Wielokrotnie, czyli jakieś dwa-trzy razy, wspominałem już w tym blogu o Włodzimierzu Puchalskim. Jego postać jest dla mnie szczególnie ważna, gdyż gdyby nie On, prawdopodobnie pozostałbym przy pasywnym obserwowaniu przyrody i nigdy nie sięgnąłbym po aparat. Oczywiście wiem, że mnóstwo osób stwierdzi natychmiast,
że szkoda, że tak się nie stało, ale cóż. Jest, jak jest i tyle.
Zostawmy jednak ten nieprzyjemny dla nas wszystkich temat i wróćmy do Puchalskiego. Pisałem już kiedyś, że posiadam
wszystkie Jego albumy, łącznie z tymi, które ukazały się już po Jego śmierci na
Wyspie Króla Jerzego. W czasach tzw. młodości wertowałem je godzinami, a w szczególności te poświęcone Biebrzy i Narwi. Potem jednak pojawili
się kolejni fotografowie i kolejne wydawnictwa, na tle których stare albumy
Puchalskiego zaczęły wyglądać mocno archaicznie. Czarno-biała fotografia, papier, którego dziś nie użyto by nawet do wyłożenia skrzynki z węglem i poligrafia jak ze szczenięcych lat Gutenberga. Jeszcze później dotarły do nas wydawnictwa zachodnie, aż w końcu dotarliśmy do epoki dokumentów kręconych w technologii HD. Oczywiście ktoś inny na moim miejscu napisałby, że pozostał wierny Mistrzowi i precz odrzuciwszy szatański blichtr, do dziś spędza wszystkie, zimowe wieczory z kubasem nalewki i naręczami albumów Pana Włodzimierza. Ja jednak nie chcę łgać (nie tym razem) i uczciwie napiszę, że stare albumy trafiły na dolne półki i tylko od czasu, do czasu zdarzało mi się do nich zaglądać. Traf jednak chciał, że ponownie wróciłem do twórczości Puchalskiego, a wszystko to za sprawą, jak zawsze, przypadku.
Grzebiąc w sieci w poszukiwaniu czegoś skrajnie nieprzyzwoitego, jakimś cudem, natknąłem się na wzmiankę o książce Tomasza Ogrodowczyka pt. "Werki Włodzimierza Puchalskiego", czyli opracowaniu zawierającym bogaty zbiór zdjęć i innych materiałów przedstawiających Artystę od tzw. "kuchni".
Zaciekawiło mnie to do tego stopnia, że porzuciłem niecne praktyki (czasowo!) i zajrzałem na stronę wydawcy, czyli OR-WLPwB. Oprócz wspomnianych "Werków", znalazłem tam również tzw. "Zieloną Serię", czyli cztery reedycje albumów Puchalskiego. To akurat nie było dla mnie niespodzianką, gdyż pozycje te funkcjonują na rynku już od jakiegoś czasu, ale jakoś nigdy nie korciło mnie, żeby im się bliżej przyjrzeć. Jako, że "Werki" nabyć chciałem, a ceny nie były (i nadal nie są) zbyt wygórowane (14,99), postanowiłem nabyć na próbę także jedną z nich, czyli debiutanckie "Bezkrwawe łowy". Kupiłem, poczekałem na umyślnego, otworzyłem album i ... nie poznałem tego, co - wydawać by się mogło - znałem niemalże na pamięć! Zdjęcia wyglądają bowiem tak, jakby zrobiono je może nie dziś, ale przedwczoraj na pewno. Warto wspomnieć, że w ramach bonusu, do albumiku dołączono płytę, na której aktorzy niekoniecznie serialowi, czytają teksty z oryginalnego wydania. Powiadam Państwu, PEREŁECZKA!
Polecam gorąco tę serię, choć interes mam w tym żaden. Polecam także zrekonstruowane cyfrowo filmy autorstwa Puchalskiego. Jeżeli ktoś nie zna jeszcze jego twórczości, będzie miał szansę ją poznać, a tych którzy znają ją z praczasów zapewniam - będziecie ukontentowani tak, jak ja!
PS. Link do sklepu: http://www.sklep.bedon.lasy.gov.pl/
PS. 2. Wiem, że znowu ...
