Dziś krótko, gdyż sezon zwierzęco-warzywno-owocowy w pełni i na
nic nie ma czasu. Brakuje go nawet na przygotowanie aktualnych fotek, więc tym
razem niepublikowane piksele z tegorocznego przełomu lata i jesieni.
PS. Tak
na marginesie, wczoraj pobiliśmy nasz własny rekord terenowego
prawiesamounicestwienia. Bicie witppw. (wyżej i trochę po prawej wymienionego) rekordu rozpoczęliśmy
uroczystą pobudką o 4.00, a potem było już z warmińskiego pagóra. O 5.00
wylądowaliśmy w ciemnym - niczym sumienie tzw. wnuczka - lesie, gwarnym od tanich
popisów byczych osiłków na naturalnych sterydach. Pospacerowaliśmy, pooddychaliśmy
świeżuteńkim azotem, coś tam pstryknęliśmy i ruszyliśmy w stronę oddalonego o 60 km rozlewiska, gdzie dotarliśmy około 9.00 czasu północno-wschodniopolskiego.
Oczywiście nie była to najlepsza godzina na fotografowanie, ale też nie ono było naszym celem. Celem naszym był budowa
drugiej budy, gdyż z uwagi na intensywne procesy ewaporacji, pierwsza stała się
rozlewiskową, li i jedynie tylko z nazwy i - jako taka - musi zostać zlikwidowana.
Żeby trafnie i efektywnie osadzić
nowy obiekt, zmuszeni byliśmy obejrzeć pierwszy ze zbiorników ze wszystkich
stron, co zważywszy na temperaturę powietrza, rozmiar rzeczonego bajora oraz
bujną roślinność porastającą jego brzegi nie było czynnością, o której chce się
marzyć, a tym bardziej śnić.
Tak czy siak, poczynione prace
inwentaryzacyjne (geologiczne, fitosocjologiczne oraz ornitologiczne) uświadomiły
nam, że jest słabo i chyba jednak powinniśmy umiejscowić czatownię na skraju sąsiedniego zbiornika (dla zmyłki nazywanego przez
nas, numerem dwa), na którym to zbiorniku ostatni raz byliśmy przeszło trzy
lata temu. Trzy lata, to może nie wiek, ale - jak się okazało - wystarczająco
długo, by Pani Przyroda mogła sobie nieco zaszaleć. Na pierwszy rzut oka
wszystko było w porządku. Ptaki pływały, latały i było ich relatywnie od
cholery. Problemem był tylko, okalający bajoro, pas trzcin, który wymknął się
nieco spod kontroli P. Przyrody, co oznaczało konieczność wycięcia w gęstym -
niczym dobry gulasz lub budyń - trzcinowisku ścieżki o długości 20-30 metrów.
Pozornie niewiele, ale kto kiedykolwiek wycinał, ten wie w czym rzecz. Stwierdziliśmy
jednak, że co tam? Mus, to mus, więc chlastamy! Mniej więcej po minucie maczetowego
żniwowania natrafiliśmy jednak na coś, co przypominało skomplikowaną
infrastrukturę drogową w kraju nienachalnie rozwiniętym, czyli plątaninę
wygodnych ścieżek wiodących we wszystkie, znane nauce, kierunki. Z jednej
strony byliśmy bardzo ukontentowani, gdyż odwalono za nas 90% katorżniczej
roboty, z drugiej jednak dotarło do nas, że trzcinowisko jest zamieszkane przez
istoty rozumne zwane dzikami i na dodatek jest ich nieco więcej, niż akceptowana
przez nas w jednym miejscu liczba dumnych przedstawicieli nieudomowionej
nierogacizny. Jako, że do czatowni wchodzimy zazwyczaj nocą, musieliśmy
przyjąć, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo notorycznego obijanie się o
szczeciniastych tubylców, co raczej nie napawało nas przesadną radością, jako że
odwykliśmy już od intensywnych kontaktów towarzyskich.
Z braku laku i z nadmiaru zdrowego
rozsądku postanowiliśmy wrócić nad zbiornik nr 1, gdzie załadowawszy materiały budowlane na umęczone plecy po raz
wtóry powlekliśmy się przed siebie, szukając w miarę prostych kijków
fundamentowych, wody, ptaków i odpowiedniego miejsca ... które - ku naszemu zdumieniu
- znaleźliśmy około godziny 13.
