Każdy, kto zna Podlasie wie, że można mieć
pieniądze na koncie, stosik kart kredytowych w portfelu, złoto w piwnicznych kazamatach, a i tak, po jakimś czasie widmo śmierci
z głodu i pragnienia zacznie krążyć nad człowiekiem, jak sępy (Gyps africanus) nad pokasłującym mieszkańcem Afryki Centralnej. Oczywiście nie dotyczy to dużych (jak np. Białystok), średnich (jak np. Mońki), czy nawet małych (jak np. Goniądz) miast. To, o czym piszę, dotyczy przede wszystkim wiejskiego Podlasia, a tam bywa różnie. Chcesz zrobić zakupy? Miej gotówkę! Chcesz zjeść
pyszny posiłek w lokalnym lokalu gastronomicznym? Zaproszą Was tam najserdeczniej, pod
warunkiem, że coś tajemniczo szeleści Wam w portfelach. Uprzedzam! Bez gotowizny na
Podlasiu może być ciężko. Oczywiście natychmiast odpowiecie, że zawsze
możecie wypłacić banknoty z takich specjalnych maszyn do wypłacania banknotów. Niby racja. Problem
jednak w tym, że najczęściej takich, zmyślnych urządzeń. tam nie znajdziecie. Znanym mi, pozamiejskim wyjątkiem, jest Carska Szosa, przy której tkwi dumnie kierunkowskaz z napisem BANKOMAT. I to jest - tak na marginesie - jeden z tych, nielicznych, podlaskich przypadków gdy - mając poczucie finansowej niezależności - możecie w pobliżu fotografować gody żab
moczarowych, a zimą – łosie.
Piszę o tym wszystkim nie tylko dlatego,
że nie chce mi się wymyślać nowych tekstów, ani dlatego, że jestem trochę zmęczony po wypadzie w okolice Puszczy Knyszyńskiej. Pomysł na ten tekst przyszedł mi do
głowy wczoraj, chwilę po tym, gdy gŁoś zdał(a) mi relację z przebiegu transakcji handlowej, która
miała miejsce w pewnym, wiejskim sklepie. Oczywiście odpowiedzią na pierwsze pytanie
pn. „czy mogę zapłacić kartą” było uprzejme (to trzeba uczciwie przyznać) wzruszenie ramionami. I tu właśnie pojawił się kłopot, gdyż gŁosiowe zasoby
gotówkowe (w przeciwieństwie do zakupowej listy marzeń) należały raczej do nędznych.
Wzmiankowana lista składała się co prawda zaledwie z kilku pozycji, ale i tak nie
był to spis z rodzaju: bańka nafty, trochę soli i zapałki. Znalazły się na niej wszakże takie frykasy,
jak kawa, cukier, chleb i - a jakże - cytryna. I nie byłoby z tym wszystkim większego
kłopotu, gdyby nie ostatnia pozycja na liście, czyli wódka.
Jeżeli ten blog
czyta młodzież, to informuję, że przy minus dwudziestu dwóch
stopniach, alkohol nie jest najlepszym rozwiązaniem nieprzyjemnych kwestii termicznych, gdyż jest nim - jak można wyczytać np.
w „Wiadomościach Wędkarskich” - oczywiście rosół. Tyle tylko, że w naszej, ukochanej podlaskiej Krainie zdecydowanie łatwiej o tzw. półlitra, niż o esencjonalny
wywar z wołu i z kury, a raczej z tego, co pozostało z tych dwóch gatunków, po
przejściu przez wszystkie możliwe linie technologiczne.
Tak, czy siak, mróz siarczysty konsekwentnie przygniatał, wiec wódkę należało nabyć, choć niestety miałem pecha i konkurs na wieczorno-nocnego kierowcę,
wygrałem w cuglach.
W tym miejscu wracam do rzeczonej transakcji. Generalnie zakończyła
się na tym, że po odliczeniu kosztu tzw. małpki, gotówki wystarczyło na dwa mikrozasobniczki rozpuszczalnej i kilogram najtańszego cukru. Cytrusy i chleb musiały niestety poczekać na, bardziej zaawansowane, technologicznie regiony.
