O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

wtorek, 26 listopada 2013

Widoczki



Nie wiem dlaczego, ale dopiero w tym roku, podczas pobytu w Dolinie Biebrzy, dotarło do mnie, że czegoś w niej brakuje. Krajobrazy niby takie same, ale jednak inne. Trochę to dziwne, ale zacząłem się nad tym zastanawiać tu, na Warmii, po ostatnim, niedzielnym wyjeździe nad stawy i rozlewisko. Przyglądając się łabędziom krzykliwym i białym czaplom (odszczekuję post o tej ostatniej) przyszło mi na myśl, że przecież kilkanaście lat temu, tych dwóch gatunków, w tym miejscu nie było. A teraz są i za chwilę będzie ich jeszcze więcej, a wkrótce przyleci jeszcze coś innego i też u nas zostanie. Tylko co z tego, że pojawiają się nowe gatunki, gdy niepostrzeżenie znikają nasze rodzime. Wiem, że niczego nowego nie napisałem i wie to każdy, kto choć trochę interesuje się przyrodą. Piszę o tym jednak w kontekście biebrzańskiego krajobrazu. Kiedy jeszcze mieszkałem w Dolinie Biebrzy, takie np. cietrzewie i kuropatwy były wszędzie i wydawało się, że tak będzie zawsze. Traktowałem je jak stały element pejzażu, mniej więcej tak, jak traktuje się drzewa. Dziś, tych ptaków prawie już nie ma.
Cieszę się, że mogę nad Biebrzą fotografować krzykliwce i białe czaple, ale mam wrażenie, że bez cietrzewi, kuropatw, a za jakiś czas kolejnych gatunków ptaków, to już nie jest to samo miejsce. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

10 komentarzy:

  1. Piękne są te zdjęcia! A co do wpisu, to rzeczywiście, często nie zwraca się uwagi na to, co człowieka otacza i tylko czasem jakiś impuls sprawi nagłe olśnienie. Nie umiem się wypowiedzieć jeśli chodzi o Dolinę Biebrzy, bo nigdy tam nie byłam, ale trochę kwestię znikania i tego poczucia, że nagle będzie jednak inaczej, rozumiem. Przy domu rodziców, w którym się wychowywałam rósł wielki kasztanowiec i to była miłość mojego dzieciństwa. Wszystkie niestworzone historie zmyślałam właśnie pod tym drzewem i uwielbiałam tam przesiadywać. Wydawało mi się, że to takie normalne, że kasztanowce są, a każdy napotkany, był dla mnie wspomnieniem tamtego. Aż tu przyszła ta paskudna zaraza na te drzewa i nagle się okazało, przynajmniej dla mnie, że te same miejsca bez tych drzew pięknych i zdrowych, już nie są takie same. A to przecież tylko jedno drzewo przy drodze, jedno na podwórku...

    OdpowiedzUsuń
  2. No baaaardzo ładne fotogramy psze pana. szacunek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładne faktycznie...i faktycznie szkoda, że nie tylko drewniane płoty, fury i stogi znikają...i to co "dziś"też pewnie będziemy wspominać "jutro" z sentymentem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarze. Myślę, że dlatego trzeba utrwalać to, co jeszcze zostało, niezależnie czy to Warmia czy Podlasie. Skoro, jak widać, nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego zachować, to niech przynajmniej zostaną jakieś zdjęcia czy zapiski.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ubytek kuropatw nad Biebrza wiążesz z: - ociepleniem klimatu, - przelowieniem, - zmniejszeniem upraw rolnych. Co o tym sądzisz. Kazda odpowiedź to 10pkt. Widoczki utrwalone cudne

    OdpowiedzUsuń
  6. Paradoksalnie, myśliwi są tu najmniej winni. Główny problem to intensyfikacja rolnictwa (scalanie gruntów, likwidacja miedz, remiz, zadrzewień śródpolnych, środki ochrony roślin itp.) i po trosze tzw. ekolodzy. I tu, proszę Beaty, zaczynam się narażać. Nie strzela się do lisów i kruków, bo to nieetyczne. Nie strzela się do bezpańskich, zdziczałych psów i kotów, bo to niehumanitarne. Ostatnio nad stawami, na których zimują łabędzie krzykliwe, musiałem wiać do samochodu przed dobermanem i jego skundlonym kumplem. A za chwilę zamarzną stawy i zamiast zdjęć łabędzi, pokażę wszystkim zdjęcia ogryzionych, łabędzich kości. I dlatego nie ma kuropatw i nie ma cietrzewi.

    OdpowiedzUsuń
  7. A może masz jeszcze gdzieś w szufladzie to czarno-białe zdjęcie stadka tyranozaurów z czasów kiedy jeszcze mieszkałeś w Dolinie Biebrzy? Tymczasem tzw. szacun za bardzo ładne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję. Niestety fotka tyranozaurów gdzieś mi się zapodziała, ale mam kilka slajdów z Wielkiego Wybuchu. Też ładne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pod mój dom na obrzeżach miasta podchodziły kiedyś kuropatwy, bażanty, zające i sarny a nawet jelenie. Po kilkunastu latach osiedle się rozbudowało, dzikie zwierzęta w większości zniknęły, dobrze że chociaż jeże przychodzą i ptaków - jak na miejskie warunki - sporo, bo zostały jakieś zagajniki.

    OdpowiedzUsuń