Dziś podziwiam na Twoich fotkach światło i te przepyszne rudości :-)
OdpowiedzUsuńPo drugie, jako bibliotekarz daje punkty za propagowanie wartościowych książek. Pamiętam Wyspę kormoranów Puchalskiego, u siebie mam także książkę Ptaki Polski Sokołowskiego.
Stare wydania może są i szaro-bure, ale ile w nich treści...niestety młodzi czytelnicy wolą kolorowe, na kredowym papierze.
O tej reedycji nie słyszałam, dzięki Tobie już wiem :-)
Światło, to cała kwintesencja fotografii. Reszta, to po prostu takie dokfotki. Mogą być ciekawe, ale nie wychodzą poza dokfotowatość:))) Warto propagować, gdyż Puchalski stał się trochę zapomniany, a tak powinno być nie powinno! Cóż się dziwić? Coraz mniej osób pamięta przaśność dawnych wydawnictw, a dla reszty kolor i kreda, to standard:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńAha.
UsuńTo bot spamujący, u mnie pojawiało się to samo.
UsuńCiekawe dlaczego, skoro mamy blogi na innych platformach?
UsuńA ja usiłowałam znaleźć związek z Puchalskim....przebrnęlam przez całość....no cóż jeleń ze mnie :))))))
UsuńZapewniam Cię, że nie Ty jedna :))))
Usuń1. Mam bardzo stary czarno-biały album Puchalskiego./muszę go ściągnąć z półki pod sufitem/
OdpowiedzUsuń2. Ciągle się zastanawiam jak Ci się udało tak te jelenie wytresować. :-)))
Polecam, ale polecam też reedycję! Tak, jak napisałem, różnica jest szalona:) PS. Biciem, tylko biciem!
UsuńZachęciłeś mnie tą recenzją i nabędę wspomnianą książkę. Zdjęcia rób i nie patrz na opinię innych; ))) A zdjęcia panie kolego , że tak powiem, to mnie skręca że takich nie mam u siebie w albumie. W sumie to należało Wam się to spotkanie , za wszelki trud włożony w podchód.
OdpowiedzUsuńNabądź, bo warto! Resztę z resztą też! :))) Dzięki:) Namawialiśmy na przyjazd? Namawialiśmy! To dalej namawiamy, ale czy powtórzą się takie warunki? Tego już zagwarantować się nie da!
UsuńCzwarte od dołu, perełeczka. Stare wydawnictwa, może i nie nazbyt piękne zawsze gdy po nie sięgam wywołują drżenie serca, to jak powrót do dzieciństwa. Okazuje się, że Lasom Państwowym udało się zrobić dobrą robotę. Zamówiłam i czekam na przesyłkę.
OdpowiedzUsuńPS
Po kubasie nalewki świat zawsze pięknieje:)))
Masz rację i dlatego ciągle je mam i nie zamierzam się pozbyć. Myślę jednak, że Puchalski sam byłby zachwycony, gdyby to zobaczył. Przecież Jemu też zależało na, jak najlepszych, efektach ciężkiej pracy:) PS. A po dwóch?
UsuńPo pół KUBASIE byłabym zamroczona przez trzy dni, (mam bardzo niski poziom dehydrogenazy mleczanowej) po całym tydzień, a po dwóch pewnie bym przez sen umarła z głodu :)))
UsuńPrzepraszam, nie wiedziałem :)))) To słabo. Czyli nie możesz zasiąść sobie na tarasie z winem, miodem, piwem itp. i kontemplować zachód słońca nad Marunami? To ... po co Ci taras? :))
UsuńNo, nieee! Wino mogę i to w sporych ilościach, bo wino ma max 14%, a porządna nalewka niestety 60 i jeśli jeszcze podana w kubasie, czyli 0,3l to i konia by ścięło, że o szpakach nie wspomnę:)) A taras to taka otwarta czatownia:))
UsuńCzyli nie jest źle:))) Z tarasem oczywiście żartowałem, gdyż znam Twoje zdjęcia zrobione z tej czatowni i szczerze mówiąc bardzo zazdroszczę takiego miejsca!
