Jak już
wielokrotnie pisałem, od jakiegoś czasu wiodę żywot człowieka bez terenu i bez bliskich
widoków na ww. Początkowo nie było to łatwe dla kogoś, kto kiedyś przemierzał
droża i bezdroża Zielonych Płuc Polski, niczym ten jaźwiec w sadło zasobny, acz
śmigły, a teraz w najbardziej ekstremalnych przypadkach skrycie podgląda
sikorki za oknem lub - najczęściej - sąsiadkę. Podejrzewam, że jeszcze chwila,
a wrócę do poziomu sprzed dekad i widok byle pierzastego pospólstwa będzie powodował
u mnie palpitacje serca, szum w uszach i niemoc w lędźwiach, zaś blog (a w
zasadzie to, co z niego zostało) stanie się czymś na kształt wstydliwego sztambuczka. Tylko
powiedzcie sami, co złego jest we wzruszaniu się na widok ptasiego gminu i w byciu
50-sięcio letnią pensjonarką z brodą? I o tym, choć nie do końca, jest ten post.
Tymczasem
... tak jest! Zgadliście! Szuflada i to na dodatek zbiorcza i - absolutnie
bez fałszywej skromności - wyjątkowo dokfotowata.
Zapewne zżera
Was ciekawość, jak wygląda przeciętny dzień człowieka pozbawionego kontaktu z
przyrodą przez nieco większe Pe. No cóż, pomimo tego, że nie dane mi jest
obcować z łosiem, żubrem oraz ptactwem wodno-błotnym, mój dzień paradoksalnie, aż
skrzy się od niecodziennych zdarzeń.
6.02 - W mój, pogrążony w sennych mar ramionach, umysł
wbija się - niczym dziryt poganina w biust chrześcijańskiej branki - wycie
budzika, zapowiadające kolejny, cudowny dzień.
7.31 - Szybciutko otwieram oczy i wzrok mój bystry - niczym
Wisła w dolnym biegu - pada na ciemną roletę zasłaniającą okno sypialni i ...
pierwsza tego dnia niespodzianka. Okazuje się, że ciemność nie rolety jest sprawką ,
gdyż tej prawie nigdy nie opuszczamy (sąsiadce też się coś pod koniec życia od ww.
należy) tylko świt anielski o kuszącej barwie wnętrza kloacznego dołu.
7.37 - Nastawiam kawę rozpuszczalną (żeby się obudzić,
gdyż ostatnio bardziej sobie cenię herbatę), sięgam po wonny, elektroniczny
papieros o smaku kartacza i sącząc kawopodobny wrzątek, patrzę
przez okno na miejskiego świata urokliwy pejzaż. Oj dzieje się tam, dzieje, jak - nie
przymierzając - w świątecznej reklamie tuczącego napoju gazowanego. Na ławce
przystankowej zgromadził się już lokalny aktyw kiperów, ulicą jedzie wesoła
śmieciarka, by utknąć za chwilę w ulicznym, porannym zatorze, pies defekuje z ulgą na trawniku, gołębie walczą z mewami o kawałek grahamki, jednym słowem - sielanka. Trzeba jednak popracować i jakoś przeczekać znienawidzony i nikomu niepotrzebny środek
dnia.
16.07 - Czas na odwiedziny sklepów spożywczych, stacji
paliw i innych tego typu zwariowanych przybytków. Potem powrót do domu w korku,
który pozwala odreagować dzień i zastanowić się nad nurtującymi
ludzkość pytaniami: Schabowe, czy mielone? Kiszona kapusta, czy buraczki?
Ziemniaki, czy kasza gryczana? Kompot, czy ciasto?
18.03 - Za oknem gęstwina, jakże upragnionego i
mięsistego - niczym jucha wołu - mroku. To czas odpoczynku dla oczu korali
wykończonych blaskiem urokliwie szarej, topniejącej masy pośniegowej. To czas
zadumy nad nicością światła padającego na matrycę aparatu, to czas lektury, to
czas trawienia (jednak mielone z kaszą i burakami) i czas peklowania golonki na
wieczerzę dnia następnego. To ten upragniony czas!
19.24 - Noc za oknem trwa, niczym Wilczy Szaniec, albo inne Koloseum. Trwaj chwilo, chciałoby się powiedzieć, ale trzeba by dodać przypis
dolny, na autora się powołać, a przecież szkoda każdej sekundy tego, umiłowanego,
zaokiennego mroku.
