O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

wtorek, 16 maja 2017

Dzień z życia mokradłowego pstrykacza.



W tym poście chciałbym opisać nasz typowy, zdjęciowy dzień w Dolinie Biebrzy. Ponieważ ufam, że zawarte w nim informacje mogą zainteresować młodych adeptów fotografii przyrodniczej, postanowiłem zrobić to w sposób, jak najbardziej dokładny, zatem przygotujcie się na najdłuższy tekst w mojej, blogerskiej karierze.

3.00 – Smartfon gŁosia rozbrzmiewa odgłosami drobiu, idącego na rzeź, czyli ... pobudka. W trakcie każdej wyprawy fotograficznej wstajemy półtorej godziny przed wschodem słońca. Potrzebujemy czasu, by przygotować sprzęt, dokonać podstawowych ablucji, zaparzyć kawę, zwinąć barłóg, porozmyślać o bezsensie wegetacji we współczesnym, zdemoralizowanym świecie, itd.

4.00 Ruszamy w plener. Ponieważ zwykle śpimy w samochodzie, dotarcie na miejsce zabiera nam zaledwie kilka chwil. Czekając na wschód słońca popijamy wrzącą mokkę, medytujemy i zastanawiamy się, po jaką cholerę wstaliśmy tak wcześnie, skoro spokojnie można było pospać jeszcze pół godzinki.

4.20 – Brzask. Jest oczywiście w dalszym ciągu zbyt ciemno na zdjęcia, czekamy zatem dalej, kontynuując zastanawianie się po jaką … itd.

4.30 - Wstaje świt, pojawia się światło i możemy zacząć fotografować.

4.31 – Rozpoczynamy fotografowanie właściwe. Światło jest idealne, więc pstrykamy, ile wlezie.

4.35 – O tej porze (zwanej przez profesjonalistów - poświtem) światło zaczyna się powoli psuć, ale w dalszym ciągu da się pstrykać, więc jeżeli cokolwiek żywego znajduje się w zasięgu naszych obiektywów – trzaskamy fotki.

4.40 – Poświt gwałtownie przechodzi w fazę tzw. popoświtu, czyli - innymi słowy - dolinowe słońce operuje już w najgorsze, przepalając większość wszystkiego. To czas, kiedy należy powoli kończyć fotografowanie.

4.41 – Finisz fotografowania właściwego. Można odłożyć sprzęt, wyjąć ekwipunek gastronomiczny i przystąpić do przygotowania śniadania (relacja wkrótce).

5.20 – Dojadamy resztki, dopijamy zlewki i pakujemy do bagażnika cały kuchenny majdan wraz z zapasami.

5.21 – Po raz pierwszy pojawia się rozpaczliwa myśl pt. „Co będziemy robić do 17.30, czyli przez kolejne dwanaście godzin?”

5.26 – Czternasty w ciągu pięciu minut spoglądam na zegarek i chwilę później mam pierwszy atak ADHD. Na szczęście łagodny.

5.29 – Zaczynam zastanawiać się, czy to aby nie czas na drugie śniadanie, ale gŁoś (zwykle żarłoczna) oznajmia, że nie jest głodna. Uśmiecham się łagodnie, ale zapamiętuję!

5.39 – Postanawiam przejść się po okolicy.

5.40 – Ale po co, skoro cały teren znam, jak własną kieszeń, więc raczej nic nowego nie zobaczę.

5.43 – Na niebie, ani jednego obłoczka, słońce w natarciu, a wszystko co żywe i rozsądne zalega w krzakach.

5.44 – Usiłuję przypomnieć sobie choć jeden podręcznik savoir-vivre`u, w którym napisano by, że pierwszego drinka gentelman może wypić tuż po piątej nad ranem.

5.47 – Chyba jednak nie ma takich podręczników.

5.50 – Zrozpaczony postanawiam się zdrzemnąć.

5.56 – Ale nie mogę zasnąć.

6.07 – Ponownie sprawdzam, ile czasu zostało do 17.30 i mam kolejny atak. Tym razem silny. Bardzo silny.

6.08–13.00 – Kompletnie nie wiem, co działo się w trakcie tych kilku godzin, ale gŁoś sprawia wrażenie, jakby się mnie trochę bała. Chyba powinienem porozmawiać z psychiatrą, ale jak zwykle w takiej sytuacji, żadnego nie ma w pobliżu.

