Kiedyś
tam, w prawiekach, napisałem, że nie fotografuję i nie będę fotografował sarenek, gdyż to pospólstwo,
chłam, szrot i szajs w jednym i w piątym zarazem. Cóż. Jest takie popularne powiedzenie, które głosi, że "Tachał jeżyk razy dwa ... a nie, to chyba nie to. Już
wiem! "Tylko krowa nie zmienia
poglądów", bo tak to chyba leciało! Co prawda nie bardzo wiem,
dlaczego samica najpopularniejszego w naszym kraju przedstawiciela rogacizny, od cielęcia
począwszy, a na niskobudżetowym, wołowym bieda-burgerze skończywszy, winna mieć
taki sam, sztywny światopogląd, ale mniejsza z tym. Ktoś tam kiedyś to powiedzenie
wymyślił, miał dojścia do lobbystów oraz odpowiednie stosunki w rządzie i tak już
zostało, a ja nie chcę się narażać mściwym potomkom wpływowych wymyślaczy
sentencji, gdyż bardzo cenię sobie rzepki kolanowe bez nawierceń w ww..
Tak, czy
inaczej, zmieniłem zdanie i zacząłem tytułowe sarenki pstrykać. Ba! Wymyśliłem
nawet dziesiątki usprawiedliwień, ale pozwólcie, że zaoszczędzę Wam czasu i
pominę ten przeciągnięty stek tanich wykrętów.
Tyle
tylko, że ja dziś nie o tym, choć oczywiście przywołane na wstępie sarenki w tzw. tle będą, a jakże, bo jakżeby ... bo przecież nic innego nie mam.
Żartowałem! Mam i to O Matko!
Ten post
jest o cholernym czasookresie poprzedzającym grudzień (można być konsekwentnym?
Można!), czyli o miesiącu, w którym się urodziłem, choć raczej wolałbym raczej w
nim umrzeć, jeżeli
oczywiście miałbym jakiś wybór. Niestety, kiedyś tam nie miałem, ale teraz, na szczęście, być
może wszystko jeszcze przede mną.
Standardowy rok dzieli się na kilkanaście miesięcy (czyli dokładnie dwanaście) i jest to
fakt naukowo potwierdzony i pieczołowicie ułożony w Sevres ... chyba, bo nie
wiem, czy tak naprawdę jest, gdyż nigdy w owym, mitycznym Sevres nie byłem i
pewnie nigdy nie będę, bo w sumie, po co? Metr, co to jest idealnym, pooglądać? Gram zważyć ku uciesze, takmże zatrudnionych, cwaniaczków? To już zdecydowanie bardziej wolę rzucić chutliwym okiem na ..., ale
wróćmy może jednak do sedna, czyli do miesiąca, co to bywa tuż po październiku.
Otóż ten,
ku ... ski czas czas, to jedno wielkie nieporozumienie meteorologicznie i
psychologiczne zarazem, żeby nie tykać od razu psychiatrii klinicznej. Powiedzcie mi bowiem
sami. Któż, obdarzony jakąkolwiek inteligencją i przeciwstawnymi kciukami, mógł wymyślić coś takiego?! Zacznijmy od Wiary. Nie jestem chrześcijaninem, ani ekoteologiem, więc czy
ktoś, biegły w tych obu dziedzinach mógłby mi wytłumaczyć, dlaczego Pan Bóg do spółki z Panią Przyrodą, stworzywszy nasz świat, nie mogli wziąć tych paru cholernych nadgodzin i naprawić tych kilka, ewidentnych niedoróbek? Wiem, że byli zapewne nieco zmęczeni, ale mogli ruszyć
kształtne (zapewne) dupska i wytępić kleszcze, szczury, raka i kminek, dostarczyć
praojcom i takimże matkom cysterny głowowego oleju dla (przepraszam, ale jestem z Podlasia) przyszłych głów pokoleń
i - dlaczego wreszcie - nie wpadli na prostą myśl, że po październiku natychmiast powinien natychmiast następować marzec?!
Przecież
ten nieszczęsny czas jest może i wesoły, ale jedynie wtedy, gdy porównamy go do
stypy po powieszeniu Hoessa, a i to nie zawsze. Pomijam fakt, że światło znika,
zanim tak naprawdę pojawi się na dobrze, gdyż jako wzorcowy depresantor (albo jakoś tak) sezonowy nie jestem w tej materii obiektywny. Bardziej chodzi mi o to, że
choćbym zaparł się wszystkimi, posiadanymi odnóżami (plus jednym
dodatkowym), to i tak znalezienie czegoś żywego, co mogłoby zostać uwiecznione
w formie fotki, urasta do rangi zimowego wejścia na Czomolungmę w - li i
wyłącznie - niebarchanowym, męskim desous.