I tyle. Mam nadzieję, że ta ekonomiczna przypowieść, przemówiła do Waszej wyobraźni i że, gdy - kiedyś tam - postanowicie osobiście pokochać Podlasie, odwiedzicie przed wyjazdem banknotową maszynę. I tę czynność wszystkim Wam absolutnie polecam!!
PS. Pozostałe żubry - wkrótce.
A tos na grubego zwierza się zasadzil. Moc jest na zdjęciach stada w oparach oddechów
OdpowiedzUsuńGruby, ale jakimś cudem potrafi się skutecznie schować na otwartym terenie (co prawda pofałdowanym):) Moc jest, szkoda tylko, że sprzęt mi zamarzł i nie udało się zrobić wszystkich, zaplanowanych fotek.
UsuńZdecydowanie lepiej jest posiedzieć przy żubrze niż przy bankomacie pustym i zepsutym, który wciagnąl karte i nie oddał.... :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Zgadzam się w 100%! Dodałbym tylko, że jeszcze lepiej jest posiedzieć przy stadku żubrów, a bankomat nie dość, że padł, to na domiar złego jest jedyny w okolicy:))))
UsuńŻubry najpiękniejsze. To te do odstrzału? A żubrówka najlepsza. Co wybrać?
OdpowiedzUsuńWojtku, wszędzie na wsi ten sam bankomatowy problem. W mniejszych sklepach osiedlowych tak samo musisz mieć gotówkę. Niestety.
Zasyłam serdeczności.
Jeden z tych. Niestety biedak kuleje i już wydano na niego wyrok. Masz rację, że zamiast strzelać żubry lepiej strzelić sobie kieliszeczek żubrówki:) PS. Jadąc na Podlasie zawsze pamiętam o zabraniu gotówki, ale tym razem przeinwestowaliśmy i stąd kłopot:)))
UsuńPiękne, szczególnie te wychuchane. Ja dopiero po przeprowadzce na wieś nauczyłam się mieć przy sobie gotówkę, na zakup wiejskich jaj i na zakupy mięsne, a jakże, w Podlasiaczku.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam odp. na komentarz z poprzedniego posta i słowo daję nie miałam pojęcia o Waszej wyprawie na żubry, jakimś medium zaczynam się robić? Nie chcę, ja się takich rzeczy boję.
UsuńDzięki:) W olsztyńskim, zatorskim Podlasiu można płacić kartą, więc człowiek czasem się zapomina:) PS. Nie mogłaś wiedzieć o naszej wyprawie, bo sami o niej nie wiedzieliśmy. Dostaliśmy tzw. cynk i zdecydowaliśmy o wyjeździe w przeciągu kwadransa:) PS.2. Może spróbuj swoich sił w totku? Tylko, jak wygrasz, to nie zapomnij, kto Cię namówił:))))
UsuńPiękne żubry...i zima widać się pojawiła, u nas też, choć tylko marne -16 onegdaj było, ale zawsze;) martwi mnie bardziej niedostatek śniegu, bo z tym licho....
OdpowiedzUsuńCoś jednak mam z tym Podlasiem wspólnego.... bo gotówkę wolę ;))))
Album może jakiś?....... nabędę chętnie :)
UsuńZgadzam się, że to piękne zwierzaki (pomijając te najmłodsze, które pokażę w którymś z kolejnych postów). Zima pojawiła się i owszem i to od razu na całego (-22). Tam, gdzie byliśmy śniegu też nie brakowało, więc nie było się do czego przyczepić (może za wyjątkiem padających akumulatorków:))) PS. Jeżeli kiedyś zdecydujmy się na album, to dostaniesz go za darmo:))
UsuńO to bardzo mi miło :))) ale nie dlatego namawiać będę :))) Zdjęcia są naprawdę świetne !
UsuńA ja właśnie z Warmii wróciłam, nacieszyłam oko pejzażami i akumulator naładowałam:)))
Dzięki: A gdzie to na tę Warmię jeździsz?
