Ostatnio
opisałem swój zwykły, ponury dzień z dala od boudoir`ów Pani Przyrody, który to opis część z Was odebrała, jako łzawy skowyt skazańca. choć cały czas starałem się robić dobrotliwą minę do nie najlepszej gry. Muszę się jednak do czegoś przyznać. Pisząc ów post byłem już o krok od spektakularnej ucieczki na łono PP, czego jednak nie chciałem ujawniać, gdyż - będę szczery - aż tak bardzo Wam nie udam. Do rzeczy jednak.
W
kazamatach zatorskiej (taka, elitarna dzielnica Olsztyna) kamienicy spędziłem około
dwóch miesięcy. To wystarczająco długi czas, żeby dokładnie poznać rozkład
pomieszczeń, dobowy rytm klawisza Fiodora oraz zgromadzić wszystko to, co jest
niezbędne podczas ucieczki.
Pierwsze
zadanie nie było zbyt trudne, gdyż w końcu mieszkam we wspomnianej kamienicy
już blisko rok, więc owe dwa miesiące poświęciłem na dopracowanie szczególików,
jako to wytatuowanie sobie planu nieruchomości na udach, kradzież żeńskich fatałachów
z suszarni na strychu i inne, tego typu, pierdoły.
Aktywność Fiodora była już znacznie większym wyzwaniem, gdyż zwierzę to nie jest tak
do końca zwyczajnym kotowatym. Zwyczajnym, czyli śpiąco-żrącym ssakiem domowym o
przewidywalnych, niczym ruchy golkipera z polskiej ekstraklasy, reakcjach (za wyjątkiem chwil, gdy mu odbija).
Fiodor ma niestety sporo cech psa stróżującego skrzyżowanego z kapitolińską
gęsią, co powoduje, że jego uszy i wibrysy reagują na najcichszy nawet szmer, o
jakichkolwiek gestach nawet nie wspominając. Jest przy tym wyjątkowo sprzedajną
łajzą, gotową wydać każdego za kawałek czegokolwiek do jedzenia, co nie jest
czosnkiem lub alkoholem i ... właśnie to postanowiłem wykorzystać. Skoro ta
futrzasta, nędzna szumowina sprzedaje uczciwych i niewinnych ludzi za żarcie,
to za TO SAMO ŻARCIE powinna im również pomagać. Dlatego też, przez wspomniane
dwa miesiące, dokarmiałem go czym się tylko dało (za wyjątkiem czosnku i alkoholu
- ma się rozumieć - które to produkty utylizowałem osobiście, acz niechętnie),
zyskując jego tymczasową przychylność i przejściową sympatię. Dodatkowo czochrałem
go energicznie, ale ta - prozaiczna wydawać by się mogło - czynność miała tzw.
drugie dno o czym za chwilę. Regularne dokarmianie oraz mizianie kociej
łachudry rychło przyniosło spodziewane rezultaty. Fiodor zaczął jadać w
określonych porach i w takich że ... sypiał. A teraz wspomniane, drugie dno.
Gdyby gdziekolwiek
można było zobaczyć mój wizerunek, większość z Was stwierdziłaby, że nie
wyglądam na typa, który kocha koty. Ba! Ja nie wyglądam nawet na osobnika,
który kocha dęba Bartka (pisownia staropruska), ale kota i owszem czochrałem (i
byłem miły), gdyż miałem w tym ukryty cel! Żeby to dogłębnie pojąć, zadajmy
sobie pytanie, kto to jest kot i z czego się składa? Otóż, jak twierdzą
starożytni, uczeni felinologowie, kot jest to prosto uorganizowana, żywa
struktura składająca się z kota jako takiego oraz z funta zbytecznych kłaków. I
właśnie tę ostatnią cechę owego żyjątka postanowiłem wykorzystać w przygotowaniach
do czmychnięcia z lochu. Dlatego też, czochrając domowego volksdeutscha,
zbierałem potajemnie owe kłaki, gromadząc je skrzętnie w puzdrze misternie rżniętym
w rozbuchane kwiatostany orientalnego perzu. Kiedy miałem już wystarczającą
ilość surowca, zacząłem nocami pleść linę i jednocześnie dziergać siermięgę w
kolorze elewacji mojej kamienicy, czekając cierpliwie na TEN dzień.
