Byłabyż zima czasem idealnym? Otóż byłaby, gdyby nie pewien mały szkopuł. Zima to zimno, a
zimno to zwiększona liczba warstw odzieży. Pomijam nienawistne mi tzw. kalesony, gdyż używam ich wyłącznie w temperaturach, które nawet w
Suwałkach uważa się za ekstremalne. Nie chodzi mi również o buty, którym
niestraszny śnieg i woda, ale które mogą być problemem, gdy trzeba pojechać
gdzieś samochodem (dopóki się nie przyzwyczaiłem miałem wrażenie, że prowadzę, mając
nogi zatopione w dwóch wiadrach z ołowiem). Rzeczonym szkopułem nie są również czapki, rękawice, t-shirty, polary, wełniane skarpety itp. Jest nim ... kurtka!
Ileż ja już tego rodzaju odzieży przetestowałem! Wojskowe, strażackie,
harcerskie i turystyczne. Pozornie elegancko-zamożne i takie, dzięki którym przygodnie napotkani
ludzie wciskali mi do ręki drobne sumy, albo coś do jedzenia. Czarne, khaki,
oliv, białe i woodlandy. Z brezentu, bawełny, płótna i gore tex`u. Do kolan i
za kolana. Z kapturem i bez kaptura. Testowałem je wszystkie po kolei, ale i tak zawsze pojawiał się jakiś problem.
W ubiegłym roku kupiłem sobie wreszcie coś, co teoretycznie mógłbym nazwać ideałem.
Nabyłem mianowicie kurtkę-kangurkę. Maskuje, jest lekka (ale genialnie chroni przed wiatrem i zimnem) oraz - co ważne - posiada kieszeń
brzuszną, w której swobodnie można pomieścić parkę kangurzątek lub, gdy ich akurat nie posiadamy - cały, terenowy
dobytek. Jednym słowem, łażenie w niej, to sama rozkosz. W zasadzie mógłbym przechodzić w niej
całe życie, gdyby nie drobny fakt.
Myślę, mianowicie o tym, że … czasem trzeba ją zdjąć. I tu zaczyna się problem, o którym sprzedawca nie wspomniał, a powinien! O ile bowiem zakładanie rzeczonej kurtki nie sprawia trudności, o tyle zdejmowanie i owszem, gdyż razem z nią, ściąga się to wszystko, co mamy pod spodem. Pół biedy, gdy jestem sam, mam czas i, co najważniejsze, nie mam świadków. Gorzej, gdy wchodzę np. do popularnego lokalu gastronomicznego, którego właściciel nie oszczędza na ogrzewaniu. Wchodzę i zawsze mam dylemat! Zostać w kurtce, ryzykując udar cieplny, czy też zdjąć ją, wzbudzając ogólne podejrzenie, że lubię obnażać się w miejscach publicznych? I tak źle i tak niedobrze.
Myślę, mianowicie o tym, że … czasem trzeba ją zdjąć. I tu zaczyna się problem, o którym sprzedawca nie wspomniał, a powinien! O ile bowiem zakładanie rzeczonej kurtki nie sprawia trudności, o tyle zdejmowanie i owszem, gdyż razem z nią, ściąga się to wszystko, co mamy pod spodem. Pół biedy, gdy jestem sam, mam czas i, co najważniejsze, nie mam świadków. Gorzej, gdy wchodzę np. do popularnego lokalu gastronomicznego, którego właściciel nie oszczędza na ogrzewaniu. Wchodzę i zawsze mam dylemat! Zostać w kurtce, ryzykując udar cieplny, czy też zdjąć ją, wzbudzając ogólne podejrzenie, że lubię obnażać się w miejscach publicznych? I tak źle i tak niedobrze.
Długo kombinowałem, jak z tego wybrnąć, aż w sukurs przyszła mi krajowa kinematografia,
a konkretnie film Marka Piwowskiego pt. „Przepraszam, czy tu biją?”. Niestety z
uwagi na tzw. "roszczenia", nie ma już tego obrazu w internecie, więc nie mogę
umieścić tu fragmentu, który mam na myśli.
Jeżeli jednak macie ten film na płycie lub kiedyś "roszczenia" zostaną cofnięte, zwróćcie uwagę na scenę w zoo z udziałem Jana Himilsbacha przebranego za misia. I wtedy to właśnie będziecie wiedzieli, jak wybrnąłem z tej całej, mało komfortowej sytuacji.
Jeżeli jednak macie ten film na płycie lub kiedyś "roszczenia" zostaną cofnięte, zwróćcie uwagę na scenę w zoo z udziałem Jana Himilsbacha przebranego za misia. I wtedy to właśnie będziecie wiedzieli, jak wybrnąłem z tej całej, mało komfortowej sytuacji.
PS. Poniżej fotki z krótkiego, popracowego wypadu za olsztyńskie rogatki.
