Nasz ostatni, sylwestrowy pobyt w, wyjątkowo
mroźnej, Dolinie Biebrzy przeżyliśmy w zasadzie wyłącznie, dzięki Panu
Marcinowi. Zapytacie zapewne, kim jest ów tajemniczy Pan Marcin? To jednak źle
zadane pytanie, gdyż nie o człowieku tu piszę, a o … nalewce o takiej właśnie nazwie.
Tam o nalewce! O nektarze wybornym, który powalając smakiem, pozwalał pokonać
największą nawet, wywołaną mrozem, trzęsawicę. Skład tego trunku jest banalnie
prosty, ale przecież często tak bywa, że nie to, co skomplikowane i udziwnione,
jest najlepsze. A więc bierzemy…, acha chcielibyście. Niestety Autor trunku nie
upoważnił mnie do zdradzenia tej - nie boję się tego słowa - genialnej receptury.
W każdym bądź razie, kiedy tak sączyłem Pana
Marcina, przyszło mi do, dziwnie rozanielonej głowy, że może przezwyciężę
wreszcie wrodzone lenistwo i w tym roku zabiorę się za produkcję domowych
trunków. Ponieważ jednak nie chcę, żeby były to kolejne, nudne pigwówki,
dereniówki czy inne mandarynówki, posłużę się przepisami zawartymi w pewnej starej
książce, wylicytowanej kiedyś przeze mnie, za rozsądne pieniądze, na Allegro. Książka
ta nosi tytuł „Jedyne praktyczne przepisy
konfitur, likierów, marynat, ciast i t. p.”, a jej autorką jest
propagatorka domowego gotowania i niekwestionowana liderka rynku księgarskiego drugiej
połowy XIX – Lucyna Ćwierczakiewiczowa.
W rzeczonej książce ta caryca międzywojennego,
książkowego gastrobiznesu, zamieściła aż 50 przepisów na wódki, likiery, nalewki
i araki. I jak sama napisała we wstępie do Oddziału (!), poświęconego właśnie alkoholom,
„Staranna gospodyni z małym zachodem może
sobie przygotować w domu doskonałe wódki, nalewki i likiery, których koszt będzie
o połowę mniejszy od zagranicznych, a smakiem dorówna im w zupełności”.
No dobrze, przejdźmy zatem do wspomnianego
Oddziału Oczywiście znajdziemy tam mnóstwo przepisów, doskonale znanych dzisiejszym
nalewkoczyńcom. Z drugiej jednak strony znajdują się tam receptury, o których
dziś już trochę zapomniano i te właśnie najbardziej mnie zainteresowały. I tak
w tym roku przymierzam się do:
·
Wódki na węgierskim
winie,
·
Wódki bakaliowej,
zwanej papieżówką (!),
·
Wiśniówki prędkiej do
użycia,
·
Likieru maraskinowego,
·
Likieru benedyktynka
podług innej kombinacji,
·
Araku sztucznego,
·
Likieru z kwiatu
lipowego,
·
Lekkiej nalewki
kijowskiej do picia szklaneczkami,
·
Wybornej wódki na
araku,
·
Likieru „Anisette de
Bordeaux”
oraz
·
Wódki na tarkach.
A jak już to wszystko wyprodukuję i wypiję,
to w celu pozbycia się dolegliwości związanych z nadużyciem, skorzystam z przepisu
Ćwierczakiewiczowej na, „Kumys z krowiego
mleka”. I tyle.
Tekst rozbraja:) Łośki bardzo fajne -klimatyczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Powinnaś wybrać się kiedyś nad Biebrzę zimą. Wtedy łatwiej o spotkanie z tymi zwierzakami.
