W filmie „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana
jest scena, w której Skrzetuski - poseł księcia Wiśniowieckiego, płynie łodzią
po Dnieprze na Sicz. Nie o historii chcę jednak napisać, ale o … rycykach, których
całe stadko pojawia się w pewnym momencie na ekranie. Przyznam szczerze, że o
ile samego filmu zbytnio nie cenię, to wracam do niego czasem dla tego właśnie
fragmentu.
Jak już kiedyś wspominałem, rycyk jest moim
zdecydowanym faworytem w ptasim świecie. Bagna Biebrzańskie, zwłaszcza wiosną, to
setki gatunków, ale ten jeden budzi we mnie szczególne emocje. Rycyki występują
prawie w całej Dolinie, ale jeżeli chce się mieć stuprocentową pewność
spotkania, trzeba wybrać się na groblę prowadzącą do Białego Grądu. Co
prawda w tym roku z powodu wyjątkowo niskiego stanu wody ptaki przeniosły się w
głąb łąk, ale w dalszym ciągu są widoczne i słyszalne.
Ważne dla fotografujących jest to, że rycyki w odróżnieniu od takich np.
czajek czy batalionów nie są przesadnie płochliwe i pozwalają się obserwować z niewielkiej
odległości. Od czasu do czasu pojawiają się nawet osobniki, które prawdopodobnie nie wiedząc,
co to jest dystans ucieczki, bez cienia strachu przechadzają się pod nogami turystów.
Rycyki na łące czy drodze to coś, co zawsze cieszy oczy, ale zawsze szczególne wrażenie robi na mnie widok tych ptaków przesiadujących na pozostałościach starych płotów czy wbitych w łąkę tyczkach. Z zacnej rodziny bekasowatych, tylko one i kszyki opanowały tę sztukę, choć w tym roku udało mi się po raz pierwszy spotkać odpoczywającego na kołku krwawodzioba.
Rycyki na łące czy drodze to coś, co zawsze cieszy oczy, ale zawsze szczególne wrażenie robi na mnie widok tych ptaków przesiadujących na pozostałościach starych płotów czy wbitych w łąkę tyczkach. Z zacnej rodziny bekasowatych, tylko one i kszyki opanowały tę sztukę, choć w tym roku udało mi się po raz pierwszy spotkać odpoczywającego na kołku krwawodzioba.
Rycyki pozostaną nad Biebrzą do końca lata.
Potem, gdy młode pokolenie posiądzie już umiejętność latania, ruszą na zimowiska. W
czasie migracji pojawią się też i u nas, więc warto ich wypatrywać w czasie
jesiennych eksploracji warmińskich rozlewisk.
Rycyk, hmmm ... reprezentant rodzaju, którym trudno byłoby mi się zachwycić ... jednoznacznie brakuje im szponów i dziób, jak można mieć taki dziób?!? Jednak urok twoich zdjęć (szczególnie drugiego) powoduje zmianę mojego stanowiska. Znajmość z Tobą, a szczególnie z twoją fotografią skłania mnie do rewizji poglądów. Jak widziałeś w moim poscie, po 16 latach wyjazdów do Szwecji, w tym roku fotografowałem ... GĘSI!!! To wcześniej było nie do pomyślenia:) Dziękuję za inspirację i zwrócenie mojej uwagi na ... "drób" ;)
OdpowiedzUsuńświetne zdjęcia
OdpowiedzUsuńProszę bardzo :) Drób nawet z prostym dziobem zawsze będzie interesujący, choć jak widać, czasem potrzeba 16 długich lat, żeby to zrozumieć.
OdpowiedzUsuńMiłość do rycyków pięknie pokazałeś na tych fotografiach
OdpowiedzUsuńDziękuję. Niestety podczas ostatniego pobytu nie widziałem ani jednego. Być może wynikało to z faktu, że oczy miałem całkowicie zalane potem :)
OdpowiedzUsuń