TEN
dzień nadszedł był w ubiegłą niedzielę o czym poinformował mnie dyskretnie budzikowy
wibrator umieszczony w ... po prostu umieszczony.
Szarobura
noc otulała jeszcze miasto, gdy cichuteńko, niczym bakteria, wypełzłem z łóżka
i omijając śpiącego wachmana, uchyliłem okno na - puste o tej porze - podwórze. Haust
zimnego powietrza omal nie pozbawił mnie zmysłów, a dziadek mróz pokąsał mi skórę
niczym leopard tajskiego transleśnika w ... nieważne. Ubrałem się w kradzione, damskie fatałachy
oraz siermięgę, spakowałem sprzęt, po czym przymocowałem linę do framugi okna. Ponieważ
nie mogłem dostrzec, czy jej (tej liny znaczy się) koniec, aby na pewno dotyka
ziemi (BHP! Zawsze BHP!), zszedłem szybciusieńko po schodach, żeby to sprawdzić. Wszystko
było OK, więc wróciłem do mieszkania, zarzuciłem plecak na plecy i niczym
krzyżak (nie ten rycerz, tylko ten pająk) opuściłem się na podwórze ... tuż pod
nogi sąsiada z parteru, który właśnie w tej chwili wyszedł był po poranną
porcję substancji smolistych. Oczywiście śmiechom i żartom nie byłoby zapewne
końca, ale czas naglił, więc dałem się pocałować w rękę (fatałachy zadziałały!),
sąsiad wrócił do mieszkania, a ja wsiadłem do auta i pojechałem ku PRZYRODZIE.
Ludzie moje
kochane, jak tam było fajnie! Nieważne, że w terenie spędziłem jakieś 15 minut,
skoro każda z nich zasługiwała na Nobla, a nawet na Brązowy Krzyż Zasługi!
Fotek co prawda nie napstrykałem się do syta, ale co przeżyłem na WOLNOŚCI, to MOJE!
Nawalony, jak małpa świeżym powietrzem, wróciłem do Olsztyna, wspiąłem się po linie do mieszkania
(sąsiedzi pomogli, a zwłaszcza ten od całowania, dysponujący wysięgnikiem),
ominąłem sprzedawczyka i, jakby nigdy nic, wsunąłem się pod kołdrę.
I leżę tak
sobie w ciepełku do dziś, po raz kolejny przeżywając wyprawę życia, a mój mózg
knuje, jak urwać się raz jeszcze, gdyż lina z kocich kłaków ciągle
czeka na mnie we wspomnianym puzdrze.
Fantastycznie na zdjęciach! "Fiodor ma niestety sporo cech psa stróżującego skrzyżowanego z kapitolińską gęsią(...)" a to dlaczego "niestety"? Wszak zalety psa strużującego w połączeniu z inteligencją i także umiejętnościami strużującymi gęsi i przebiegłością i mądrością kota to piorunująca mieszanka bardzo porządana w dzisiejszych czasach 😊
OdpowiedzUsuńDzięki Ivo, ale to zasługa PP:) Masz rację, tylko że posiadanie takie potwora w domu może obrócić się przeciwko Tobie:))
UsuńJest ryzyko, jest zabawa😍
UsuńW sumie racja, jak mawiał wieszcz:)
UsuńCoraz lepsze te Twoje teksty, inspirujesz mistrzu. Czy ja dobrze widzę bobera?
OdpowiedzUsuńA czemu Fiodora nazwałeś Volksdeutsch?
Dzięki Luno, chyba jednak wolałbym fotografować ... gdym miał co:( PS. Tak się na Ziemiach Odzyskanych nazywa sprzedawczyków:)
UsuńTo wydra, a konkretnie wyderka:)
UsuńI lina wytrzymała? Piękne te łabędzie pierwszy i ostatni.
OdpowiedzUsuńMusiała. Fiodor jest kotem rodem z Podlasia, więc futro ma, jak łoś:))) Dziękuję:)
Usuń1.Dobrze, że akurat słońce wzeszło
OdpowiedzUsuń2.Myślałam, że kocie kudły wszczepisz sobie oraz pazury, ale lina też dobra.
3.Dobrze, że sprawdziłeś czy dotyka ziemi, bo głupio by było gdyby tyle trudu poszło na marne.
4.W ramach wniosku ogólnego - chłosta życiowa do osiągnięcia geniuszu jest artyście niezbędnie konieczna.