UsuńTeraz to nietety tylko służbowe wyjwzdy, ale zawsze coś :) Olsztyn :)
Usuńa prywatnie też blisko, okolice Ostródy :)
Czyli masz fajną pracę, która pozwala Ci odwiedzać przepiękne zakątki naszej uroczej Krainy:))) Proponuję poeksplorować całą Warmię i resztą Mazur (Ostróda to Mazury:)) i to najlepiej przed latem, gdyż potem może być tłoczno:)
UsuńSama Ostróda a i owszem, ale taka Łukta to już chyba nie.....zresztą ja się ciagle po samych jakiś granicach rozbijam i nigdy nie wiem czy juz po tej czy po tamtej stronie jestem :)))
UsuńPrywatnie uwielbiam boczne drogi więc nawet latem daje radę :)
Tak naprawdę, nikt się tym kompletnie nie przejmuje. Dla większości Polaków to wszystko i tak Mazury:) Boczne drogi są super. Co prawda tej zimy większość z nich była nieprzejezdna, ale zawsze można zostawić auto i ruszyć pieszo :)
UsuńMoże większość się nie przejmuje i nie ma zielonego pojęcia, ale Warmiacy tak i to zarówno rdzenni jak i napływowi, wrośnięci :)))) Dla Ciebie to też ważne :))) Ja też nie jestem Ślązaczką, tylko Dolnoślązaczką :)))
UsuńMój problem polega na ciągłym przemieszczaniu się w trójkącie Marwałd- Ostróda-Olsztyn, w czasach historycznych oczywiście :)))
Obecnie też zdarza mi się mijać kilkukrotnie w ciągu dnia :" Historyczna granica Warmii" Sam widzisz, zgłupieć idzie :))))
Ale ten trójkąt kocham najbardziej, choć pewnie jest mnóstwo piękniejszych miejsc ;)
Przyznam szczerze, że musiałem sprawdzić, gdzie leży Marwałd. Nie znam dobrze tego terenu, ale Twój trójkąt wygląda bardzo zachęcająco:) My eksplorujemy raczej tereny na północ od Olsztyna (rozlewisko) lub na wschód (rykowisko). Za chwilę pojedziemy na Mazury na wilki, a potem pewnie na Podlasie na wiosenne rozlewiska. Generalnie uwielbiam całą, północno-wschodnią Polskę i, z całym szacunkiem, jako fotograf-amator nie wyobrażam sobie mieszkania na Południu:)))) Z drugiej jednak strony, jako historyk-amator, z przyjemnością odwiedziłbym takie np. Góry Sowie, żeby wreszcie zobaczyć na własne oczy, Kompleks Riese :) Tylko skąd wziąć czas na to wszystko?
UsuńNo jak to? Przecież już Brathanki śpiewały: ".....W Marwałdzie i Gętlewie, w Marwałdzie i Gętlewie...."
UsuńA południowy zachód jest piękny:))))) A Sudety całe warte eksploracji i nie tylko dla poniemieckich budowli :)))
Nie znam za dobrze twórczości tych Twoich bratanków, więc nie znałem i tego:) Wiem, że pd-zach jest piękny, ale jednocześnie daleki i czasochłonny:)))
UsuńZdjęcia takie, że szczęka opada! :-) Wystawę róbcie!
OdpowiedzUsuńDzięki Ewa, ale chyba mamy za mało fotek. Na razie kombinujemy z łosiami, tylko nie bardzo wiemy, kto chciałby to powiesić:)
UsuńZdjęcia miodzio!
OdpowiedzUsuńCzy to są te żubry, co to je chcą strzelać? Jeżeli im zrobiliście takie foty, to użycie karabinu z lunetą nie daje im najmniejszych szans.
Do swojego aparatu na razie zaglądam i znalazłem gdzie jest Manual Focus!!! Może nie jest najwygodniejszy, ale JEST!!! Teraz tylko nabrać nieco wprawy! :)
Dzięki:) Tak, jak napisałem wyżej, do odstrzału wytypowano jednego biedaka z tego stada. Dla mnie to nie polowanie, tylko zwykła egzekucja. Zastanawiam się, kto znajduje w tym czymś jakąkolwiek satysfakcję? Trzeba mieć, przepraszam za określenie, nieźle przeorany łeb! PS. A po co Ci MF?
