego czasu (w dziejach Ziemi naturalnie). Aktualnie, według danych Państwowego Monitoringu Środowiska, w Polsce gnieździ się około 165 par łabędzi krzykliwych, przy czym zasiedlają one głównie Pomorze, Dolny Śląsk z Doliną Baryczy, Mazury, Podlasie i - a jakże - Warmię. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że tych 165 par, to tzw. pikuś w porównaniu z niemym, który gniazduje u nas w imponującej liczbie 5000-6000 par. Tyle tylko, że jeszcze do niedawna krzykliwce w Polsce obserwowano jedynie na przelotach, a pierwszy lęg stwierdzono zaledwie 45 lat temu w Dolinie Biebrzy. Poza tym, dynamika wzrostu liczebności (z 53 par w 2007 roku do wspomnianych 165 w roku 2017) pozwala mieć nadzieję, że w przyszłości - kto wie - krzykliwiec zdystansuje niemego.
To, że do niedawana lęgi tych ptaków odbywały się daleko poza naszymi granicami nie oznacza, że był u nas kompletnie nieznany. Pierwsze wzmianki o łabędziu krzykliwym na ziemiach polskich można znaleźć m.in. w dziele pt. "Myślistwo ptasze" z 1584 roku, autorstwa Mateusza Cygańskiego. Co prawda na próżno szukać w nim danych dotyczących liczebności, miejsc przebywania itp., ale jeżeli ktoś jest zainteresowany, jak złapać krzykacza (jak go nazywa Cygański) na wędkę z jabłkiem na haczyku, powinien bezwzględnie ową książkę przeczytać.
Odrobinę więcej wiedzy na, jakże interesujący nas temat, wnosi niejaki Konstanty Hyzenhauz (z zawodu hrabia, a z zamiłowania ornitolog), który w swoim trzytomowym opracowaniu pt. "Ornitologia powszechna czyli opisanie ptaków wszystkich części świata" z 1846 roku, pisze: "ojczyzną jego jest Europa i Azya północna u nas pod koniec Marca i na początku Grudnia w porze przelotów często postrzegany". 
O łabędziu krzykliwym wspominał również w swoich słynnych i niestety ciągle jeszcze niezekranizowanych "Ptakach krajowych" (1882) słynny polski ornitolog - Władysław Taczanowski, wedle którego: "u nas trafia się rzadziej od poprzedzającego (czyli niemego, przyp. blog.), lecz w różnych okolicach kraju bywa postrzegany".
Z uwagi na to, że mieszkam na Warmii i tu właśnie zrobiłem większość rzeczonego łabędzia, pogrzebałem trochę w bibliotekach cyfrowych, gdzie natrafiłem na publikację niemieckiego ornitologa Friedricha Tischlera pt. "Die Vogel der Provinz Ostpreussen" z 1914 roku. Wynika z niej, że łabędzie krzykliwe były regularnie widywane na wybrzeżu oraz - co ciekawe - w okolicach Bartenstein (dzisiejszych Bartoszyc). Co prawda, jak pisze Tischler, w maju 1870 roku napotkano parę tych ptaków na jeziorze w okolicach dzisiejszego Starego Dzierzgonia, ale wkrótce okazało się, że są to ptaki pochodzące z hodowli jakiegoś pruskiego oligarchy. Tak na marginesi,e Friedrich Tischler, to w ogóle ciekawa postać. Zainteresowanych jego osobą odsyłam do świetnego artykułu kol. Pepego o majątku w Lusinach http://pepegohistorie.pl/2015/07/29/co-zdarzylo-sie-w-lusinach/.
Oczywiście przytoczone opracowania to zaledwie plugawy ułamek tego, co przez lata napisano o łabędziach krzykliwych. Z ich lektury wynika  jednak, że ptaszysko przez wieki odwiedzało nas regularnie, ale z jakiegoś powodu nie kwapiło się do osiedlenia na stałe. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że wreszcie zdecydowało się na ten krok ku - nie ukrywam - mojemu wielkiemu ukontentowaniu.





















