O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

wtorek, 18 marca 2014

Tratwy na Biebrzy.


W trakcie oglądania zdjęć Biebrzy, przypomniał mi się spływ tratwą, który prawie odbyłem przed kilkoma laty. Prawie, gdyż w moim przypadku trwał on zaledwie trzy dni, po których postanowiłem wrócić do domu. Nie oznacza to, że odradzam ten sposób spędzania wolnego czasu. Znam osoby, które pokochały tratwy i wypowiadają się o nich w samych superlatywach. Ja nie znalazłem w tym nic ciekawego i to wszystko.
Wspomniany spływ zwrócił jednak moją uwagę na czasy, kiedy po Biebrzy pływały całkiem inne tratwy. No właśnie. Kiedy stoję na moście w Dolistowie i patrzę na pustą zazwyczaj rzekę, z jej meandrującym nurtem i bagiennymi brzegami, trudno mi uwierzyć, że Biebrza była przez długi czas ważnym szlakiem handlowym, którym spławiano drewno pochodzące z Puszczy Augustowskiej, do Goniądza, Wizny, Łomży, a niekiedy, aż do samego Gdańska.
Odbywało się to tak. Ścięte w puszczy drzewa transportowano rzeką Nettą, a następnie Kanałem Augustowskim do bindugi w pobliżu, istniejącej do dzisiaj, śluzy Dębowo. Tam przystępowali do pracy zbijacze, łącząc pojedyncze, 6-10 metrowe, pnie w tzw. tafle, które spięte ze sobą po 4-5 sztuk, tworzyły właściwą tratwę. Na gotowych już konstrukcjach budowano budy mieszkalne, montowano szryki (drągi służące do manewrowania na rzece), ster i palenisko.
Gotowe tratwy przejmowali, dowodzeni przez retmana, flisacy (nazywani w tej części kraju orylami) i rzeczna karawana ruszała w kierunku Narwi, Bugu, a potem Wisły. Jak długa była to droga, świadczy fakt, że dotarcie tylko do ujścia Biebrzy zajmowało doświadczonej załodze od 2 do 3 tygodni. 
Wydawać by się mogło, że życie oryli było jedna wielka przygodą. Może i częściowo tak było, ale orylka była jednak przede wszystkim ciężką i niebezpieczną pracą, która nierzadko kończyła się chorobami, kontuzjami czy wręcz śmiercią. Z racji jednak na ogólną biedę, a z drugiej strony pewny zarobek, rąk do pracy na tratwach nigdy nie brakowało. W okresach świetności orylką zajmowały się tysiące ludzi, a Biebrzą potrafiło płynąć i do pięciuset tratw rocznie.
Z czasem rzeczny transport na Biebrzy zaczął tracić na znaczeniu. Na przełomie XIX i XX wieku tratwy coraz rzadziej pojawiały się na rzece, a po wojnie zniknęły całkowicie z biebrzańskiego krajobrazu. Zmieniły się sposoby transportowania drewna, a i powojenne czasy nie były już przychylne wolnym, rzecznym ludziom.
-----------------------------------------------------------------

Źródła:


















9 komentarzy:

  1. pierwsze sześć zdjęć mnie zniewala. Drugie przegrywa z pierwszym tylko ze względu na moje uwielbienie asymetrii. I sam nie wiem co jest w tych wronach - podoba mi się ich ... peryferyjna przypadkowość w kadrze.
    Czwarte i piąte to cuda, ta wyspa drzew szczególnie ujmująca. Klimat, tonalność, barwa - super. Niesamowita jest kolorystyka 6-ej fotografii.Prawdziwa rzadkość - gratuluję wyczucia. No, a przede wszystkim jestem ujęty tekstem, bardzo ciekawym, o dużej sile przenoszenia w inne, chyba jednak piękniejsze czasy. Proste życie - tego brakuje dziś najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Tak naprawdę, jak sam dobrze wiesz, zdjęcia to przede wszystkim obiekty i odpowiednie światło. W trakcie ostatniego pobytu nad Biebrzą spotkałem i jedno i drugie, co zresztą zdarza się tam nad podziw często. Moim zadaniem było więc jedynie, i nie jest to kokieteria, naciskanie migawki.

      Usuń
  2. Tak czas mija, nie ma już oryli, tratwami spływają turyści. Nie ma stogów opisywanych przez Glogera, wieś "Grzędy" istnieje już tylko w opisach i pokoleniowej pamięci, poznikały drewniane płoty, w Jagłowie pojawiają się od strony wstrętne i brzydkie ogrodzenia wyłożone kamieniem. Pozostały jeszcze brzostowskie krowy i jagłowskie konie przeprawiające się przez rzekę, resztki drewnianej architektury w Dolistowie i rozległe pejzaże biebrzańskie. To w nich zachowało się piękno tej ziemi. Oby jak najdłużej. Pozdrowienia Igor P.S. Zdjęcia piękne, a za przypomnienie publicznie orylskiej zaginionej tradycji dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest tak bardzo źle, ale za chwilę pewnie będzie. Nawet wspomniane przez Ciebie krowy w Brzostowie przestają być powoli elementem krajobrazu, a zaczynają odgrywać rolę atrakcji turystycznej. Kłopot tylko w tym, że poza garstką ludzi, nikogo ten problem zdaje się nie obchodzić. A co do malowania. Nie ukrywam, że chodzi mi to po głowie (jako niedoszłemu studentowi ASP) coraz częściej. Dzięki.

      Usuń
  3. A jeszcze i jedno może kiedyś weźmiesz na łąki sztalugi i pędzle ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Szóste faktycznie cudowne a niebieskie łabędzie robią również niesamowite wrażenie (pokłosie przebywania przeze mnie w okresie niebieskim?). Kaczki stratujące do lotu wyglądają jakby je ktoś wyrzucił a jedna znich przypomina mi o słonkach anielskich (podobnie pionowy start i rozłożone skrzydła jak u aniołów). Opowieści orylskie super. Igor Iwaszko słusznie namawia Cie do malowania. Przyłączam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowieści orylskie to, nomen omen, temat rzeka. Z kilku powodów musiałem ograniczyć się jedynie do krótkiego tekstu, ale polecam lekturę artykułów, do których linki zamieściłem pod postem. Naprawdę warto!
      Gratuluję sprytnego nawiązania do słonek :) Wiem! Pamiętam! W tym roku postaram się udowodnić, że u mnie słowo droższe pieniędzy!





      Usuń
  5. piękne, wszystkie, 4-ka jak malowane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Tak, jak napisałem wyżej, to głównie zasługa tego, co można spotkać nad Biebrzą i ... wczesnego wstawania!

      Usuń