Potem poszło już z płatka i o 15.15
(lub o 15.16) - czyli 11 godzin i kwadrans (lub troszeczuńkę więcej) po pobudce
- buda była gotowa. Buda?! Caserta, Peterhof i Fontainebleau w jednym!
Przestronna tak, że i czwórką świń obrócisz! Pięć otworów na dwa obiektywy! Dach!
Podłoga z trzciny i z wierzby! Naturalna klimatyzacja! Brakowało chyba tylko inkrustowanej macicą półeczki na kałszyk, bursztynu na ścianach, izby czeladnej i atrium.
Do domu wróciliśmy o 17.00, zjedliśmy
śniadanie i zemdleliśmy dystyngowanie na łóżko, gdyż na świętowanie rekordu żadne z nas nie
miało choćby pół niutona siły o czym najdobitniej świadczy fakt, że śniadając najadłem
się do syta ... miską zupy. Zupy! Miską! Ja!
PS.2.
Beato Kurowicko! To nie jest marudzenie! To jest relacja!
To Wyście tam niezły hotel zbudowali! faktycznie rekord...
OdpowiedzUsuńMoja babcia mawiała, że człek zmęczony to i na kamieniu zaśnie, więc nie dziwota, że tak Was przeczołgało...
Cudne te sarenki:-)
To największa z naszych, wszystkich czatowni. Mieliśmy już dosyć przepychania się po ciemku, więc postanowiliśmy zaszaleć:))) PS. Przyznam, że dawno już się tak nie złachałem, jak tego dnia i mam nadzieję na efekty:)
UsuńJak mogłeś!!! I co ja mam w komentarzu napisac!!! Taki ładny temacik mi żeś bezwzglednie spalił! Za karę nic Ci nie napiszę! O!
OdpowiedzUsuńDawaj Beata! Polką, a nawet Polkom jesteś z krwi i kości, więc coś na 100% wymyślisz! Przecaś my od Piastów walczyliśmy w internecie, a wiesz dobrze, jak wtedy sieć na drewnianych łączach śmigała! :)))
UsuńPanie KOlego uprasza się byś koleżance swej wieku nie wypominał:))))
UsuńTo MY dotyczyło ogólnie narodu, tj. Narodu, czyli wspólnoty ludzi utworzonej w procesie dziejowym na podstawie języka, terytorium, życia społecznego i gospodarczego, przejawiająca się w kulturze i świadomości swych członków. Naród wyróżnia się na tle innych zbiorowości, jednak nie jest możliwe precyzyjne zdefiniowanie tego pojęcia. W socjologii nie ma jednej definicji tego pojęcia, istnieją też rozbieżności między stanowiskiem socjologów, antropologów i historyków, a nie nas, tj. Nas!
Usuń:))))))
UsuńŚmiejesz się z Narodu?!! W dzisiejszych czasach, to wielce ryzykowne, więc doradzałbym czasowe opuszczenie stałego miejsca zamieszkania! Ja oczywiście nikomu nie zdradzę, że mieszkasz w miejscowości o inicjałach Tuławk. niedalek. Olszt., ale za innych nie ręczę!
UsuńWojciechu śmiałam się z pysznie zagranego przez Ciebie zadęcia. LiczenaL wiecjw
UsuńMówisz i masz! Jeszcze nie raz się zadnę!
UsuńPodziwiam pracowitość i wyobrażam sobie rezydencję. Wybieram pastelowe sarny. Twoje i gŁosia zdjęcia będą mi teraz jedynym pocieszeniem od Pani Przyrody:), bo tydzień temu nad Biebrzą złamałam nogę:(
OdpowiedzUsuńNad Biebrzą?!! Ale jak?!!!!!
UsuńNa grobli, niedaleko wieży widokowej na Barwiku, tam były koleiny i doły i chrupnęło. I teraz niestety mam dużo czasu.
UsuńJuż kilka lat temu było tam niefajnie (w sensie drogi), więc wyobrażam sobie, jak musi być teraz. Kurczę, strasznie mi Cię żal, gdyż jako dwukrotny złamas, wiem co to jest. Ja przynajmniej łamałem ręce, więc byłem mobilny (pojechałem nawet na fotografowanie gęsi i dałem radę z pomocą żony oczywiście). Nie przejmuj się, do wiosny śladu nie zostanie, więc rozlewiska Ci nie umkną:)
UsuńBarwy nieco jak z filmu "Między Piekłem a Niebem" z Williamsem - ale zakładam że tak ma być.