5.Kiedy zaczniesz kręcić miniatury filmowe na podstawie ostatnich kilku postów-scenariuszy.
6. Foty mówią, że warto było...:))
Ad.1. Bardzo dobrze! Ad.2. Kurcze nie pomyślałem o pazurach! Następnym razem użyję! Ad.3. Sie wie:)) Ad.4. Tylko gdzie ten geniusz i ten artysta? Ad.5. Grażyna! Ja nie mam czasu bloga prowadzić, więc kudy mi do kinematografii? Ad.6. Byłem tak powtórnie i ... już nie było warto:(
UsuńAd.Ad5 Sprzedaj, pójdą na pniu:)
UsuńJasne!
UsuńDawno nie było w polskim kinie komedii z naprawdę dobrymi gagami. Nie wiem, być może jest jakaś platforma, gdzie można taki scenariusz wystawić na sprzedaż.Są tacy co kupują i sprzedają filmy przyrodnicze więc powinni też być tacy od fabuły. Co ci szkodzi poszperać w google:)
UsuńGrażynko, na razie mamy rehabilitację i inne czynności do wykonania, jako to wystawa w marcu w Kortowie w Kotłowni (mamy nadzieję, że się pojawisz!). Kiedy jednak nadejdzie lato, kto wie? Do fotografowania niczego (prawie) nie będzie, więc pomyślę:)))
UsuńPrzepraszam, Iwony nie ma na blogu, powinnam była wiedzieć, że ta kontuzja to poważna sprawa. Przekaż proszę życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Wystawy gratuluję i postaram się być, a te Twoje teksty są naprawdę świetne i tak jakoś podczas czytania zaczęłam to widzieć i przyszedł mi do głowy film... :))
UsuńNa razie nie może siedzieć przed komputerem, ani tym bardziej, chodzić w teren, więc blog przysiadł (przynajmniej on:)) Mamy wielką nadzieję, że będziesz, żeby wreszcie się poznać osobiście:) PS. Dziękuję, kto wie:)
UsuńAle wspaniałe łupy! Łabędź niemy, a wygląda jakby krzyczał, już myślałam, że masz bobra, a to chyba jednak wydra. Chociaż na 5. zdjęciu wygląda jak bóbr.
OdpowiedzUsuńFajne są te Twoje oprawy literacko-groteskowo-satyryczne ;-)
Ten łabędź uratował mi trochę sesję, gdyż za wiele to tam się nie działo:) Krzyk był pełen pretensji, gdyż nie przyniosłem niczego do jedzenia (nigdy nie dokarmiam):))) W pierwszej chwili też tak pomyślałem, ale ogon wyjaśnił całą sprawę. PS. Dziękuję:)
UsuńAleż ucieczka, jak z najlepszych filmów amerykańskich.
OdpowiedzUsuńŁabędzie w balecie istny cud :-)
Dobrze że przestrzegasz BHP ! Tylko zbyt wysokich szpilek nie wkładaj :-)
No ba:))) Na bezrybiu i łabędź ptak, więc cieszyłem się, jak dziecko:)) Szpilek na strychu nie było, więc pojechałem w gumowcach!
Usuń- Anything but - stwierdził krótko Bengalski przeczytawszy o prostym uorganizowaniu. - Ale za tego błękitnego łabędzia normalnie wszystko wybaczam I ten... Pozdrowienia dla Fiodora.
OdpowiedzUsuńNie znacie Fiodora (pozdrowienia przykażę!):))) Dzięki Bexo:)
UsuńOstatnie zdjęcia zapiera dech.
OdpowiedzUsuńNawet najcudowniejsze widoki nie byłyby w stanie sprowokować mnie do wyjścia na spotkanie z dziadkiem mrozem, acz wczoraj - kiedy śnieg ciął po oczach niczym żyleta, "poszłam w miasto" aby uchwycić obiektywem zabytkowy tramwaj oznaczony gwiazdą Dawida, symbolizujący tramwaj kursujący w getcie warszawskim. Niestety, spóźniłam się i nie udało mi się zrobić wszystkich ujęć, które zamierzałam. Wniosek z tego taki: wobec potrzeby ducha ciało jest bezradne.