13.01 – Na szczęście nadciąga pora obiadowa. Wyciągamy kuchenne graty, zapasy i przystępujemy do gotowania, czyli - tak naprawdę - do podgrzewania gotowców.

13.15 – Decyduję, że następnym razem nie zabiorę niczego gotowego, gdyż 14 minut, to stanowczo zbyt mało, żeby zabić czas. Odtąd zawsze będę zabierał w teren, wyłącznie sadzonki warzyw i nienarodzone prosięta.

13.25 – W połowie jedzenia wpadam na genialny, w swej prostocie, pomysł. Postanawiam, zgodnie z zaleceniami dietetyków, przeżuwać każdy kęs przynajmniej 20 razy. Biorąc pod uwagę, że w resztce mojej porcji „Kociołka Cygańskiego” znajduje się jeszcze 697 ziaren kaszy (nie licząc mięsnych kłaków), daje to w sumie 13940 ruchów szczęką. Zakładając, że każdy taki ruch zajmuje około sekundy, zjedzenie obiadu zajmie mi prawie 4 godziny! 

17.28 – Kończę przeżuwanie ostatniej jaglanej kuleczki, a w międzyczasie słońce zaczyna stawać się coraz bardziej przyjazne.

17.30 – Rozpoczynamy drugą fazę fotografowania właściwego. Łazimy po terenie, który z daleka wygląda, jak ekstensywne pole golfowe, ale z bliska okazuje się grzęzawiskiem. Zwierzaki na szczęście dopisują, więc jest dobrze.

20.00 – Zachód słońca rządzi! Tyle, że krótko. Trzaskamy szybkie landszafciki, ładujemy się do auta i ruszamy do miejsca, gdzie będziemy nocować.

20.30 – Rozpalamy ognisko, przygotowujemy kolację dla gŁosia (ja mogę tylko pić, gdyż dramatycznie łamie mnie w żuchwie) i mościmy barłóg.

22.30 – Granat nieba, księżyc i konstelacje. Gdzieś na zewnątrz, cicho i niespiesznie, dokazują nocne bagnostwory. Jest ciepło. Ciało rozkosznie drętwieje, zmęczona długim dniem głowa przylega do miękkiej podusi, a z zakamarków mózgu wypełzają pierwsze senne mary ...

22.32 – Za stworzenie komarów Pani Przyroda powinna dostać podwójne dożywocie w najstarszym skrzydle barczewskiego więzienia!! Byłem przekonany, że wytłukłem je wszystkie, ale ewidentnie kilkadziesiąt sztuk tego, cholernego badziewia musiało zadekować się gdzieś w czeluściach bagaż ... sypialni. Zaspany wygrzebuję się z barłogu, zapalam latarkę i zaczynam zabijać.

22.40 – Zabijam i zabi ...

3.00 – W mózg wwierca mi się rozpaczliwy skowyt krzywdzonego kapłona. Zaczyna się kolejny, fotograficzny dzień.




















45 komentarzy:

  1. Najpierw chciałam Was pożałować, ale jak doszłam do zdjęć, to żal minął, no cudne po prostu. A i Twój sposób opisu wart publikacji szerszych, naprawdę :-)
    Gdy opisujesz swoje rozterki ruchowo-jedzeniowe i chwile zwątpienia, to przypominam swoje marudzenie w czasie wspinaczek na górki, bo marudna jestem strasznie(chociaż z roku na rok coraz mniej)ale gdy wlezę i mogę podziwiać panoramy i widzieć tych ludzi lub nikogo na dole to dumna jestem, że znów pokonałam słabości.
    Jak ja się cieszę, że odkryłam twój blog!
    Wszystkie fotki pokazuję mężowi, podziwia waszą pasję, ale do własnego bloga jeszcze nie dał się namówić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i wzajemnie:) PS. Nie trzeba nas żałować! Sami sobie gotujemy ten los:))) PS.2. Również jestem marudny, co wie każdy, kto tu zagląda:))) Tyle tylko, że przechodzi mi to natychmiast po powrocie i jestem gotów wracać w teren, choćby zaraz:))) PS.3. Pozdrowienia dla Męża i nie ustawaj w wysiłkach! :)