OdpowiedzUsuńA rozważaliście kiedyś czatownię w formie pontonu z nawrzucaną nań stertą słomy? Dla drobiu powinno to wyglądać na pływającą wyspę, nic a nic nie mającą w sobie z paparazziowatej zawartości.
Obejrzałem zwiastun (gdyż nie znałem) i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia dlaczego? :)) PS. Nie tyle rozważaliśmy, co coś na podobieństwo będziemy robić tej zimy!
UsuńTak sobie myślę, dmuchany ponton, na pontonie dmuchana czatownia pokryta dmuchanym sitowiem...
UsuńDo tego sitowie pokryte ogniwami fotowoltaicznymi, a wewnątrz dyskretne oświetlenie, klima, nadciśnienie (żeby komary nie wlatały), zestaw ładowarek...
Teraz tylko opracuję pomysł technologicznie, wejdę w kooperatywę z małymi żółtymi rączkami i wprowadzam na rynek - będzie hicior! ;-)
Ech my Polacy! Wszystko w skali mikro! A gdzie salon, kino domowe, palarnia i biblioteka? Gdzie kajuty dla obsługi, bo sam przecież tego cholerstwa nie dam rady obsługiwać? Poproszę o taki projekt i wtedy możemy negocjować, zwłaszcza że Iwona ma kontakty w CHRL (co prawda ciuchowe, ale zawsze):))
Usuńznaczy samowola budowlana. i jeszcze się chwali - szczyt bezczelności. a planowanie przestrzenne? zagospodarowanie terenu? Prawo Wodne i Budowlane? wszystko w pogardzie?
OdpowiedzUsuńChińczycy pracowali za miskę ryżu - czemu więc nie za miskę zupy?
Od stycznia latałem po urzędach i buda jest na 100% legalu! Co prawda, nasza inwestycja wymusiła zmianę przebiegu obwodnicy Olsztyna, ale na szczęście nasze władze rozumieją, że są sprawy ważne i ważniejsze. PS. To, że Podlasie jest nazywane - w pewnych kręgach - Makałem lub Honkongiem Polski, nie oznacza od razu, że zamienię schabowego na jakiś tam ryż!
UsuńOstatnie naj, naj, naj...
OdpowiedzUsuńPS1
Raz udało mi się trafić w gąszcz traw zdecydowanie mnie przerastających i na dodatek poprzecinanych opisanymi przez Ciebie ścieżkami, dodatkowo czuć było dzikami. Zmiatałam stamtąd ino kurz.
PS2
Specjalnie wypisujesz takie pułapki by sprawdzić czy dokładnie czytamy. Wiedz, że Ciebie nie da się nie czytać dokładnie:)))Co to ten kałszyk?
Te trasy są - jak napisałem w poście - ekstremalnie wygodne, ale jednocześnie zbyt ryzykowne. Dziki, to dziki i tyle i nie ma znaczenia, co wypisują - złaknieni poklasku - fachowcy od perfekcyjnego podchodzenia wszystkiego i wszędzie. Skoro zatem nie nie zamierzaliśmy dotykać własnoręcznie loch:))))), tylko fotografować ptaki, daliśmy sobie z tym spokój. PS. To ciekawe słowo i jestem przekonany, że już wiesz, co oznacza :))))
Usuń:)))) Już wiem. Niewątpliwie zadaje szyku.
UsuńDokładnie:)))
UsuńA tę maczetę to żeście z Muzeum Etnograficznego w Warszawie podiwanili?
OdpowiedzUsuńCzy leżała sobie porzucona we trawsku jakimś?
To ostatnie zdjęcie to w stylu obrazów Beksińskiego...
To rozumiem że tę czatownię pokażesz nastepną razą...
:-))
Maczetę dostaliśmy pod choinkę od mojego brata, który jest już przyzwyczajony do naszych list prezentów gwiazdkowych:))) Pokazać za bardzo się nie da, gdyż to w końcu czatownia, więc jest mało widzialna. Najlepiej wyobrazić sobie pas trzciny w jeziorze i to właśnie będzie to:)) PS. Beksińskiego? Komplemenciara z Koleżanki:))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńWiększość zdjęć przypomniała mi kropkowe malarstwo aborygenów:) Oni robili podobne cudeńka, uzyskując przy pomocy tych kropek efekt 3D:)
I oczywiście - ponieważ chyba nikt tego nie zrobił (ludzie to jednak są!)- z całego serca gratuluję ustanowienia nowego rekordu terenowego prawiesamounicestwienia:)
Pozdrawiam:)
Muszę zapytać mamy, czy przypadkiem nie miała okoliczności z jakimś przystojniakiem z interioru?:))) Bardzo dziękuję, zwłaszcza że to koniec bicia, gdyż dalej byłoby bez "prawie" :))
UsuńOstatnie fajne!
