O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

niedziela, 21 maja 2017

Ten obcy.


Tym razem post, pod względem fotograficznym, ekstremalnie monotonny (kolejny niestety również), gdyż pokazuję tylko jeden gatunek, a dokładnie dwa osobniki prezentujące jeden gatunek, a już najdokładniej, dwa samce tegoż. Bażant, gdyż o nim to mowa (wiem, że wiecie, ale wyjaśniam, żeby nie było, że nie wyjaśniłem), to jednak bardzo dobry pretekst, by podywagować nieco na temat przyrodniczego, pokręconego nacjonalizmu. Dlaczego wybrałem taki temat? Po pierwsze, a dlaczegóż by nie? Po drugie, co jakiś czas napotykam w na teksty tyczące gatunków rodzimych, obcych lub inwazyjnych i, jak zauważyłem, jest z tym pewien kłopot. Po trzecie, macie jeszcze dwa i pół dnia na wzięcie udziału w społecznych konsultacjach, mających na celu stworzenie unijnej listy ww. gatunków. Po czwarte wreszcie, temat pt. "swój-obcy" jest teraz szczególnie aktualny, więc mam nadzieję, że ten tekścik zaprowadzi mnie na szczyty popularności publicystycznej i finansowej. Ale do rzeczy.

Jakiś czas temu, na którymś z blogów, przeczytałem, że łabędź krzykliwy jest gatunkiem obcym i niestety nie jest to prawdą. Co zatem oznacza rodzimość i obcość w trudnych czasach realnej zoologii i botaniki? Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że te kwestie uregulowano całkiem niedawno, gdyż w 2002 roku. Wtedy to zapisy Konwencji o Różnorodności Biologicznej wprowadziły do obiegu, odpowiednie definicje. Tak więc, gatunek rodzimy, to taki, który zamieszkiwał terytorium np. Polski od zawsze lub przylazł, gdyż spodobał mu się nasz klimat, albo nasze dziewczyny. Natomiast gatunek obcy, to taki stwór, którego pojawienie się, poza naturalnym terenem jego występowania, zawsze powiązane jest z działalnością człowieka i nie ma znaczenia, czy była to robota celowa, czy też całkowity przypadek.

Co ciekawe, w tym całym galimatiasie, znaczenia nie ma, ani czas, ani miejsce zaistnienia nowego gatunku. Łabędź krzykliwy na poważnie pojawił się w Polsce dopiero w 1973 roku, ale że dotarł do nas samodzielnie - ma status gatunku rodzimego. Znanego wszystkim karpia konsumujemy ze smakiem już od 9 wieków i mimo to - jest obcy, bo został introdukowany. Identycznie jest w przypadku miejsca, czego najlepszym przykładem jest szop pracz. Spryciarz ów, na wolność wydostał się w Niemczech i choć do Polski przedostał się już bez niczyjej pomocy, jest i zawsze będzie obcy, bo przecież w Europie pojawił się właśnie dzięki człowiekowi.

Kolejna kwestia, to gatunek inwazyjny, a precyzyjnie rzecz ujmując - inwazyjny gatunek obcy. Zgodnie ze wspomnianą Konwencją, jest to stwór, który pojawia się na jakimś terenie, ładuje się z butami w domowe zacisze rodzimych zwierzaków (roślin, grzybów lub drobnoustrojów) i po jakimś czasie przejmuje mieszkanko wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza. Klasycznym przykładem IGO jest wizon amerykański alias norka amerykańska. Kiedy w latach `50 pierwszy przedstawiciel tej, niekoniecznie zacnej, rodziny zapukał do norki norki europejskiej, ta (już wtedy nieliczna) przyjęła go z otwartymi łapkami. Niestety gość zza oceanu okazał się być cynicznym uzurpatorem oraz oszustem (i zapewne pijakiem również!) i w ten oto sposób zakończyła się historia naszych rodzimych, europejskich futrzaków.

Gatunki obce, te łagodnego usposobienia i te inwazyjne, traktowane są w większości krajów niezwykle poważnie, gdyż zagrażają lokalnej bioróżnorodności. Dlatego też, jeżeli przyjdzie Wam do głowy pomysł sprowadzenia stada likaonów i wypuszczenia ich na wolność pod Radzyminem, zróbcie to dyskretnie, gdyż w przeciwnym przypadku, będziecie musieli liczyć się z surowymi konsekwencjami prawnymi.

A co z naszym bażantem? No cóż. Mimo, że zamieszkuje polskie ziemie od XVI wieku, w oczach takiej np. czapli białej, po wsze czasy będzie tylko i wyłącznie azjatyckim przybłędą.  


PS. Zainteresowanych powyższą tematyką odsyłam do stron Instytutu Ochrony Przyrody PAN.