UsuńŻeby wreszcie zapanować nad sprzętem - auto mnie doprowadziło już na skraj złamania nerwowego. :)
UsuńPolowanie na takiego żubra to właśnie jest jakaś abstrakcja i rzeźnia, a nie polowanie!
Głupio zapytałem:) Połowę zdjęć żubrów zrobiłem w końcu na manualu, przede wszystkim z tego powodu, że AF zjada mnóstwo energii z akumulatorków. PS. Dpkładnie!
UsuńChyba bym tam nie zginęła :D. Odkąd mam karty płatnicze ani razu z nich nie skorzystałam w obawie, że jak już zacznę uskuteczniać tę formę wydawania pieniędzy, to w dość szybkim czasie się ich wszystkich pozbędę ;-). Wolę wziąć konkretną kwotę z bankomatu i wiedzieć, na ile mogę sobie pozwolić.
OdpowiedzUsuńZdjęcia przepiękne - taka kolorystyka może być tylko przy siarczystym mrozie. Uwielbiam mroźne zachody słońca - pomarańczowo-różowe są niesamowite.
Chyba też zacznę tak robić. Wychodzi taniej i nie ma obaw, że trzeba będzie kredytować obiad:)) Dzięki Husky. Mieliśmy dużo szczęścia z tym wyżem. Jedyny problem, to wspomniany problem z akumulatorkami. Grip, to jednak głupi pomysł przy takim mrozie:)
UsuńPiękne wam darzyło na tym wypadzie,mróz i wschód słońca pięknie podnosi wartość zdjęć. Żubry macie zrobione,teraz czad na wąsatki :)))
OdpowiedzUsuńOj podarzyło, to fakt:) To nasz czwarty wyjazd na żubry i wreszcie się udało! Czekam na info o grubości lodu, gdyż wąsatek nie odpuszczę!
UsuńCo do napojów rozgrzewających to polecam domowej roboty krupnik. Oczywiście najlepszy po podgrzaniu, ale i zimny jest w porządku, byleby moc była słuszna! :)
OdpowiedzUsuńPoproszę o przepis!
UsuńZrobić najpierw wyciąg korzenny na spirytusie z cynamonu, wanilii, goździków, imbiru i gałki muszkatołowej. Proporcje wg swojego widzimisię, aczkolwiek ja uważam na ilość goździków, bo nazbyt dominują. Gdzieś w czeluściach ciemnicy stoi u mnie jeszcze trochę tego specyfiku.
UsuńKilogram miodu uzupełnić gorącą wodą do dwóch litrów i rozpuścić. Im mniej oczyszczony miód, tym lepiej. Nie gotować. Do ciepłego dodać dwa litry spirytusu "domowego", najlepiej żytniego - prawdziwy podlaski jest ideałem. Wymieszać i odstawić na kilka tygodni. Zlać to co klarowne i dodać zaprawę korzenną. To samo zrobić z osadem. Zdania co do tego co jest lepsze są podzielone. Osad wyglądu nie ma, ale smak i moc owszem! :)
Pić podgrzane, ale nie tak bardzo jak miód pitny. Można też z piersiówki trzymanej przy sobie.