      Usuń
  2. No ja Cię przepraszam, ale foty!!! Tekst świetniejszy niż zwykle, 22.30 rozbrajająca.
    PS 1
    Coś jest w powietrzu, od tygodnia myślę, że dzień mógłby się składać wyłącznie ze świtów i wieczorów, a szczególnie świtów.
    PS 2
    Kiedyś podczas rejsu, w komarowym szale kolega wymyślił genialny sposób na nie. Zanurzyć się w całości pod wodę i oddychać przez rurkę z trzciny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Grażyna:) Mieliśmy farta, choć znajomość terenu, też coś tam dała. Jest, jest. Fajnie napisała o tym Iwona. PS. I co? Wytrzymał całą noc? :)))

      Usuń
    2. Noc, +25, staliśmy w zielonej zupie u ujścia kanałów na Tałty. 6 osób na jachcie i jakieś 3 miliony komarów. Sposób przyszedł mu do głowy po serii zabójstw okraszonych gęstym sosem żołnierskich epitetów. Z powodu odległości do trzcin, i obrzydliwej gęstej mazi na wodzie nie udało się. Więcej z nami nie pływał.

      Usuń
    3. Jakoś mu się nie dziwię :))) A tak poważnie, to insekty potrafią zabić każdą (prawie) przyjemność na łonie. Te nasze co prawda nie były nadmiernie agresywne, ale sama ich obecność wkur ... denerwowała okrutnie :)))

      Usuń
  3. Coś za coś...zdjęcia warte wszystkich niedogodności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem muszę się zgodzić :))

      Usuń
    2. Tym razem ? To znaczy, że zazwyczaj się ze mną nie zgadzasz !!!! Buuuuu

      Usuń
    3. Chodziło mi o to, że tym, SZCZEGÓLNYM razem zdjęcia faktycznie wynagrodziły, gdyż bywa z tym różnie :))) A tak poza tym, to się zgadzam :))))

      Usuń
  4. Zdjęcia warte znoju.
    w wolnym czasie zawsze możesz starać się wykombinować teorię wplatającą interferencję fal prawdopodobieństwa w ogolną teorię względności. Jak Ci się nie uda to zabijesz i tak mnóstwo czasu, jak Ci się uda masz miejsce obok Newtona i Einsteina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znojem to bym tego nie nazwał, ale nudą i owszem:) Zainteresowałeś mnie tą teorią. Co prawda na razie kompletnie nie wiem, o co chodzi, ale sobie wygoogluję. Nobel, to parę złotych, a kasa zawsze się przyda :)))

      Usuń
    2. Kumpel z pracy kiedyś zabunkrował się przed szefem na kilja godzin,w obawie przed "robotą", Nie często widzieć tak "uznojonego" człowieka i to nudą.

      Teoria - znasz to; "wszyscy wiedzą że czegoś zrobić się nie da, po czym przychodzi kompletny laik, który o tym nie wie i ... to robi" ;) Tak więc masz duże szanse...
      Ps. z tago co obserwuję to ponad połowa fizyków nie kuma o co z tym idzie ;)

      Usuń
    3. Gratuluję pomysłu! Chyba wolałbym kamienie tłuc przy szosie, niż spędzić kilka godzin w ciemnicy:))) PS. Ok. Spróbuję po weekendzie :))

      Usuń
  5. Kolejny rozbawiający mnie do łez tekst i znakomite foty. Ten podręcznik o piciu drinków przed piątą rano,to my Wojtek musimy napisać. Wyjazd rykowiskowy bez niego będzie zapisany licznymi twoimi atakami ADHD, jeżeli gŁoś się boi to co ja mam powiedzieć:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to przeczytać :))) PS. I to jest myśl!!! Napiszemy podręcznik dobrego wychowania, w którym zawrzemy wszystko to, co może dobrym wychowaniem nie jest, ale w naszym - będzie! Jesteś Paweł GENIUSZEM!!

      Usuń
    2. Zobaczysz to będzie hit tego roku i dwudziestu następnych :)))

      Usuń
    3. Wiem! Trzeba to rozreklamować i brać kasę za wpisywanie pomysłów innych, takich jak my!

      Usuń
  6. Witaj, Wojtku.