UsuńBardzo zgrabne kokietowanie czytelnika ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli masz na myśli pierwszy akapit, to nie kokietowanie, a wnioski płynące z kilkunastu komentarzy zamieszczonych na tym blogu. Na początku je usuwałem, ale od dawna już tego nie robię, więc 3, czy 4 znajdziesz bez trudu :)))
UsuńNaprawdę? Albo się nie znam (na pewno się nie znam, ale nie muszę) albo ludzie są dziwni. Nie będę szukać, własne zdanie mi wystarczy
UsuńZakładając blog, wiedziałem, że może być różnie, więc kompletnie się tym nie przejmuję:)
UsuńWojtek śmiało zmierza
OdpowiedzUsuńŚladami Włodzimierza
Lecz wcale nie zamierza
Publikować fotek jeża
Jedynie zdjęcia z pojezierza
Rogatego grubego zwierza.
:)))) jeszcze baaaardzo daleko mi do dogonienia Włodzimierza, a jeżem też nie gardzę, choć oczywiście wolę rogatego! :))
UsuńTylko największy mistrz zamierza
UsuńSfocić rogatego jeża... ;)
Za chwilę Makro założysz trzeci blog, tym razem poetycki :))
UsuńBy pezję tworzyć trzeba Apollina zgody,
Usuńbezeń wiersze niczym grubo ociosane kłody.
Na petę przez muzy trzeba być pasowan,
zaś rymować potrafi każdy jeden grafoman
Rymować może i tak, ale z pewnością nie kazdy jeden :)
UsuńDyplomatycznie napiszę, że nie znam się na poezji, a grafomańsko spełniam się w dramacie :)))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńZnam zdjęcia pana Puchalskiego i na mnie wciąż robią wrażenie - mimo mankamentów, o których pisałeś, więc tym chętniej zapoznam się z polecaną serią:)
Władca z czwartego zdjęcia od dołu wygląda imponująco:)
Pozdrawiam:)
Polecam, gdyż dopiero teraz można dostrzec cały kunszt Puchalskiego. PS. To nie władca, to dopiero pretendent:)
UsuńWspaniała seria rogaczy...o świcie...
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Mieliśmy szczęście, gdyż ze świtami bywa u nas różnie, tak jak np. dziś:))
UsuńMam chyba dwie książki z tej "Zielonej Serii" , ale jakoś nie mogę się za nie wziąć. Piękne wydanie i zdjęcia, tylko czemu tekst jest nagrany na płytę? Po prostu się zastanawiam, bo nie wiem, co zadecydowało o takiej formie całej książki, ale wolałabym czytać, a nie słuchać :(.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Dlatego warto mieć również stare wydania (do kupienia za grosze w sieci), właśnie do poczytania. Nowe polecam przede wszystkim ze względu na zdjęcia, które wyglądają o niebo lepiej:)
UsuńBoskie zdjęcia. Mają wspaniały klimat. :))
OdpowiedzUsuńTak właśnie wygląda Warmia, gdy już się człowiek zmusi i wstanie w środku nocy:)))
UsuńPuchalskiego nie znam, więc mam szansę poznać, a sugerując się tym, że dla niego porzuciłeś w jednej chwili inne zajęcia - niecne i nieprzyzwoite, to wręcz trzeba Go poznać;)
OdpowiedzUsuńI chyba zaczynam rozumieć co to znaczy mieć dobre światło... Gratuluję zdjęć!
Koniecznie trzeba, gdyż od niego zaczęła się polska fotografia i film przyrodniczy:) Dziękuję, ale to, jak słusznie zauważyłaś, zasługa światła i oczywiście modeli. Dlatego żałuję, że ewidentnie coś się zmieniło w przyrodzie. Nie chcę marudzić, że przed wojną ... itp., ale gdy porównuję stare zdjęcia z tegorocznymi, wyraźnie widać, że światło się zmieniło i to dużo gorsze.
