Kilka lat temu kolega pokazał mi, leżące około 20 km od Olsztyna, okazałe, śródleśne
rozlewisko. Wtedy wyglądało to imponująco. Rozległa
przestrzeń wody z plamami wysepek i martwymi brzozowymi zagajnikami na tle
wysokiego, naturalnego lasu. Z relacji miejscowych wynikało, że w tym miejscu były
kiedyś łąki. Jeszcze przed wojną użytkowali je okoliczni rolnicy,
ale gdy zaniechano konserwacji urządzeń melioracyjnych, teren zaczął się
powoli zabagniać, by stać się czymś na kształt jeziora.
Polubiłem to miejsce,
głównie ze względu na ptaki. Jeździłem tam często, choć nie miałem jeszcze
aparatu fotograficznego. A było po co. Na uschniętych brzozach przesiadywały rybołowy, zmieniane po chwili przez, wypatrujące padliny, bieliki. Płycizny opanowały czaple i czarne bociany. Liczne wysepki i sterty pływającej roślinności zasiedlały rybitwy
czarne i śmieszki. Rozlewisko było też rajem dla kaczek. Zwłaszcza wczesną wiosną można tam było obserwować płaskonosy, cyranki,
czernice, gągoły i głowienki. Na tym terenie spotkałem też chyba
większość naszych dużych ssaków, w tym mojego jedynego, warmińskiego
łosia.
I dlatego martwi mnie, że od jakiegoś czasu z
tym miejscem dzieje się coś złego. Rozlewisko wyraźnie znika. Woda utrzymuje
się tam już tylko wiosną, a i to w zaledwie kilku zagłębieniach. Wraz z
ubytkiem wody zaczęło ubywać i ptaków. Zniknął rybołów, zniknęły czarne bociany
i takież rybitwy. Nie słychać już bąka i nie widać bielika.
Nie oznacza to jednak, że niczego tam już
nie ma. Są jeszcze perkozki, samotniki, gągoły, krzyżówki, czajki i czapla. Jest dyżurna para żurawi, a ostatnio
zaczął zalatywać orlik krzykliwy. Obawiam się jednak, że mimo wszystko dni rozlewiska są już policzone. Świadczą o tym chociażby nowe paliki, wyznaczające granice działek
tam, gdzie dwa lata temu była jeszcze woda. Widocznie komuś opłaca się zamienić
ten teren z powrotem w użytek rolny. Szkoda tylko, że zniknie niezwykłe siedlisko przyrodnicze, podczas gdy dookoła zalegają hektary zaniedbanych, nikomu niepotrzebnych łąk.
śliczny perkozek, świetna łyska z tymi kroplami opadającej z ziela wody, w ogóle świetne foty. Jak Ci się udało zebrać w jednym kadrze żurawie z tą wariatką - czajką?!? Super felieton. Znam takie miejsce. Jakbyś zechciał się dać namówić dać się ... to chętnie pokażę, zaprowadzę, zapoznam ...
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję i chęć zaprowadzenia. A co do żurawi i czajki. Ta druga atakowała te pierwsze i prawdę mówiąc trochę zepsuła mi kadr. Ale co robić. Taka widocznie czajcza natura.
OdpowiedzUsuńPiękne ptasie zdjęcia! Ale ważniejsza możliwość obcowania z tymi eleganckimi stworzeniami. Szkoda jednak, że dbanie o przyrodę najczęściej kończy się u nas na deklaracjach...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ma Pani stuprocentową rację. Przebywanie i fotografowanie to, tak naprawdę, sedno całej tej zabawy. Same zdjęcia to już tylko wisienka na torcie. A co do dbanie o przyrodę? Mam czasem wrażenie, że na Warmii panuje przekonanie, że mamy tyle zasobów, że jak jeden czy dwa ubędą, to nic się nie stanie.
UsuńCoś jeszcze na szczęście zostało do podpatrywania, jednych przybywa innych ubywa a gdzie indziej odwrotnie. Tu jak widać nie tak dawno brzeziny szumiały. Zmiany takie naturalne a ciężkie do przełknięcia gdy antropogeniczne. W ogólnym bilansie podmokłości mamy na szczęście coraz więcej. Perkozek ostry jak żyleta - gratulacje. I kurczaczek się załapał.
OdpowiedzUsuńCoś tam rzeczywiście zostało, ale szkoda każdego takiego miejsca. W ogólnym bilansie może i przybywa, ale sama wiesz najlepiej, że rzadko kiedy ilość przechodzi w jakość.
Usuń