Tak, czy
owak. Miesiąc z LISem w środku jest wrednym i tyle!
PS. Jak zwykle przepraszam, ale komentarze i odpowiedzi na powyższe (w pracy wrze, gdyż reforma) zamieszczę jutro:)
I takie tam na koniec.
To prawda listopad bardzo brzydki miesiąc,ciągłe mgły,brak ptaków,tu i ówdzie pojawiaja się jedynie sikorki,gdzieś w oddali słychać w lesie głos czarnego dzięcioła.U nas to nawet saren brak na polach,mimo wszystko nie na to rady.A za wiosna trzeba trochę poczekać.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Na szczęście zima za pasem, więc przynajmniej zapolujemy na sosnowe łośki:)
UsuńWszystkiego najlepszego! <3
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:)
UsuńSikająca sarenka :) No takiego zdjęcia to nigdy nie widziałam. W naturze zresztą też nie :)))
OdpowiedzUsuńZ tymi sarenkami to dziwna sprawa, widuję w zasadzie codziennie, czasami wielokrotnie i za każdym razem ekscytuje mnie to :)))
Listopada też nie lubię, to chyba najgorszy miesiąc w roku, ale jak widać nawet taki najgorszy może coś dobrego przynieść :) Najlepsze życzenia i kolejnych 50 w zdrowiu, dostatku i z cudownymi zdjęciami :)
PS Zdjęcia i sarenki oczywiście piękne:) a listopad głupi :)
To była jej odpowiedź na nasze próby podchodzenia:))) Dziękuję Wratisko, oby się spełniło:)
Usuńte sarenki to w śniegu siedziały i się odbarwiły, czy tyłeczki w mleku moczyły? a może skorzystały z rady jednej z celebrytek i wybieliły odbyty tak nieumiejętnie, że wraz z pośladkami? z ludowych powiedzeń o zwierzątkach najczęściej do mnie dociera: nosił wilk razy kilka i vice versa,
OdpowiedzUsuńWszystkiego po trochu. W XXI wieku i polne sarenki postanowiły zaszaleć celebrycko:))) PS. Nie znałem, ale przyznaję, że trafne:)))
UsuńNie czepiaj się sarenek! Nawet komar jest atrakcyjnym obiektem.
OdpowiedzUsuńNo.
P. S.
UsuńTo pisałam ja :)
to dlatego, że nie rozumiem idei tego serduszka na biało.
UsuńJak się ma makro, a ja nie mam, więc się czepiam:))) PS. Poznałem po charakterze pisma!
UsuńTo nie serduszko, to ognie piekielne!
UsuńEj, ja też nie mam makro!
UsuńTo już jest nas dwoje, więc możemy jakiś ruch założyć, albo co innego?
UsuńProponuję stowarzyszenie. Ja jestem skromna, więc możesz być prezesem, a ja tylko skarbniczką. Zadowolę się defraudacją składek i przepiciem ich w dobrym towarzystwie :)
UsuńA ja pójdę siedzieć! Dziękuję najuprzejmiej! Wolę być szarą eminencją pociągającą za sznurki z tylnego rzędu, gdyż z mediów wynika, że to się najbardziej opłaca:))
UsuńNie marudź fotografuj też sarenki one całkiem całkiem :))). A one to naprawdę z ...topada, to może on nie taki głupi i coś nam jednak da. Chociaż ja też go nie lubię, ale już niedługo grudzień, a potem to już z górki do wiosny.
OdpowiedzUsuńNie marudzę i fotografuję:)) Pewnie nic nie da, więc doczołgam się jakoś do tego grudnia, a w lutym wrócą żurawie i czajki i gęsi (ku zgryzocie rolników), więc damy radę:)
UsuńDziękuję za sarenki, fotogeniczne bardzo i uśmiechnęłam się:-)
OdpowiedzUsuńCo do listopada to pełna zgoda, ja też mogłabym od października do marca zapadać w sen zimowy z budzeniem na święta, dla choinki i prezentów, no i na urodziny w grudniu mojego syna:-)
Bardzo mi miło:) Zrobiłbym z chęcią to samo, nawet bez budzenia się po fanty choinkowe, które mogę przytulić dopiero pod koniec lutego:)
UsuńNie bede sie powtarzac, ze zdjecia da niesamowite!!!! Ale sa niesamowite!!!! :)
OdpowiedzUsuńJak sie mowie na losia zenskiego? Losica?