Nie wiem co ciekawsze, klucz łabędzi, czy kombinujący lisek? Niezły połów, jak na drobny wypad za rogatki! :)
OdpowiedzUsuńProblem z kurtką mam podobny, ale jeszcze większy z czapką - jak ja nie lubię czapek!!! No i kalesony to jakiś koszmar! Jednak gdy przychodzą prawdziwe mrozy wszystko jest potrzebne i pomimo tony ubrań, nie idzie na dworze wytrzymać. Wiem, że kalesony, dres i watowane portki to jedyna recepta. A kurtka - w zimę stulecia przerobiłem impregnowaną kurtkę w ten sposób, że dołożyłem do niej podpinkę ze sztucznego futra (przepuszczalną!) i wielki futrzany kołnierz, który dawał się składać i zapinać na dodatkowy guzik. W połączeniu z ruską czapą, uszanką dawało to możliwość zasłonięcia całej głowy z twarzą. Na nogi skórzane, filcowe buty i trzy pary skarpet, w tym jedne wełniane, zrobione na drutach. Ale to była wszak zima stulecia - minus 20 stopni mrozu i wiatr prawie 90 km/h. W tym roku zimie jeszcze daleko do tamtej.
Jednak na zasiadki rozważ pikowane waciaki i kwestię podpinki do kurtki z wielkim kołnierzem.
Taka specyfika Olsztyna. 15 jezior, rzeka w granicach miasta i lesistość > 40% :) W ubiegłym roku odjeżdżaliśmy 10 km od domu i już natrafialiśmy na pierwsze rykowisko! Twój patent na strój polarny wygląda ciekawie, ale chyba rzeczywiście nadaje się jedynie do zasiadek. Nie bardzo wyobrażam sobie, jak w tym wszystkim latać za łosiami, a potem wskakiwać do auta i ruszać dalej:))) Poza tym, gdzie ja dzisiaj kupię waciak? Gumofilce widuję w miasteczkowych wielobranżowcach, ale waciaków - nie.
UsuńKombinezon z alpaki, tego nawet z kangurką nie ściagniesz :))) oczywiscie na drutach robiony, lub na szydełku :)))
OdpowiedzUsuńTeż mam dylemat: klucz czy lisek, chyba jednak trzy w jednym, bo ten lazur z tyłu.....
o ten fragment chodzi? http://www.cda.pl/video/22448317
Kombinezon z alpaki powiadasz? Myślę, że słupki mojej popularności poszybowały by w górę, gdybym po ściągnięciu kangurki został tylko w szydełkowym kombinezonie z lamokształtnego stwora:)))) O ile tylko by mnie nie zabili, to stałbym się sławą we wszystkich lokalach gastronomicznych Ściany Wschodniej :))))))) PS. Dokładnie to! Wielkie dzięki!!
UsuńOd czasów wypraw kajakowych i zdejmowanego przez głowę sztormiaka nie eksperymentuję z kangurkami. Lisie odbicie w wodzie to rarytasik, a i 2 emocjonująca.
OdpowiedzUsuńDzięki Grażyna:) Ja od czasów wypraw kajakowych nie eksperymentuję z kon ..., ze sztormiakami:) Założyłem kiedyś takie żółte spodnie i kurtkę, a potem zrobiło się ciepło i gdyby nie pomoc kilku chłopa, pewnie wróciłbym tak do Olsztyna :)))
UsuńFilmu tego nie oglądałam, więc nie wiem. Za fotografię podziwiam, piękne a zwłaszcza te łabędzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Zajrzyj do komentarza Wratiski. Jest tam link do tej sceny:) Dziękuję. Szkoda, że nie było krzykliwców, ale mam nadzieję, że jeszcze się pojawią :)
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńTwoja niechęć do kalesonów przypomniała mi dowcip o temperaturach bliskich zeru Calvina, kiedy cały świat przestaje funkcjonować i tylko Rosjanie ze stoickim spokojem wkładają podkoszulki :)
Taniec dużych łabędzi imponujący. One w podobny sposób rozmrażają lód - właśnie godzinami bijąc łapami o powierzchnię. Jeśli nie wie się, gdzie mają takie swoje zimowe miejsca, można spacer po lodzie przypłacić nie tylko kąpielą.
No i lisek-Adonisek śliczności :)
Pozdrawiam :)
A i to pewnie niechętnie :) Nie słyszałem o takich łabędzich sposobach na zapewnienie sobie skrawka wody. Pojadę tam w weekend i poobserwuję. O ile oczywiście będzie jeszcze co bić łapami :) PS. Przekażę Adonisowi:)))
UsuńSuper zdjęcia tych cudownych ptaków,niesamowicie piękne ujęcia,a lisek super pozował,dał się podejść.
OdpowiedzUsuńDzięki Modraszko. Lisek nie tyle dał się podejść, co po prostu podszedł. Nie widział mnie, więc spokojnie sprawdzał, czy gągoły nadają się na popołudniową przekąskę:)))
UsuńNo to ja zagłosuję za gągołami, co się lisu nie dały. A kangurka to świetny ciuch, tylko faktycznie rozdziewanie się z niej nie jest eleganckie.