OdpowiedzUsuńDzięki:)
UsuńCzyli to nie buda, a apartament. Jakbyście wynajmowali, to ja chętnie ;).
OdpowiedzUsuńZdecydowanie:))) W tym roku już jest trochę późno, ale w przyszłym z przyjemnością użyczymy:)
UsuńMoże nocą da się wyprowadzić w pole bestię broniącą dostępu do komentowania. Zaczynam.
OdpowiedzUsuńOczywiście chodzi o te świnie ze skeczu "Drzwi"?
O wiele mniej absorbujące jest stworzenie czatowni na parapecie okiennym, jak pewna pani z naprzeciwka, podglądająca życie sąsiedzkie przez lornetkę. W końcu człowiek to też okaz przyrodniczy, a i wstawać nie trzeba skoro świt. A emocje zapewne podobne. ;-)
Jestem pod wielkim wrażeniem zwrotu: "zemdleliśmy dystyngowanie", bo ja np. padam jak postrzelona w biegu lwica, z hukiem i z nieskładnie rozpostartymi kończynami.
Co za cudne ujęcie sarenki ukrytej po szyję wśród traw. :-D
A już myślałem, że masz tak, jak nasza koleżanka, która nie może komentować na żadnym blogu:) Jeżeli masz na myśli KMN, to dlaczego nie :))) To wstawanie jest jeszcze OK. Niestety trzeba jeszcze drałować półtora kilometra w ciemnościach i w chaszczach, więc ta pani jest bez wątpienia w lepszej sytuacji:)) PS. Zwykle też padamy na lwicę, ale tym razem przyglądał nam się kot, więc nie wypadało:)) Dzięki:)
Usuń1.Są takie dni kiedy świat się śmieje
OdpowiedzUsuńGdy wszystko wokół przyjaznym się staje
A wiatr co zwykle biednym w oczy wieje
W tym dniu łagodne wytchnienie nam daje
Lecz kiedy ciemność zwątpienia dopada
A dusza wątła gdzieś za modą spieszy
Modlitwy pustkę różaniec odkładam
Myślę o Tobie serce swe pocieszam
Ref. Tyś patronką moich dobrych dni
Tyś patronką w smutku
Kiedy serce mego zamknę drzwi
Pukasz po cichutku
Kiedy nurt życia porywa mnie
Za rękę prowadź
Żeby choć na serca dnie
Czystość swą zachować
2.Gdy zagubiony jestem w ludzkim tłumie
I nie pojmuję co się wokół dzieje
Myśląc próbuję istotę zrozumieć
I wtedy tylko w Tobie mam nadzieję
Wstęgami pól ścieżkami wędruje
Którymi kiedyś chodziłaś do pracy
Pod gruszę idę, dłońmi obejmuję
A wątpliwości nabierają znaczeń
Ref. Tyś patronką moich dobrych dni
Tyś patronką w smutku
Kiedy serce mego zamknę drzwi
Pukasz po cichutku
Kiedy nurt życia porywa mnie
Za rękę prowadź
Żeby choć na serca dnie
Czystość swą zachować
3.Twój las przyjazny w nim zawsze jest spokój
Choć drzewa tutaj gałęziami płaczą
Droga krzyżowa wprowadza niepokój
Ja wiem co krzyże przy tej drodze znaczą
Idąc tą drogą zdaje się wciąż słyszę
Twój cichy jęk o pomoc wołanie
Przystaję wtedy zadumany myślę
Gdy Ciebie braknie co się ze mną stanie?
Ref. Tyś patronką moich dobrych dni
Tyś patronką w smutku
Kiedy serce mego zamknę drzwi
Pukasz po cichutku
Kiedy nurt życia porywa mnie
Za rękę prowadź
Żeby choć na serca dnie
Czystość swą zachować
Pięknie:)
UsuńZafascynowała mnie ogromna wprost różnica w wyglądzie pyszczków tych dwóch koziołków. Czy to z powodu wieku? Ich wieku, nie mojego. Uprasza się o wybaczanie braku uwagi i opóźnienie w komentowaniu ale jak zapewne wywnioskowałeś z ostatniego mojego wpisu nieco mnie pomieliło wewnętrznie.