    O zdjęciach mogłabym napisać najdłuższy komentarz w życiu. I to do każdego osobny:)

    Co do pośpieszania czasu, przyszło mi na myśl żucie maku, ale ponoć ma on właściwości silnie usypiające, więc to chyba jednak nie najlepszy pomysł:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Leno :) Mieliśmy dobry czas, choć było i smutno, ale nie chcę o tym pisać. PS. Spróbuję tego maku. Zwykle w południe czasu nam nie brakuje, a zdrowa drzemka, to skarb prawdziwy :))

      Usuń
  7. Wojciechu, mam pomysł na zabicie Twojego wolnego czasu do tej 17:30 . Naucz się robić na drutach. Robienie na drutach uspokaja, wycisza, leczy ADHD , to taka nowa joga , no i jest teraz bardzo trendy. A już nie wspomnę jaki z tego pożytek , piękne sweterki byś wydziergał, czapeczki, szaliczki... Nawet nie miałbyś czasu zapytać o drugie śniadanie ...
    Ta pobudka o godzinie trzeciej, brzmi strasznie, chociaż z drugiej strony aby zobaczyć takie widoki jak na Twoich zdjęciach , to chyba jednak bym wstała, szczególnie na oglądanie małego łosia :))) Cudny jest :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś próbowałem kleić modele z "Małego Modelarza". Cierpliwości starczyło mi na kwadrans! Myślę, że próba podejścia do drutów, skończyłaby się połamaniem tychże, a nawet wełenki :))) PS. Nie jest tak źle, a jak już się człowiek przyzwyczai, to nawet przyjemnie tak sobie nie pospać :)))) PS. Jest!

      Usuń
  8. Ależ się uśmiałam z tekstu!!!!
    A zdjęcia to sama poezja, szczególnie ten łoś przechodzący przez rzekę.... no i te maleństwa podążąjące za matką...

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo miło mi to czytać :)) Mieliśmy duuużo szczęścia. Najpierw z tym pływakiem, a później z maluchami. Klępy w tym okresie są bardzo ostrożne i rzadko pokazują się na otwartej przestrzeni :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja rada na Twoje ADHD - pisz chłopaku epopeję narodową 13-zdłoskowcem. Poprzednia trochę się zestarzała i czas na Nowego Wieszcza. Tylko łagodnie, bo przestaniesz zdjęcia robić a szkoda by było. Łosie fantastyczne i ta mgiełka nad rzeką i maluchy i ten łoś z nóżką tylną w gimnastycznej pozie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rada niegłupia, tyle tylko, że gdybym napisał taką epopeję, to Naród zlinczowałby mnie w ułamku sekundy! Takie byłyby kolejki do linczowania, że pewnie trzeba by mnie sklonować, żeby dla każdego starczyło :)))) PS. O tak! Mgiełka jest najfajniejsza (nawet i bez łosia) :))

      Usuń
    2. Ależ nie musisz publikować od razu. Przekaż komuś do publikacji po ...I będziesz miał zajęcie i odsuniesz widmo linczu i ktoś się na prawach autorskich dorobi i jeszcze będziesz miał satysfakcję że bachory mają nowy problem maturalny.

      Usuń
    3. W sumie, to jest jakieś rozwiązanie. Co prawda sława i apanaże przypadną komuś innemu, ale ten problem maturalny, kusi tak, że sam Pan Szatan, lepiej by nie wymyślił. To jednak napiszę, ale ... jutro :)))

      Usuń
  11. Znam z opowieści zaprzyjaźnionych fotografów przyrody ich trudy i takie tam różne niedogodności, ale przyznam, że żadna z tych opowieści nie rozbawiła mnie tak jak ten post :) Knitolog ma rację, naucz się robić na drutach, koi nerwy i pozwala wypełnić czas, na ADHD też się przyda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) PS. Tak, niewątpliwie ma rację. Tyle tylko, że po kwadransie śmigania tymi patykami, trzeba by mnie włożyć w takie specjalne ubranie, zwane przez niektórych kaftanem :)))

      Usuń
    2. Tam zaraz w kaftan. Pomyśl, że takie druty mogą nawet się przydać do samoobrony, jak Cię jaki dziki zwierz dopadnie w tych lasach.