UsuńArak sztuczny zdecydowanie mi się nie podoba! W plastikowej butelce będzie? Do degustacji pozostałych chętnie udostępnię kameralny ogródek w centrum miasta - posiedzenie pod gruszą. O, może dołożę nalewkę na gruszeczkach ;-)
OdpowiedzUsuńSprawdzę o co chodzi z tą sztucznością, bo plastikowych butelek w międzywojniu było jeszcze raczej bardzo mało:)Z ogródka chętnie skorzystam, ale może poczekajmy do nieco ciekawszych okoliczności pogodowych:)
UsuńZimowe futro mają niczym niedźwiedzie. Ciekawa jestem z czego się śmieje ten na 2. Piękne foty, 8 najbardziej. W temacie procentowym ze wskazanych robię na tarkach i wiśniówkę, ale nie na prędko.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)Oj mają. Kolega z Norwegii próbował strzelać do nich z wiatrówki w celu przepłoszenia z posesji i odniosło to skutek porównywalny z ukąszeniem komara. No cóż. Mnie najbardziej przypadła ta do picia szklaneczkami:)
UsuńPiękne światło. Igor
OdpowiedzUsuńByło nieźle i to przez dwa wieczory. Szkoda tylko, że jednocześnie było tak potwornie zimno.
UsuńCudne pokraki !:) Mam nadzieje,że Twoje jedyne praktyczne wyroby, będą równie dobre jak zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńJa również. Tyle tylko, że przekonamy się o tym dopiero następnej zimy. Ale poczekamy, poczekamy!:)
Usuńcierpliwie ;)
UsuńNie sądzę:)
Usuńale kapitalne te łosie, świetne światła! Przez to moje wieczne siedzenie w ciemnym lesie, już zapomniałem, że słónce może brać udział w fotografii! :) Z Alko wszystko się zgadza, ale pigwówka nigdy nie jest nudna, nigdy mi się nie znudzi - uwielbiam!
OdpowiedzUsuń"Sączyłem Pana Marcina ..." stąpasz po cienkiej nitce jak powiadała pewna bohaterka pewnego serialu ;)
Mieliśmy fart z tą wyżową pogodą. Dwa wieczory z rzędu było ok. Ja też lubię pigwówkę, ale zaintrygowała mnie wiśniówka prędka do użycia:) PS. Jest XXI wiek i będę sączył, kogo i co będę chciał!
UsuńZe zdjęć szanownych łosi wygląda jakby Szanowny Autor Bloga wraz z koleżkami razem tego Marcina testował. Para z pysków bucha i krok jakiś taki energiczny się wydaje. Super cała łosia kolekcja wyjszła.
OdpowiedzUsuńNie, ale dzięki Beata za podpowiedź. Następnym razem rzeczywiście nie będę sknerą i podzielę się z gamoniami nalewką.
UsuńŁosie + brzozy + trawy - piękniejszego połączenia chyba nie ma! I to światło! Przecudne!
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania. Mieliśmy to szczęście, że nie wszystkie łosie weszły w sosnowe lasy, a to ze względu na brak śniegu. Za tydzień też będą łośki, ale już niestety nie tak fajne:)
UsuńWspaniałe zdjęcia, piękne miękkie światło, no i łosie z tą parą - piękne ujęcia. Gratuluje
OdpowiedzUsuńDzięki Marcin. Ze światłem i z łosiami mieliśmy i trochę szczęścia i trochę cierpliwości. Zima jest bezśnieżna, więc jeszcze nie weszły w szpilkowe lasy.
UsuńZacne nazwy ale i tak twierdzę że najbardziej rozgrzewa kawa z bimbrem (zostałem poczęstowany w schronisku, gdy przemarznięty wracałem ze Śnieżki), po filiżance, stwierdziłem że mogę w sumie wracać na szlak... na szczęście mnie powstrzymano.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla łosi ;-)
To trafiłeś w jeden z tajemnych składników Pana Marcina. Podpowiem, że nie chodzi o kawę:)
UsuńO zdjęciach nie będę się rozpisywał bo są genialne.Ale skupię się na trunkach,a nie chcąc owijać za bardzo w bawełnę zapytam się kiedy mam przyjechać na degustację ?Zimno ostatnio rozgrzałbym się :)))
OdpowiedzUsuńZa kilka tygodni przywiozę próbki, więc cierpliwości młody człowieku:)
UsuńKilka tygodni ? Za ten czas wiosna przyjdzie i na topie zimne piwo będzie a nie rozgrzewające nalewki 😉
OdpowiedzUsuńNo fakt, nie pomyślałem. I co ja mam teraz robić? Spakuję się i pojadę!
Usuń