43 komentarze:

  1. O! Znaczy się, że ludzie są jak łabędzie. Trochę krzykliwców i dużo, dużo więcej niemych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tacy fachowcy, a nie wspominali, że krzykacza można postrzegać jako kaczki i to nie tylko w Grudniu, ale zwłaszcza na pierwszym zdjęciu. :))
    Bardzo prześliczne kolory i rejwach kaczy. Oraz szyk łabędzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czajko! To były początki ornitologii, więc trzeba im to wybaczyć:)) PS. Dzień był taki:)

      Usuń
  3. Może te krzykliwe tylko w przelocie goszczą, bo pokrzyczą i boją się łapanki? Niebezpiecznie byc krzykaczem. W niedziele byłam nad jeziorem i też trochę ptaszków trafiłam, napiszę wkrótce:-)
    Oczywiście moim fotkom do Twoich zdjęć daleeeeeko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gościły, gdyż są już pełnoprawnymi Polakami:) PS. Ciekaw jestem, co ucapiłaś i proszę, nie przesadzaj:)

      Usuń
  4. To w końcu ten klimat się ociepla, czy wręcz przeciwnie? :)
    Wreszcie wiem jak te ptaszydła odróżnić, bo dla mnie to wszystko gęsi wyścigowe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ociepla. Co prawda krzykliwce mają to gdzieś, ale już takie misie polarne, nie bardzo:) PS. Problem tylko w tym, że z daleka nie jest to już takie poste o czym przekonaliśmy się niedawno, nadaremno pokonując trzy kilometry chabazi:)

      Usuń
    2. A propos odróżniania.
      Czy to prawda że płeć łabędzi ustala się testem na bułkę? Rzucając ją między parę ptaków i jak któraś łapnęła to samica a jak łapnął to bez wątpienia samiec.

      Usuń
    3. Ale tylko u krzykliwych, gdyż nieme odróżnia się po maniu lub niemaniu :))

      Usuń
  5. To jak pan Zdzisio zza garaży, tyle że on nie ma sztywnej szyi a członka, w zasadzie kulasa (nie, nie przz "t"), i na tym kulasie (nadal nie przez " t") kuśtyka przez osiedle,krzykliwy przy tym jest wielce. Jednoczesnie dzielnicowy stale powtarza "ja na tego ptaszka mam oko"! Wnoszę więc że to może być jakieś pokrewieństwo, choć nie mam pewności czy Taczanowski lub Tischler o panu Zdzichu pisać raczyli, bo że on sam często się raczy to pewność mam. W każdym razie to u nas osobnik osiadły, a nawet wielokrotnie osadzony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Twoim miejscu zrobiłbym za tymi garażami czatownię i rozpoczął naukową obserwację behawioru Pana Zdzisia. Po latach będziesz miał gotowy materiał na dysertację, a ja z przyjemnością podejmę się promotorstwa :))) PS. Choć nie do końca pochwalam tę metodę, możesz zanęcić Pana Zdzisia podrzucając pod czatownię kilka ... zresztą ufam, że wiedz o co chodzi:))

      Usuń
    2. doskonały pomysł!!
      Będzie z tego doktorat na wydziale Socjobiologii Behawioralno Ewolucyjnej. Przy okazji można by napisać kilka artykułów PopNau i załapać się na Pulitzera, oraz strzelić kilka zdjęć na miarę World Press Photo.
      ;-)
      W sumie to można by zawalczyć o Nobla z Chemii badając substancje którymi się poi. A także z fizyki wykazując że częstotliwość okresów jaźni i "urwanego filmu" jest wielokrotnością Stałej Plancka.

      Usuń
    3. Teoretycznie tak! Problem jednak w tym, że w przypadku zdjęć (WPP), Pan Zdzisio nas pozwie i będzie, niestety, w prawie. Pozostańmy zatem przy doktoracie, Noblu i Pulit ... tej nagrodzie, co to wiesz, a i tak będziemy do przodu ... tak na marginesie ... po ile teraz jest ten nobel?