UsuńZachęciłeś do sięgnięcia po książkę i albumy Pana Puchalskiego. Ta ranna impresjonistyczna mgła i oświetlone czerwonym blaskiem jelenie idealnie wkomponowane w roślinność. Godzinę tu siedzę i patrzę, skoro po ulicy nie chodzą, a ja po puszczy.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza że teraz można obejrzeć takie zdjęcia, jakimi zapewne chciał je widzieć Puchalski (szkoda, że tego nie doczekał). Co zaś do mgły i kolorów, to polecam takie, świtowe wyjścia. Nawet bez jeleni, przez tych kilkadziesiąt minut, bywa genialnie:)
UsuńMnie się tam proszę Pana podoba :) i nie ma to tamto :) Wszystko mi sie podoba. W naturze takich stad nie spotykam to chociaż tutaj się napatrzę :)))
OdpowiedzUsuńRózowo-złota rudość mgieł i zwierząt na pierwszych dwóch i osiemnaste! A w ogóle to wschodzace słońce na łąkach i jeleniach...piękne...po prostu piekne
Mam coraz wiekszy problem z wyborem, ale na 1000% chcę czerwcowe łąki :) Całe :) i złoto trzcin i żurawi na RozlewiskuII :)))
Bo to Warmia, Proszę Pani, czyli typowy, jeleniowy teren:) Pagóry, duże kompleksy leśne i śródleśne łąki. Żyć, nie umierać :)))) PS. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale jeżeli tak, to chętnie wyślę pliki w rozmiarze wywoływalnym. Jeżeli coś pokręciłem, to oczywiście - nie wyślę:)))
UsuńNo dobrze Pan zrozumiał, adres jakoś powinnam podać byłoby czytelniej:)
UsuńNiestety w tym roku zostałam uziemiona na DŚ....ale może jak już się wszystko wyklaruję i jakoś się pozbieram, to uda mi się na tę Warmię lub chociaż Mazury;) we wrześniu dotrzeć i napatrzeć tak co by na jakiś czas starczyło :)....choć po prawdzie to jakoś nigdy dość nie mam :)))
Przepraszam za zwłokę, ale wstaję o plugawych porach i czasem nie nadanżam. To fajnie, że zrozumiałem!! Poproszę na wgot@uwm.edu.pl (jedyny, o którym nie zapominam:)) PS. DŚ brzmi tajemniczo, choć nie będę kłamał i napiszę, że kilka wesołych rozwinięć tego skrótu przyszło mi do głowy:)))) PS.2. Wrzesień, to bardzo dobry czas, więc jakby coś, to chętnie pomożemy!
UsuńDla mnie mogą być "znowu" :) Pięknie światłem malowane :) Czyżby to była ta "złota godzina" ?
OdpowiedzUsuńTo fajnie, chociaż byki pokazują się już tylko sporadycznie, gdyż za chwilę rykowisko:) Dokładnie, a jeszcze dokładniej, to czas gdy słońce raczy wreszcie wyleźć znad lasu, czyli jakaś 4.30:)
UsuńOczarowały mnie fotki jeleni, cudowne ujęcia... Właśnie przypomniało mi się, że są jeszcze takie urokliwe miejsca. Przyroda jest naprawdę zabójczo piękna. Ale nie ma się co dziwić, wszak Bóg stworzył Ziemię dla ludzi na dom, na mieszkanie ją stworzył...
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam :)
Cieszę się:) Takich miejsc jest jeszcze dużo, tylko trzeba ich czasem poszukać:)
UsuńWojciechu. Tak się składa, że ostatnie wakacje spędziłam u mojego Wujka, fotografa Włodzimierza Łapińskiego (tak naprawdę to przyjaciel mojego Taty, przyjaźnili się od liceum), u którego zresztą będąc dzieckiem pana Puchalskiego spotkałam, choć szczegółów nie pamiętam. Uwielbiam opowieście o fotografowaniu przyrody, o łowach bezkrwawych, choć i o tych zwykłych też, ale tylko jeśli "prawdziwi" myśliwi o nich mówią. Tyle wspomnień.
OdpowiedzUsuńNo i co ja mogę napisać?! Znam dorobek obu Tych Panów i mogę tylko zazdrościć. Tak najzupełniej szczerze :)))
UsuńSpotkania z takimi ludźmi są dla mnie zawsze przyjemnością i inspiracją, tegoroczne wakacje będę w pamięci pielęgnować, bo rozmowy z Wujkiem i jego osoba, są dla mnie ważne w jakiś niewytłumaczalny dla mnie tak naprawdę sposób. Pewnie to kwestia jego silnej osobowości, ciekawości świata, umiejętności patrzenia.
UsuńWierzę i myślę, że warto takie rozmowy prowadzić, jak najczęściej i jak najdłużej. Szkoda tylko, że do mnie dotarło to zdecydowanie zbyt późno.
Usuń