Dziękuję w imieniu modela:) Mieszczko, ja jestem zimnolubny i uwielbiam taką pogodę. Bardziej marznę w zakresie 0/+2. Niestety gŁośka jest z innej (gorącej) planety, więc czasem mamy mały, klimatyczny problem:))
Usuńa jak się sąsiadowi spodoba całowanie? może warto renegocjować milczenie w walucie łatwiejszej do przyjęcia - niechby ten czosnek z alkoholem, skoro i tak idzie na zatracenie.
OdpowiedzUsuńI tak zrobiłem. Założyliśmy klub na strychu, gdzie degustujemy i zagryzamy, choć - nie ukrywam - w fatałachach:)
Usuńpo wódeczce animusz rośnie i może dojść do konsumpcji nie tylko wiktuałów, ale i uczestni... czki?
UsuńW moim wieku?!
Usuńa co? podobno moda na "dojrzałe osobniki"
UsuńTyle tylko, że ja jestem dojrzały wyłącznie wiekiem:)))
UsuńJednak Olsztyn to wspaniałe miasto! Nawet lochy ma takie, że trzeba się z nich spuszczać...
OdpowiedzUsuńOwszem, wspaniałe. W 1999 roku mieli tam najtańszy LPG w całej Polsce - poniżej złotówki, podczas gdy w Gdyni tankowaliśmy po 1,45 (czyste zdzierstwo!).
UsuńBo to miasto na wyjątkowo wysokim poziomie i dlatego nawet lochy mamy na drugim piętrze:)
UsuńA skąd Pani B zna archiwalne ceny gazu w Olsztynie?
UsuńZ autopsji. W 1999 roku, z nieaktualnym już małżonkiem i z Nieletnią (dzisiaj już Letnią), zrobiliśmy trzytygodniowe tournée po Polsce, z kilkudniowym pobytem w okolicach Olsztyna (w niejakim Tomaszkowie). W czasie tych trzech tygodni mieliśmy możliwość podziwiania rozdźwięku cenowego LPG w całym kraju. Zarówno cena olsztyńska, jak i trójmiejska wydały nam się wstrząsające (każda na swój sposób). A wstrząsy się pamięta.
UsuńW Tomaszkowie powiadasz? Kiedyś to było fajne miejsce, a dziś to poddzielnica Olsztyna. Trochę dalej (Sząbruk-Siła) była genialna łąko-plaża, a dziś stoi tam 5 gwiazdowy hotel i dlatego te miejsca omijamy dziś z daleka. A tak swoją drogą, zapamiętałaś z pobytu na Warmii coś więcej, niż tylko ceny LPG? :))))
UsuńTak. Raki w jeziorze i spacerujące po piasku, nazwę "Dorotowo" w pobliżu i drugą - "Zezuj". I Nieletnią w wodzie. I te domki, w których mieszkaliśmy. I nawet dziki seks.
UsuńNa te raki, to ja się wybieram od 30 lat i jakoś mi nie wychodzi, choć przed wiekiem słynąłem, jako raczy łowca:))) PS. A! To Was widziałem (i nagrałem przypadkiem)? Fajnie. Już dawno nic nie przytuliłem w drodze szantażerki:)
UsuńPrzytulić to możesz co najwyżej mnie - ja jestem kobieta upadła i to głównie finansowo.
UsuńWitaj w klubie!
UsuńZnaczy - też jesteś kobietą upadłą?
UsuńOczywi ... jednak chyba niekoniecznie, choć ... nie, jednak nie!
UsuńTrzeba było gadać, że potrzebujesz kocich kłaków! Mam tego na wywrotki.
OdpowiedzUsuńOdezwę się w odpowiedniej chwili. Nasłuchuj nietypowego napieprzania w drzwi wyjściowe!
UsuńKurde, dlaczego ludzie w całej Polsce napieprzają w drzwi, zamiast używać dzwonków?
UsuńTakie czasy nastały. Historia lubi się powtarzać:)
UsuńZnaczy, wracamy do jaskiń.
UsuńJuż w nich jesteśmy. Wracamy do zagryzania się w łonach!
UsuńZamiast zachwycać się tańcami w powietrzu i wodzie, to ja parskam śmiechem. Niedobrze, bo do tej pory znany byłeś z oryginalnych fotek, a teraz dochodzą ciekawe teksty. To pytam się, mam czytać, czy oglądać?
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
I czytać i oglądać i przede wszystkim śmiać się jak najwięcej:)
UsuńPierwsze i ostatnie zdjecie cudne! Po prostu krol ptakow!
