Ostatnie tygodnie, po raz któryś,
dobitnie pokazały, że szkoda czasu na eksplorację pól i łąk. Cóż zatem robić,
żeby mimo wszystko poobcowowywać z przyrodą? Ano iść do lasu lub, o dziwo,
zostać w mieście. W sobotę razem z Krzyśkiem M. wybrałem się zatem do Lasu Warmińskiego.
To nie do końca moje środowisko, więc dobrze, że był ze mną przewodnik, doskonale
znający ten teren. Las Warmiński to, znany głównie grzybiarzom, obszar zaczynający
się tam, gdzie na południu kończy się Olsztyn. Z racji na fakt, że przez lata
był niedostępny dla zwykłych śmiertelników (wybudowano tam rządowy ośrodek wypoczynkowy),
w dużej części zachował naturalny, wręcz puszczański charakter.
Pogoda nie była zdjęciowa, co niestety
widać poniżej. Było za to zwierzęco i nie mam tu na myśli naszych wzajemnych
relacji z Krzyśkiem, tylko jelenie i dziki. Spotkaliśmy i jedne i drugie, a z tropów
zapisanych na śniegu wynikało, że są ich tam setki. Jednak spotkać, a
sfotografować to niestety nie zawsze to samo. Jelenie, to duchy lasu. Tak jak
one, pojawiają się bezszelestnie i tak samo znikają, pozostawiając
fotografującego z palcem zawieszonym bezradnie nad spustem migawki. Z dzikami
sprawa ma się trochę inaczej. Kiedy obserwuje się je z bliska, odnosi się
wrażenie, że bardziej przypominają wesołą czeredę leśnych pasibrzuchów, aniżeli
leśne zjawy. I choć pod względem płochliwości niewiele ustępują jeleniom, można
je, mając odpowiednie doświadczenie, podejść.
W najbliższy weekend wracam do Lasu i mam
nadzieję, że będzie mi darzył!
Na ostatnim zdjęciu spojrzenie szczere ale melancholijne. Czy po nawiązaniu kontaktu wzrokowego rozszarpał cię na strzępy?
OdpowiedzUsuńNie, choć jak twierdzi mój towarzysz wycieczki, z pewnością rozważała (gdyż to loszka) takie zakończenie naszego spotkania.
Usuń...i udało się...na przekór złej pogodzie:-)
OdpowiedzUsuńAle niedosyt pozostał, więc w najbliższą sobotę ruszamy znowu.
UsuńPrzedostatnie, z tym "futrzastym" dzikiem podoba mi się najbardziej. Pozdrowienia Igor
OdpowiedzUsuńFakt, fryzura nieco awangardowa.
UsuńOjej, a ja myślałam że to blog o pszczółkach, tyle tu mniodu.
OdpowiedzUsuńHonorata Hono-Kapelusz
Kiepściutkie te zdjęcia panie autor kiepściutkie. Żeby nie zakopać się w lesie to lepiej jeździć innym samochodem a nie skodom, niemieckie to jest coś.
OdpowiedzUsuńHonorata Hono-Kapelusz
Miło, że pojawiła się nowa Komentatorka. Zapraszam częściej Pani Kapelusz. Może nawet kiedyś coś się Pani spodoba. A niemieckie, niestety zbyt drogie.
OdpowiedzUsuńDzicze grzywki na gelu są niezwykle urocze, choć same bydlęta już mniej. Podobno watachy podróżują przez moje podwórko (zeznanie sąsiadki), więc stan trawników opłakany. Ale te oczy, uszkli i grzywka na ostatnim portreciku - bezcenne
OdpowiedzUsuńTo fakt, że przypominają nieco polskich piłkarzy. A co do trawników. No cóż. Jak się mieszka w pięknym miejscu, to nie dziwota, że turyści różnego autoramentu przychodzą. A jak już przyjdą, to i przekąszą.
OdpowiedzUsuńNo! Ten ostatni jest po prostu BOSKI!!!! :)
OdpowiedzUsuńHmmm... a nie mógłbyś domontować gdzieś opcji "ostatnich komentarzy"? Na blogspopcie to kulawe bardzo, bo tylko na 5 jest, ale zawsze to coś i widać, że ktoś skomentował dawniejszą notkę - ludzie czasami przechodzą wstecz i rozmawiają. :)
OdpowiedzUsuńBoska, bo to kobieta jest! ::)) Chciałbym, ale nie mogę zaleźć tej funkcji w bloggerze. Popytam mądrzejszych i mam nadzieje, że się uda!
OdpowiedzUsuń