22.14 - Powoli kończy się ten szalony dzień, pełen nieoczekiwanych
zwrotów akcji i niczym nie skrępowanej swawoli. Czas spać. Szkoda, że obowiązki
nie pozwalają na obudzenie się następnego dnia dopiero po zachodzie słońca, ale
cóż, takie jest życie.
PS. Oczywiście żartowałem i zaprawdę powiadam Wam, że przyjdzie
taki dzień, że odkuję się okrutnie na niwie fotografii i dzień ten nastąpi
niebawem HAHAHAHAHAHA (okrutny, gardłowy
śmiech) ... Przepraszam, tak mi się wyrwało.
No, tacy to pożyją? Nawet Justin Bieber nie brzmi tak interesująco!
OdpowiedzUsuńA jak! Tym razem udało się bez pytajnika:)))
UsuńNie udało się... U mnie miał być wykrzyknik zamiast pytajnika.
UsuńOK, jesteśmy kwita:)))
UsuńA ten malutki łoś to trochę do zająca podobny ;-)
OdpowiedzUsuńNie, to też łoś tylko palił w dzieciństwie i nie urósł:))
Usuń;)
UsuńMiałem napisać to samo... Nawet kolejność zdnęcia policzyłem.
Muszę je zacząć numerować, żeby łatwiej Wam było mnie dopaść:))
UsuńMoże zacznij hodować jedwabniki, albo inne motyle bo stoczysz się rychło w otchłań szaleństwa. Jakbyś się zdecydował poobserwować balet obudzonej muchy pod kuchennym sklepieniem to czekam na opis, będzie na pewno powalający.
OdpowiedzUsuńA skąd ja Ci w styczniu wezmę motyla, czy innego jedwabnika? Drożdże sobie hoduję w lodówce, ale na razie są mało kontaktowe o aportowaniu nawet nie wspominając:)) PS. To jest jakiś pomysł z tą muchą!
UsuńZ Allegro mój drogi, poczwarki zamawiasz do słoika i będzie. A nad muchą się zastanów, to może być esej życia.
UsuńTo już wolę nałapać w sezonie, jak za pacholęcych lat:) PS. Już szukam gadziny!
UsuńCiasto zdecydowanie. Chociaż kompot też kusi. Szuflada nadobna i na pociechę Ci powiem, że o 18.03 to nawet w przyrodzie jest ciemno niczym ten, no, ciemno jest bardzo. :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej jedno, drugie i cuksy na koniec:)) PS. Wiem, ale co w przyrodzie, to w przyrodzie:(
UsuńNo widzę, ze bardzo poważne dylematy egzystencjalne roztrząsasz...ale jak mówią najstarsi górale, trzeba pobyć trochę w domowych pieleszach, by zatęsknić do lasu.
OdpowiedzUsuńTak też i my zrobiliśmy i bingo! Trafiliśmy stado gęsi, łabędzie, kilka sarenek i dwa drapieżniki... wiem, że to nic szczególnego, ale dla takich jak my mieszczuchów to istne safari:-)
Ale ja już siedzę tak prawie dwa miesiące!!! Obiecałem sobie jednak, że pierwszy dzień ze światłem i daję nogę do przyrody! PS. Co ja bym dał za sarenkę:(
UsuńMyślałeś o wizycie u psych..., no nie wiem przy pierwszej godzinie włosy stanęły mi dęba, a przy reszcie pomyślałam, że zwariowałam. to rozpaczliwy list z więzienia. Słyszałam od znajomej, że na Plusznym (nie zamarzło) jest zatrzęsienie ptactwa. Wybierz się chociaż na 15 minut. zasoby szufladowe piękne, ale jednak mały , malutki teren...
OdpowiedzUsuńBo tak to niestety trochę wygląda, ale psych ... sobie na razie daruję:)) Teoretycznie mógłbym gdzieś jechać, ale szkoda mi gŁośki, która odbiera to wszystko zdecydowanie gorzej ode mnie. Nad Pluszne trochę daleko, ale znam inne, fajne miejsce, tylko musi być mróz, no i oczywiście jakaś namiastka światła.
UsuńTo wszystko dlatego, że jakieś chlapy kawopodobne pijasz :) Gdybym takie coś pijała wyskoczyłabym do Żabki na kawę :) Łosiobisty Łoś ma mordkę stworzoną do głaskania. Jak kot
OdpowiedzUsuńJuż się przyzwyczaiłem, więc nawet ta lura mnie trochę paca:))) Ma, ale gry kiedyś ta mordka stanie na Twojej drodze, powściągnij głaskaniowe zapędy, gdyż to nie do końca jest koteczek:)))
UsuńPo przeczytaniu jakze pieknego tekstu, uratowaly mnie od samobojstwa sliczne fotki pluszowych zabawek. Ja wiem, ze one nie sa do miziania, ale wygladaja tak miziasto!!!!