OdpowiedzUsuńJakby Cię natchło kiedyś to dziś powstał
https://jatygrysica.blogspot.com/
Tam będę się uzewnętrzniać, nie na głównym. Pozdrawiam i będę zaszczycona odwiedzinami.
Się wybacza:)))) PS. I wieku i pewnie upodobań rodziców. Ten czarnooki, to brat bliźniak innego brata (lub siostry). Swoją drogą ma taką trochę niespotykaną urodę, jak na nasze warmińskie standardy:) Oczywiście będę odwiedzał z największą przyjemnością:)
UsuńNie wiem dlaczego, ale przyszło mi do głowy zdanie: "Wykonaliśmy kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty"... Naprawdę nie wiem dlaczego!
OdpowiedzUsuńJa wiem! To przez niedobór alkoholu w organizmie. Prawdopodobnie Profesor podprowadza Ci trunki lub - o zgrozo - rozcieńcza je za pomocą imperialistycznych mikstur! Wiem, że tego nie zrobisz, ale ja bym Typa już dawno zadenuncjował na milicji!
UsuńMoże być, że przyczyną jest mikra zawartość alkoholu... Ale nie Profesor jest temu winny. To współczesne procenty są jakieś takie gówno warte. Niegdyś jedna flaszka piwa powalała całą załogę Rudego 102 (oprócz Szarika). A dziś? Potrzebna jest cała bateria, a i też nie zawsze wystarczy...
UsuńCoś w tym jest, gdyż i ja to ostatnio dostrzegać zacząłem. Pytanie tylko: Moskwa to, czy Waszyngton tak knuje? A może jest jakiś trzeci gracz, o którym nie wiemy, a on cały czas swoją niegodną robot odwala i cieszy się naszą rozpaczą?
UsuńWszystkie zdjęcia mają magię, ale te z dziczymi, dzikimi mamami i ich potomstwem naprawdę robią wrażenie! I te ich ogony, jak stery :)
OdpowiedzUsuńte ogony, to rzeczywiście stery, gdyż inaczej nie umiem wytłumaczyć ich aktywności w terenie:)))
UsuńZdjęcia cudowne, przygoda zacna, hacjenda do obrotu 4 świń - że nie pogadasz i się panie częstują, rekord wpcwda (wymieniony przez ciebie w drugim akapicie) - zwala z racic. A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą zieloną i ze wszech miar przeze mnie chwaloną.
OdpowiedzUsuńJa się przy cię relaksuję. I śmiechem bucham. Nie wierzę, że tak późno tu trafiłam. Toż to przecie... no!
Ze wszech miar mi przyjemnie, ale i nawzajem:)))
UsuńDzięki:-)
UsuńGratulacje! Do Guinnessa już wystąpiliście?
OdpowiedzUsuńA gdzie tam! Motocykliści na spółkę z himalaistami, zajęli pierwsze dziesięć miejsc, więc powiedzieli nam, że się odezwą:))
UsuńJak można o takiej nieludzkiej godzinie wstawać i to po to, by siedzieć bez ruchu, by nie oddychać w czatowni, która nie ma bawialni, jadalni, czy pokoi gościnnych. Rekord jest, ale gdzie ten luksus?
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Nie można i ja to wiem najlepiej:)) Luksusu nie ma, choć bywało jeszcze gorzej, gdyż nawet przedpokoju nie było, a i służba nam się buntowała!
UsuńMnie by się instrukcja budowy takiej czatowni przydała. Mam na swojej wsi tereny obfitujące w zwierzynę wszelaką, więc może bym i jakąś przyzwoitą fotkę jej zrobił?
OdpowiedzUsuńTrudna sprawa, gdyż konstrukcja budy zależy od miejsca. W przypadku rozlewiska, to po prostu przestrzeń w trzcinach, zabezpieczona siatką na krety, do której przymocowujemy żywe rośliny, a od wewnątrz zawieszamy siatkę maskującą. Na nieptaki nie budujemy czatowni, gdyż zbyte wiele zależy od wiatru. Stosujemy same siatki i/lub ghillie i staramy się być zawsze pod wiatr:)
Usuńnie wiedziałem że tam jest tak pięknie !!! :3
OdpowiedzUsuń