      Usuń
    3. A, chyba, że do samoobrony! Co prawda dzicza skóra ma jakieś 0,5 cm grubości, ale w końcu mogę go dziabnąć w oko, albo w inną, równie wrażliwą część ciała :)))

      Usuń
  12. Masz talent nie tylko do robienia zdjęć, ale i pisania uroczo - dowcipnych tekstów. Gdybyż to było tak proste jak piszesz, to pewnie połowa ludzkości robiłaby zdjęcia tym łosiom, wilkom, dzikom.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, ale tak naprawdę, opisuję jedynie otaczającą nas rzeczywistość:) PS. Samo fotografowanie nie jest trudne. Fotografia przyrodnicza, to jednak nie tylko pstrykanie. To przede wszystkim znajomość przyrody, więc zapewne dlatego nie zajmuje się tym połowa ludzkości :)))))

      Usuń
  13. Bardzo pouczający tekst,teraz dowiedziałam się o której godzinie najlepiej robić foty . Rano to najlepsza pora do spania,ale dzięki takiemu poświęceniu Pana zdjęcia są zawsze takie wyjątkowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ten tekścik okazał się choć trochę pożyteczny:) Do wczesnego wstawania trudno się przyzwyczaić, ale o tej porze roku, to jedyny, sensowny czas :)

      Usuń
  14. :)))))))
    No cóż życie składa się głównie z tych rzeczy za którymi nie przepadamy, by w nagrodę dać nam momenty, które uwielbiamy :)))
    Wszystko wymaga poświecenia, nawet zdobycie żony, czy niezamordowanie Fiodora :)))
    Zdjęcia są tak piękne, że zapierają dech, a łoszaki przesłodkie :) takich małych nigdy nie widziałam, tym bardziej dwóch naraz, to chyba nieczęsto się zdarza.
    Album trzeba wydać! Najlepiej z tekstem :)))
    P.S.Widać że majówka była, bo mam do nadrobienia teksty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zgadzam się z Makunką i Knitologiem, zresztą sama podnosiłam ten temat już kilkukrotnie :))) Trzeba robić na drutach, albo chociaż na szydełku :))) Ja nie mam czasu do zabijania, mi go nieustannie brakuje!
      A do robienia na okrągło, ściegiem gładkim prawym lub lewym nawet światła nie trzeba i zamiast ADHD po takim posiedzeniu wychodzisz z gotowym szalikiem, czapką, skarpetką lub częścią sweterka, jedna majówka i jakie wzbogacenie garderoby :))) Ostatecznie można też kocyk dziergać i wtedy przy nagłym ochłodzeniu jest jak znalazł :)))

      Usuń
    2. Niezamordowanie Fiodora? Chyba zaczynam Cię lubić i ... OK, przesadziłem, choć w mojej głowie pojawiła się myśl, tak straszna, że aż ... Ok ... dziergać, tak. Obiecuję, że poważnie zastanowię się nad dzierganiem, choć perspektywa bywania na Radzie Wydziału we włóczkowej czapeczce i części sweterka jest co najmniej ciekawa :)))

      Usuń
  15. Święte słowa! I tego właśnie będę się rozpaczliwie trzymał podczas przyszłotygodniowej powtórki z rozrywki :)))) PS. Mam nadzieję, że się je nam spotkać powtórnie, choć klępa ma nas chyba dosyć i być może zaplanowała przeprowadzkę:)) PS.2. To już zaczyna mieć znamiona zmasowanego ataku sekty Wyznawczyń Świętej Wełenki! Stanowczo protestuję i uroczyście oświadczam, że nie stanę się kolejną ofiarą wirusa robótek ręcznych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobiety są jak gołębice...
      robią na drutach ;)

      Usuń
    2. Niestety gołębie, coraz częściej też :)))

      Usuń
    3. znak czasu, ani chybi, znak czasu, kiedyś mawiano, ze kobiety są jak jaskólki......nie bedę wnikać, czy to kwestia wspólczesnych gabarytów czy coraz mniejszej populacji jaskólek :)))

      Usuń
  16. Nieźle... O tej porze roku, gdy ja wstaję na wschód to o zachodzie jestem już jak zombi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się Magda! Wkrótce nadejdzie zima i znowu będzie można wylegiwać się do 5 :)))

      Usuń