OdpowiedzUsuńW sumie nigdy tak na niemego nie patrzyłem, ale coś w tym jest:)
UsuńEtymologucznie ujmując kota nalezy stwierdzić że słowo to nie pochodzi z łaciny, ani też z greki tudzież innego majacego naukowe koneksje języka.
OdpowiedzUsuńJak naucza naucza wielki etymolog rosyjski Iwan Aleksandrowicz Wydumanyj pochodzi on od wołacza ki czort?! Znaczy po polsku "co za diabeł"?!
W tym momencie jasnym się staje że koty to de dacto agenci samegi Diabła tu na ziemi. Dlatego wszelkie podchody czyniłeś całkiem niewłasciwie. Należało zwierzę przekonywać iż wymknąć się z domu masz zamiar li tylko i wyłącznie w celu srogiego grzeszenia a sprzęt zabierasz po to by uwiecznić ową sromotę i za pomocą przekazu wizualnego wlec na zatracenie niewinne duszyczki! Wszystko to oczywiscie orzy swietle ogarka.
Gwarantuję iż wtedy Fiodor stał by się twoim najlepszym pomocnikiem.
Ps. Nessi w rozlewiskach Biebrzy?
A widzisz! Mądrego dobrze poczytać. Następnym razem kupię czarnego kurczaka i upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli kot będzie miał mroczną imprę, a my posiłek:))) PS. To rozlewisko Łyny!
UsuńTo już teraz wiem do czego służy kot :-))
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak zwykle moga być, ale mi szkoda tego samotniczka - przykleiłeś go do lodu czy co???
:-)
Człowiek uczy się całe życie Stokrotko:))) PS. Dzięki. Nie, to bogacz, który wykupił sobie lodowy apartament i nie musi się gnieździć z pospólstwem:)
UsuńNo wreszcie jestem na Twoim blogu. Tak bardzo się staram, a i tak mam tyły straszne. O jakich ja tu przygodach życia przeczytałam. Oczywiście na samą myśl Ciebie w damskich ciuszkach śmiać mi się chce. Śmieszne, że mam jakiś tam wyobrażenie, jak wyglądasz i na bank się mylę, bo zawsze się w tej kwestii mylę. :D Parę minut, ale za to jakich. Chyba bym wyginęła bez obcowania z naturą, także brawo za tą ucieczkę. ;D Zdjęcia powalają, no kurcze... choć moja pierwsza reakcja była... o kur sia la la wa, ale zdjęcia. No boooskie. :D Pozdrawiam i lecę do poprzedniego postu. :)
OdpowiedzUsuńPojawiasz się i znikasz, niczym meteoryt:))) Dziękuję za recenzję, gdyż od Ciebie, to zaszczyt prawdziwy. PS. Też lecę:)
UsuńZawsze podejrzewałam, że coś robię nie tak z kotami. Nie mam wprawy w tym temacie. Chyba nie umiem ich głaskać, bo nigdy się nie nauczyłam, bo, z kolei, nie wiedziałam, że w wypadku kota występuje szczególna metoda głaskania.
OdpowiedzUsuńEskapady gratuluję! Czy fatałaszki również były w kolorze elewacji?
Co to jest na zdjęciu nr. 5? Na plemnik za duże chyba.
Na końcu reakcja łabędzia na twój widok, jak mniemam.
Trzeba zgrabiać paluchami ... przepraszam, paluszkami i wtedy gromadzisz surowiec na plecionki! Fatałaszki były, niestety, w kolorze dzielni, czyli pastelowo-neonowe, ale siermięga zadziałała:))) PS. Tak, to plemnik wydry w powiększeniu i stąd reakcja pierwszego łabądzia. Drugi nie miał tyle szczęścia i zobaczył mnie ...
UsuńFajna stylizacja opowieści. Jak z McGywera. I wydra też wystylizowana. Jakoś tak na anakondę:)
OdpowiedzUsuńZa wysokie progi. McG, to wzór niedościgły i takie tam. Ja tylko siermiężnie wylazłem z nory i tyle. PS. Co się czepiasz? Postylizuj sierściucha kilka godzin, to zobaczysz, jak to smakuje! Anakonda?! W sumie ...