OdpowiedzUsuńJedna z takich zabawek zaatakowała kiedyś gŁośkę, która nie zauważyła, że znalazła się między klępą, a łoszakiem. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, jeżeli nie liczyć lotu w powietrzu zakończonego lądowaniem w torfie:))
UsuńJesteś uważnym obserwatorem wnikliwego ujmowania mojej rzeczywistości:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie:(
UsuńElk River, co tu więcej pisać. Tyle najwyżej, że może kakao.
OdpowiedzUsuńTo znaczy, ja wiem, że mus to mus. Przymus zamieszczenia komentarza, na przykład. A kakao na przebudzenie. Wygrał Środkowy; Bengalski mówi, że zaimponowała mu jego postawa.
UsuńNiestety taki los, ale mam nadzieję, że przejściowy. Pozdrowienia dla Bengalskiego:)
UsuńDlaczego po kliknięciu na Twój profil pojawia się coś takiego? Profil jest niedostępny
UsuńNie można wyświetlić żądanego profilu usługi Blogger. Wielu użytkowników usługi Blogger nie zdecydowało się jeszcze na upublicznienie swoich profilów.
Jeśli jesteś użytkownikiem usługi Blogger, zachęcamy Cię do włączenia dostępu do swojego profilu.
Buraczków nie cierpię. A to dlatego, że pewna wredna istota jak jest do mnie zaproszona na obiad trzydaniowy i jeszcze ciasto-niebowgębie - to i tak zawsze powie przy wyjściu że najbardziej lubi buraczki.
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak zwykle oblecą- a najbardziej to to z tym zającem na pierwszym planie.
Przyznaję Ci Grand Prix za całokształt - może być???
:-))
Buraczki są w dechę! Ja je uwielbiam, ale wyłącznie w towarzystwie mielonych:)) Oczywiście, że nie! Wolałbym ciasto-niebowgębie:)))
Usuńco też ta nostalgia z człowiekiem wyczynia. skoro można zatęsknić do bigosu, więc czemu nie do bagien? gdybyś tak uchwycił, jak rączy jaźwiec z krwią w oczach morduje mielonego z buraczkami, od razu zrobiłoby się cieplej. swojsko - może nie bagiennie, ale blisko natury.
OdpowiedzUsuńJa tęsknię i do bigosu i do bagien i do wszystkiego, co nie jest trawnikiem:) Obiecuję, że gdy wreszcie wylezę, to postaram się zanęcić!
UsuńPaczaj jakie ty masz pojemne szuflady Wojciechu. Tyle łosi się zmieściło! I nawet ten z zającem cudak, też gdzieś do snu zimowego ułożył był się w zacisznej szufladzie!
OdpowiedzUsuńJuż niestety widać dno, więc za czas jakiś będę musiał zamieszczać fotki Zatorzanek, choć to chyba nie do końca legalne:)))
UsuńGdyby jeszcze codzienne pranie to można by napisać, że życie jak odbite z matrycy. Ale żeby już o 22 minut 14 być w łóżku? Na to trzeba urodzić się mężczyzną. ;-)
OdpowiedzUsuńPranie robię co trzy dni, więc mam szalone życie:))) Ale o co chodzi? Jak wstajesz nad ranem, to i kładziesz się, jak PP przykazała:))
UsuńPoniekąd ;-)
UsuńEch, niewierne!
UsuńCały ten splin to wynik (będę do bólu szczery... a nawet będę się do bólu szczerzył) twojej gigantomanii!
OdpowiedzUsuńGdybyś zakopał pomiędzy przetartymi skarpetami (wiesz, takie co to chodzić wstyd, a wyrzucić szkoda) swoje teleobiektywy, a zamiast nich swe body (nie mam na mysli bielizny) uzbroił w makroobiektyw, to mógł byś polować na całe stada rybików pasące się w wilgotnych pieczarach pod doniczkami, lubo odkrywać pasjonujący świat stawonożnych jadowitych bestii wiszących pod sufitem...
No ale jak ktoś musi mieć dużego okaza...
Freud by to po swojemu pewnie skomentował...