Bardzo dziękuję, choć przesadzasz:) Łosza lub klępa.
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się to prawie bez sarenki (siódme od dołu):)
I lubię tę listopadową melancholię. Może dlatego, że pisać można zawsze:)
Pozdrawiam:)
Powiem Ci, że mi również. Chciałem napstrykać tego więcej, ale ciężko było je wyłuskiwać z tych traw. Pisać faktycznie można, gdyby nie nawał roboty, co widać po mojej, blogowej aktywności:(
UsuńA co masz do kminku i co to znaczy tyle!zam?
OdpowiedzUsuńNienawidzę dziada potwornie! Wyczuję pojedyncze ziarenko w 5 kg kapusty kiszonej i zdarzało mi się już wydłubywać to coś z litewskiego chleba, gdy innego nie miałem, a byłem głodny:))) Przeczytaj od tyłu, to zrozumiesz, ale wtedy nic nie już nie będzie takie samo:))
Usuń1.Kiedyś miałam tak jak ty, chorobliwie nienawidziłam i wydłubywałam, aż kiedyś w przepisie na zupę rybną z dorady podano sposób by zawinąć kminek w kawałek gazy i wygotować. Smak genialny, kucharzysz więc powinieneś docenić. Potem wyhodowałam go sama w ogródku i z młodych zielonych ziaren zrobiłam alasz, był pyszny i... polubiłam kminek, ale do jedzenia daję mielony.
Usuń2.:)))
A widzisz! Szkoda tylko, że przeczytałem Twój komentarz w kilka minut po tym, gdy zrobiłem gulasz rybny na jutro:) Następnym razem zaryzykuję i najwyżej wywalę do błota:))
UsuńGwarantuję, że nie wywalisz, smak jest inny niż z kminkiem dodanym w całości. I do ryby polecam lekko podprażone na patelni i utłuczone nasiona kolendry. Zapach i smak fantastyczny.
UsuńAle żeby smażyć na oleju z tymi nasionami, włożyć do brzucha, czy jak?
UsuńJa nie smażę tylko oprószam i duszę, też na patelni, ale od razu pod przykrywką. Sól, pieprz, cytryna, kolendra i masło. Dobre jak pies:))
UsuńLubię psinę, więc niechybnie spróbuję:)
UsuńNie żebym była upierdliwa czy coś ale listopad ma LISa na początku a nie w środku... ale też nie lubię, tak samo jak nie przepadam za styczniem, a w nim się urodziłam. Grudzień ma swoją zaletę - Święta na które się jednak czeka i które jakoś tak osładzają ten zimowy muł. Przeszkadza mi zimno i ciemność... Luty juz daje nadzieję, już pachnie wiosną. Jeszcze gdyby ta zima miała śnieg, to przez te kilka godzinek można by było się bielą, szronem i innymi urokami cieszyć,a tu... lipa.
OdpowiedzUsuńJesteś upierdliwa, więc jutro ... nie, czekaj, jutro nie dam rady! Pojutrze ... tak jest! Pojutrze ulepię Twoją figurkę i wtedy się zacznie:)))) Z całą resztą zgadzam się bezapelacyjnie i mam nadzieję, że ten śnieg jednak będzie, gdyż podobno ma być:)
UsuńNo to ja poproszę tę figurkę wiesz, taką 90-60-90 w obwodach. Jak już cierpieć to chociaż schudnąć. Chociaż czy mi to potrzebne... Ale, pobolewa mnie prawa noga, mam finezyjną ślepotę i wypadają włosy - to już wiesz co naprawić, z góry dziękuję.
UsuńUlepię 60-90-60 i zacznę od lewej nogi, uszu i paznokci. Nie ma za co!
UsuńNie wiem czy nie zginął mój komentarz?
OdpowiedzUsuńNo to jeszcze raz. Być może listopad nie jest najweselszym miesiącem, ale nie ma sobie równych co do światła padającego tak nisko, które jest niezastąpione do zjawiskowych zdjęć. Nieustannie zazdroszczę widoków na żywo! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTyle tylko, że tego światła nie ma! Na Warmii jest szary syf i tyle!
Usuńa to szkoda :( U mnie widać listopad nieco inny.