UsuńWidzisz. Zamiast po przeczytaniu zastanowić się, zaczynasz od wyrzutow a dopiero potem pojawia się chociaż. Dobrze ze starcze me oczy umeczyłam czytaniem do kropki, bo musiałabym przeczyścić zardzewialy kałach:))
UsuńSprawdzam czy komentarze można wstawiać, bo Google napisał, że wyłącza konta.
UsuńBo ja taki raptus jestem od dziecaka począwszy:)) Tam starcze! Starcze, to mam ja! PS. Nie żartuj!!!
UsuńChyba jednak nie:)
UsuńDlaczego nie zakolegowałeś się z wydrą?! One są cudne i na pewno miałbyś pomoc w ucieczkach.
OdpowiedzUsuńNa krótką linę jest prosty sposób, trzeba wspiąć się z powrotem, odciąć kawałek i dowiązać na dole.
Ostatni łabędź wymiata swoją urodą nadzwyczajną.
Chciałem, ale odmówiły, tłumacząc się nawałem roboty przy rybołówstwie:))) PS. To jest myśl! Wspinam się, odcinam górny odcinek, spadam, wracam po schodach, przywiązuję, wspinam się, tym razem, w dół ... GENIALNE!
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńTęsknię do błękitnych łabędzi, podrywających się do lotu:)
Wasz Fiodor powinien poznać naszą Pieskotkę. Myślę, że by się dogadali, bo ona wykazuje szereg cech kocich:)
Pozdrawiam:)
Ja też:( PS. Proszę przysłać zdjęcia i krótkie cv:)
UsuńWojtku, to jest Pieskotka. Ona nie szuka pracy, ona udziela audiencji:)
UsuńPozdrawiam:)
Skąd ja to znam:)))
UsuńPamiętaj że o kotach mówi się z szacunkiem :) bo usłyszą i się wkurzą. Ale to nie znaczy, że będą jadły mniej czy spały tylko w nocy :)
OdpowiedzUsuńFiodor przeczytał post, złożył samokrytykę i obiecał, że będzie dobrym kotkiem:)))
UsuńW pewnym momencie nie mogłam przestać się śmiać, czytając ten tekst :D Jest świetny!
OdpowiedzUsuńJaki to plan trzeba obmyślić i ile się przygotowywać, aby na 15 minut wyjść w teren...
Wspaniałe dynamiczne zdjęcia, uwielbiam oglądać Twoje fotografie :))
I o to właśnie mi chodziło:))) Dzięki Wilgo. Miło, że wyszłaś z szafy:)))
UsuńSuper opowieść o super ucieczce :))) A zdjęcia są piękne! Patrząc na zdjęcie trzecie myślałam, że to bóbr, ale dalsze zdjęcia wyprowadziły z błędu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, zwłaszcza że niełatwo było mi o tym pisać:))))
UsuńGdy wydasz pierwszą / ?????? może już wcześniej coś wydał3eś / ksiązkę, już ją kupuję !!!! Watra
OdpowiedzUsuńChciałbym, ale to raczej nierealne:) Fajnie, że tu trafiłeś:)
Usuń
OdpowiedzUsuńA jednak 😂 zacząłeś prząść i dziergać i to ekstremalnie bo z kociej sierści.
😂😂😂 chętnie ujrzę to dzieło😂😂😂
Muszę pamiętać, że gdy czytam Twoje teksty, to nie mogę nic jeść ani nic pić 😂I że należy je obowiązkowo aplikować w przypadku spafku nastroju😂
Cudne zdjecia. Jak u krola Minosa wszyscy się w złocie pławią. Chciałabym dostac błękitne łabędzie.
A wczoraj widziałam na starorzeczu Odry żurawie tak ze 30 sztuk. I sikorki od 10 dni dzwonią. Wiosna
Przepraszam, że tak długo, ale dużo się dzieje. Ostatnio nie jem, nie przędę i nie dziergam. Tyram w zamian:) PS. Zapraszam na wiosnę:)
OdpowiedzUsuńGdybyś posiadał kota, to pewnie upodobniłbyś się do kota, a tak pozostaje Ci żyć z tym
OdpowiedzUsuńwłasnym wizerunkiem. No bywa... Ale nie byłoby mi dane oglądać takich cudownych ujęć modelek
Mróz szczypie... O tak. Słońce mnie okłamało wczoraj wiosenną jasnością i ..
zmarzłam:)
No cóż, faktem jest, że to kot posiada mnie, a wizerunek ... szkoda gadać:)))
Usuń