Podane ilości nie mają charakteru orientacyjnego, ale są dyktowane realiami spożycia - ten trunek szybko się ulatnia! :)
Wielkie dzięki! Przepis idealny, gdyż posiadam 99% składników (brakuje mi tylko ... wanilii:))) PS. Oczywiście dam znać, co wyszło z tego wyszło:)
UsuńZanim uwarzysz krupnik polecam świeży imbir do herbaty krojony w plastry lub sproszkowany zaparzany wraz z nią, albo samym wrzątkiem i cynamon do kawy :)))
UsuńTo akurat znam, choć nie ukrywam, że częściej z tego przepisu korzysta gŁoś:)))) Na szczęście siarczyste chyba odeszły i miejmy nadzieję, że nie wrócą:)
UsuńAż się zimno robi od tej opowieści. Bankomaty jak widać są rzadsze niż żubry. Oby ich resztki nie wystrzelali nasi drodzy myśliwi (bankomatów, nie żubrów). Zdjęcia z niesamowitym, mroźnym klimatem. Doskonale się je ogląda w ciepłym pokoju, myśląc o tym, w jakich warunkach ktoś je musiał robić :-)
OdpowiedzUsuńBo było niestety zimno:) Najlepiej ilustruje to nowe zdjęcia profilowe gŁosia na FB (Iwona Gotkiewicz):))))))
UsuńObejrzałem to zdjęcie. To jedno z najbardziej przerażających zdjęć, jakie w życiu widziałem :-)))
UsuńDziękuję:) Akurat w przypadku gŁosia, to komplement :)))))
UsuńPozwoliłem sobie zerknąć - gŁoś z rodzaju borealis jak nic ;-)
UsuńTo twarda, Łomżynianka. Może -40 dałoby Jej radę, ale nie jakieś głupie -22 :)
UsuńZgadzam sie z przedmówcami, zdjęcia zjawiskowe, aż czuje się ten mróz i potęgę zwierząt.
OdpowiedzUsuńKiedyś podziwiałam żubry z bliska w zagrodzie w Gołuchowie i gdy największy samiec podszedł do paśnika, poczuliśmy respekt...
Bardzo dziękuję:) Respekt czuliśmy cały czas. Żubry są łagodne, ale ... kto je tam wie:)
UsuńWolny jak tatanka na stepie"... Czy jakoś tak to szło?
OdpowiedzUsuńWódka jest dobra po powrocie nigdy w czasie akcji, bo może zabić gdyż przyśpiesza wydalane ciepła z organizmu.
Sam na wypad zawsze staram się mieć parę groszy w gotówce, choć tu w Małopolsce już chyba wszędzie przyjmują karty, to czasami się zdarza iż w jednym sklepie jest oshi (stawia na nogi, autentycznie), a w drugim coś do jedzenia i w obu "transakcje powyżej 10 zł".
Dokładnie tak to szło:))) W czasie akcji nigdy nie używamy, gdyż przede wszystkim musimy jeszcze wrócić autem do domu:). PS. Z kolei na Warmii z jakiegoś tajemniczego powodu nie można płacić kartą za papierosy. Zapytałem kiedyś dlaczego, ale jedyne, czego się dowiedziałem, to tego, że "szef tak kazał" :))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńZ kartami - święta prawda. Raz mi przemiła pani w przydrożnym sklepiku powiedziała z rozbrajającym uśmiechem: "U nas się jakoś nie przyjęły" (z tym cudnym "gładkim" eł) :)
Na mrozy polecam czekoladowo-wódczaną "grzankę":)
A zdjęcia takie, że nad monitorem uniósł się zapaszek rozbuchanego stada :)
Pozdrawiam :)
Czyli wszędzie to samo:)) PS. Czekoladowo-wódczana grzanka? A cóż to za dziwo, gdyż nigdy nawet nie słyszałem o takim hmm ... lekarstwie? :)) Dziękuję i pozdrawiam:)
UsuńO mój Boże!Przepiękne zdjecia! No po prostu oczu nie idzie oderwać! Aleś warunki miał przecudne. To światło....
OdpowiedzUsuńHahaha...co do sytuacjach w sklepikach n atakich wyprawach-rzekłbym klasyka :p i ta rozpacz kiedy parkujesz pod jedynym sklepem w promieniu 100 km a w portfelu tylko 30 groszy :p
Bardzo dziękuję:) Warunki były idealne, pomijając siarczysty mróz:) PS. 30 groszy to jeszcze nie tak źle. Na wczorajszą bułkę starczy:)))
UsuńDobre światło>
OdpowiedzUsuńZ tym akurat mieliśmy mnóstwo szczęścia, gdyż ostatnio rzadko się zdarza czysty zachód, a zaraz potem taki sam wschód:)
UsuńNiesamowite fotografie:)) Ukazują piękno naszej, polskiej przyrody:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) To jak zawsze zasługa zwierzaków. Ja tylko pstrykam:)
Usuń