      Usuń
  6. Również darzę krzykliwce większym sentymentem i uwielbieniem. Między innymi dlatego, że do ich niemych kuzynów nie trzeba nawet wyjeżdżać z Olsztyna, wystarczy zaledwie wyjść do parku, by obejrzeć je jedzące chleb z 2m. Do krzykliwych zaś, trzeba trochę więcej wysiłku (choć i tak niedużo) i poszukać ich na jakiś leśnych jeziorkach. Leniom nie jest dany taki widok. Do krzykliwych trzeba przyjechać, a nieme "przyjeżdżają" do nas żebrząc chleb (dla nich czyste zło). Paradoksalnie, w moim przypadku, mieszkając na wsi, nie muszę przyjeżdżać także do krzykliwych. Jesteśmy sąsiadami. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jesteśmy sąsiadami"? A gdzież to sąsiedzi mieszkają? :)))

      Usuń
    2. A no tuż za płotem, w domu obok. ;))) A tak na poważnie to widuję je na pobliskich leśnych rozlewiskach i jeziorkach, np. na użytku ekologicznym jez. Giedajty. :)

      Usuń
    3. Fajnie. Musimy tam pojechać w maju:)

      Usuń
    4. "Musimy"? O kim ma pan jeszcze na myśli pisząc w liczbie mnogiej?

      Usuń
    5. Myślałem oczywiście o Iwonie, ale jeżeli masz ochotę wybrać się z nami, to bardzo chętnie.

      Usuń
    6. Czemu nie... Mogę niemal zapewnić Wam, m.in zielonki. :)

      Usuń
    7. No to fajnie:) Można by pomyśleć też o czatowniach.

      Usuń
    8. Jasne! Mam tam w linii prostej ok. 2,5 km lasu od mojego domu. :)

      Usuń
    9. Będziemy w kontakcie. Myślę, że możemy wybrać się tam zaraz po świętach:)

      Usuń
  7. Bardzo ciekawe zdjęcia. Nie wiedziałam praktycznie nic o tym gatunku, zdziwiona jestem jego rzadkością i krótkością bytowania u nas. Bo u mnie na małym stawie hodowlanym od wielu wielu lat, nastu, gniazduje jedna,w porywach trzy pary.Niemych za to tam niema i może dobrze, we Wrocku ich zatrzęsienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ot i cała ta nasza, polska przyroda! Ja muszę się nauganiać, a u Ciebie na stawku gniazdują sobie w najlepsze :))) Faktycznie są rzadkie (jeszcze!), ale - jak widać - nie wszędzie:))

      Usuń
  8. Krzykliwe są zdecydowanie bardziej sympatyczne, mają ciepłe głosy i są bardziej "ulotne" i "miękkie" w kształcie ;) Wszystkie zdjęcia piękne, ale ostatnie - majstersztyk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię je bardzo (najbardziej?), choć tym razem zdjęciowo nie dopisała pogoda. PS. Czasem warto patrzeć dalej:)

      Usuń
  9. Witaj, Wojtku.

    My zostaliśmy zinwazjowani przez nieme. Szkoda, bo jezior dostatek i krzykuny też by się zmieściły:)
    "Plugawy ułamek"? - podoba mi się ten ekspresyjny epitet:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że też je macie, tyle tylko, że są mniej widoczne:) PS. Bo jakiż miałby być?!

      Usuń
  10. Doszłam do wniosku że "lubieją" Cię przerózne ptaszyska - krzykliwe czy nieme.... no bo do tych zdjęć Ci tak pięknie pozują i nad głową latają....
    A ze zdjęć to drugie od góry obleci - "skręcamy w lewo" - tak bym je nazwała...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Stokrotko, że czasem też tak myślę?:) A tak poważnie, to chyba jednak dają o sobie lata spędzone wśród ptaszysk. Znam je dosyć dobrze, One mnie również, więc tak sobie współfunkcjonujemy wespół-zaspół:))) PS. W odróżnieniu od kierowców, ptaki zawsze - ale, to zawsze - sygnalizują!

      Usuń
  11. Ostatnie zdjęcie - odlotowe!

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne, szczególnie to jak przebija im się światło słoneczne przez rozłożone skrzydła :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Znów garść interesujących faktów, w jakich bibliotekach szperasz? Interesują mnie te cyfrowe i ogólnie dostępne, o PMŚ nie pytam, bo wystarczy, że przejdę się w biurze trzy pokoje dalej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczepan, podlaska, wielkopolska itp. Wpisujesz w google temat, dodajesz cyfrowa i masz :)

      Usuń
  14. Z tych krzykliwców to najpiękniejsze są kacz.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeszło przez gardło? :)))) I trudno się dziwić!

      Usuń
  15. fajnie tu u Ciebie! blog warty polecenia :)

    OdpowiedzUsuń