UsuńZazdroszczę! Nasz jest tylko i wyłącznie do szukania suchej (ale wytrzymałej gałęzi):))
UsuńNie mialam pojęcia jak sika sarna! A to jest sarna, czy saren😄 bo jakoś po męsku chyba. Ale mam dylematy 😄. DZiękuję za cudne listopadowe obrazki. Sam też je zapewne lubisz, tylko taki Ci fajny tekst pasowal.
OdpowiedzUsuńTo ewidentnie samica, gdyż faceci są bardziej dyskretni:))) PS. Cała przyjemność po mojej stronie:)
UsuńMiesiąc, którego imienia nie wolno wymawiać, jest niestety niezbędny. Strąca liście z drzew i można je zastąpić komunistami.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego i byle do wiosny!
Dzięki Boja:) Niestety nie znam żadnego komunisty, więc gdybyś miał jakiegoś zbędnego, to podeślij proszę, a ja go zastąpię:)
UsuńSarna...
OdpowiedzUsuńZdobycz marna
Lecz i ona cieszy
Gdy matka natura nadmiarem nie grzeszy
Lecz pamiętaj iże
Ten lis co się padzie niże
To w Australi na antypodach
Piękna wiosenna pogoda...
"co się padzie niże" Ech, nie uważało się na polaku, to teraz weź i zinterpretuj:)))
UsuńBez "lis" to zdanie nie ma sensu, generalnie cbodzi o to że:
UsuńLIS (nawiazanie do waszmościowej stylistyki), czyli LIŚĆ się padzie, znaczy pada, z drzew pada na ziemię, no chyba że lis pod drzewem narobił, to wtedy nie na ziemię ale na kupę pada...
A niże - (prastarosłowiańskie) czyli nisko - bo mi jaki taki rym był potrzebny...
Aha :))))))))))
UsuńNajbardziej mi się to żdżbło trawy podoba.
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji informuję, że urodziłam się 13 /trzynastego/ LISTOPADA. Roku już nie pamiętam.
Lepiej Ci???
Wiadomo - źdźbło! Lepiej, gdyż to oznacza, że jesteś ode mnie starsza o 15 dni!
UsuńPopieram! Też bym chętnie przyjęła od razu marzec! A sarenki mają obłędnie śmieszne, białe dooopki:P
OdpowiedzUsuńZapisz się zatem do naszego stowarzyszenia nielubicieli stopada i jednocześnie wielbicieli doopek:)))
UsuńSarenki pospólstwem? No, mój drogi, gdybym była sarenką to - bym Ci dokopała!Twoje szczęście, że zmieniłeś zdanie. ;-)
OdpowiedzUsuńPan Bóg nie miał wspólniczki przy tworzeniu świata. Toż on własnymi rękami powołał do życia Panią Przyrodę. Niestety, za bardzo poniosła go fantazja, stąd kleszcze i inne paskudztwa - ale kminek? toż to zabójca tego ścierwa - pluskiew i dodatek do kiszonek!
Podoba mi wersja roku skrócona do 8 m-cy. Wiesz jaka to byłaby radocha dla kobiet? Pożółkła metryka, a wygląd nastolatki? ;-)
Co do grudnia, wcale Ci się nie dziwię, w końcu masz przypisany cały rok życia.
Ale nic to, najważniejsze, że w ogóle się urodziłeś. :-D
Dyskutowałbym, kto kogo, ale mniejsza z tym! Kiszonki z kminkiem? Wykluczone, zamazane, zapomniane, przeklęte! Vivat grudzień, gdyż to pierwszy miesiąc przedwiośnia:)))
UsuńO gustach się nie dyskutuje, więc życzę Ci, aby kminek nigdy nie przestąpił progu Waszej kuchni ;-)
UsuńSpróbuję jeszcze przepisu Grażyny, ale jakoś nie wierzę w swoją przemianę:))
UsuńNooo… łoś to już jest ktoś !
OdpowiedzUsuńDzięki Ci Wojtku za te widoki, bo ja z tak bliska nie patrzę na sarenki. Biegają gdzieś tam po polu i skaczą mi przed maską samochodu, ale nie pozują do zdjęć, a Tobie przytrafia się to nieustannie. Zacieszam się więc naturą jakąkolwiek - i tą biegającą po polach i tą z Twoich fotografii. Cudne foty !!!
Dziękuję Ulu:) Nam też biegają, ale wystarczy otworzyć okno w aucie i już je mamy:))
UsuńWojtek popieram 😋😊maszerujmy do marca!!
OdpowiedzUsuńCo się Tobie nie podoba w sarenkach???
Że niby nóżki owłosione???
