O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

niedziela, 21 lipca 2013

Post sprowokowany




Tydzień temu, w komentarzu, ktoś słusznie zauważył, że pisząc np. o jakimś ptaku, zamieszczam zdjęcia zupełnie innego gatunku. I tak moja, wydawałoby się genialna w swojej prostocie, strategia legła w gruzach. Naiwnie wierzyłem, że nikt tego nie zauważy i uda mi się poupychać zdjęcia zalegające szufladę (z tym, że akurat tydzień temu żurawie były świeżo prosto z pola). Zatem od teraz, jeżeli tekst będzie dotyczył np. wróbla, to na zdjęciach będzie wróbel! Albo mazurek, bo i tak większość ludzi nie rozróżnia tych dwóch gatunków.
Dzisiaj, znowu powracam do łabędzia krzykliwego. Gatunek ten spotykałem i spotykam sporadycznie, z uwagi na to, że jest on ciągle rzadki w Polsce. Pierwszy lęg łabędzia krzykliwego stwierdzono w 1973 r. w, a jakże, Dolinie Biebrzy. Obecnie na terenie kraju gnieździ się już ok. 90-100 par, ale i tak większość obserwacji pochodzi z okresu migracji wiosenno-jesiennych. Tak na marginesie, jest to pierwszy z łabędzi opisanych przez Linneusza.
Moje pierwsze spotkanie z krzykliwcem miało miejsce dawno, dawno temu wczesną wiosną, właśnie w Dolinie Biebrzy. Nie zrobiłem wtedy żadnych zdjęć, głównie z powodu braku aparatu. Kiedy po latach wróciłem do obserwowania ptaków, nasze drogi znowu zaczęły się krzyżować, niestety bez większych efektów zdjęciowych. Łabędzie krzykliwe, w odróżnieniu od swoich niemych kuzynów, raczej nie przepadają za ludźmi.
Osobnika (jak podejrzewam), o którym pisałem tydzień temu, jednak dopadłem. To znaczy, prawie dopadłem. Spotkałem go na wysychającym, śródleśnym rozlewisku. Spał sobie w najlepsze w odległości ok. 400 m od starej ambony, na której siedziałem. Nie widząc dzioba, byłem przekonany, że to łabędź niemy, którego często spotykałem w tym miejscu. Niestety, o swojej pomyłce przekonałem się dopiero wtedy, gdy ptak obudził się i … natychmiast odleciał! Zdążyłem zrobić mu tylko jedno, jedyne zdjęcie. Miałem go dwie godziny pod nosem. I co? I nic! Jedno, takie sobie zdjęcie! Ale, jak mawiał Jan Ciszewski, „dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe”. 

 
 
 
 
 
 
 
 

    Tak dla porównania.

 

5 komentarzy:

  1. Wojtek, ale zdjęcia pokazują więcej niż jednego łabędzia. Gdzie zdybałeś resztę towarzystwa?

    OdpowiedzUsuń
  2. Stadko na polu to okolice wsi Przechody w szeroko pojętej Dolinie Biebrzy, a łabędzie na zalanym polu spotkałem przy trasie Łomża-Białystok niedaleko Wizny. Warmiński (w locie) dalej niestety nieuchwytny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przydałyby się jeszcze pliki dźwiękowe z krzykiem krzykliwego i milczeniem niemego

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, tak. Zamieszczę pliki dźwiękowe, a za chwilę dowiem się, że w celach poznawczo/porównawczych, przydałaby się jeszcze degustacja obu gatunków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zwłaszcza plik z milczeniem niemego byłby fascynujący...
    To pewnie dlatego niektórzy pstrykają wszystko jak leci, trzeba czy nie trzeba. Potem zawsze coś tam się wyłuska... Tyle, że ja jednak wolę jakość niż ilość.

    OdpowiedzUsuń