OdpowiedzUsuńAch i tym esejem przypomniałeś mi piękną pieśń o kurtce niejakiego obywatela Garczarka (https://www.youtube.com/watch?v=H0ARX2aviSM)
OdpowiedzUsuńNie tyle się nie dały, co - że się tak wyrażę - olały go całkowicie. Chyba skubane wiedziały, że nic im nie zrobi:) PS. Pieśń zacna!
UsuńLis "wyszedł" bardzo fajnie. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak to lis:)
UsuńFajny lisek.
OdpowiedzUsuńI, w dalszym ciągu, głodny:)
UsuńZakładam iż pod nazwą "kangurka" masz na myśli kurtkę wzorowaną na niemieckiej kurcie spadochroniarskiej? - potem była używana (wzór, bo oryginały już raczej się wykruszały), przez turystów i harcerzy do lat 80 XXw (a pewnie i dłużej, ale już z mniejszym natężeniem), była dla nas wtedy sznytem, symbolem i wzorem elegancji na szlaku i w schronisku. Otóż zdejmuje się ją tak: 1- rozsznurować na piersi i pod szyją, wyjąć prawą rękę z rękawa lewą trzymając za mankietz potem wyjąć lewą. Jest się wtedy jak w worku, następnie chwytamy za dół kurtki i podnosimy ją do góry i potem już tylko przez głowę... Proste, wystarczy popatrzeć jak rozbierają się niektóre kobiety, oczywiście tylko ma celach edukacyjnych! ;).
OdpowiedzUsuńSam używam kilku warstw, polaru, i na to kurtka z windstoperem. Przy minus 20 i silnym wietrze robię w tym wiele kilometrów i jest mi milusio... Gorzej z rękawiczkami, bo te ciepłe są nieoperacyjne, a te operacyjne nie są ciepłe.
Kalesony dopiero przy minus 10.
Wiem że ktoś robi skarpety i rękawiczki z psiego podszerstka, podobno ekstra ciepłe, ale pewnie daje się wtedy jak bura mokra suka ;)
Zdjęć nie komentuję... Kontempluję w zachwycie.
Dokładnie, tyle tylko, że bez sznurowania, ale i tak Twój patent wypróbuje jeszcze dziś. Zaproponowałem gŁosiowi, żeby wyskoczyć gdzieś, gdzie pracują, wspomniane przez Ciebie, instruktorski zdejmowania kangurek, ale z jakiegoś, niezrozumiałego powodu - tylko się na mnie obraziła:))) Z rękawicami faktycznie nie jest łatwo. Dlatego najlepiej nosić dwie pary: operacyjne, a na to ciepłe i większe z jednym palcem i koniecznie na sznurku. Co do psiej odzieży, to raczej nie. Psy lubię, ale niekoniecznie muszę paradować w ich sierści::)) PS. Dzięki!
UsuńKobiety tak mają, uważają że one coś robią najlepiej, a nawet jak nie robią, to że nam to nie jest do wszczęcia potrzebne...;)
UsuńJakbyś tu z nami był :)))) Faktycznie, nie da się Ich podejść. Ma wrażenie, że w tzw. toku dostały zdecydowanie więcej, niż my :)))))))
UsuńWojtku, o kurtce dowcipnie i sakastycznie, a ja nie o tym. Zdjęcia zapierają dech. Nie mogę uwierzyć, że tyle piękna widzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Ultro. Taka jest właśnie nasza Warmia. Szkoda tylko, że to, co widać na zdjęciach, to już w zasadzie przeszłość.
UsuńA nie możesz po prostu nie zdejmować tej kurtki przez całą zimę? Proste i skuteczne rozwiązanie :-) Drób fajny, ale lisek dzisiaj wygrywa :-)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że mogę! To sprawdzony sposób ludów wschodnich republik radzieckich. Zakład się dwa kożuchy, okręca kilkakrotnie drutem i gotowe. Wiosną (czyli u nich w lipcu) przecina się druty obcęgami i przez dwa tygodnie można cieszyć się wolnością:)))
UsuńW temacie kurtki mógłbyś porozmawiać z moim mężem, jak i w temacie fotografii, nie mogę go jednak namówić na założenie bloga. Te łabędzie są boskie, musisz mieć extra aparat i obiektyw, że o pasji nie wspomnę.Za tę pasję i wytrwałość podziwiam szczerze :-)
OdpowiedzUsuńMałego liska spotkaliśmy kiedyś na szlaku w górach, nie zbliżaliśmy sie za bardzo, żeby matki nie spłoszyć...
Akurat w przypadku tych łabędzi, sprzęt nie był najważniejszy:) Bardzo dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że wkrótce przeczytam pierwszy post w blogu męża, gdyż bardzo chętnie pogadam z kimś o kurtce i nie tylko:))
OdpowiedzUsuń