Fotografuje w pończochach 😆😗
Maszerujmy:)) Same sarenki są może i ładne, ale dużo ich, więc satysfakcja jakby mniejsza:))
UsuńOd nadmiaru może głowa rozboleć😆😆
UsuńUwielbiam sarny przychodzą pod
nasze oka
Nie bardzo wiem jak tu zdjęcie u Ciebie wstawić ale te małpy w saniej skórce nic się nie boją prawie z ręki jedzą
I dokładnie o to mi chodziło:)
UsuńJedno z moich ulubionych Twoich zdjęć to właśnie sarenka, czyli nie marudź. Ja wiem że Cię depresja połowy wieku dopadła, ale można sobie z nią jakoś poradzić ( trzeba tylko dobrze policzyć procenty).
OdpowiedzUsuńOj tam od razu nie marudź! Lubię marudzić i tyle:)) Właśnie tak sobie od czasu, do czasu radzę, czego i Tobie życzę:))
UsuńJa się od razu chciałam nie zgodzić, ale mi w oko wpadły figurki jakieś, więc się speszyłam. Ale co tam. Się nie boję.
OdpowiedzUsuńWięc zatem po pierwsze, jakby po październiku był marzec, to byśmy mieli teraz po jakieś sto pięćdziesiąt lat, a takto mamy znacznie mniej. A po drugie, co, kangurom listopada żałujesz?
A poza tym śliczna pajęczynka. Sarenki też. Pozdrawiam ciepło i słonecznie (chociaż nie z Australii).
50, czy 150, a co to za różnica? Choć w tym drugim przypadku pewnie nawet nie wiedziałbym, że jest coś takiego, jak listopad:))) Dziękuję i odwzajemniam:)
UsuńCo masz do kminku :-)? Z resztą wpisu trudno się nie zgodzić - ten miesiąc to albo pomyłka produkcyjna, albo jakiś ponury żart sił sprawczych. Komu jest potrzebny? Chyba tylko samobójcom. Sarenki bardzo ładne, zamyślony łoś tak samo. A - i muszę zburzyć Twój światopogląd trochę - wzór metra właśnie wycofują z Sevres :-)
OdpowiedzUsuńNienawidzę! Ot, co mam:))) Dzięki w imieniu sarenek i na pohybel listopadowi:) PS. Więc tym bardziej nie pojadę:)))
UsuńAle, że co, że "Tachał jeżyk razy dwa - potacham i ja?"
OdpowiedzUsuńSarenki są zajebiste. Ja taką jedną... kiedyś... na sznurku... niewidzialną... i do tej pory Tomek ze mnie pęka. Ale chyba cię to nie interesuje, także...
U mnie nie ma listopada w kalendarzu. Wycięłam i zero stresu.
O to to:))) Interesuje, zwłaszcza że nie kumam! PS. Też tak zrobię!
UsuńŁadnie pozują - chyba już towarzystwo nieco się z Wami opatrzyło :) A ten osobnik pod światło jest super!
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiałam ich ostrożną ciekawość (lub niechęć do niepotrzebnej ucieczki), gdy przesuwając się miedzy drzewami cały czas hipnotyzują intruza.
Towarzystwo nigdy się nie opatrzy, cokolwiek bym nie napisał:) Lubię sarny, a mój tekst dotyczył tylko tego, że pełno ich na świcie, więc pstrykamy wyłącznie przy tzw. okazji:)
UsuńWyjątkowe te sarenki, skoro listopadowe, a ponadto lubiane przez wszystkich.
OdpowiedzUsuńW ogrodzie córki przez weekend mieszkały dwie piękności i nie dały się wyprosić, póki miały jedzenie. Nie rozumiem jednego, dlaczego ani jednego zdjęcia nie zrobiła.
Większość myśli pełnych goryczy jest reakcją na nasze katalogowanie i rozpamiętywanie poprzednich listopadów. Błąd, powinniśmy kodować same dobre chwile i dni z promykami słońca.
Serdecznie pozdrawiam
Masz racją. Są wyjątkowe i dlatego powróciłem do ich fotografowania:) PS. Gdyby to było takie proste:(
UsuńFantastyczne zdjęcia , można powiedzieć , że sarenki miały wspaniałą sesje zdjęciową,
OdpowiedzUsuńJa myślę , że taki miesiąc jak listopad jest potrzebny - można wtedy chwilę pomyśleć no powiedzmy o wszystkim..............
zapraszam do mojej strony http://krystynaczarnecka.pl/
Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich.
Krystyna
Dziękuję:) Z przyjemnością zajrzę:)
Usuń