40 komentarzy:

  1. No dobrze, a czy bażant jest inwazyjny? I czy zajmuje czyjeś nisze ekologiczne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bażant jest tylko obcy. Nie ma żadnych wyników badań, które potwierdziłyby, że konkuruje np. z cietrzewiem, czy z kuropatwą. Czyli dobry to ptak :)))

      Usuń
  2. Bardzo ciekawe rzeczy piszesz i trudne do ogarnięcia, który obcy, który inwazyjny. No kurczę, zawsze bażanty kojarzyły mi się z ucztami na szlacheckich stołach i malarstwem martwej natury, a tu obcy...nawet przyroda robi nam pod górkę :-)
    Ale z tym karpiem to coś jest na rzeczy, bo moja babcia mawiała, że karp to nie ryba!
    P.s. na Twoich zdjęciach cudownie kolorowe te ptaki:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie proste. Jak sam przyszedł, to swój, jak go przywieźli, to obcy :)))) Tak poważnie, to zawsze był z tym kłopot i mimo pewnych ustaleń w dalszym ciągu jest to dyskusyjne. PS. Dziękuję:) Szkoda tylko, że spotkaliśmy je w samo południe, więc fotki wyszły przepalone :)

      Usuń
  3. Cudne ptaszydła - tyle wiem na pewno. Reszta dla mnie za trudna. (tu patrz na mój kolor włosów) A wiesz, że może wstyd się przyznać, ale pierwszy raz "na żywo"bażanta widziałam 10 lat temu jak się za mniasto wyprowadziliśmy i "se łaził" po naszym ogródku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Etam za trudna. Wiem, że wiesz o co chodzi:))) Dlaczego wstyd? Bażanty nie żyją w miastach, więc trudno dopaść je na przystanku. Poza tym, nie wszędzie można je spotkać. W okolicach Olsztyna widziałem je tylko raz w ciągu 30 lat :)

      Usuń
  4. Takich zdjęć to pewnie wszyscy ci zazdroszczą. Kolory ptaków zapierają dech. Cudowne. A restauracyjny rosół z bażanta był wyśmienity.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaje mi się. Światło było okrutne, więc wyszło tak dokfotowato:)) PS. Potwierdzam :))))))

      Usuń
    2. Doktofaty? Te nastrojowe bójki też? Są dobre zdjęcia, choćby dlatego, że są naturalne.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Teoretycznie tak, ale wyobraź sobie te fotki, zrobione o np. o 4 rano lub tuż przed zachodem. Te tutaj są poprawne, jeżeli chodzi o blog i ... tylko blog :)

      Usuń
  5. Lubie bażanty :)
    Trochę ich mamy w okolicy i podobnie jak sarny dają mi poczucie nie całkowitego zdegradowania przyrody.....Szczerze, to nie wyobrażam sobie bez nich krajobrazu....
    Zdjęcia fantastyczne :) takie bójki widuję jedynie z daleka i to nie to samo :)))
    i ze skrzydła mu, ze skrzydła :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej z bażantami krucho. Te dorwaliśmy na Podlasiu, tuż przy drodze. Były sobą tak zajęte, że kompletnie nie zwracały na nas uwagi i stąd możliwość rejestracji zajścia :))) Szkoda tylko, że światło i sceneria liche.

      Usuń
  6. Witaj, Wojtku.

    Masz rację - inwazyjność to poważny problem, którego często sobie nie uświadamiamy.

    A jeśli chodzi o zdjęcia - trudno jakoś wyobrazić mi sobie, że to tak "na serio". Bo niby bójka, a na czwartym zdjęciu od góry - dosłownie jedzą sobie z dzióbków;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważny i trudny do opanowania, co najlepiej pokazuje przypadek norki. PS. To było na serio, co najlepiej pokazuje fruwające wokół pierze. Nie wiem, jak to się skończyło, ale momentami było ostro :)))

      Usuń
  7. Żebym to ja miała pewność że mi się takie cuda trafią jak te bażanty, to nawet w klatce -niewidce dałabym się zamknąć.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak napisałem wyżej, żadne maskowanie nie było konieczne. Testosteron wylewał się chłopakom uszami, więc nasza obecność kompletnie im nie przeszkadzała:)

      Usuń
  8. Bażanty pamiętam z dzieciństwa, wczesną wiosną były bardzo widoczne, a i 16 lat temu jak zamieszkaliśmy na wsi wychodziły po żniwach na rżysko. Teraz ich nie ma. Wczoraj spotkałam norkę przy bobrzej tamie, rok temu też ją tam widziałam. Ciekawa jestem czy Ci się obiło o uszy, że w Kortowie widuje się szakala złocistego. Zamrożony ruch na zdjęciach świetny. Zazdroszczę, ja tego nie umiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Warmia jest jakaś taka bezbażańcia:)) Norki spotykam tylko nad Biebrzą, mimo że park walczy z nimi od lat. Fajne stworzonko, choć wredne niesamowicie. O szakalu nic nie słyszałem, ale popytam. Myślę jednak, że to kolejna zmyłka (w ubiegłym roku szakalem był lis:))). PS. To nie takie trudne, zwłaszcza w takich warunkach oświetleniowych, choć przyznaję, że liczba zdjęć nieostrych była imponująca :))))