;)
Takich skarpet mam pół szafy, więc chować mam gdzie. Tyle tylko, że ja jakoś nie mam serca do tych rybików i innych pozbawionych kręgosłupa (pomijając ważkoloty, ale to akurat produkt uboczny chłodzenia kadłuba w upały:))). Nie pozostaje mi więc innego, jak tylko poczekać na lepsze czasy i zabrać się za okaza:)))
UsuńNawet łoś wydaje się zaskoczony barwnością życia, jakie obecnie wiedziesz. Może cię pocieszy, że moje życie jest równie barwne, tylko nie mam żadnych łosi do pokazania na fotografii... Ten brak słońca wyssał ze mnie całą energię...
OdpowiedzUsuńNa szczęście ma przyjść wyż, którego oczekuję, jak ta kania dżdżu lub moi sąsiedzi kiperzy win z niewinogron:))
Usuńwidok byle pierzastego pospólstwa - to o sąsiadce?
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to możesz trwać w tym bezproduktywnym, według ciebie, szczęściu, gdyż twoje teksty bardzo lubię i w zupełności mi wystarczą. A gdy jeszcze fotki dorzucasz, zupełnie mi nie przeszkadza, że łoś jeszcze Gierka pamięta. Zupełnie. Wcale a wcale. Nie wiem na ile wynika to z ich jakości, a na ile z mojej w tym temacie ignorancji. Pewnie po połowie. Bywaj zatem zdrów i pisz.
O ile można by nazwać sąsiadkę sikorką, to i owszem, ale ... nie można:)) Foty, jak nadmieniłem pochodzą z szuflady, więc czego oczekiwać? Wszakże nie znalazły się tam przypadkowo:))) PS. Postaram się:)
Usuń:)))) ale za to jakie to mogą być egzotyczne zdjęcia
OdpowiedzUsuńMasz na myśli sąsiadkę?
UsuńZatorzanki
UsuńWszystkie? Nie dam rady!
UsuńDo boju Wojciech
OdpowiedzUsuńDo boju
Bo nadzieję szalik
A taki łoś jakieś 7 lat wstecz wprowadził mi się centralnie przed samo kółko samochodu
Pamiętam
Tak 7 lat
Czyli nie mam jeszczę demencji😆
Tylko gdzie ta bitwa się toczy? Co prawda mam pewien plan, który postaram się jutro wcielić w życie, ale życie pokaże, czy to był dobry pomysł ... albo jakoś tak:))) PS. Czegoś takiego nie zapomina się i po wieku. My co prawda mieliśmy taką niespodziankę kilka miesięcy temu, ale zapamiętamy ją na baaardzo długo:)
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńZwolnij, proszę, zwolnij, bo się zamęczysz i kto nam będzie bagienno-fotograficzne uczty serwował!
:)
Pozdrawiam:)
Ależ ja już wolniej nie mogę:(
UsuńOj, chyba się la mnie żart nie udał...
Usuń:)
Pozdrawiam:)
Dalej nie rozumiem, ale nie szkodzi:)
UsuńOj jakie cudne łosiaczki! Ten z zajączkiem - no masz te szuflady !!!
OdpowiedzUsuńPoza tym styczeń się prawie skończył ;-)
Szuflady już się kończą, ale mam nadzieję, że czas smuty też:)
UsuńWiem coś na temat siedzenia w domu, robię to od września z powodu urazu nogi i już nie mam siły na nic. Ostatnio fotografowałam miejskie kaczki na naszym osiedlu. Oby szybciej do wiosny, bo już krzyczę......
OdpowiedzUsuńTrochę długo, nawet jak na nogę. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku?
UsuńBo to był staw skokowy i na dodatek już nie młody, ale teraz w porządku :)))
OdpowiedzUsuńTo tak, jak z moimi żebrami, które miażdżyłem trzy razy i za trzecim razem chirurg poradził mi, żeby łamać, gdyż szybciej się goi:))
UsuńBuhahaha Ty zawsze rozbawisz. To ty tak długo nie mogłeś z naturą obcować, co tu się dzieje? Tak być nie może, na bank ta ostatnia ucieczka do natury zaowocuje kolejną i kolejną. hihi Nie wiem, ale strasznie śmieszy mnie 'wesoła śmieciarka'. :D Zdjęcia pikne. <3
OdpowiedzUsuńStaram się, jak mogę:) Odwyk od obcowania wynika z kontuzji gŁośki, ale już jest lepiej:) PS. Dzięki:)
Usuń