      Usuń
    2. Opowiadałam mojej siostrze o lisie chorym na nosówkę, a ona mi na to, że też widział dużego lisa takiego jasnego, trochę wynędzniałego, a potem pojawiły się informacje w gazecie, no i poczytaj to: http://olsztyn.wm.pl/430448,To-nie-zart-Szakal-zlocisty-w-Olsztynie-Ostatecznie-potwierdzono-obecnosc-zwierzecia.html#axzz4hp8zQ7XO

      Usuń
    3. No i widzisz. Szewc bez butów chodzi, a ja bez zdjęć szakala :) A tak poważnie, to spędzam w Kortowie pół dnia, ale zwykle pod jakimś dachem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem nad jeziorem, czy w parku. Na szczęście zaraz wakacje, Kortowo się rozluźni i będzie można poszukać złocistego (-stych) :)))

      Usuń
  9. To pewnie migranci ekonomiczni a nie żadni uchodźcy... ;) Btw podrzuciłeś mi pomysł na temat! O który ostatnio u mnie trudniej niż o czas na spokojne focenie. Ot takie uroki dojrzałości... Bażanty świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak niekoniecznie. Zauważ, że główne inwazje przyszły do nas z Zachodu :))) PS. To dawaj same zdjęcia i też będzie dobrze Panie Dojrzały :)))))

      Usuń
  10. Teraz już wiem, który to gatunek obcy, a który swój, bo wcześniej to nie do końca było dla mnie jasne. Czasami gdzieś tam o tym czytałam lub słyszałam, ale różnie pisali. Cieszę się, że to wyjaśniłeś.
    Bażanty często odwiedzają mój ogród. Czasami jeden przychodzi, czasami dwa, ale jeszcze się nie biły. Zdjęcia jak z walki kogutów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie słowa, to miód na uszy i serce belfra :))))) PS. Bo to jest walka kogutów! Wszakże bażanty, to kuraki, więc wszystko się zgadza:))

      Usuń
  11. Wojtek piknie jak zawsze. I poprzednie łosie tyż pikne. Pod Nidzicą mi kogut przeleciał nad głową w sierpniu zeszłego roku, nad bo startował z nasypu nowej drogi, ale to nie Warmia tam Mazury są podobno. Nie widuje u nas bażantów (na szczęście).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Emm:) A widzisz! Nam z bratem przed maską przeleciał kiedyś byk i o dziwo było to także pod Nidzicą :)) PS. Na Warmii też ich nie widuję i specjalnie nad tym nie ubolewam. Te pstryknąłem tylko ze względu na walkę, bo faktycznie było na co popatrzeć :)

      Usuń
  12. Hmm, baqżant obcy a bójka jakby nasza, swojska. Chyba się chłopaki trochę podczas pobytu w naszym kraju podszkoliły na stadionach piłkarskich:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu parę wieków się u nas zasiedział:) Jeżeli zaś chodzi o szkolenie, to stawiałbym raczej na remizy, dancingi oraz inne miejsca o charakterze rozrywkowym, gdyż stadionów na Podlasiu raczej niewiele :)))

      Usuń
    2. A tu masz rację. Ach te zabawy ludowe kończące się rozbitymi nosami i zakrwawionymi koszulami...ech.

      Usuń
    3. Albo wyproszeniem wszystkich, weselnych gości przez pannę młodą, gdyż i tego byłem świadkiem :) Tak na marginesie bardzo mi się to podobało i chętnie pouczestniczyłbym w kolejnym, takim weselisku!

      Usuń
  13. To dopiero są pozujący w walce ,aż pióra lecą.Te kolory na tle zieleni cudownie,dla takich ujęć warto poswięcić poranny czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnaś to zobaczyć na żywo! Gdyby nie nasza interwencja walka trwałaby pewnie do wieczora. PS. Akurat w przypadku bażantów, nie trzeba było zrywać się o świcie, gdyż spotkaliśmy je dopiero jakiś czas później :)

      Usuń
  14. Wojtku,jak mogło być inne światło, skoro był to po prostu jak widać- pojedynek "w samo południe"? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ale jako pstrykacz, chciałbym zobaczyć taką akcję "w samo poświcie" :)))

      Usuń
  15. Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale po ciekawe ujęcia, zapraszam jednak w głąb bloga :))

      Usuń
  16. To będzie ohydnie niepolityczniepoprawne ale jest jeden gatunek który jest wyjęty spod tych uregulowań i za samo nazwanie go "inwazyjnym" można trafić do pierdla...

    OdpowiedzUsuń
  17. Odpowiedzi
    1. wolę zważywszy na powyższe nie doprecyzowywać ;-)

      Usuń